– Możesz wyjść z Ekstraklasy, ale Ekstraklasa nie wyjdzie z ciebie. Raz w niej zagrasz, zostaniesz w niej na zawsze. Wiadomo, że jak porównujesz mecz ESA do Premier League, to jest inne tempo. Ale ja wolę oglądać Ekstraklasę. Czasem sam się do siebie śmieję tym tekstem: ale bym sobie obejrzał taką Łęczną z Podbeskidziem. Wszyscy z ESA żartują, a potem oglądają, taka jest prawda – Radosław Murawski piłkarz tureckiego Denizlisporu, a wcześniej Palermo, nie odcina się od korzeni. Chyba mało który polski piłkarz aż tak interesuje się polską piłką: Murawski jest na bieżąco poza ESA także z I, II, III i IV ligą. Czy Murawski, zbierający dobre recenzje w Turcji, liczył na powołanie do kadry? Dlaczego nie przebił się do Serie A? Jak podoba mu się życie w Turcji? Jaki był najbardziej ekstrawagancji zakup w jego karierze? Który kumpel z jego obecnej szatni uważa, że był lepszy niż Messi? Zapraszamy.
***
Czujesz się niedoceniany w Polsce?
Nie wiem czy można to nazwać niedocenieniem. Zależy pod jakim kątem pytasz. Prawda jest taka, że ja się czuję jakoś spełniony. Robię to co kocham. Moim celem był wyjazd za granicę, spróbowanie swoich sił daleko od Polski. No to spróbowałem. Niedoceniany? Myślę, że nie, ale zależy o czym mówisz.
Mówię o tym, że ostatnio w Cafe Futbol mówiłeś, że dostałeś w prezencie jeszcze rok walki o Euro. Twoja kandydatura jednak zupełnie się nie przewija w kontekście reprezentacyjnym, ani w mediach, ani nigdzie.
No, nie pojawiam się. Nie ma zainteresowania moją osobą. Żadnego telefonu z kadry też nigdy nie było. Może pod tym kątem gdzieś człowiek liczył na coś więcej, grając w Turcji, będąc tutaj na językach. Tak, mam z tyłu głowy myśli: skoro gram w tej lidze, może będzie mi dane dostać zaproszenie na kadrę. Ale też wiem, że kadra to elita, a liga turecka jest mniej oglądana w Polsce.
Kadra to elita, owszem, ale są tu też powołania z ligi polskiej, dużo słabszej od tureckiej.
Może wybrałem kierunek trochę egzotyczny, ale jak ktoś spędzi trochę czasu tutaj, ten wie, że nie ma mowy o egzotyce.
No to strzelę: czujesz się gorszy od powołanych z polskiej ligi? Kuba Moder gra na twojej pozycji.
Nie czuje się gorszy, aczkolwiek szczerze mówiąc bardzo się cieszę, że Kuba dostał powołanie. Sam oglądam Ekstraklasę, rzuca się w oczy ten chłopak, pokazuje się ze świetnej strony. Trzymam za niego kciuki, ma papiery na wielkie granie.
Mówiłeś przed chwilą, że jesteś na językach. W jakim sensie?
Przez ten rok w Denizlisporze zapracowałem na szacunek u kibiców, dziennikarzy, piłkarzy innych klubów. Jakbyście zapytali kogoś z innych ekip, raczej pozytywnie się na mój temat wypowiedzą. Miałem dobry sezon. Strzeliłem cztery gole – to mój najlepszy dotychczasowy bilans. Znajomi się śmieją, że trzy z karnych, ale samo wyznaczenie do karnych to też duma. Równie dobrze nasz napastnik, Hugo Rodallega, mógłby się nie zgodzić, powiedzieć, że on potrzebuje bramek.
Myślę, że Turcy zobaczyli, że Polacy to porządna firma. Pracujemy ciężko. Nie kręcimy nosem, nie szukamy konfliktów – gramy w piłkę. Przy tym jesteśmy teoretycznie tańsi. Uważam, że rośnie popyt na piłkarzy z Polski. Dziś czasem dzwonią do mnie i pytają o zawodników z Ekstraklasy. Ja promuję każdego, o którego pytają.
