Reklama

6 niecodziennych ciekawostek wokół reprezentacji Bośni i Hercegowiny

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

07 września 2020, 16:08 • 9 min czytania 4 komentarze

Drugi bramkarz reprezentacji, który doświadczenie wojny przekształcił w chęć pomagania innym, a swego razu przelobował Artur Boruca z własnego pola karnego. Trener, który polaryzował piłkarską Grecję, doprowadził do tego, że kibice spalili mu samochód, rzucali w niego różnymi przedmiotami i uderzyli go w twarz. Gwiazdor, który zaznał głodu. Niedawne czasy, kiedy władzę nad krajowym związkiem piłki nożnej sprawowało trzech prezesów, każdy reprezentujący inną grupę etniczną. Lewy obrońca, który stanął naprzeciwko nożowników. Sześć niecodziennych ciekawostek o reprezentacji Bośni i Hercegowiny, z którą Polska zmierzy się w Lidze Narodów.

6 niecodziennych ciekawostek wokół reprezentacji Bośni i Hercegowiny

Asmir Begović. Człowiek, który widział wojnę

Mógłby podpisać się pod słowami Michaela Herra o tym, że kiedy widziałeś wojnę, zaczynasz doświadczać niezrozumiałego odczucia brania odpowiedzialności za innych, nawet jeśli nie bierzesz udziału w walkach. Wojna w Bośni zdefiniowała życie Begovicia. W jej wyniku, w wieku czterech lat, został zmuszony do opuszczenia ojczyzny i emigrowania do Niemiec. Jego rodzina została rozbita – część uciekła z nim, inna część do Holandii, a jeszcze inna do Norwegii. Jaki był klucz? Żaden. Tam, gdzie przyjmowali, tam emigrowali. Życie jego familii zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Ojciec, Amir, w ojczyźnie był drugoligowym piłkarzem, a w Niemczech musiał podjąć pracę jako tynkarz. Matka, Ajnija, aspirowała do pracy prawniczki, ale musiała porzucić marzenia i zająć się pracą w fabryce. Wszystko po to, żeby przetrwać.

Asmir też nie miał łatwo. Nikogo nie znał. Wszystkiego się uczył. Inna kultura, inny język, inny kraj. Dotkliwy brak przyjaciół w momencie życia, kiedy człowiek niesamowicie potrzebuje rówieśniczej socjalizacji. Ale dał radę. Pomogła piłka. Jeszcze jako junior trafił do Anglii, pobujał się trochę po wypożyczeniach, żeby aktualnie mieć na koncie grubo ponad 200 występów w Premier League, przede wszystkim w barwach Stoke i Bournemouth, a także sympatycznie wyglądające w CV epizody w Chelsea i Milanie.

Zresztą, pamiętamy nadal bramkę, którą strzelił Arturowi Borucowi z 92. metrów.

Reklama

W kadrze przez wiele lat był pierwszym wyborem, rozegrał w niej 62 mecze, ale teraz jest dwójką za Ibrahimem Sehiciem.

No dobra, ale skoro wspomnieliśmy o wojnie i odpowiedzialności, to dokończmy temat. Asmir Begović jest bowiem bardzo zaangażowany w odbudowywanie terenów pochłoniętych przez wojnę. Ma fundację. Jeździ, spotyka się z młodzieżą, namawia do sportu, aktywizuje, inwestuje, wybudował już kilka boisk do różnych sportów w Srebrenicy, która, jak sam przyznaje, jest dla niego symbolem odbudowy Bośni i Hercegowiny.

Dusan Bajević. Strażak, który był piromanem

Słowem wstępu: to selekcjoner reprezentacji Bośni i Hercegowiny.

Jego trenerska historia jest pokręcona, jak drogi w mniej ucywilizowanych krajach Ameryki Południowej. Patrząc po samych osiągnięciach, powinien być legendą ligi greckiej. Dlaczego? Ano dlatego, że osiem razy poprowadził swoje zespoły do ligowych mistrzostw kraju. Problem w tym, że najpierw cztery razy zrobił to z AEK Ateny, a potem cztery razy z Olympiakos Pireus, czyli z odwiecznymi wrogami. W konsekwencji nie kochali go ani jedni, ani drudzy. Polaryzował. A trzeba wiedzieć, że to nie typ wyrachowanego fachowca, który robi sukces, odhacza i idzie dalej. Nie, nie, nie. W latach 90. i w pierwszej dekadzie trwającego wieku, kiedy osiągał największe sukcesy, Bejević słynął z fanatyzmu. Kiedy kibice AEK grozili mu po przejściu do Olympiakosu, powiedział tak:

– Zabiję, powtarzam, zabiję każdego, kto zbliży się do mojej rodziny.

