
weszlo.com / Hiszpania
Opublikowane 20.09.2020 23:37 przez
redakcja
Widzieliśmy już tyle meczów tego typu… Jedna drużyna, murowany faworyt, od pierwszej minuty bawi się piłeczką. Tu jakiś drybling, tam jakaś klepka, po stracie zazwyczaj od razu pressing i odzyskanie kontroli. Ale czy piłkarze tworzą jakiekolwiek groźne sytuacje? No nie, minuty mijają, blok defensywny rywali się przesuwa, w poczynania faworyta zaczyna się wdawać pośpiech oraz zniecierpliwienie. Efekt? Posiadanie piłki prawie 70:30, w strzałach 16:6, 11:1 w rzutach rożnych. I zero do zera na koniec meczu.
Real Sociedad ugościł dzisiaj Real Madryt prawdziwym wzorcem z Sevres takiego niemożebnie nudziarskiego meczu. Naprawdę, tu nie działo się nic, zero, kompletny brak emocji. Wiele mówiło podsumowanie komentatorów, którzy pochwalili Real za wszystko, za podania w środku pola, za wiele sposobów kreowania akcji, za dokładność. – Ale nieco zabrakło nam w tym meczu konkretów – zamknęli temat.
Bo też taka jest smutna prawda. Szukamy w pamięci jakiegokolwiek „mięsa” pod którąkolwiek z bramek. Na pewno na pierwszy plan wybija się akcja Sociedad sprzed przerwy, gdy Isak doskonale znalazł się na lewej flance i rozciągnął Thibault Courtois. Najtrudniejsze w fachu bramkarza Realu Madryt jest utrzymanie pełnej koncentracji przez cały mecz, bo czasem okazja, by się wykazać, zdarza się raz na 45 minut. W tym wypadku Belg zachował się bez zarzutu, pewnie obronił dość trudny strzał. Warto pochwalić tutaj gospodarzy, którzy rozerwali defensywę pięknym prostopadłym podaniem.
Czy Real miał w ogóle okazję o takiej jakości?
Może wskazalibyśmy tę sytuację Benzemy, który dostał idealną piłkę po fatalnym wybiciu Remiro, ale po pierwsze – Francuz totalnie się zakręcił, zamiast strzału wyszło mu podanie wzdłuż bramki, a po drugie – i tak sędzia przerwał akcję, prawdopodobnie dopatrując się spalonego. Druga okazja? Znów Benzema, po świetnym przeklepaniu w środku pola, gdzie w głównej roli wystąpił tak długo przygotowywany do gry w Realu Martin Odegaard. Znów jednak zabrakło choćby celnego strzału – Benzema poślizgnął się i piłka przeleciała daleko obok słupka.
I… to właściwie wszystko. Uderzenia Carvajala czy Benzemy raczej nie zasługują na fanfary, podobnie jak kilka „ładnie zapowiadających się akcji”. Mieliśmy taką nawet w samej końcówce, gdy świetnie dryblingiem ruszył Mendy, ale znów – nie było z tego nawet celnego uderzenia na bramkę. Tak naprawdę najwięcej dramaturgii było w momencie, gdy piłkarze Realu reklamowali rzut karny po zagraniu ręką oraz gdy sędzia dość oszczędnie rozdawał kartki za ostre wejścia. Aha, Zidane do ratowania wyniku rzucił się Sergio Arribasaem oraz Marvinem. Nic nie szkodzi, jeśli nie kojarzycie nazwisk.
Wypada słówko poświęcić też Realowi Sociedad, który wprawdzie osiągnął swój cel, ale nie zachwycił, tak jak zdarzało mu się to robić w poprzednim sezonie. By daleko nie szukać – choćby w pucharowym meczu z Realem Madryt, wygranym przez Sociedad 4:3. Problem polegał na tym, że wówczas jedną z bramek sieknął Martin Odegaard. Dziś już w koszulce czarno-różowej, a nie biało-niebieskiej. To było czuć, bo pomimo wciąż sporego potencjału ofensywnego z Isakiem czy Oyarzabalem, a potem również Davidem Silvą, Sociedad w przodzie niemal nie istniało. Dlatego też zamiast skarcenia mistrza, mamy po prostu rozczarowujący remis.
Czekamy na odpowiedź Barcelony, ale coś nam się zdaje, że możemy doznać kolejnego rozczarowania. Patrząc na składy, ale przede wszystkim patrząc na grę najmocniejszych hiszpańskich klubów, mamy niewielkie oczekiwania wobec całej ligi hiszpańskiej.
