Reklama

Derby Poznania są unikalne na skalę europejską

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

20 września 2020, 08:10 • 7 min czytania 43 komentarzy

Jaka ma wspomnienia z derbów Poznania? Dlaczego jego marzeniem były bramki na wszystkich poznańskim stadionach i czy udało mu się to zrealizować? Kto kibicuje Warcie, a kto Lechowi i jakie są relacje między fanami obu tych klubów? Dlaczego jako legenda Lecha mógł zagrać w Warcie? Jaką rzeczywistość zastał w Warcie? Jakie jest jego jedno najpiękniejsze wspomnienie z Lecha? Ile dla Poznania znaczą derby Poznania? Przed pierwszym od dwudziestu pięciu lat meczem Warty z Lechem wspominamy stare dzieje z legendą poznańskiej piłki, Piotrem Reissem. Zapraszamy. 

Derby Poznania są unikalne na skalę europejską

1995? Ostatnie derby Poznania? Właściwie to średnio pamiętam. Dwadzieścia pięć lat temu. Przegraliśmy 1:2. Nie strzeliłem bramki. Nawet nie pamiętam, czy w pierwszym składzie wyszedłem.

Wyszedł pan. 

To dziwne, że nie strzeliłem bramki. Na usprawiedliwienie: to był mój pierwszy sezon w Ekstraklasie. Lepiej pamiętam spotkanie z rundy jesiennej sezonu 94/95. Graliśmy na historycznym i legendarnym poznańskim stadionie – wtedy imienia 22 lipca, potem Edmunda Szyca, a teraz porośniętym drzewami. Wygraliśmy 2:0. Strzeliliśmy z Jackiem Dembińskim po bramce. Cieszyłem się. Moim marzeniem było bowiem zawsze strzelić bramki w każdym poznańskim derbowym spotkaniu, na każdym poznańskim stadionie. I to mi się udało.

Skoro mówi pan, że było to pana marzenie, to derby musiały mieć swój gatunkowy ciężar.

Miały, chociaż w Poznaniu nigdy nie było żadnych animozji kibicowskich. Fani Warty to pokolenie powojenne. Później pałeczkę w mieście przejął Lech, który regularnie wychowuje nowe pokolenie zaplecza kibicowskiego, czym wyrabia sobie przewagę, bo Warta taką zdolnością nie dysponuje. Nigdy nie było żadnej waśni między tymi klubami. Kibice Warty chodzili na Lecha, kibice Lecha na Wartę. Ale dla mnie, dla urodzonego Poznaniaka, te derby miały znaczenie. Byłem wychowankiem Lecha i chciałem strzelać w derbach.

To był mój premierowy sezon w Ekstraklasie i nigdy później nie było już lepszej okazji, żeby spełniać swoje marzenie. W lidze grały trzy drużyny z Poznania – Lech, Warta i Olimpia. I tak jak strzeliłem na Warcie, tak strzeliłem też na stadionie Olimpii, na Golęcinie. Taki komplecik.

Reklama

PODZIAŁ PUNKTÓW W DERBACH? KURS 4,30 W TOTALBET

Która rywalizacja była ważniejsza? Lecha z Wartą czy Lecha z Olimpią?

Olimpia była milicyjnym, więc kibice Lecha woleli zwycięstwa z Olimpią, aczkolwiek Warta to klub z olbrzymimi tradycjami, więc też nikt nie przechodził obok tych derbów obojętnie, a rywalizacja była dosyć zaciekła – ot, przykładowo w grupach młodzieżowych. I właśnie, w młodzikach i juniorach zawsze był największy prestiż tych spotkań. Taki przegląd sił. Kto ma lepszą młodzież, kto lepiej szkoli, kto ma silniejszą akademię?

W latach 90. Lech był lepiej zorganizowanym klubem niż Warta czy wtedy poziom zorganizowania był bardziej zbliżony?

Wtedy kluby były bardziej porównywalne. To były czasy, kiedy Lech odłożył się od kolei, Warta od zakładów Hipolita Cegielskiego, które w części ich sponsorowały, i obydwa kluby, w latach 90., borykały się ze sporymi problemami. Lech sobie poradził, natomiast Warta do dzisiaj cierpi i nie jest potentatem finansowym. Samo to, że domowe mecze gra w Grodzisku Wielkopolskim doskonale pokazują, że czegoś tu brakuje.

Jaka była atmosfera na trybunach derbów Poznania?

Nie było wielkich emocji. To były czasy, kiedy niewielu kibiców przychodziło na mecze. Zajrzałem w statystyki frekwencji ostatnich derbów Poznania, tych sprzed dwudziestu pięciu lat, i na tym spotkaniu było dwa tysiące ludzi. Dwa tysiące ludzi! To teraz nawet, przy wszystkich ograniczeniach i restrykcjach, będzie większa liczba kibiców. Lech sprzedał już przecież wszystkie bilety, które mogły być sprzedane. Kibiców będzie więcej, atmosfera będzie lepsza, stadiony są ładniejsze, bo wtedy Lech i Warta nie dysponowały stadionami typowo piłkarskimi. Dużo się zmieniło przez dwadzieścia pięć lat. Wszystko poszło bardzo do przodu.

Patrzę na składy z derbów sprzed tych dwudziestu pięciu lat i są w miarę porównywalne. 

Na pewno nie było takiej różnicy, jak teraz, gdzie Lech ma zdecydowanie mocniejszą kadrę i jest zdecydowanym faworytem. Warta również potrafiła zmontować ciekawy skład i myślę, że dwadzieścia pięć lat temu, przynajmniej na papierze, te pojedynki były bardziej wyrównane. Wtedy mógł paść każdy wynik, a teraz wszyscy bylibyśmy zaskoczeni, jeśli Kolejorz nie wygrałby w przekonującym stylu.

