Jerzy Brzęczek już od ponad dwóch lat stoi za sterami reprezentacji Polski. Oczywiście jego kadencję nienaturalnie rozdęła pandemia koronawirusa i spowodowane przez nią obsuwy w międzynarodowym futbolu. Nie odbyły się mistrzostwa Europy zaplanowane na 2020 rok, a jest przecież wielce prawdopodobne, że ten turniej stanowiłby smutną puentę dla selekcjonerskiej przygody Kazimierza Górskiego na nowe czasy Brzęczka. No ale sytuacja ułożyła się nietypowo. Warto zatem przypomnieć, jaką ekipę były szkoleniowiec Wisły Płock przejął z rąk Adama Nawałki po fatalnym mundialu i porównać ją z zespołem powołanym na mecze otwierające drugą edycję Ligi Narodów UEFA.
Zaczęło się w Bolonii
7 września 2018 roku – to właśnie tego dnia Brzęczek oficjalnie zadebiutował w roli trenera biało-czerwonych. Reprezentacja Polski na
w Bolonii zmierzyła się z Włochami i zremisowała tam 1:1. Spotkanie wypadło w sumie całkiem przyzwoicie dla naszej drużyny, ale wkrótce się okazało, że to tylko miłe złego początki. Drużyna Italii zrobiła bowiem w bardzo krótkim czasie olbrzymie postępy i przestała grać poniżej potencjału, z kolei Polacy nieszczególnie szeroko rozpostarli skrzydła. Efekt? Zero zwycięstw w premierowej edycji Ligi Narodów i na dokładkę remis z Irlandią oraz porażka z Czechami w starciach towarzyskich.Brzęczek na swoje pierwsze zwycięstwo jako selekcjoner czekał aż pół roku.
Jesienią 2018 roku polska drużyna wyszła przeciwko Włochom w następującym składzie:
Łukasza Fabiański – Bartosz Bereszyński, Kamil Glik, Jan Bednarek, Arkadiusz Reca – Rafał Kurzawa, Mateusz Klich, Grzegorz Krychowiak, Jakub Błaszczykowski, Piotr Zieliński – Robert Lewandowski.
Brzęczek od razu dał sygnał, że nie planuje rewolucjonizować zespołu Nawałki. Szykowało się delikatne przemeblowanie drużyny narodowej, a nie remont generalny.
Włochy 1:1 Polska
No i jeżeli spojrzeć na kadrę powołaną na mecze z Holandią i Bośnią i Hercegowiną, to tak naprawdę wciąż wielu istotnych różnic nie ma. Przynajmniej jeżeli chodzi o najważniejsze ogniwa. Oczywiście Robert Lewandowski odpoczywa po wyczerpującym sezonie, więc w najbliższych spotkaniach nie wystąpi, ale to wciąż piłkarz, wokół którego skonstruowana jest ofensywa reprezentacji Polski. Należy się spodziewać, że miejsce w podstawowym składzie niezmiennie będą mieli zagwarantowane Piotr Zieliński i Grzegorz Krychowiak, a para Kamil Glik – Jan Bednarek to wciąż fundament polskiej defensywy. Arkadiusz Reca, który jest już autorskim pomysłem Brzęczka na obsadę lewej strony obrony, pomimo fatalnych początków również zdołał z czasem ustabilizować swoją pozycję w zespole.
Pewną zagadkę jak zwykle stanowi obsada bramki, lecz nie aż tak znowu wielką. O pozycję golkipera numer jeden w drużynie narodowej walczą od lat Wojciech Szczęsny i Łukasz Fabiański. Za kadencji Brzęczka się to nie zmieniło, selekcjoner nadal w sposób wyraźny nie wskazał, którego z tej dwójki wyżej sobie ceni.
Mamy zatem aż sześć-siedem pozycji, na których Brzęczek właściwie od początku swojej kadencji ma z góry znanych faworytów. Co się w takim razie zmieniło względem starcia w Bolonii?
