Twój zespół gra derby, całkiem ważny mecz. Jesteś środkowym pomocnikiem, całkiem ważną postacią w zespole. Nie mija pół godziny, a już masz żółtą kartkę na koncie. Co robisz?
- uważasz na to, co robisz i mówisz, żeby nie osłabić drużyny
- od razu po kartce rzucasz się do sędziego z pretensjami
- przez całe spotkanie faulujesz rywali, licząc, że ujdzie ci to płazem
- wywołujesz awanturę tuż przed końcowym gwizdkiem
Logiczna wydaje się pierwsza opcja, prawda? No to was zaskoczymy – Bartłomiej Poczobut stwierdził, że lepiej będzie z tego pomysłu zrezygnować. Za to pozostałe trzy uznał za wizję wartą zrealizowania.
Człowiek-kartka
Czy oczekiwaliśmy od Poczobuta czegoś więcej niż wjeżdżanie w nogi rywali? Niekoniecznie. Przypomnijmy, o kim w ogóle mówimy, bo pewnie większość z was w ogóle tego gościa nie kojarzy. Nie jest to jakaś zbrodnia – Poczobut w swoim CV ma GKS Katowice, Bytovię czy Błękitnych Stargard. Miał też – przynajmniej do dziś – 70 żółtych kartek na koncie i 3 czerwone. Z czego w dwóch ostatnich sezonach na zapleczu Ekstraklasy, zanim zszedł do Widzewa:
- 2017/2018 – 10 żółtych kartek (+1 w PP) i samobój
- 2018/2019 – 15 żółtych kartek, 2 czerwone i samobój
Poczobut przychodził do Łodzi z łatką walczaka. Był piątym najczęściej faulującym piłkarzem w lidze. I ten gość nie wytrzymał ciśnienia w kluczowym momencie? Niemożliwe. Ale sprawiedliwie oddamy mu jedno. W tym samym czasie był też jednym z najskuteczniejszych odbierających futbolówkę zawodników na zapleczu Ekstraklasy. Więc na te kartki i faule trochę przymykano oko.
Tyle że dziś z Poczobuta, skutecznego w destrukcji pomocnika, nie zostało już nic. A Poczobut boiskowy brutal ma się świetnie.
Cztery faule w mniej niż pół godziny
My wiemy, że „derby rządzą się swoimi prawami”. Że są ludzie, którzy myślą, że szacunek kibiców kupią wtedy, gdy połamią ze trzech rywali zza miedzy. Faktycznie, niektórzy kibice zapewne takich gości szanują. Ale najlepszym dowodem na to, że Poczobut przegiął, są komentarze kibiców Widzewa, którzy sami mieli go dość. Trafną diagnozę wystawił także Bartłomiej Derdzikowski z „Gazety Wyborczej”. Pozwolimy sobie zacytować. – Poczobut będzie teraz grał derbowego wojownika. Prawda jest taka, że powinien trafić na badania psychiatryczne. Cały mecz pracował na czerwień.
Powiedzielibyśmy, że zgadzamy się ze wszystkim. Jest jednak jedno „ale”. Poczobut nie pracował na czerwień cały mecz. On na nią pracował jakiś kwadrans, bo już wtedy powinien wylecieć z boiska. W momencie, kiedy Sebastian Jarzębak pokazywał mu „żółtko”, miał na koncie – jeśli dobrze liczymy – cztery faule.
Przypominamy: była 26. minuta spotkania.
Potem było już tylko gorzej. Poczobut po prostu konsekwentnie, co parę minut, wpieprzał się komuś w nogi. Nie wiemy, czy chodziło o to, że nie potrafił w inny sposób odebrać piłki, czy po prostu sprawdzał granice wytrzymałości sędziego. Jeśli to drugie, to chyba mu się udało. Pomocnik Widzewa był wszędzie, tyle że w negatywnym znaczeniu. Albo kogoś trzasnął, albo koniecznie musiał zgłosić Jarzębakowi swoje zastrzeżenia co do jego pracy. Na dobrą sprawę sam fakt, że Poczobut wytrwał na boisku jeszcze godzinę bez drugiej żółtej kartki, możemy uznać za poważny błąd sędziego.
***
Cóż, wydawało się, że to obecność Jakuba Tosika na boisku w derbach zwiastować będzie zagrożenie dla kończyn, kości i zdrowia rywali. Ale Poczobut nakrył go czapką. I – wyjaśnijmy, bo obawiamy się, że sam zainteresowany może tego nie zrozumieć – nie jest to pochwała. Chłopie, w piłkę grać się już nie nauczysz, kariery nie zrobisz. Ale nie zabieraj innym szansy na to, czego tobie zrobić się nie udało. Bo takiego Adama Ratajczyka mogłeś dziś wysłać na stół operacyjny.
Sam odpowiedz sobie na pytanie, czy szacun u gości, którym imponuje łamanie kości derbowym rywalom, wart jest tytułu dzbana roku.
Fot. Newspix