Jerzy Brzęczek ma to do siebie, że lubi stawiać siebie i naszą kadrę w roli kopciuszka. Nawet nie underdoga, czyli kogoś, kto może zaskoczyć i ograć faworyta. Nie, kopciuszka. Takiego zahukanego gościa w bryłowatych okularach, co to mu wszyscy zawsze zabierają kanapki w szkole. Po porażce z Holandią słyszeliśmy: a, bo to Holandia przecież. Spodziewaliśmy się, że oni będą grać w piłkę. Jeszcze wcześniej słyszeliśmy słynne już słowa o piłkarzach z Championship. Generalnie co jakiś czas tłumaczy się nam, że kim my mamy straszyć taką Holandię, takich Włochów, czy Portugalczyków. Tu musi być defensywka, bo co my więcej potrafimy? I chyba czas w końcu powiedzieć: nie, nie musi być. Bo faktycznie potrafimy więcej.
Jasne, zgadzamy się z jednym. Szkolenie u nas leży, nie mamy na pęczki gości takich, jak Frankie de Jong, który wczoraj potrafił bez problemu uwolnić się spod pressingu trzech rywali i utrzymać piłkę dla swojej drużyny. Nie mamy całych zastępów techników, talentów i młodych gwiazdek. Ale jednak jakimś cudem w tym 40-milionowym kraju udało nam się uzbierać 11 gości, którzy wstydu nie przyniosą. Bo o ile całościowo jesteśmy lata świetlne za Holendrami, tak porównując wyjściowe jedenastki, tragedii nie ma. No nie powiecie nam chyba, że Zieliński, Krychowiak czy Klich to mogą najwyżej poprosić takiego de Roona, czy Wijnalduma o koszulkę i oglądać ich kompilacje na YouTubie. Bo w niektórych przypadkach mogło być dokładnie odwrotnie.
Druga linia? Przepaści nie ma
Kiedy Grzegorz Krychowiak sięgał po swoje drugie zwycięstwo w Lidze Europy w karierze, Marten de Roon przechodził z Heerenveen do Atalanty. Pierwszy raz w życiu wyjeżdżał z kraju, a przecież jest tylko rok młodszy od “Krychy”. Klich i de Jong – ok, jeśli zestawimy to 1:1, to nie ma o czym gadać. Ale przecież Klich jest ulubieńcem Marcelo Bielsy. Liderem Leeds, które właśnie awansowało do Premier League. Być może talentu porównywalnego do de Jonga nie ma, ale z choinki się nie urwał. Zieliński i Wijnaldum? Jeśli lubicie nabijać się z liczb “Zielka” i mówić, że co to za pomocnik, który nie asystuje, to mamy dla was smutne wieści.
- Sezon 19/20, asysty Wijnalduma: 0
- Sezon 19/20, asysty Zielińskiego: 6
Po co o tym wszystkim mówimy? Żeby pokazać, że naprawdę nie jest tak źle, jak nam się wmawia. Że nie musimy sobie umniejszać i mówić: aj, bo przyjeżdża Holandia, trzeba się bronić. Że wcale nie jest tak, że nasza reprezentacja rodzi się po to, żeby grać z kontry. Mamy klasowych piłkarzy, którzy grają w topowych ligach. Może nie mamy ich 150, ale 15 takich, którzy rywalizują na najwyższym poziomie, się znajdzie. I faktycznie tam rywalizują, a nie tylko przeszkadzają rywalowi w tym, co chce wykonać na boisku. Bo chyba nie wmówicie nam, że Krychowiak, Zieliński i Klich w swoich klubach słyszą: aj przyjeżdża Zenit/Juventus/WBA. Stawiajcie autobus, nie próbujcie nic więcej zrobić, tu trzeba się bronić.
Kontra w DNA? Raczej kreatywność
Praktycznie za każdym razem, gdy nasi piłkarze przyjeżdżają na zgrupowanie reprezentacji Polski, dochodzi do cudownej przemiany. Z poważnych piłkarzy, stają się popierdółkami, które nie wiedzą, co robić na boisku. Drodzy reprezentanci, jeśli to czytacie – nie obrażajcie się. Przecież to prawda. Spójrzcie sami.