Wygrani i przegrani
Dużym przegranym pierwszych zgrupowań u Brzęczka był Kamil Grosicki. Trener próbował nawet wprowadzić w życie ustawienie bez klasycznych skrzydłowych, lecz kiepsko się to skończyło i szybko koncepcja ta wylądowała w śmietniku. “Grosik” ponownie wskoczył do wyjściowego składu kadry. Drogę w odwrotnym kierunku przebył natomiast Mateusz Klich, znakomicie radzący sobie na arenie klubowej. Brzęczek dawał Klichowi wiele szans. Od razu było widać, że chce go zainstalować obok Grzegorza Krychowiaka, ale im bliżej końca eliminacji do Euro 2020, tym rzadziej pomocnik Leeds United pojawiał się w podstawowej jedenastce biało-czerwonych. A gdy już grał, to nie zachwycał. Zachwiała się również pozycja Bartosza Bereszyńskiego. Obrońca Sampdorii miał być naturalnym następcą Łukasza Piszczka, który po mistrzostwach świata zakończył karierę, ale Brzęczek widział to inaczej. Na prawej obronie większym zaufaniem obdarzył Tomasza Kędziorę. “Bereś” początkowo łatał dziury po przeciwnej stronie defensywy, ale kiedy Reca przestał rozczarowywać, były zawodnik Legii Warszawa zaczął częściej obserwować mecze z ławki.
Z orbity zainteresowań selekcjonera całkowicie wypadł Michał Pazdan, jeden z ulubieńców Nawałki. Bohater Euro 2016 padł w pewnym sensie ofiarą eliminacyjnej porażki ze Słowenią. Przestał otrzymywać powołania. – Nie było to dla mnie łatwe przede wszystkim ze względu na sposób, w jaki to zostało mi to przekazane. Moim zdaniem powinno się powiedzieć wprost. Albo się nadajesz do kadry albo nie. Umówmy się, nie jestem już młody i uważam, że takie rzeczy powinno się załatwiać konkretnie – żalił się w “Przeglądzie Sportowym”.
Polska 2:0 Łotwa
Najwięcej zamieszania za kadencji Brzęczka było jednak z obsadą skrzydeł. Dość powiedzieć, że w pierwszym meczu selekcjoner oddelegował do gry w podstawowym składzie Jakuba Błaszczykowskiego i Rafała Kurzawę. Oczywiście nie sposób było oprzeć reprezentacji na tej dwójce. Błaszczykowskiego notorycznie dręczą bowiem urazy, a Kurzawa fatalnie poprowadził swoją klubową karierę. Trener próbował zatem innych opcji. Na lewej stronie wrócił do wspomnianego Grosickiego, a na prawej kombinował. Przesuwał tam Piotra Zielińskiego i Dawida Kownackiego. Dawał szanse Przemysławowi Frankowskiemu. Na finiszu eliminacji do Euro 2020 postawił natomiast na Sebastiana Szymańskiego. I wypaliło to na tyle nieźle, że chyba nie należy oczekiwać zmian w tym względzie. Tym bardziej że Szymański występami w lidze rosyjskiej zasygnalizował całkiem niezłą dyspozycję.
Do wygranych kadencji Brzęczka trzeba zaliczyć Jacka Góralskiego. Jego również cenił już Nawałka, dawał mu nawet minuty podczas mistrzostw świata, ale niespodziewanie to właśnie Góralski wysunął się na prowadzenie w wyścigu o miejsce w środku pola obok Grzegorza Krychowiaka. Wysunął się nie tylko kosztem wspomnianego już Klicha, ale i Karola Linettego, którego Brzęczek jak dotąd ewidentnie nie cenił i konsekwentnie pomijał, a także Krystiana Bielika.
Jeżeli chodzi o piłkarzy, którzy mogą czuć się pokrzywdzeni brakiem powołania do kadry, to trudno Brzęczkowi wiele zarzucić. Nie jest to trener wzbudzający kontrowersje już na etapie selekcji. Jako się rzekło – właściwie od początku stawia na sprawdzoną grupę zawodników. Trochę jednak zdumiewa, że uwadze Brzęczka i jego sztabu umyka solidna postawa Rafała Augustyniaka w rosyjskiej ekstraklasie. Umówmy się – Augustyniak tej kadry i tak by nie zbawił. Co nie zmienia faktu, że na szansę zapracował. Tym bardziej że powołania od Brzęczka otrzymywali swego czasu zawodnicy tacy jak Adam Dźwigała, Damian Szymański, Rafał Pietrzak czy Hubert Matynia. No i trochę głupio to wygląda, gdy bliżej do reprezentacji jest z ekstraklasy polskiej niż z rosyjskiej. Ta druga jest ligą “odrobinę” wyżej notowaną w rankingach.