Tak właśnie wygląda wywiad środowiskowy przy skautingu: każdy i tak powie dobre słowo. Żeby nie było, że się dziwię – rozumiem. Powiesz o kogo ostatnio pytali?
No prawda jest taka, nie jestem skautem. Decydująca nie jest opinia Murawskiego. A pytali o Felixa, który już podpisał kontrakt. Ale Felix sam sobie na to zapracował będąc jednym z najlepszych piłkarzy ESA. Myślę, że on jest zadowolony, Sivas też.
A pytali ostatnio o jakichś polskich piłkarzy?
Tak, ale nie chciałbym mówić o nazwiskach, nie wiem jak się sprawy potoczą, nie chciałbym zaszkodzić.
Wracając do twojej gry. Słyszałem zarzuty, że OK, grasz dobrze, ale w destrukcji, natomiast do przodu bardzo mało się podłączasz.
Wykonuję polecenia trenera, a nie kibiców. Gdybym mógł decydować – pewnie, podłączałbym się więcej w defensywie. Ale taką dostałem rolę. Jestem zadaniowcem. Trener każe zabezpieczać tyły, to zabezpieczam tyły. Co mogę zrobić do przodu to staram się zrobić, kilka razy to zadziałało, strzeliłem też bramkę z dystansu… Najważniejsze jednak dla mnie, że trener upatruje we mnie element trzonu drużyny. To mi odpowiada. Wiem co mam robić, wiem czego się ode mnie wymaga.
Największy kozak, przeciwko któremu grałeś w Turcji?
Sosa z Trabzonsporu. Teraz przeszedł do Fenerbahce. Każda jego piłka – na nos. Chłop ma taki luz, a łączy go z doświadczeniem… Byłem pod wielkim wrażeniem jego gry. Typowy lider, który decyduje o grze.
Najgorętsze trybuny w Turcji? Ta liga z nich słynie.
Besiktas. Duży stadion, ale jak kibice rykną to ciary przechodzą. Niby każdy piłkarz mówi, że nie słucha kibiców, nie skupia się na nich – mnie też to nie przeszkadza. Ale prawda, że ciężko jest na praktycznie dowolnym tureckim stadionie usłyszeć swojego partnera, nawet jak jest dziesięć metrów dalej.
Trochę zmiana po Serie B, gdzie gra się na skansenach.
Gra się tam, można powiedzieć, w muzeum. Na zabytkach. Pamiętam trybuny dorobione z rusztowań metalowych. Na nie wchodziło nawet po pięć tysięcy ludzi. Patrzyłem na to i myślałem: Jezu, przecież tu może dojść do tragedii. To się może zawalić. Ale do dnia dzisiejszego tak to funkcjonuje.
Polecasz Serie B polskim piłkarzom jako kierunek? Ostatnio przeszedł tu Marcin Listkowski.
Polecam. Kto się będzie chciał doczepić, doczepi się do wszystkiego. Ale to nie jest słaba liga. Można się wiele nauczyć. Dwa lata w Palermo na pewno mnie rozwinęły.
Strzelam, trochę stereotypowo – skoro Włochy, to uniwersytet taktyki.
Jasna sprawa. Nie umniejszając żadnemu trenerowi z ESA, ale widać różnicę w tym taktycznym elemencie. U nas się tego trenuje mniej. W tygodniu siłownia, małe gry, później 1-2 dni taktyki, potem stałe fragmenty gry i tak to leci. We Włoszech treningi trwają po 2-2.5 godziny, z czego taktyka jest codziennie przynajmniej pół godziny, do tego przemycana jest też w różnych innych zajęciach. To z automatu ci wchodzi w krew, zostają schematy.
W Palermo miałeś za szefa prezesa Zamperiniego, jednego z najbardziej szalonych ludzi calcio.
