Stały element każdego meczu Wisły Kraków – Maciej Sadlok próbuje uderzyć z dystansu. Czasem ta pozycja jest lepiej przygotowana, czasem gorzej. Ale uderzenie jest wystarczająco kąśliwe, aby ukuło się mówić klasyczne “SADLOK, POTRAFI UDERZYĆ”. Otóż, nie, nie potrafi. Mieć siłę w nodze, a trafiać z daleka do siatki, to dwie zupełnie inne sprawy.
Dzisiaj Sadlok też przypomniał, próbując z dobrych 40 metrów. Oto jego przygotowana pozycja do uderzenia.Niech przemówią bezlitosne liczby. Licząc z reprezentacją Polski, w której Maciej Sadlok zagrał piętnaście razy (!), bilans obrońcy Wisły Kraków to na ten moment 341 meczów, w których strzelił pięć bramek. To byłby wystarczająco zły rezultat, ale przyjrzyjmy się jeszcze tym trafieniom:
PIERWSZY GOL – PRZYPADEK
17.10.2010. Jedyna bramka w Ruchu Chorzów. Przypadkowy centrostrzał. Trochę zleciało – w tym meczu grał jeszcze Radek Matusiak.
DRUGI GOL – RYKOSZET
18.07.2014. Bramka w ligowym debiucie w barwach Wisły Kraków. Sadlok uderza piłkę w lewy róg, piłka odbija się od Bonina i całkowicie myli bramkarza, trafiając w prawy róg. Od 48:15.
TRZECI GOL – RAJD
17.08.2014. Sadlok wpada w pole karne i strzela bardzo dobrze po dynamicznej akcji. Piękna indywidualna akcja. Od 7:57:
CZWARTY GOL – PIĘKNIE Z DYSTANSU
18.03.2016. Bomba z Jagiellonią. Od 1:02:
PIĄTY GOL – PIĘKNE UDERZENIE Z WOLNEGO
19.12.2019. Gol z ŁKS-em bezpośrednio z rzutu wolnego. Od 0:50:
Mamy więc pięć bramek strzelonych przez całą karierę, z czego dwie są przypadkowe. Pozostałe trzy – bardzo ładne. Ale finalnie, tylko dwie są trafieniami z dystansu, z czego jedna z gry.
Przecież to jest koszmarny bilans, zupełne antypody efektywności, biorąc pod uwagę zamiłowanie tego piłkarza do oddawania uderzeń zza szesnastki.
To znany paradoks – bomby z dystansu zapadają w pamięć. Tak się kuje mit, że są przydatne, że fajnie jest czasem przyłożyć. A potem wjeżdża współczesna analityka, demolująca takich bombardierów od siedmiu boleści, wskazująca, że takie strzały są skrajnie nieekonomiczne. Są niczym więcej jak gloryfikowanymi stratami. Podanie do tyłu w takiej sytuacji ma więcej przydatności, bo przynajmniej nie traci się piłki, nie marnuje układu pozycyjnego drużyny, coś jeszcze można z tym zrobić. Po pudle marnujesz ustawienie kolegów, zdobyte metry i oddajesz piłkę.
Dzisiaj też o tym rzecz jasna przypomniał. Oto jego przygotowana pozycja do uderzenia.
Ile trzeba mieć złudnej wiary w swój strzał, by liczyć, że stąd się trafi, jeśli, po pierwsze, raz z rzutu wolnego trafiło się w karierze (ale z siedemnastego metra), a nigdy, przenigdy nie trafiło się z takiej odległości. Oczywiście Sadlok nie trafił, chybiając o jakieś trzy metry, nawet nie będąc względnie blisko bramki, marnując cały trud kolegów.
Macieju Sadloku. Nie, nie jest tak, że nie wypada uderzyć nigdy. Nawet dzisiaj miałeś jedną sytuację, kiedy uderzyć wypadało – dużo miejsca, szesnasty metr, zostałeś sam. Ale twoje uderzenia zza szesnastki, uderzenia na wiarę, że tak świetnie uderzasz, nie mają żadnego poparcia w faktach. Spędziłeś 28473 minuty na boisku. Plus suma czasów doliczony, czyli wyjdzie niezła górka. To ponad 474 godziny na boisku, i przez ten cały czas trafiłeś z gry, zza szesnastki, z zamiarem trafienia tam, gdzie trafiłeś, tylko raz.
To nie odpaliło.
I już nie odpali.
Masz mocne uderzenie, a nie dobre. 31 lat na karku – wypada wyciągnąć te osławione wnioski.
Fot. FotoPyK