Zagadkowy styl
Skoro kontrowersji nie wzbudza jednak selekcja, to skąd tak wiele krytycznych uwag – również z naszej strony – pod adresem Jerzego Brzęczka? Cóż, Ameryki odkrywać nie będziemy. Pod jego wodzą reprezentacja Polski, nawet jeśli odnosi cenne zwycięstwa, to nie oczarowuje swoją postawą na boisku. Wszyscy pamiętamy wrzesień ubiegłego roku i porażkę ze Słowenią, a potem bezbramkowy remis z Austrią na Stadionie Narodowym, gdzie Polacy całkowicie oddali inicjatywę rywalom i skupili się na przeszkadzaniu. Oczywiście ktoś może powiedzieć, że to złośliwie dobrane przykłady. Mówimy o jedynych spotkaniach eliminacji do mistrzostw Europy, których biało-czerwoni nie wygrali. Ale wiele też było takich meczów, gdzie zwycięstwo zostało wyszarpane rywalom z gardła. Z Łotwą, z Macedonią Północną. Trzy punkty były w tych starciach zasługą indywidualności i szczęścia, a nie klasy całego zespołu.
Brzęczek w ostatnich spotkaniach eliminacyjnych stawiał na klasyczną formację 4-2-3-1, ale nie od razu tak to wyglądało. Selekcjoner wielokrotnie korzystał również z ustawienia 4-4-2. Zwłaszcza wówczas, gdy w życiowej formie był Krzysztof Piątek. W takiej formacji Piotr Zieliński ustawiany był w roli fałszywego bocznego pomocnika. To zresztą typowe dla Brzęczka, że nie chce on mieć typowych skrzydłowych po obu stronach boiska. Stąd spore zaufanie do Rafała Kurzawy na początku kadencji – były piłkarz Górnika Zabrze nie jest typem szybkościowca, ale ma zmysł do gry kombinacyjnej. Sebastian Szymański również nie boi się zejścia do środka boiska.
Przemysław Frankowski to już inny typ zawodnika i być może dlatego się w taktyce Brzęczka nie odnalazł. Damian Kądzior również nie pasował selekcjonerowi do koncepcji i otrzymał niewiele okazji do gry, choć w lidze chorwackiej prezentował się godnie.
Jerzy Brzęczek i Robert Lewandowski
Ciekawie ewoluowała również rola Grzegorza Krychowiaka w układance trenera. Brzęczek długo wzbraniał się przed tym, by zainspirować się decyzjami szkoleniowca Lokomotiwu Moskwa, który z “Krychy” uczynił drapieżną, wysoko grającą ósemkę. W kadrze Krychowiak pozostawał głęboko wycofanym defensywnym pomocnikiem, a kreowanie gry brali na siebie inni – choćby Zieliński czy Klich. Wprowadzenie Jacka Góralskiego i Krystiana Bielika do wyjściowego składu drużyny narodowej to jednak znak, że Krychowiak również i w kadrze będzie chyba pełnił rolę podobną do tej przydzielonej mu w klubie. Jego zdolność wysokiego odbioru piłki może być dla biało-czerwonych kluczowa, bo atak pozycyjny to wciąż nie jest najmocniejsza strona podopiecznych Brzęczka.
Od startu pierwszej edycji Ligi Narodów trochę się zatem w kadrze pozmieniało, ale nie ma mowy ani o kadrowej, ani taktycznej rewolucji. Pozostaje mieć więc nadzieję, że zmienią się wyniki. Pierwsza odsłona rozgrywek zakończyła się przecież dla biało-czerwonych spadkiem do Dywizji B. Wtedy uratowały nas organizacyjne przetasowania, ale drugi raz tak się kadrze Brzęczka raczej nie poszczęści.
fot. FotoPyk