Ja na niego złego słowa nie mogę powiedzieć. Chociaż kibice od pierwszego dnia mówili, że działa na szkodę klubu. Przychodził czasem na treningi, wydawał się taki profesjonalny. Gdzieś dało się odczuć jego wsparcie.
A później klub zbankrutował.
Czasem są osoby, które stwarzają pozory, a tak naprawdę to wygląda jak wygląda.
A jak samo życie na Sycylii?
Wynajmowaliśmy domek jednorodzinny z ogródkiem, basenem. Sycylia, czyli plaża, morze i szaleni kierowcy.
No i mafia.
Taki stereotyp. Nie powiem, miałem delikatne obawy: ja pierdzielę, będę jechał, a ktoś mi z pistoletem wyskoczy. Nie miałem jednak ani jednej takiej styczności. Choć słyszałem o pewnych przypadkach.
Opowiedz.
Była sytuacja, że mężczyzna robił grilla na parterze, a na piętrze sąsiad miał pranie. Ten z góry kazał mu grilla przesunąć w lewo czy którąś tam stronę, żeby dym na pranie nie leciał. Doszło do kłótni. A potem padły strzały kolegi z parteru do sąsiada.
Ktoś w klubie ci to opowiedział?
Nie, od kogoś, kto mieszkał blisko mnie.
Radek, ty do Palermo szedłeś jednak z planem awansu do Serie A.
Dokładnie.
To czemu się nie udało? Byliście w czubie Serie B, dużo grałeś. Awans wyżej dla piłkarza nie wiedzie tylko przez sukces z drużyną, można wejść wyżej też transferem.
Gdybym dostał taką propozycję, żeby być w Serie A, to bym tam poszedł. Widocznie nie byłem dostatecznie dobry. Nie wpadłem nikomu w oko.
Ale weszli do Serie A twoi kumple z Palermo: Cionek, Dawidowicz…
Z naszej czwórki, bo jeszcze Przemek Szymiński, grałem najwięcej. Ja i Thiago. No ale nie zawsze ilość znaczy jakość. Już nie chcę tego analizować, zastanawiać się. Taka decyzja skautów, dyrektorów sportowych. Przyjechałem do Turcji rozpocząć nową przygodę.
A w tamtym okienku miałeś inne ciekawe opcje?
Serie B. Ascoli. Później kilka tematów. 2.Bundesliga. Ale mało konkretów. Te rozmowy nie szły moim zdaniem jak powinny. A Denizlispor od pierwszego kontaktu był zdeterminowany, żeby mnie ściągnąć. To też dla mnie było bardzo ważne, czułem z ich strony zaufanie. Od razu też zajęli się tematami życiowymi – mieszkanie, samochód. No i najważniejsza w tamtym momencie rzecz dla mnie. Żona była wtedy w ciąży. Załatwili wszystko jeśli chodzi o szpital, dopięli wszystko na ostatni guzik, żona miała najwyższą jakość opieki, sprzęt mega nowoczesny. Nie powiem, trochę zaryzykowaliśmy, bo nie znaliśmy Turcji, ale ryzyko czasem popłaca. Dziś z żoną jesteśmy bardzo zadowoleni.
To co myślałeś wcześniej o Turcji?
Pierwsze myślenie, a nawet rozmowy z kimkolwiek: o Jezu, Turcja, kraj muzułmański. Burki. Ja wiedziałem, że to nie do końca tak, bo byłem na obozie w Turcji, moje myślenie było trochę inne, choć wciąż pełne obaw. Dziś, gdy przyjeżdżają do nas znajomi, przyjaciele, rodzina, widzą jakie są w Turcji warunki, też myślą inaczej.
Chyba jest duża różnica między wschodem i zachodem Turcji. Denizli jest na Zachodzie.