Real Sociedad – Real Madryt 0:0
Fot.Newspix
Opublikowane 20.09.2020 23:37 przez
Klasyka w ostatnim czasie. Brak gościa, który jebnie bramę, a nie się zastanawia. Benzema to oczywiście nie jest zły piłkarz (patrząc całościowo), ale on już nie raz pokazał, że ma jakiś problem z podjęciem decyzji o strzale. Pamiętam kilka akcji, gdy np. dostawał piłkę w pole karne, aż prosiło się, żeby przylutować z woleja, a on się bawi w jakieś przyjęcie piłki i finalnie nawet strzału nie oddaje. Drażni też notoryczne schodzenie na pozycję skrzydłowych, co często powoduje, iż napastnika nie ma w polu karnym. A to już nie są czasy, że gdzieś zawsze kręci się Cristiano, który strzeli bramkę. Zresztą to jest coś, co mi się zawsze u Portugalczyka podobało, parcie na gola (wręcz za wszelką cenę) – można gdybać, ale wydaje mi się, że CR7 w sytuacji Benzemy po prostu przyłożyłby w bramkę, zamiast mijać bramkarza, by finalnie puścić farfocla w linię boczną. Te zmiany to też takie, delikatnie mówiąc, średnie – potrzeba bramki, a Jović czy Mayoral nawet się z ławki nie podnieśli na rozgrzewkę (nie sądzę, że zbawiliby Real, no ale stricte ofensywni piłkarze na ławce, i jakoś ograni, to ci dwaj panowie) . Aczkolwiek gra w pierwszej połowie nawet mi się podobała, fajnie pokazał się Odegaard. No i swoje zrobił Thibaut.
„Pamiętam kilka akcji…” odnosi się do meczów np. z poprzedniego sezonu, nie do niedzielnego z Sociedad – żeby była jasność 😉
I taka będzie właśnie piłka nożna. Nie będzie takich ofensywnych grajków typu: CR7 czy Bale w formie, dzięki którym Real potrafił rozwalić rywala 11-2. Dzisiejsza piłka jak i ta w przyszłości będzie nudna (jedynie Bayern będzie ładował ile się da) ale niesamowitym wynikiem w TOP5 lig będzie 3-3 czy 2-2 🙂 . Jedynym ofensywnym grajkiem jest Kylian Mbappe. Pozostali są na tym samym poziomie (bardzo dobrym ale nikt nie jest wyróżniającą się personą).
Hazard znów kontuzja? Ciekawe czy kiedyś wróci do gry na takim poziomie jak w Chelsea. Real tego potrzebuje, ale sam Belg coś szklany ostatni rok.
Hazard to taki trochę Belgijski Forsell, tylko że dużo lepszy, i z ciut mniejszym apetytem. W Chelsea na to przymykali oko, bo na początku każdego sezonu tam nosił drobny balast.
Prawda jest taka, że hiszpańską piłkę ligową w ostatnich latach ogląda się dużo gorzej niż jeszcze z 15 lat temu.
Czołówka zakiszona w sosie własnym (choć to akurat przypadłość większości topowych lig w ostatnim czasie), mocno taktyczne mecze z nastawieniem trenerów bardziej na destrukcję niż twórczość w ofensywie i takie są potem efekty.
W każdej lidze (a przynajmniej w tych 5 „topowych” ligach) od kilku od dobrych lat jest dominacja 2-4 czołowych drużyn. Pieniądze zrobiły swoje, czasem jest to inwestor zewnętrzny (City, PSG), czasem różnice robi regularne dochodzenie do fazy 1/4 LM, a to już przynosi ogromny zastrzyk gotówki, który pozwala coraz bardziej odjeżdżać drużynom które regularnie tam nie dochodzą. Coś na zasadzie „czemuś biedny – boś głupi, czemuś głupi – boś biedny”, koło się zamyka.
W Real Sociedad nie było 4 kluczowych graczy + Silva jak na razie się nie odnajduje. Oni potrafią grać z wielkimi i urywać punkty, już nie wspomne o tym że to drużyna nastawiona na posiadanie piłki więc siłą rzeczy musieli zagrać inaczej z Realem.
Niekoniecznie chodzi o ten mecz (wiadomo jak mniejsze kluby grają z tymi większymi).
Ale np. mecz średniaków w tej lidze ciężko się ogląda. No i już od paru sezonów widać też że mało bramek tam wpada.
Obejrzałem w pierwszej kolejce mecz Eibar-Celta i jakbym nie wiedział że to hiszpańska to bym pomyślał że trochę szybszą ekstraklasę oglądam.
Co tam robi człowiek-małpa ze znanego filmu, koło Zidane’a?