Śląsk Wrocław nie ustaje w próbach wzmacniania składu i działa z żelazną konsekwencją. Tego lata nie pozyskał jeszcze ani jednego obcokrajowca. Siódmy i ósmy letni nabytek to również Polacy. O ile Bartłomiej Pawłowski powinien zagwarantować określony poziom, o tyle Marcel Zylla jest tak naprawdę jedną wielką zagadką.
O Pawłowskim w kontekście w kontekście WKS-u słyszało się już od dobrych kilku tygodni i wreszcie udało się ten temat sfinalizować. 27-letni skrzydłowy podpisując kontrakt na trzy sezony zalicza miękkie lądowanie po drugiej próbie sprawdzenia się za granicą.
I drugiej próbie nieudanej.
Przesadą byłoby stwierdzenie, że w Gaziantep FK tylko przebywał, ale fakty są takie, że należał raczej do postaci drugoplanowych, a momentami nawet trzecioplanowych. Pierwsze półrocze jeszcze nie wyglądało tak źle. Po dziewiętnastu kolejkach Pawłowski miał na koncie 15 występów. Większość z ławki, jednak przynajmniej regularnie dostawał szanse. Potem sytuacja się pogorszyła. Od początku lutego aż do koronawirusowej przerwy nie grał w ogóle, a po wznowieniu rywalizacji jeszcze trzykrotnie wchodził jako rezerwowy i nawet strzelił swojego premierowego gola (z Konyasporem).
Całościowy dorobek nie może imponować:
-
18 meczów ligowych (na 34 możliwe)
-
1 gol
-
2 asysty
Łącznie nowy skrzydłowy Śląska dla ósmej drużyny tureckiej ekstraklasy nie rozegrał nawet pół tysiąca minut. Dość powiedzieć, że w trzech meczach Pucharu Turcji uzbierał niemal połowę swojego czasu gry z Super Lig. Nawiasem mówiąc, drugi Polak zakładający ostatnio koszulkę Gaziantep FF, czyli Paweł Olkowski, wcale nie miał wyższych notowań u trenera Mariusa Sumudicy (9 spotkań, 500 minut).
W kontekście Śląska i Ekstraklasy rzecz jasna niczego to nie oznacza, mowa przecież o znacznie niższym poziomie. A na nim Bartłomiej Pawłowski potrafił dawać jakość. Sezon poprzedzający transfer nad Bosfor był jego najlepszym w karierze:
-
8 goli
-
5 asyst
-
3 kluczowe podania
Nadal chwilami oglądaliśmy piłkarza chimerycznego i irytującego (to już się chyba nigdy nie zmieni), ale proporcje występów udanych do nieudanych zaczęły przeważać na korzyść zawodnika. I bardzo możliwe, że tak samo będzie we Wrocławiu, WKS dokonuje konkretnego transferu do ofensywy. Inna sprawa, że Zagłębie Lubin sprzedając Pawłowskiego i biorąc w jego miejsce Saszę Żivca zrobiło świetny interes.
Nie mamy natomiast pojęcia, czego spodziewać się po Zylli i jak wysoko ustawić mu poprzeczkę oczekiwań. Wiek jeszcze zachęca (20 lat), przez dekadę szkolił się w Bayernie, ale w piłce seniorskiej chłopak dotychczas nic nie znaczył. Cały jego dorobek w tym zakresie to jeden występ w czwartej lidze niemieckiej dla rezerw monachijczyków oraz 13 spotkań i 3 bramki w trzeciej lidze po ich awansie w ubiegłym sezonie.
Brakuje jakiegokolwiek punktu zaczepienia pozwalającego sądzić, że chodzi o transferowy hit, a tak gdzieniegdzie ten ruch Śląska jest przedstawiany.
Zylla polskiej publiczności jak dotąd pokazał się jedynie podczas ubiegłorocznego mundialu U-20 i szczerze mówiąc, bardziej do siebie zraził niż przekonał. Podsumowując poczynania naszych kadrowiczów podczas tamtego turnieju pisaliśmy o nim tak:
MARCEL ZYLLA – 2
Najbardziej zasłynął wywiadem, w którym zadeklarował, że jeszcze nie wie, czy wybrałby polską czy niemiecką reprezentację. Jeśli faktycznie myśli o tym, by grać dla naszych zachodnich sąsiadów, możemy tylko życzyć powodzenia.
Zylla to piłkarski niechluj. Niby potrafi się znaleźć w sytuacji, ale brakuje mu dokładności, gra nonszalancko, tak jakby się nie przykładał. Popełniał błędy w bardzo prostych sytuacjach. Ale i w tych trudniejszych – gdy znalazł się w sytuacji sam na sam z Plizzarim, stracił głowę i zagrał prosto w bramkarza. Tak jak po wejściu z ławki z Kolumbią mogła się podobać jego aktywność, tak z Senegalem przeszedł obok meczu. Zylla to chyba największe rozczarowanie. A dylemat, w której reprezentacji grać, wkrótce może się rozwiązać sam: powołania po prostu przestaną przychodzić.
Tę piłkarską niechlujność Zylli widzieliśmy nawet w meczu z Tahiti, który zakończył z golem i asystą. Jak na kogoś z opinią zawodnika technicznego, zbyt często ta technika go zawodziła.
To wszystko nie znaczy, że Marcel Zylla nie będzie udanym transferem Śląska Wrocław. Może nim być i nie poczujemy się zszokowani jeśli tak się stanie. Nie widzimy jednak zbyt wielu podstaw, żeby już na starcie zacierać ręce i spodziewać się po nim wielkich rzeczy. Na spokojnie.
Abstrahując od tego, podoba nam się transferowy kierunek, który w tym okienku obrali szefowie WKS-u.
Fot. Newspix/Dawid Antecki/slaskwroclaw.pl/Accredito