Tak, jak rozmawiam z tureckimi zawodnikami, potwierdzają. Społeczność ze Wschodu – to bardziej fundamentalistyczny islam. Kobiety z zasłoniętymi twarzami, te sprawy. U nas? Szczerze mówiąc, nie ma różnicy jak jest w Denizli a jak w Polsce. OK, czasem się widzi kobiety w chustach na głowie, z rzadka zdarzają się burki, ale jest tu bardziej europejsko, nawet powiedziałbym: swojsko. Nie musisz się niczym przejmować. Duża, ładna miejscowość, bardzo czysto w porównaniu do Palermo, gdzie jak śmieciarki strajkowały to pełne kontenery i worki ciągnęły się przez czterdzieści metrów przy drodze. Mam z Denizli 2.5 godziny do Antalyi, 2.5 godziny do Izmiru. Tu i tu lotnisko. Jak mamy wolne i chęci, to skoczymy też nad morze.
Ale jakieś różnice kulturowe, które zwróciły twoją uwagę, musiały być.
Na pewno wezwania muezina na początku. Kładłem się po treningu odpocząć, a wszędzie słyszałem modlitwę z meczetu, nagłaśnianą na całe miasto. Coś nowego. Nie skupiasz się na tym, ale czujesz wewnętrznie… nie powiem, że strach.
Czujesz, że jesteś w obcym miejscu.
Tak. Taka myśl: gdzie ja w ogóle przyjechałem? Co ja tutaj robię? Ale z każdym kolejnym dniem człowiek się oswaja i z czasem przestało mi to absolutnie przeszkadzać. Teraz jak się modlą, nie wiem nawet kiedy. Nie, że tego nie słyszę, ale nie zwracam uwagi. Taka normalność.
Jak jest ramadan, mocno wpływa to na ligę turecką? Czy jednak mit.
Zależy od zawodnika, ale nie powiem, wielu tego pilnuje. I to nie jest łatwe. Organizmu nie oszukasz. Widać ten ramadan po treningach. Rozmawiałem o tym z jednym z kolegów. Mówił, że przed meczem mogą coś zjeść, bo inaczej nie daliby rady. Ale tak w tygodniu jest ścisłe przestrzeganie.
Jak odnajdujesz się w szatni Denizlisporu?
Bardzo dobrze. Jest podzielona między tureckich zawodników i obcokrajowców, ale ja ogólnie mam dobry kontakt z jednymi i drugimi. Trochę staram się spajać te grupy. Nie jestem konfliktowy, myślę, że w szatni pełnej samych tureckich piłkarzy też bym się odnalazł. Znam ich podejście. Też są różne mity wokół Turków, a moim zdaniem są mega otwarci, przyjaźnie nastawieni. To, co rzuca się w oczy i mi osobiście się podoba, to ich podejście do narodowych barw. Niesamowicie są za nimi i za swoim krajem. Przed każdym meczem śpiewany jest też hymn.
Przed każdym? Dla mnie przesada.
Dla mnie na początku też, ale to ich kultura, trzeba to uszanować. Jak są jakieś święta, to na każdym domu można zobaczyć turecką flagę. Są fanatykami swoich barw.
A w szatni tureckiej praktykuje się wkupne czy chrzest?
Nie, nie ma czegoś takiego, że chodzimy razem na kolacje czy coś podobnego. Nie ma chrztu, nie ma też tak jak we Włoszech, że nowy musi wejść na krzesło i coś zaśpiewać. Tak na chłodno to jest przyjmowane – trochę mi brakuje tamtego klimatu. Wkupne tym bardziej nie, wiara im nie pozwala. Często było tak, że po meczu wygranym, jak można było się napić piwka, to nie pili.
Ty, jak rozumiem, korzystałeś.
Oczywiście. Możecie napisać. Nawet jak zapytacie dietetyka to powie wam, że po meczu piwo jest wskazane, żeby uzupełnić minerały. Nie oszukujmy się, nie róbmy ze wszystkich świętych. Każdy ma swój rozum. Wystarczy profesjonalne podejście.
Co Turcy wiedzą o Polsce?
