Dwa punkty na osiemnaście możliwych. 11 procent. Tyle w swoich sześciu pierwszych meczach zdobyli beniaminkowie, czyli przyznacie: niezbyt dużo. Warta jeszcze nie zapunktowała, Podbeskidzie i Stal zebrały po jednym oczku w starciach z Cracovią i Wisłą Płock. Nie można więc powiedzieć, by Ekstraklasa zatrzęsła się w posadach po wejściu nowych twarzy. Czy to znaczy, że już trzeba skreślać świeżaków i marudzić na ich poziom? Nie, to za wcześnie, natomiast już widać błędy, jakie nowe drużyny popełniają w lidze właściwie co sezon.
Po pierwsze – najzwyczajniej w świecie brakuje im doświadczenia.
Stal miała być może wręcz obowiązek wygrać z Wisłą Płock. Nafciarze grali tragicznie, przez ponad 80 minut nie potrafili oddać celnego strzału, a jeszcze przy stanie 1:0 dla Stali goście mieli patelnię, którą zmarnował Tomczyk. Potem Wisła zrobiła jedyną porządną akcję i wpadło. Podbeskidzie? Przecież dwukrotnie prowadziło z Cracovią, czyli siłą rzeczy można było myśleć o zwycięstwie. Ale brakowało koncentracji czy właśnie doświadczenia – zwróćcie uwagę, że oba gole dla Pasów padły w końcówce połówek, a jeszcze Thiago miał piłkę meczową i Górale mogli nie zrobić w tym spotkaniu nawet punktu. Warta? Była lepsza od Lechii, mogła ten mecz spokojnie wygrać i to nawet nie z przewagą jednej bramki. Tymczasem gdańszczanie oddali jeden celny strzał, wpadło, a jakże, i to Lechia cieszyła się z kompletu oczek.
I cóż, na podobny przypadek cierpiał w poprzednim sezonie Raków. Najpierw kompletnie spalił się w inauguracji z Koroną, ale później też tracił głupio punkty. Żeby wspomnieć tylko:
- 1:2 z Wisłą Płock po golu dla Nafciarzy w 94. minucie,
- 1:3 z Cracovią, kiedy ekipa Papszuna długo była lepsza,
- 0:1 z Górnikiem po samobóju Sapały.
Potem tych punktów brakowało, by Raków mógł dostać się do górnej ósemki. Oczywiście, teraz nie widzimy w żadnym z beniaminków potencjału na walkę o umowną już ósemkę, ale punktów może brakować do czegoś innego – na przykład utrzymania. A one powinny być wzięte.
Po drugie – problemy w defensywie.
Podbeskidzie dostało już sześć bramek, Stal trzy, Warta się jeszcze jakoś broni w tym elemencie, no ale punktów z tego nie ma. W każdym razie nie pierwszy raz mamy wrażenie, że beniaminkowie proponują Ekstraklasie radosną twórczość w defensywie. Naczelnym przykładem jest oczywiście wspomniane Podbeskidzie, bo gdyby Górnik w pierwszym meczu strzelił i sześć bramek, to nikt nie mógłby mieć pretensji.
Z czym to się nam wszystko kojarzy? Naturalnie, że choćby z Zagłębiem Sosnowiec, które straciło w 37 kolejkach 80 bramek, ale i drugi beniaminek, Miedź, nie miał się czym chwalić, bo 65 przyjętych sztuk było wówczas właśnie drugim najgorszym wynikiem. ŁKS rok temu – 68 razy w papę. Wiadomo, Ekstraklasa to żaden wielki poziom, ale mimo wszystko – w porównaniu do pierwszej ligi – błędy są tutaj wykorzystywane dużo chętniej. Świeżacy jakby o tym zapominali, pozwalają rywalom na za wiele i potem są takie, a nie inne efekty.
Powtórzmy: nie skreślamy beniaminków, jest za wcześnie, ale już można wskazać analogiczne błędy. Trudno też być optymistą, jeśli chodzi o jakieś zwycięstwo w następnej kolejce, skoro Podbeskidzie jedzie do Białegostoku, Stal na Cracovię, a Warta ma Piasta, który owszem, też przegrywa, ale pokazał siłę na Białorusi i musi się w końcu odkuć.
Natomiast mimo tylko jednego miejsca spadkowego, trzeba się wziąć w garść i szukać punktów. Nie płacić frycowego, zapomnieć o tym, że niektóre błędy były piętro wyżej wybaczane. W przeciwnym razie nic z tego nie będzie, a przeciwnicy 18 zespołów w lidze, dostaną szereg gotowych argumentów.
Fot. Newspix