Reklama

200 brutto w Głogowie, zerkanie w kierunku kopalni, eksplozja formy. Poznajcie króla strzelców II ligi

redakcja

Autor:redakcja

06 października 2020, 15:15 • 9 min czytania 4 komentarze

Był rewelacją rozgrywek w zeszłym sezonie II ligi. Jego 24 trafienia ostatecznie dały tytuł króla strzelców rozgrywek, a w pokonanym polu pozostawił chociażby Marcina Robaka, który był typowany na murowanego faworyta do tej nagrody. W szczerym wywiadzie Michał Bednarski, zawodnik Miedzi Legnica, opowiada nam o swoich przygodach w Chrobrym Głogów, powodach snajperskiej eksplozji w Polkowicach oraz celach na najbliższą przyszłość.

200 brutto w Głogowie, zerkanie w kierunku kopalni, eksplozja formy. Poznajcie króla strzelców II ligi
Niedawno odbyły się derby Zagłębia Miedziowego, a ty zamiast na boisku musiałeś oglądać kolegów sprzed telewizora. Jak przebiega rehabilitacja po zabiegu artroskopii?

Póki co mam problem z poruszaniem się, więc nie wybrałem się nawet na trybuny. Nie było to łatwe oglądać takie spotkanie z domu – tym bardziej, że Głogów to moje miasto rodzinne. Mam to już jednak za sobą i myślę, że każdy dzień działa na moją korzyść.

Jakie są prognozy? Długo jeszcze będziesz wyłączony z gry?

Ten uraz stawu kolanowego to dla mnie pierwsza poważna kontuzja, która zabiera mi dłuższy okres gry, ale i tak staram się doszukiwać pozytywów. Przerwa nie potrwa 6-9 miesięcy, jak to zwykle przy takich urazach bywa, tylko maksymalnie trzy miesiące.

W przerwie między rozgrywkami przewijał się temat twoich przenosin do Jagiellonii. Teraz krąży plotka, że to właśnie problem z kolanem przeważył i ostatecznie nie przeszedłeś testów medycznych.

Największa bzdura, bo nawet nie dotarłem do Białegostoku. Byłem z nimi po słowie, dogadaliśmy się dwa tygodnie wcześniej, jeszcze w trakcie rozgrywek drugoligowych. Jedynym problemem w tym przypadku były przedłużające się rozmowy Jagiellonii z Górnikiem Polkowice. Ostatecznie kluby się nie dogadały, a ja trafiłem do Miedzi. Nie chcę też już rozpamiętywać tej sprawy, bo ostatecznie jestem szczęśliwy, że trafiłem do Legnicy.

Oprócz Jagiellonii były jeszcze inne opcje z Ekstraklasy?

Było zainteresowanie kilku innych zespołów, ale nie było to na tyle konkretne, aby mówić o potencjalnym transferze. Jedyny konkret to ten z Białegostoku, co dla mnie też było zaskoczeniem. Wcześniej nie słyszałem o zainteresowaniu akurat z tego klubu, a tu nagle spłynęła konkretna propozycja. Poza ludźmi z Podlasia mogę jeszcze wspomnieć o Górniku Zabrze. Pan Artur Płatek przyjeżdżał mnie obserwować, wydał podobno pozytywną opinię, ale ostatecznie temat się nie rozwinął.

Reklama
Jak oceniasz w ogóle tę przeprowadzkę po prawie dwóch miesiącach? 

Przede wszystkim nie mogę powiedzieć, że w Polkowicach mi czegokolwiek brakowało. Na pewno jednak w Legnicy poziom jest jeszcze wyższy. Byłem zaskoczony, że aż tak dobre warunki Miedź zapewnia swoim zawodnikom. Wszystko jest dopięte na ostatni guzik, od organizacji po kwestie finansowe. Od pierwszego dnia jestem bardzo zadowolony z tego transferu, jednak z tyłu głowy ciągle miałem ten problem z kolanem. Odbyłem kilka treningów z chłopakami, ale nie byłem gotowy na sto procent. W końcu stwierdziliśmy, że takie granie bez pełnej sprawności nie ma sensu i lepiej poddać się temu zabiegowi, żeby za jakiś czas wrócić z czystą głową.

Zdążyłeś nawet zadebiutować w meczu z Resovią.

I po tym spotkaniu kolano zaczęło puchnąć, nie czułem się dobrze, stąd taka decyzja.

Powróćmy teraz do zeszłego sezonu. Skąd się wzięła twoja eksplozja formy?

