Czekaliśmy, czekaliśmy i stało się. Merveille Fundambu zdobył swojego premierowego gola w pierwszej lidze. A że dodatkowo Widzew wygrał i zgarnął pierwsze trzy punkty w nowym sezonie, to zakładamy, że w Łodzi humor gituwa. Zupełnie odmienne nastroje panują za to w Olsztynie. Zero bramek i zero pomysłu na to, jak ten stan rzeczy zmienić. Tak podsumowalibyśmy Stomil na początku sezonu.
Stomil musi odpowiedzieć sobie na jedno, zajebiście ważne pytanie. Co wy w ogóle chcecie grać? Bo my nie mamy zielonego pojęcia. Dzisiaj do Łodzi przyjechała drużyna, która teoretycznie wyszła w ustawieniu 3-5-2 i teoretycznie chciała się przełamać – tak jak Widzew. Dlaczego tylko teoretycznie? Bo:
- Od początku wyglądało to bardziej na 5-5-0, pomijając już fakt, że piłkarze szybko zaczęli biegać bez mapy od pozycji do pozycji
- Stomil absolutnie nie miał zamiaru grać w piłkę, więc ciężko mówić o chęci przełamania się bez podjęcia próby
I nie, nie przesadzamy. Początkowe minuty meczu, Stomil broni w dziesiątkę na własnej połowie. Nie to, że pressuje, wychodzi wysoko, wypycha rywala. Nie, po prostu sobie stoi. Być może piłkarze Adama Majewskiego chcieli przechytrzyć rywala i zająć wszystkie wolne miejsca na własnej połowie, ale jeśli tak to nie są zbyt dobrzy z matmy. Świadczy o tym zresztą także pomysł na ofensywę. Strata Widzewa, Stomil rusza z kontrą. A w zasadzie rusza z nią jeden zawodnik, który ma przed sobą czterech rywali i żadnego wsparcia.
BRUK-BET WYGRA Z RESOVIĄ, HANDICAP 0:1 – KURS 2.50 W TOTOLOTKU!
Gość zyskał jakieś pięć metrów i piłka znów trafiła do widzewiaków. Co za niespodzianka.
Fundambu show
Dobra, ale dość o Stomilu, bo to Widzew dziś grał w piłkę, a my – tak się jakoś składa – piszemy o graniu w piłkę. Kimś, kto miał ochotę w nią pograć był dziś na pewno Merveille Fundambu. Kto ogląda mecze łodzian, specjalnie zaskoczony nie był. Nie ma ani grama „nepotyzmu” w stwierdzeniu, że Kongijczyk jest wyróżniającą się postacią w Widzewie. Dziś zaczął podobnie.
- Kilka fauli wywalczonych już na starcie
- Efektowne minięcie dwóch rywali i niecelna wrzutka
- Próba wypuszczenia Robaka, nieudana
- Drybling między trójką i pierwszy groźny strzał z dystansu
Chłopak dwoił się i troił, praktycznie zawsze, gdy Widzew atakował, to z jego udziałem. I w końcu siadło. Zresztą, to mało powiedziane. Bo zobaczcie sami, jak siadło.
W kategorii „wymarzone debiutanckie trafienie” zapewne absolutny numer jeden.
Stomil bardzo chciał przegrać wyżej
Widzew sobie na tego gola zasłużył, a Stomil absolutnie się nim nie przejął. Owszem, jakieś sytuacje stwarzał. W polu karnym znajdował się Holender van Huffel, tyle że za każdym razem ładował w kartofle. Nie stwarzać sobie sytuacji i jeszcze marnować to, co przypadkiem się napatoczy?
Niezbyt dobra taktyka.
Dlatego nie ma co się dziwić, że to łodzianie kontrolowali mecz i naciskali na rywala. Naciskali tak mocno, że Stomil był o włos od władowania sobie samobója. Damian Byrtek odegrał do bramkarza, bramkarz zrobił Boruca w meczu z Irlandią Północną i minął się z piłką. Na jego szczęście jednak futbolówka trafiła tylko w boczną siatkę. Upiekło się. Przynajmniej na chwilę, bo Stomil szybko dopiął swego. Autorem udanego sabotażu był Jurich Carolina, który w głupi sposób zabawił się w zapasy z Mateuszem Michalskim, co skończyło się faulem we własnym polu karnym. Robak na pewniaka, 2:0.
ŁKS WYGRA Z ZAGŁĘBIEM SOSNOWIEC? POSTAW NA TO W TOTALBET PO KURSIE 1.90!
I tak naprawdę Widzew powinien jeszcze pójść za ciosem. Podwyższyć, lać i patrzyć, czy równo puchnie, tak jak zresztą sam był dotychczas lany. Ale trochę brakło szczęścia, a trochę skuteczności, jak wtedy, gdy po podaniu Robaka stuprocentową okazję zmarnował Dominik Kun. W każdym razie w Łodzi i tak są z wyniku zadowoleni. W końcu udało się przecież odbić od dna tabeli.
Widzew Łódź – Stomil Olsztyn 2:0
Fundambu 32′, Robak 58′
Fot. Newspix