Zależy z kim rozmawiam. Niektórzy nie mają bladego pojęcia. Nie wiedzą nawet gdzie leży Polska, ani jaka jest nasza stolica. Ale są tacy, którzy gdzieś byli, grali z którymś z polskich zespołów w pucharach, albo nawet wpadli do Krakowa czy Warszawy zwiedzać.
W Turcji urodziła się twoja córka, może mieć obywatelstwo tureckie.
Tak i ja jestem za tym, żeby je miała. Wychodzimy w życiu z założenia, że nic nie traci w ten sposób.
Ale imię polskie?
Nie no, imię polskie. Jest Polką. Tylko z podwójnym obywatelstwem. Nigdy nie wiadomo, może kiedyś jej się to przyda. Ostatnio byliśmy w Polsce, tam wyprawialiśmy chrzciny. Teraz czekam na żonę z córką – mają do mnie wrócić w połowie września.
Pytałeś Hugo Rodallegę o czasy, gdy strzelił na młodzieżowym Copa America dwa razy więcej bramek niż Messi?
Tak, ostatnio o tym rozmawialiśmy. Mówił, że miał dzień – a raczej turniej – konia. I naprawdę był wtedy maszyną. To nie jest przypadek, że grał w takich klubach jak Wigan, Fulham, Trabzonspor. Widać to nawet teraz. Od pierwszej do ostatniej minuty walczy i biega na całego. Nie ma tak, że prosi o zmianę, że narzeka na zmęczenie. Jakbym był młodym zawodnikiem, 16-17 lat, to bym patrzył wyłącznie na niego.
Ale nie mówił, że mógł być lepszy niż Messi?
Mówi, że był lepszy w tamtym czasie!
To co poszło nie tak?
Można gdybać. Ale i tak grał w mega dobrych klubach. Czasem jak poopowiada, to jest ciekawie. Miał jednego trenera, dosyć znanego w piłkarskim świecie, a który okazało się, że w ogóle nie powinno się nazywać go trenerem. Często było tak, że stawał przed drużyną i mówi: dobra, to dzisiaj zrobimy… i zastanawiał się dziesięć minut. A potem rzucał piłkę i sobie grali. Ja tego trenera znałem wcześniej z imienia, nazwiska, teraz jest o nim ciszej, ale był w dużych klubach.
Spoko, na pewno ktoś w komentarzach znajdzie o kogo chodzi.
Szukajcie!
Jak sam mówiłeś: miałeś dobry sezon. Było zainteresowanie tobą w tym okienku?
Były zapytania, ale też nie chciałbym o tym mówić, bo nie wiem na ile są otwarte tematy.
Turcja?
Też, ale nie tylko.
Zdradzisz kraj?
Dania.
To strzelam, że Kopenhaga.
Strzelajcie jak chcecie! Nic nie będę mówił.
Radek, dość średni dosyć ten Denizlispor, nie?
Pytanie mina?
Trzy mecze w tym roku wygraliście. W tym dwa z tobą w składzie.
Jak się tak patrzy, to wiadomo, że możemy się licytować. Ten klub po dziesięciu latach wrócił do SuperLigi. Widziałem radość kibiców i działaczy jak się utrzymaliśmy. Wtedy zrozumiałem, że dla nich to był wielki wyczyn. Moje ambicje są dużo większe, chciałem, żebyśmy skończyli minimum w środku tabeli. Ale gdzieś biorę to na kanwę tego, że byliśmy beniaminkiem. Ten sezon może być zupełnie inny jak patrzę na to, co dzieje się w klubie.
Są poważne wzmocnienia?
Przyszedł Marvin Bakalorz z Hannoveru. Jest skrzydłowy z Chile, Angelo Sagal, który przyszedł z ligi meksykańskiej. Jest bramkarz Costel Pantilimon, ma przeszłość w ciekawych klubach… Są inni, a jeszcze plany by ściągnąć jeszcze trzech zawodników. Poczekamy, zobaczymy.