Na konferencjach prasowych podjudzał i prowokował. Kibice wywieszali obraźliwe transparenty. Całymi meczami skandowali obrazoburcze przyśpiewki. Rzucali w niego jedzeniem, ostrymi przedmiotami, pewnego razu na boisku wylądował nawet motorower. Kiedy pracował w FK Crvena zvezda i poprowadził zespół w pierwszych przegranych od jedenastu lat derbach z Partizanem Belgrad, kibice jego kluby zdewastowali jego samochód. Początkowo nic sobie z tego nie robił, ale odszedł na własnych warunkach: przed końcem sezonu, wychodząc ze stadionu w 70. minucie. Zresztą, to nie było pierwsze takie angielskie wyjście, bo wcześniej z jednym z greckich klubów pożegnał się, opuszczając ławkę trenerską tuż po przerwie.

Reklama

Kolorowa postać. Zachowywał się chaotycznie, budził w ludziach dziwaczną agresję. W czasie trzeciego podejścia do AEK-u dostał w twarz od fanatycznego pseudokibica. Jego żona w pewnym momencie życia zasygnalizowała mu, że nie wytrzymuje negatywnej energii, która gromadzi się wokół niego, ilekroć tylko zasiada na ławce trenerskiej. Od kilku lat podobno się uspokoił. Jest starszy i spokojniejszy.

Dusan Bajević kadrę przejął po Robercie Prosineckim, który zajął dopiero czwarte miejsce w eliminacjach do Euro 2020. Miał poprowadzić zespół w barażach i ewentualnie na samym turnieju, ale pojawił się koronawirus i plan obrócił się do góry nogami. Wszystko przed nim. W debiucie na ławce trenerskiej poprowadził zespół do remisu z faworyzowanymi Włochami.

Edin Dżeko. Z ruin na szczyt

Bardzo dobry piłkarz, który wyrósł z wojennej traumy. Nigdy nie wszedł na poziom wielkości, nigdy nie został najlepszym napastnikiem świata, ale jego kariera jest w Bośni i Hercegowinie pokoleniowym przykładem, że mimo smutnych doświadczeń z dzieciństwa, można wejść na szczyt. I nie można z tym polemizować. Dżeko pochodzi z miejsca, które zostało pochłonięte przez wojnę.

Był dzieckiem, więc jego wspomnienia to urywki, odłamki, mgnienia. W kilku wywiadach przyznawał, że nie lubi cofać się pamięcią do tamtych wydarzeń, że tak, zahartowały go, że dzisiaj nie boi się niczego, ale i tak woli nie wspominać. Nic dziwnego. Pewnego razu opowiadał o sytuacji, w które był najbliżej śmierci. Chciał wyjść na dwór, żeby się pobawić. O pozwolenie spytał się mamy. Nie pozwoliła mu. Miała złe przeczucia. Minęło kilka minut i usłyszeli wybuch. Wyjrzeli przez okno. Ulicy obok nie było. Dokładnie tej, na której zazwyczaj dokazywał z kolegami.

– Wszyscy znaliśmy kogoś z wojska, co oznaczało, że śmierć towarzyszyła nam codziennie. A to ginął syn sąsiadki, a to piekarza, a to listonosza, a to pani ze sklepu. Ginęli przyjaciele, ginęła rodzina. Bycie w oblężonym Sarajewie, to przerażające przeżycie. Trudny czas dla każdego człowieka w kraju. Nie mieliśmy jedzenia. Na pewno nie wystarczało na trzy posiłki dziennie. Codziennie się bałem. Chowaliśmy się, kiedy słychać było strzału albo wybuchy spadających bomb. Mogłeś dostać kulkę w każdej chwili. Dużo płakałem. Dziękuję Bogu, że to już za mną.

Za nim też wiele dobrego w piłkarskiej karierze. Mistrzostwo Niemiec z Wolfsburgiem, dwa mistrzostwa Anglii z Manchesterem City, tytuł króla strzelców Bundesligi, Ligi Europy i Serie A. Świetne eliminacje do Mundialu 2014 i poprowadzenie Bośni i Hercegowiny do historycznego awansu na MŚ. Mnóstwo goli dla Wolfsburga, City, Romy. Czy mógł znaczyć więcej w światowej piłce? W pewnym momencie wydawało się, że mógł, ale głupotą byłoby powiedzenie, że nie wykorzystał swojego maksymalnego potencjału. Nie, to autor pięknej historii i pięknej kariery, które dalej trwają w najlepsze.

Jasmin Burić. Znany i lubiany

Niby to żadna ciekawostka, ale jednak warto wspomnieć. Stary dobry Jasio. Dekada w Poznaniu. Nigdy w historii Lecha nie było obcokrajowca, który na dłużej zagościłby w klubie. Zdobył dwa mistrzostwa, dwa superpuchary, przeżył wielu piłkarzy, wielu trenerów, wiele sezonów.

Fajnie wspominał to wszystko w rozmowie z Damianem Smykiem:

Pamiętam ten dzień, gdy przylecieliśmy do Polski. Dotarliśmy w czwórkę. Ja, Gordan Golik, Haris Handzić i Fenan Salcinović. Ostatnio nawet widziałem zdjęcia z dnia, w którym stawiliśmy się w Poznaniu….