Byliśmy w drugiej lidze beniaminkiem i wiedziałem o tym, że to świetny moment, żeby się pokazać, bo to już poziom centralny. Postawiłem bardzo mocno na swój rozwój, przepracowałem dobrze okres przygotowawczy i skupiłem się tylko na piłce. Początek sezonu to jednak zderzenie ze ścianą, a pierwsze mecze to typowe odciski na tyłku od siedzenia na ławce. W pierwszych pięciu kolejkach tylko dwa razy dostałem szansę na pokazanie się w końcówce meczów. Wiedziałem, że coś nie gra, bo czułem się świetnie, a tych szans nie dostałem zbyt wiele. Czekałem jednak cierpliwie na swoją okazję – tym bardziej, że na początku zgubiliśmy sporo punktów. Momentem przełomowym był mecz z rezerwami Lecha Poznań, gdzie strzeliłem dwie bramki. Wtedy powiedziałem sobie, że tego miejsca do końca nie oddam. No i nie oddałem.

Po sezonie oprócz ciebie na wyższy poziom trafili jeszcze trener Dobi i Patryk Mucha, który już śmiało poczyna sobie w Widzewie. Ma papiery na większe granie?

Od pierwszego dnia jak przyszedł do Polkowic było widać, że to kawał piłkarza. Długo przebywał w składzie ekstraklasowego Zagłębia Lubin i dużo na tym zyskał. Ma świetny odbiór piłki, wykonywał masę czarnej roboty, ale nieobce było mu też dobre dogranie piłki do przodu.

A trener Dobi? Jak byś go scharakteryzował? To były napastnik, pewnie miało to wpływ na wasze relacje.

Niesamowicie ambitny szkoleniowiec, czasami aż nadto. Nie mam wątpliwości, że osiągnie sukces, bo jest ukształtowany do ciężkiej pracy. Po treningach udzielał mi mnóstwa wskazówek, właśnie na podstawie tych swoich doświadczeń. Poświęcał swój prywatny czas, czego przecież wcale nie musiał robić. Nawet w momencie, gdy nie grałem, to zawsze mogłem liczyć na wsparcie trenera. Mogę powiedzieć, że to jest człowiek, u którego na pierwszym miejscu są zawsze aspekty ludzkie, wyżej nawet niż sportowe. Bardzo się cieszę, że na niego trafiłem. No i stawia na ofensywę. Woli wygrać 4:3 niż 1:0.

Reklama
W zeszłotygodniowym wywiadzie na Weszło Piotr Azikiewicz zauważył, że w Górniku każdy napastnik strzela gole, bo drużyna stwarza mu mnóstwo okazji. Też uważasz, że kluczem do zdobycia 24 goli był właśnie styl zespołu?

Styl miał duże znaczenie, ale to też nie jest tak, że koledzy nabijali piłkę na mnie, odbijała się od moich piszczeli i wpadała do bramki. Uważam, że więcej goli wpadało takich, że to ja musiałem się wykazać swoimi umiejętnościami i zimną krwią. Nie każdy ma tę umiejętność i nie każdy potrafi się w takich sytuacjach odnaleźć. Muszę jednak przyznać, że dużo z tych piłek to typowe „ciasteczka”, które trzeba było wykończyć i z tego skorzystać.

O Polkowicach mówi się, że to taki trochę mały Lubin. Wygodne miejsce do grania, organizacja dobra, a oczekiwania niezbyt wysokie.

Po części myślę, że tak jest. To jest idealne miejsce dla chłopaków, którzy nie łapią się w klubach z regionu z wyższych lig, do tego, żeby skupić się całkowicie na grze w piłkę i postarać się stąd wybić. Mój przykład pokazuje, że stąd wyżej już niedaleko.

Wróćmy teraz trochę do twoich początków, które prowadzą nas do Głogowa. Młody Bednarski miał wsparcie rodziców, czy musiał walczyć w domu o to, żeby grać w piłkę?

Miałem bardzo duże wsparcie od rodziców – szczególnie od mamy, z którą mieszkałem całe życie. Tata też zawsze mnie bardzo mocno wspierał, to z nim najwięcej kopałem za dzieciaka. Rodzice po czasie się jednak rozwiedli. To nie był jednak dla mnie duży problem, bo dobry kontakt zawsze miałem z obojgiem. Dla nich ważne było przede wszystkim to, że piłka daje mi szczęście i nie mieli problemu z tym, że poszedłem w tym kierunku. Dzisiaj są mega dumni, że jestem tu, gdzie jestem.

Czyli nie usłyszałeś nigdy, że piłka nie da ci chleba i pora poszukać innego zajęcia?

Wprost nigdy nikt mi tego nie powiedział. Widziałem jedynie, że się martwią w tych momentach, gdy szło mi gorzej. Tata pracuje w wojsku, więc w tym kierunku również mogłem pójść. To miłe, bo zawsze wiedziałem, że mam wsparcie i alternatywę, jednak nigdy żadnych nacisków z ich strony nie było.