Zieliński w Napoli – mózg zespołu
Najprostszy przykład – Piotr Zieliński. Tak, ten słynny obiekt żartów, że trzeba go przesuwać pół metra w prawo i zadbać o odpowiednie ułożenie planet. Ale ten sam “Zielek” jest czołowym pomocnikiem ligi włoskiej, jeśli chodzi o udział w ataku. Dwie statystyki:
- Najwięcej podań w ostatnią tercję boiska w Serie A. 4. miejsce pod względem xGBuildup w lidze włoskiej
Czy możemy powiedzieć, że ten zawodnik nie jest kreatywny? Że nie potrafi zagrywać piłek do przodu? Że nie ma zmysłu do gry ofensywnej, nie potrafi tego co – dajmy na to – Wijnaldum? Jeśli weźmiemy pod uwagę podania w ostatnią tercję boiska, Wijnalduma nie ma nawet w TOP25 Premier League. Przepaść jest ogromna, Zieliński zaliczył ich blisko dwukrotnie więcej. A xGBuildup? Zdecydowanie słabsze. Czyli Wijnaldum ma – według liczb – znacznie mniejszy wpływ na grę Liverpoolu niż Zieliński na Napoli. Nie będziemy się teraz bawić w udowadnianie, ile waży rola lidera Partenopei, a ile rola jednego z trybików w The Reds. Wystarczy nam to, że widzimy, że Zieliński potrafi być motorem napędowym swojego zespołu. Mózgiem, dyrygentem, reżyserem – nazywajcie to jak chcecie. Potrafi grać w piłkę w drużynie, która dominuje i strzela gole.
Nie, to nie jemu musi coś przeskoczyć w głowie, żeby z tego potencjału skorzystać także w biało-czerwonych barwach.
Krychowiak i Klich – liderzy zespołów
Ok, idźmy dalej. Grzegorz Krychowiak, kolejny gość, który w kadrze dziwnym trafem nie potrafi grać tak dobrze, jak w klubie. Patrzymy w statystyki poprzedniego sezonu ligi rosyjskiej.
- Piąty wynik xGBuildup w całej lidze. Lepsi byli tylko czterej piłkarze Zenita St. Petersburg, 0.63 kluczowych podań na 90 minut, średnio 3 strzały na mecz
W tym sezonie Krychowiak tylko to potwierdza. Na dziś Polak zalicza 0.80 kluczowych zagrań na mecz, ponad 80 kontaktów z piłką na mecz. Czy mając takie liczby przed oczami, możemy powiedzieć, że to gość, który nie potrafi rozegrać piłki? Nie nadaje się do gry kombinacyjnej, może tylko przeszkadzać, bo z przodu nie wniesie nic extra? Chyba nie. A co z ulubieńcem Marcelo Bielsy? Pomocnikiem, który rozumie jego styl, jego zawiłości taktyczne? Spójrzmy. Mateusz Klich w sezonie 2019/2020.
- 1.8 kluczowych podań na mecz, 10 stworzonych okazji, 62 kontakty z piłką na mecz
A teraz weźmy na tapet liczby Klicha z meczów reprezentacji Polski w eliminacjach mistrzostw Europy. Eliminacjach, w których to my w większości spotkań byliśmy faworytem. Mieliśmy prowadzić grę.
- 0.4 kluczowe podania na mecz, 0 stworzonych okazji, 47 kontaktów z piłką na mecz
Facet rozegrał osiem spotkań, spędzał na boisku średnio 60 minut. A porównując jego wpływ na grę Polski i Leeds nie mówimy już o różnicy. Mówimy o ogromnej przepaści. Kanionie. Rowie Mariańskim.
Karol Linetty – wyrzut sumienia Brzęczka
Od dłuższego czasu zastanawiamy się, jak to jest, że wielu zawodników przyjeżdża na kadrę i gra poniżej potencjału. Np. Karol Linetty, o którym całkiem niedawno pisaliśmy tak…
Oddajmy głos „Ultimo Uomo”, które opisuje, jakie zadania Linetty miał w Genui. – Linetty to zawodnik szczególnie przydatny bez piłki, zarówno ze względu na dobrą skuteczność w odbiorze (2,3 na mecz), jak i większą dynamikę. Wspólnie z Praetem gwarantują dobrą mobilność.
