Działacze i trenerzy Górnika Zabrze przy sprzedaży Pawła Bochniewicza do Heerenveen z pewnością mieli mieszane uczucia. Z jednej strony mogli czuć dumę. Klub wypromował kolejnego zawodnika i dokonał trzeciej najwyższej transakcji sprzedażowej w swojej historii. Z drugiej strony, Marcin Brosz tego lata stracił już kolejne ważne ogniwo i znów musi kombinować, jak tu najrozsądniej przebudować skład. Pierwsze efekty tych kombinacji zobaczymy już dziś w meczu z Lechią Gdańsk.
Bochniewicz spędził przy Roosevelta ostatnie dwa i pół roku, ale na ten pobyt złożyły się aż trzy osobne negocjacje z Udinese. Za każdym razem jakoś udawało się dochodzić do porozumienia w kwestii:
-
półrocznego wypożyczenia
-
rocznego wypożyczenia
-
wykupienia zawodnika i podpisania dwuletniego kontraktu
Urodzony w Dębicy stoper z miejsca stał się kluczową postacią w tyłach i nie zmieniło się to do ostatniego spotkania. Jeśli tylko był zdrowy, Brosz praktycznie zawsze na niego stawiał. Od zimy 2018 ominął raptem sześć meczów ligowych (nie liczymy pierwszych trzech kolejek sezonu 2018/19, gdy czekał w Udinese na wyjaśnienie swojej przyszłości), z czego tylko dwukrotnie chodziło o siedzenie na ławce.
W Zabrzu jednak od dłuższego czasu musieli się liczyć z odejściem tego piłkarza. Już zimą nie brakowało na niego chętnych, a sam zainteresowany nigdy jakoś specjalnie nie ukrywał swoich ambicji i chęci ponownego sprawdzenia się za granicą. Zakładamy zatem, że sztab szkoleniowy już wcześniej miał w głowie plan na życie po Bochniewiczu.
Inna sprawa, że pole manewru na ten moment jest wyjątkowo małe.
Z obecnej kadry na horyzoncie są tylko dwaj kandydaci do wypełnienia tej luki – przy założeniu, że Brosz nie zrezygnuje z ustawienia trójką stoperów w defensywie.
Pierwszy to Michał Koj. W zasadzie na tu i teraz należy go traktować jako pewniaka. Choć od dawna kojarzony jest raczej jako lewy obrońca, w Ruchu Chorzów często grał na środku defensywy, a w Zabrzu też mu się to zdarzało. Wystarczy sobie pewne rzeczy odświeżyć, choć elementem nowości będzie ustawienie 3-5-2. Koj ma szansę na znaczne podniesienie swoich notowań. W Górniku odgrywał dość ważną rolę przez pierwsze pół roku, potem wyhamowały go kontuzje, a miniony sezon w większości spędził na ławce. Zaliczył jedynie dziesięć ligowych występów, z czego trzy stanowiły epizody w samej końcówce.
W odwodzie pozostaje Aleksander Paluszek, który jednak ma symboliczne doświadczenie. 19-latek już po koronawirusowej przerwie dwukrotnie pojawił się na ekstraklasowych boiskach, zaliczając łącznie 142 minuty. Z Arką zdążył wylecieć za dwie żółte kartki. Brosz nie raz pokazał, że potrafi rzucać młodzież na głęboką wodę, ale w tym wypadku więcej wskazuje na występ Koja.
Nic dziwnego, że Górnika szuka nowego stopera.
W mediach przewijały się nazwiska Daniela Petrovicia i Jakuba Kiwiora. Pierwszy ma 27 lat i znajduje się na bezrobociu po odejściu z St. Poelten. To klub z austriackiej ekstraklasy, ale Petrović przez trzy ostatnie sezony grał w nim niewiele – po części przez poważne problemy zdrowotne. Nie brzmi zachęcająco.
Kiwior z kolei dopiero co niedawno deklarował u nas, że absolutnie nie zamierza wracać ze Słowacji do Polski. Zawodnik MSK Żylina harmonijnie się rozwija, wywalczył sobie plac w reprezentacji U-21 i na dobrą sprawę nie mamy przekonania, czy dziś którykolwiek klub Ekstraklasy byłby w stanie go pozyskać.
Tak czy siak Górnik musi kogoś sprowadzić, bo na Koju i Paluszku daleko może nie zajechać. Tymczasem jednak trzeba sobie dać z radę z Lechią Gdańsk, a mowa przeciwniku bardzo niewdzięcznym dla zabrzańskiej jedenastki. Po raz ostatni pokonała ona biało-zielonych 2 czerwca 2013 roku po golach Mosnikova i Bonina. Następnych 15 meczów to dziewięć remisów i sześć porażek.
Fot. FotoPyK