To jak tyle wzmocnień, o pozycję się nie boisz?
Nie. Zdrowa rywalizacja nie zaszkodzi. I znam swoją wartość.
W sumie to mnie ciekawi, że mówimy o Denizli, klubie średnim, a gra tu Rodallega, przychodzi Bakalorz z Hannoveru czy Pantilimon. Jaka to jest różnica między ligą polską i turecką, a przecież w naszej mówi się, że jest coraz więcej pieniędzy.
To przepaść finansowa. W Turcji wcześniej było tak, że mogłeś mieć czterdzieści lat, ale byłeś piłkarzem z nazwiskiem, to grałeś. To się skończyło. Idą podobną drogą jak USA. Tam kiedyś też była przystań dla weteranów, teraz bardzo mocna liga, zdolna młodzież, piłkarze trafiający tam w sile wieku.
Czy jakikolwiek polski klub płaci według twojej wiedzy na poziomie Denizlisporu? Wiem, że nie siedzisz w gabinetach księgowych. Ale piłkarze rozmawiają.
Zależy od zawodnika, ale taka średnia, to myślę, że Legia jest blisko. Ciężko mi powiedzieć na sto procent, ale myślę, że Legia mogłaby sobie pozwolić na takie pensje, a przynajmniej byłaby blisko.
Czy to prawda, że was prezes doprowadził latem do burdy na festynie w Denizli?
Skąd macie takie informacje? Choć czułem, że o to spytacie. (śmiech).
Od Filipa Cieślińskiego.
Są nawet zdjęcia prezesa z trochę poprzestawianą twarzą. Ogólnie dość żywiołowy facet, który nie oszczędza się. Nie jest osobą cichą.
Przychodzi czasem do szatni?
Oczywiście, często po meczach. Czy po wygranych, czy po przegranych. Czasem przychodzi z premią. Dla nas jest w porządku, bardzo sympatyczny.
Jak odnosiłeś się do powiększenia ligi? W końcu nikt w Turcji nie spadł.
Więcej meczów, a ja lubię grać. Choć nie ukrywam, w pierwszej chwili pomyślałem: to po co w ogóle graliśmy? Na co walczyliśmy, staraliśmy się? Po co ta spina, żeby wrócić do grania po pandemii, skoro okazało się, że grałeś o nic. Ale potem myślałem o tych, którzy dzięki temu dostali drugie życie – na pewno może być ciekawy sezon, a my będziemy walczyć o ciekawsze stawki.
Pieniądze chowasz do skarpety czy inwestujesz?
Wszystko wydaję na imprezy i kebaby, resztę przepuszczam. (śmiech) Nie no, nie jestem z takiego charakteru, żeby lekko trwonić pieniądze. Raczej zbieram, a jak jest okazja, to inwestuję.
W co?
W mieszkania, na ten moment w Polsce. Znam też z Włoch zawodników, którzy inwestują w Rolexy. Mieli ich na przykład po sześć. Zobaczyłem to, pierwsza myśl – wyrzucanie pieniądze w błoto. Jednego można mieć, ale sześć? Fanaberia. Tymczasem uświadomili mi, że to są inwestycje, a Rolex nie traci na wartości.
Ty kiedykolwiek pozwoliłeś sobie na ekstrawagancki zakup?
Dla mnie, jak z pierwszego kontraktu miałem 800 zł, to ekstrawaganckim zakupem było kupno używanego Audi A3 za 40 tysięcy złotych. Zbierałem trzy lata. To była ekstrawagancja.
W sumie, było ci potrzebne takie auto?
Ale to zawsze było moje marzenie od kiedy byłem dzieckiem. Mogłem sobie kupić tańsze, ale zrealizowałem marzenie. Zbierałem na to długo. I ciekawostka, od kiedy je kupiłem osiem lat temu, tak mam je do dziś. Jeżdżę ciągle tym samym. Mam do niego wielki sentyment.
Masz jakieś pasje pozapiłkarskie, czy tylko piłka?