Nie pojawiał się nigdy temat pracy w kopalni? Czterech piłkarzy Górnika chodzi przecież na „szychty”.

Za czasów Chrobrego pojawiały się takie przymiarki, jeszcze gdy trenerem był Ireneusz Mamrot. Nie mogłem się przebić i powoli myśli uciekały w tę stronę, czy nie czas zabrać się za normalną pracę. Wtedy wydawało mi się, że zawsze będę grał w Głogowie, początkowo nie chciałem nigdzie odchodzić na wypożyczenie. Dlatego tak trudno było pogodzić się z myślą, że nie mogę się przebić u siebie. Mama jednak kategorycznie zabroniła mi pójścia do pracy w kopalni, co wyszło mi na dobre. A w drużynie Górnika faktycznie mieliśmy czterech prawdziwych górników.

W Chrobrym nie dało się zrobić większej kariery? Miałeś przecież przyjemność pracować ze wspomnianym już trenerem Mamrotem, który lubi stawiać na młodych.

Na pewno mogłem bardziej skorzystać na tej współpracy, ale widocznie to jeszcze nie był mój czas. Wtedy nie czułem się odpowiednio dojrzały na większe granie i ten poziom. Dzisiaj jednak nie żałuję, bo gdyby wtedy wszystko szło idealnie, to mogłaby się pojawić jakaś sodówka i dziś byśmy nie rozmawiali. 

Wtedy w Głogowie była już I liga. Miałeś w ogóle taki moment, że pukałeś do pierwszego składu?

Wchodząc do pierwszego zespołu, miałem 16 lat. Tydzień potrenowałem z drużyną i dzięki kontuzjom trafiłem od razu do kadry meczowej. Wtedy Chrobry grał w drugiej lidze, a ja w tak młodym wieku miałem okazję zagrać, wchodząc z ławki w dwóch spotkaniach. Wtedy ówczesny prezes Chrobrego zaproponował mi kontrakt na 5 lat w wysokości 200 złotych brutto. Oczywiście odmówiłem, bo podpisanie tego to byłoby harakiri. Odsunięto mnie wtedy od składu i trafiłem z powrotem do juniorów. Usłyszałem też, że sufit spadł mi na głowę, bo w takim wieku powinienem się cieszyć z danej mi szansy. Chcieli mi podłożyć zwykłą minę, na którą po prostu nie dałem się wsadzić. 

Rozmawiałem z jednym z twoich trenerów z Głogowa, trenerem Trznadlem, który dziś prowadzi ekstraklasowy klub futsalu z Leszna. Podobno dużo nie brakowało, a zmieniłbyś dyscyplinę i przeniósłbyś się na halę.

Tak, to prawda. Ten temat też był grany. Trener Trznadel prowadził wtedy ekstraklasowy klub futsalu Euromaster Głogów. Znamy się jeszcze z gimnazjum, gdzie trener był moim wuefistą. Znał moją sytuację, wiedział, że gram w okręgówce i z jego strony padła taka propozycja, żebym zaczął przygodę z futsalem. Zastanawiałem się chwilę, ale uznałem jednak, że to nie dla mnie. Na hali ta gra jest zupełnie inna i ciężko by mi było się przestawić.

Zastanawia mnie jeszcze, dlaczego Zagłębie Lubin nie spróbowało cię wyciągnąć z Polkowic. Kłopot z napastnikami tam jest co roku, szczególnie teraz po sprzedaży Białka do Bundesligi.

Zaskoczę cię, był temat z Zagłębia. Dostałem zaproszenie na dwa treningi, już po pandemii, na których się nawet pojawiłem. Temat jednak szybko ucichł. Jak widać, mają inną politykę transferową, wolą stawiać na inne nacje w ataku.

Na koniec muszę zapytać o twoje cele na najbliższą i trochę dalszą przyszłość, bo wiem, że sobie takie stawiasz.

Przede wszystkim wrócić do zdrowia. Wiem, że jak już wrócę, to będę bardzo mocny, bo wszystko temu podporządkowałem. Już teraz trochę meczów mi uciekło, a jeszcze kilka pewnie mnie ominie, ale jak tylko wrócę, to postaram się jak najwięcej tych goli nastrzelać. Nie chcę też, żeby w przypadku niepowodzenia być odbieranym jako zawodnik tylko jednego sezonu. Jestem gotowy, na to, żeby w pierwszej lidze też strzelać gole. 

Potem już tylko Ekstraklasa.

I dwie pieczenie na jednym ogniu – Ekstraklasa z Miedzią. W tym kierunku chciałbym iść.

Rozmawiał Piotr Wieczorek

Fot. newspix.pl

Najnowsze

Komentarze

4 komentarze

Loading...