Stylisty to ty wtedy nie miałeś.

Chodzi o tę białą kurtkę? (śmiech) Dzisiaj na miasto bym tak nie wyszedł.

Albo to:

Na ciekawe czasy trafiłeś w Lechu. No i na ciekawego trenera.

O Smudzie mówiło się, że ten zaciąg bośniacki mu nie pasował. A mi się wydaje, że on rzadko na nas stawiał dlatego, że byliśmy młodzi, a nie dlatego, że przyjechaliśmy z Bośni. Miałem z nim bardzo dobry kontakt. Na początku mi powiedział, że przez pierwsze pół roku będę się musiał zaaklimatyzować. – Jest Turina, jest „Kotor”, ty Jasiu będziesz dostawał swoje szanse w kolejnym sezonie – mówił. No i w kolejnym sezonie już go nie było, latem zastąpił go trener Zieliński. Ale zawsze, gdy się spotykaliśmy, to żartował i ciepło mnie witał. Smudę zapamiętam też z tego ofensywnego stylu gry, fajny futbol do oglądania. No i on ma tę swoją charyzmę.

Trudno było ci się przy nim nauczyć polskiego?

Właśnie łatwiej! Polacy mówią bardzo szybko, a Smuda ma ten swój charakterystyczny akcent. Dla nas obcokrajowców to było idealne rozwiązanie.

Po sezonie 2018/19 pożegnał się z Poznaniem, w minionym sezonie był pierwszym bramkarzem Hapoelu Hajfa, a w kadrze Bośni i Hercegowiny jest trzecim wyborem Dusana Bajevicia.

Trzech prezesów i zawieszenie

Uwarunkowania historyczne i kulturowe bardzo wpływają na tamtejszy futbol. Nie dość, że Bośnia i Hercegowina to bardzo młoda reprezentacja, bo funkcjonująca właściwie od 1996 roku, to jeszcze długo utrzymywał się tam kompletny rozgardiasz organizacyjny. Weźmy taki 2011 rok.

Bośniacką federację piłkarską prowadziło równocześnie trzech prezesów. Każdy z innej grupy etnicznej – bośniackiej, chorwackiej, serbskiej. Wszystko w myśl zasad Układu z Dayton z 1995 roku, które kończyło wojnę w Bośni i Hercegowinie. Czasy się zmieniały, a prezesi z nadania etnicznego i kulturowego trwali. Powoli taka sytuacja zaczynała denerwować samych piłkarzy, którzy chcieli, żeby stanowisko w związku pełniła osoba z najlepszymi kompetencjami. Podobne stanowisko zaczęły mieć też władze światowego futbolu. W końcu, w 2011 roku, FIFA i UEFA wystosowały prośbę o normalizację sytuacji i przystosowanie się do wymogów, które jasno określały, że na fotelu prezesa może zasiadać jedna osoba.

Początkowo władz Bośni i Hercegowiny nie chciały się na to zgodzić. FIFA i UEFA zawiesiły kraj z Bałkanów. Do odwołania. 13 zawodników reprezentacji postanowiło zbojkotować kadrę. Pat trwał. Kryzys rozpowszechniał się w najlepsze, ale nie sposób było buntować się w nieskończoność. W grudniu 2012 roku wybrany został jeden prezes. Granda na trzech przywódców związku dobiegła końca.

Sead Kolasinac. Obrońca nie tylko na boisku

Obrazki z tej akcji obiegły cały świat. Był lipiec 2019 roku. Mesut Ozil z żoną wchodzili do samochodu. Nagle zostali zaatakowani przez dwójkę uzbrojonych włamywaczy/rabusiów/bandytów. Próbowali uciec do samochodu, ale to nie było takie łatwe. Ostatecznie udało im się, bo w ich obronie stanął Sead Kolasinac.

Nagranie.

Bandyci zostali skazani. Trafili do więzienia, a Sead Kolasinac, który zareagował bardzo instynktownie, okrzyknięto bohaterem. Nawet w sądzie padły epitety sławiące jego zachowanie. Poza tym to bardzo solidny boczny obrońca Arsenalu, który właściwie co roku dosyć regularnie wywalcza sobie miejsce w pierwszym składzie ekipy Kanonierów. Twardy w defensywie, niepanikujący z piłką, potrafiący podłączyć się do ofensywy, asystować, dograć, mocne płuca.

No i przede wszystkim, to lewy obrońca. Lewy obrońca na poziomie, o którym w Polsce możemy tylko pomarzyć. I to od lat.

*

Inne warte przeczytania historie wokół reprezentacji Bośni i Hercegowiny:

Edin Visca. Końskie zdrowie, smykałka do asyst i sentyment do Polski

Elvir Koljić. Alternatywa dla Dżeko, której nie zaufał Lech

Osobisty ochroniarz czy towarzystwo Kolasinaca? Kolasinac!

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
9
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

4 komentarze

Loading...