Lubię samochody, ale jakby się zepsuł, raczej bym go nie postawił na nogi. A tak to jestem otwarty na każdy sport, szczególnie przy dużej imprezie – siatkówka, ręczna, koszykówka. Bez różnicy.
Mówiłeś, że oglądasz Kubę Modera. Sporo oglądasz ESA w Turcji?
Oglądam Ekstraklasę obowiązkowo. Jak to mówią: możesz wyjść z Ekstraklasy, ale Ekstraklasa nie wyjdzie z ciebie. Raz w niej zagrasz, zostaniesz w niej na zawsze.
Aż nie mogę zgadnąć, czy mówisz to prześmiewczo czy na poważnie.
Nie, ja się nie śmieję. Wiadomo, że jak porównujesz mecz ESA do Premier League, to jest inne tempo. Ale ja wolę oglądać Ekstraklasę. Po prostu. Czasem sam się do siebie śmieję tym tekstem: ale bym sobie obejrzał taką Łęczną z Podbeskidziem. Gdzieś człowiek na te mecze czeka. Wszyscy z ESA żartują, a potem oglądają, taka jest prawda. Mnie obojętne w jakim ten mecz będzie tempie.
To jak wygląda to twoje weekendowe oglądanie Ekstraklasy? Na ile meczów masz czas?
Piasta staram się oglądać co kolejkę, sentyment pozostał, szczególnie, że jestem z Gliwic. To mój klub. Na razie gra wyglądała dobrze – nie zasłużyliśmy, żeby przegrać te mecze. Ale taka jest piłka nożna. W innych klubach, to co tam złapię. Podoba mi się choćby gra wspomnianego Modera. Co dał ostatnio piłkę do Kamińskiego – czapki z głów. Chyba szybko opuści Ekstraklasę.
Będziesz pisał: Moder come do Denizlispor?
Nie, nie napraszam się. Ale jak do mnie napisze, zapytać o prywatne zdanie na temat jakiegoś tureckiego klubu, na pewno pogadamy.
To co, w przyszłości Radosław Murawski – ekspert ESA w TV?
Jak bozia da, zdrowie będzie dopisywać, chcę grać jak najdłużej. Co potem – sam jeszcze nie wiem.
Sprawdźmy cię pod tym kątem. Które miejsce zajmie w tym sezonie Piast?
W pierwszej czwórce.
A Podbeskidzie?
Myślę, że w połowie tabeli, najlepiej z beniaminków.
To jeszcze ta Łęczna.
Życzę im wszystkiego najlepszego. A szczerze, jak będą grali tak, jak do tej pory, to myślę, że zrobią awans.
Nie mów, że Łęczną w II lidze wiosną oglądałeś.
Nie, ale śledzę wyniki i wszystko co się dzieje nawet na poziomie III i IV ligi.
To kogo ty śledzisz w IV lidze?
Wcześniej Goczałkowice, bo mam tam trzech kolegów. Generalnie mam wielu kolegów z Gliwic, którzy grają w tamtych lig, więc śledzę jak im idzie. Żyję polską piłką cały czas, każda nowinka jest dla mnie wartością.
Jakie marzenia piłkarskie masz jeszcze do zrealizowania? Poza tą kadrą, bo to już ustaliliśmy.
Ale to jest największe marzenie. Z pozostałych – zagrać w lidze top 5 Europy. Czas jednak pokaże. Na razie jestem w Denizli i tu też mam coś do wygrania.
26 lat dla piłkarza – dużo czy mało?
Umiarkowanie. Teraz wkraczam w swój najlepszy wiek piłkarza. Chyba newralgiczny moment – trzeba wrzucić kolejny bieg.
Do topowych lig dziś biorą coraz młodszych, jeśli chodzi o Polaków, to takie talenty do obróbki.
Wiem. Jestem realistą, twardo stąpam po ziemi. Ale za marzenia nie karzą.
Leszek Milewski
Fot. NewsPix