W ilu derbach brał pan udział w życiu?

Pewnie w dwóch z Wartą, w dwóch z Olimpią. Warta, po sezonie 94/95, spadła z Ekstraklasy, Olimpia się utrzymała, ale tam zaczęły się perturbacje – łączyli się z Lechią i dalszej historii ewentualnych derbów z nimi nawet nie pamiętam.

Reklama
Koniec końców grał pan i w Lechu, i Warcie. 

Moje przejście do Warty były spowodowane tym, że nie było waśni między kibicami Lecha i Warty. Właściwie to był najważniejszy argument. W Lechu mnie nie chciano, w Warcie wprost przeciwnie. Początkowo, jako 37-letni weteran, podpisałem kontrakt na rok, ale jak się okazało, spędziłem tam trzy lata, będąc w bardzo dojrzałym wieku. Przynajmniej jak na sportowca. Rozegrałem ponad sto spotkań, strzeliłem około trzydzieści bramek. Statystki na tyle fajne, że jeszcze później wróciłem do Lecha, żeby tam zakończyć swoją karierę. Już po czterdziestce.

W Warcie nie było wtedy łatwo. 

Warta borykała się z olbrzymimi problemami finansowymi. Moje przejście miało przyciągnąć finanse. Ówczesny prezes sekcji, Janusz Urbaniak, sugerował, że moja gra powinna pomóc się zdecydować sponsorom z pewnego kręgu. I tak się stało, bo głównym sponsorem został Wojtek Mróz, wcześniej związany z Lechem. Trochę Warcie pomagał i właściwie bez jego pomocy ciężko byłoby klubowi przeżyć. A mimo wszystko było trudno, było ciężko. Na mecze w I lidze jeździliśmy często prywatnymi samochodami, więc odbiegało to daleko od profesjonalnego standardu, który dzisiaj jest normą na szczeblu centralnym i w sumie w wielu klubach z jeszcze niższych lig.

Pewnie był pan jedną z nielicznych osób w szatni Warty, która nie musiała żyć od nieregularnej wypłaty do nieregularnej wypłaty, bo przez lata kariery w Lechu musiało się udać przygotowanie oszczędności na gorsze chwile. 

Tak było, ale dawaliśmy radę. Wspomagaliśmy się.

Odczuwał pan, że Warta to dla Lecha trochę uboższy sąsiad?

I tak, i tak nie. Graliśmy mecze, kiedy przyjeżdżał do nas naszpikowany gwiazdami Górnik Zabrze, na czele z trenerem Adamem Nawałką, i potrafiliśmy pokonać ich i u siebie, i w Zabrzu. Nawet przeszkodziliśmy im w przygotowanej fecie, bo byli przekonani, że z nami wygrają i będą świętować awans do Ekstraklasy, a tu taka niespodzianka. Graliśmy też na Stadionie Miejskim w Poznaniu, na który przychodziło kilka czy kilkanaście tysięcy widzów. Pamiętam, dziesięć czy piętnaście tysięcy na spotkaniu z KSZO Ostrowiec Świętokrzyski. Wygraliśmy 6:0. Trochę fajnych chwil w Warcie było – było w tym trochę szczęścia, trochę przypadku, ale to już nieważne. Dużo kibiców, fajny klimat, Warta odżyła, choć w klubie się nie przelewało.

SENSACJA I WYGRANA WARTY? KURS 5,80 W TOTALBET

Zarysował pan najlepsze wspomnienia z Warty, to teraz poproszę o analogicznie najlepsze wspomnienie z Lecha. Chyba, że to mission impossible.

Nie no, pewnie. Najczęściej wracają do mnie wspomnienia ze zdobycia Pucharu Polski w 2004 roku. Wygrana z Legią. Zresztą, kurczę, z Lechem mam tyle wspomnień, tyle dobrych, tak dużo…

Dlatego uważam to za trudne zadanie, żeby wybrać jeden moment z tak długiej kariery. 

Tak, ten dwumecz z Legią. Mieliśmy wtedy fajny zespół, fajną atmosferę, zagraliśmy fajne mecze z mocną Legią. Najwspanialsze chwile.

Derby Poznania to trochę unikalny przypadek na skalę światowym. Duże miasto z dwoma zaprzyjaźnionymi klubami. Lech też na tym korzysta, bo zamiast lokalnie walczyć o prymat, może tworzyć sobie bardziej ogólnopolską tożsamość derbów Polski z Legią.

Rzeczywiście, rzadko się spotyka to w Europie. Chyba podobnie jest w Hamburgu między HSV a St. Pauli, ale nie wiem, nie jest przekonany. Ma pan rację. Rzadko zdarzają się tak duże miasta, jak Poznań, żeby kluby nie były ze sobą zwaśnione. I to jest fajne. Kibicowska kultura, klasa na zupełnie innym poziomie. Ale rzeczywiście to Lech jest takim klubem w Wielkopolsce, który przejmuje wszystkich kibiców, a Warta nigdy dla Lecha zagrożeniem nie będzie.

Jaki przewiduje pan wynik?

Zwycięstwo Lecha. Kolejorz musi zacząć wygrywać. W Szwecji pokazał, że potrafi zagrać dobry futbol i przede wszystkim skuteczny po obu stronach boiska, czego do tej pory brakowało w lidze. Lech dużo strzela, dużo traci. Warta mało strzela, mało traci. Myślę, że czekają nas dobre derby i do tego wysoko wygrane przez Lecha.

ROZMAWIAŁ JAN MAZUREK

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

43 komentarzy

Loading...