Rzeczywiście, gdy spojrzymy na liczbę odbiorów Linetty’ego, za każdym razem był on w czołówce wśród Blucerchiatich:
- 2019/2020 – 2.2 na mecz, drugi wynik w drużynie
- 2018/2019 – 2.3 na mecz, drugi wynik w drużynie
- 2017/2018 – 2.3 na mecz, czwarty wynik w drużynie
- 2016/2017 – 3 na mecz, najlepszy wynik w drużynie
Niezła powtarzalność. Warto przy tym zaznaczyć, że w sezonie 16/17 Linetty był czwarty najlepszy pod tym względem w lidze, a w poprzednich rozgrywkach – 11.
Ten sam Linetty, którego w tym samym tekście chwalimy za całkiem przyzwoite liczby w ofensywie, nie potrafi się odnaleźć na kadrze. Czasami wcale na nią nie jeździ, czasami przyjeżdża w roli statysty. Wczoraj nawet nie wszedł z ławki, a przecież we Włoszech uznawany jest za ojca sukcesu, jakim w minionym sezonie było utrzymanie Sampdorii. Kibice oburzali się, że klub oddał go tak łatwo. U nas z kolei nie rozpaczamy, że taki Linetty w ciągu dwóch lat nie rozegrał w reprezentacji nawet dwóch pełnych spotkań.
A potem wychodzi Jerzy Brzęczek i mówi: bo my mamy piłkarzy z Championship. Bo my zdawaliśmy sobie sprawę, że rywal będzie dominował. No tak, skoro my mamy tylko przeszkadzać, to w sumie nie ma co się dziwić, że Linetty nie może się na tej kadrze odnaleźć. Za wyznaczenie takich zadań taktycznych, każdy włoski trener straciłby licencję. Pytanie więc, czy to Linetty nie rozumie, czego się od niego wymaga, czy może Brzęczek nie za bardzo wie, czego on w zasadzie może od niego oczekiwać?
Marnujemy potencjał i cofamy się w rozwoju
Rozumiemy, że nie każdy piłkarz musi być stworzony do gry w kadrze. Pamiętamy przecież Krzysztofa Warzychę. Ale zastanawia nas jedno. Jeden piłkarz może się nie sprawdzać, ok. Tyle że w przypadku reprezentacji Polski mamy trzech gości, którzy dostają nagłej amnezji, gdy zakładają biało-czerwoną koszulkę. Kilku kolejnych, których potencjał jest sukcesywnie zagrzebywany. Potem wracamy pamięcią choćby do Euro 2016. Owszem, graliśmy wtedy świetnie w obronie, ale nie tylko.
Polska – Portugalia, ćwierćfinał Euro
Strzały: 15 – 19
Posiadanie piłki: 52% – 48%Polska – Holandia, puchar pasztetowej
Strzały: 2 – 14
Posiadanie piłki: 36% – 64%Reprezentacja Polski cofa się w rozwoju. #NEDPOL
— Michał Kołkowski (@michukolek) September 4, 2020
Pamiętacie tamto spotkanie? Przykładowo – taką kapitalną, kombinacyjną akcję, po której wpadliśmy w pole karne Portugalczyków? My pamiętamy. Ale zamiast zadawać sobie pytanie: “kiedy to się wszystko tak spierdoliło”, zapytamy raczej: “kto to wszystko tak spierdolił”? Czy aby na pewno piłkarze z Championship i ci, którym nie przeskoczyło w głowach? Czy może jednak uparte ograniczanie najlepszej generacji od lat do gry prostego, siermiężnego futbolu, którego efekty są takie, że zamykamy tabelę podań progresywnych w WyScoucie (via Tomasz Włodarczyk i jego analiza kadry)?
***
Nie jesteśmy drugą Holandią, to fakt. Ale nie jesteśmy też tak słabi, żeby nie oddać ani jednego strzału w drugiej połowie meczu. Przestańmy marnować nasz potencjał na murowanie i wychodzić na mecze z pełnymi gaciami. Dajmy tym chłopakom grać w piłkę. Bo jak słyszymy w całej Europie przez 95% roku – całkiem nieźle im to wychodzi.
SZYMON JANCZYK
Fot. Newspix