W minionej kolejce za sprawą Arki Gdynia pierwsze punkty w tym sezonie I ligi straciła Termalica, a dziś dla odmiany za sprawą GKS-u Tychy to Arka przypomniała sobie, jak to jest schodzić z boiska pokonanym. Goście wreszcie rozegrali mecz, po którym trudno się do czegoś mocniej przyczepić.
Gdyby tyszan prowadził Adam Nawałka, na pomeczowej konferencji jego słynne “zarówno w ofensywie jak i defensywie” tym razem miałoby swoją treść, bo GKS faktycznie dawał radę pod każdym względem. Spokojnie i konsekwentnie bronił dostępu do własnej bramki, jednocześnie potrafiąc stwarzać zagrożenie po drugiej stronie. I, co najistotniejsze, być konkretnym przy wykończeniu.
Niby Arka oddała siedem celnych strzałów, ale tak naprawdę żaden nie stanowił wyzwania dla Konrada Jałochy.
Były bramkarz gdynian najbardziej musiał się wysilić na samym początku. Szymon Drewniak wykonując rzut wolny z pozycji uprawniającej raczej do dośrodkowania próbował go zaskoczyć i Jałocha musiał przerzucić piłkę nad poprzeczką. Następną poważną próbą było dopiero uderzenie Rafała Wolsztyńskiego z 90. minuty, tyle że i tak sędziowie odgwizdali spalonego.
Jałocha kilka razy mógł liczyć na swoich obrońców. Dwukrotnie w dobrych sytuacjach w polu karnym blokowany był Adam Deja, a raz Bartosz Kwiecień, który uprzednio efektownie nawinął sobie rywala. Nie ukrywamy, trochę takim przebłyskiem zaskoczył.
GKS zaryglował środek, Arce bardzo trudno było się przedrzeć, więc musiała próbować akcji skrzydłami. A te najczęściej były kasowane przez defensywę przyjezdnych lub zatrzymywane przez czujnego na przedpolu Jałochę. W całym spotkaniu zawodnicy Ireneusza Mamrota nie stworzyli sobie żadnej stuprocentowej okazji.
Tyszanie odważnie zaczęli, nie przestraszyli się mającego komplet zwycięstw przeciwnika i dość szybko ustawili sobie granie.
Atak lewą stroną zakończył się wbiegnięciem Stebleckiego w pole karne i wyłożeniem piłki do Bartosza Biela. Lekki rykoszet od wykonującego wślizg Drewniaka i wpadło pod poprzeczkę, Daniel Kajzer niewiele mógł zrobić. Drugi cios GKS zadał po rzucie rożnym wykonywanym przez Łukasza Grzeszczyka. Zamieszanie w powietrzu, wyskakujący Łukasz Sołowiej trochę ucierpiał, a w międzyczasie pięknie tuż przy słupku kopnął Krzysztof Wołkowicz. Wpadło mu idealnie, Kajzer był jeszcze bardziej bezradny. Dwóch byłych podopiecznych Artura Derbina z GKS-u Bełchatów stawiało dziś kropki nad “i”.
Arka została zaszachowana przez gości ze Śląska, a że sama przeciekała, tym razem musiała przełknąć gorycz porażki. GKS po kiepskiej inauguracji zaczyna się rozpędzać. Ostatnie cztery kolejki to 10 punktów, ten występ był zdecydowanie najlepszy. W Gdyni powodów do rozdzierania szat nie ma, a być może drobny prztyczek w nos w dłuższej perspektywie okaże się przydatny. Awans dla nikogo nie jest sprawą oczywistą, bo w praktyce chętna do podzielenia tego tortu może być niemalże połowa ligi.
Arka Gdynia – GKS Tychy 0:2 (0:1)
0:1 – Biel 18′
0:2 – Wołkowicz 67′
Fot. Newspix