Nie ma co ukrywać: Filip Bednarek nie zaczął dobrze swojego pobytu w Lechu Poznań i szybko znalazł się na cenzurowanym. Dziś wykonał pierwszy duży krok w kierunku tego, by kibice “Kolejorza” (i nie tylko oni) zmienili zdanie na jego temat.
Pozyskanie 27-letniego bramkarza od początku budziło pewne wątpliwości. Mowa przecież o gościu, który spędził w Holandii dekadę swojego życia, jako człowiek idealnie się w niej odnalazł, a mimo to w Eredivisie przez tak długi czas rozegrał zaledwie 15 meczów. Przegrywał rywalizację w Twente, przegrywał w Utrechcie i ostatnio w Heerenveen.
Dla porównania: krytykowany tak długo po transferze do Poznania Mickey van der Hart w holenderskiej ekstraklasie zaliczył ponad 100 występów, a przez kibiców PEC Zwolle był nawet wybierany piłkarzem sezonu.
Bednarek na początku nie zrobił niczego, żeby rozwiać te wątpliwości.
Raczej jeszcze je pogłębił. Co prawda z Zagłębiem Lubin wybronił groźny strzał głową Samuela Mraza, ale pod koniec meczu to jego pusty przelot przy rzucie rożnym dał gospodarzom wyrównanie. Jak pewnie nadal pamiętacie, zaraz potem “Miedziowi” zdobyli drugą bramkę po kornerze. Wygrali mecz, którego nie powinni nawet zremisować.
Z Wisłą Płock i Śląskiem nowy bramkarz Lecha spektakularnych błędów nie popełniał, ale też w niczym zbytnio nie pomógł. Rzucało się w oczy, że miewa problemy z wyjściem do dośrodkowań. Na dodatek po spotkaniu we Wrocławiu bezsensownie dolał oliwy do ognia, przekonując przed kamerami Canal+, że Lubambo Musonda miał mówić sędziemu, iż wcale nie został sfaulowany przez Tymoteusza Puchacza przy rzucie karnym. A przecież powtórki pokazały, że był. No i który zawodnik w takiej nieoczywistej sytuacji świadczyłby na niekorzyść swojej drużyny? Absurd.
Nic dziwnego, że gdy Lech podał skład na Hammarby, niektórzy załamywali ręce ponownie widząc Bednarka w składzie.
Trzeba jednak być sprawiedliwym: dziś Filip zrobił różnicę na plus.
Wreszcie, za to w najważniejszym momencie. W Ekstraklasie za jeden czy drugi występ można się odkuć, europejskie puchary nie wybaczają – zwłaszcza teraz w obliczu braku rewanżu.
“Kolejorz” wygrał 3:0, koncertowo rozegrał drugą połowę, ale tak po prawdzie: bezbramkowy remis do przerwy był chyba z minimalnym wskazaniem na gospodarzy. Częściej siali oni popłoch w defensywie przeciwnika, szczególnie na początku. Podania za plecy obrońców co rusz powodowały zagrożenie i dwukrotnie Bednarek ratował swój zespół.
W 15. minucie pokazał klasę broniąc sam na sam z Johannssonem. To wcale nie był strzał prosto w niego, musiał w ułamku sekundy wykonać ruch ręką, żeby piłka nie przeszła mu obok głowy.
Trzy minuty później golkiper Lecha w idealnym momencie wyszedł z bramki do prostopadłego podania, po którym przed świetną szansą stanął Ludwigson. Bednarek dzięki szybkiej decyzji znacznie ograniczył pole manewru strzelca i prawą nogą obronił jego uderzenie.
Trochę mniej refleksu, trochę mniej zdecydowania i zawodnicy Dariusza Żurawia po dwudziestu minutach mogliby przegrywać 0:2. Mielibyśmy zupełnie inny mecz, zapewne nie byłoby znakomitej drugiej połowy. Dziś Filip Bednarek został cichym bohaterem.
A może nawet nie cichym?
Fot. Newspix