Reklama

Kante, Pekhart, Rosołek, Lopes… Legii nie brak wariantów na pozycji napastnika

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

22 sierpnia 2020, 11:38 • 5 min czytania 14 komentarzy

O tym, że Legia Warszawa ma za sobą jak na razie znakomite okienko transferowe pisaliśmy już wielokrotnie. Efekt wzmocnienia kadry jest taki, że Aleksandar Vuković może mieć niezły ból głowy z obsadą niektórych pozycji. Choćby jeżeli chodzi o napastników. W tej chwili do dyspozycji trenera są Jose Kante i Tomas Pekhart, niebawem do gry będzie również gotowy Rafa Lopes, na swoje szanse wyczekuje niecierpliwie nastoletni Maciej Rosołek, a na tym kolejka do gry się nie kończy. Z taką siłą ognia należy od Legii oczekiwać w rundzie jesiennej sezonu 2020/21 naprawdę dużych wyczynów w ofensywie. Na finiszu poprzednich rozgrywek Lech Poznań zawłaszczył sobie status drużyny, która gra najpiękniej w Ekstraklasie, lecz Legia ma wszelkie argumenty, by „Kolejorzowi” ten status odebrać.

Kante, Pekhart, Rosołek, Lopes… Legii nie brak wariantów na pozycji napastnika

Może duet napastników?

Właściwie od początku swojej samodzielnej przygody trenerskiej Vuković trzyma się twardo ustawienia 4-2-3-1, z pojedynczym zawodnikiem wysuniętym na szpicy. Było tak nawet jesienią 2019 roku, gdy Serb miał do dyspozycji dwóch snajperów będących w naprawdę doskonałej dyspozycji strzeleckiej – Jarosława Niezgodę oraz Jose Kante. W pamiętnym, wygranym 7:0 meczu z Wisłą Kraków to Kante rozpoczął od pierwszych minut i zdobył hat-tricka, podczas gdy Niezgoda pojawił się na boisku w 71. minucie gry. I też wpakował do siatki jednego gola. Z kolei kiedy Legia pokonywała dwa tygodnie później 5:1 Górnika Zabrze, było już odwrotnie. Niezgoda od pierwszych minut i z golem na koncie, Kante akurat poza kadrą meczową.

Jarosław Niezgoda i Aleksandar Vuković

Ciekawie ułożył się natomiast listopadowy mecz z Koroną Kielce. W wyjściowej jedenastce zaczął ponownie Niezgoda, ale już po dwudziestu minutach gry kontuzji nabawił się Arvydas Novikovas. Vuković wówczas oddelegował do akcji Kante, który wcielił się w rolę fałszywego lewoskrzydłowego i tym samym dołączył do Niezgody. Ale ta kooperacja nie przetrwała zbyt długo, bo w drugiej połowie Niezgoda został ściągnięty jako pierwszy, a w jego miejsce do gry wskoczył Walerian Gwilia. Równowaga w taktyce została więc niejako przywrócona.

Reklama

Nie należy się zatem spodziewać, by Vuko miał nagle przekonać się do formacji zbliżonej do 4-4-2. Choć w teorii posiada do tego odpowiednich ludzi. Jose Kante i Rafa Lopes mają bowiem predyspozycje, by grać nieco wycofanego napastnika. Podobnie Maciej Rosołek, często zresztą rzucany przez szkoleniowca nawet w boczne sektory boiska. Z kolei Tomas Pekhart to klasyczna dziewiątka. Na ten moment jednak Vuković przyzwyczaił do tego, że na dwóch napastników gra głównie wówczas, gdy jego drużynie grunt pali się pod stopami. Jak choćby w przegranym 0:2 starciu z Górnikiem Zabrze, które Legia kończyła z duetem Jose Kante – Vamara Sanogo z przodu.

Aczkolwiek w wygranym 6:1 starciu z GKS-em Bełchatów w Pucharze Polski za plecami Pekharta wystąpił właśnie Rosołek. I zagrał znakomicie, skończył spotkanie z hat-trickiem. Wiadomo, rywal znacznie niżej notowany, można było trochę zaszaleć i pokombinować. Już w konfrontacji z Linfield, czyli w meczu o znacznie większą stawkę, choć również przeciwko ogórom, Vuković w roli ofensywnego pomocnika obsadził po prostu Waleriana Gwilię. Ale kiedy Legia przez całą pierwszą połowę waliła głową w mur, szkoleniowiec „Wojskowych” zdjął z murawy Bartosza Slisza i wpuścił do akcji właśnie Rosołka. To może oznaczać, że Vuko pomału się przekonuje do zwiększania siły rażenia swojego zespołu nawet kosztem osłabienia środka pola.

Na kogo zatem postawić?

Ano właśnie. Wydaje się mimo wszystko, że w większości spotkań z udziałem Legii będziemy mieli powtórkę z rundy jesiennej sezonu 2019/20. Jarosław Niezgoda strzelał wówczas jak na zawołanie, ale – niezależnie od własnej dyspozycji – od czasu do czasu musiał się pogodzić z rolą zmiennika. Tak poukładana została rotacja w zespole. W bieżących rozgrywkach o zapewnienie optymalnej liczby minut każdemu z napastników może być (przyjmując wariat optymistyczny) o tyle łatwiej, że Legia chce rywalizować na trzech frontach. W Ekstraklasie, w Pucharze Polski, no i w fazie grupowej kontynentalnych rozgrywek. Zapewne Ligi Europy. Biorąc pod uwagę przesunięcia spowodowane pandemią koronawirusa, terminarz będzie niezwykle napięty. Każda para nóg do strzelania bramek się przyda. O ile Legia nie wyłoży się w eliminacjach do pucharów, jak to w ostatnich latach bywało. Wtedy na szpicy zrobi się naprawdę ścisk.

Na ten moment najbliżej wyjściowej jedenastki są zdecydowanie Jose Kante oraz Tomas Pekhart. To ten drugi rozpoczął pucharowe starcie z Linfield od pierwszych minut, ale ten pierwszy przesądził o losach wyniku. I pozwolił Legii na uniknięcie dogrywki, która – niezależnie od końcowego rezultatu – byłaby kompromitacją w starciu z tak marnym przeciwnikiem. Pekhart zaprezentował się zaś słabiutko.

Obaj, Kante i Pekhart, mają swoje wyraźne zalety. Ale chyba nie będzie odkrywczym stwierdzenie, że to ten pierwszy zdaje się lepiej do Legii pasować. Oczywiście czeski wieżowiec swoje w sezonie 2019/20 zrobił. Pięć trafień w jedenastu ligowych spotkaniach to bilans co najmniej przyzwoity. Widać jednak wyraźnie, że Pekhart ma wiele ograniczeń. Nie poklepie w głębi pola. Nie zagrozi zza szesnastego metra, nie urwie się obrońcom. Po prostu czyha na swoje szansę w polu karnym, taki już jego urok. Bywa w tym cenny. Kante jest jednak napastnikiem o wiele bardziej uniwersalnym. Typem goleadora trudno go nazwać, ale swoje strzela i generalnie wnosi do gry znacznie więcej.

Reklama
Jose Kante

Z kolei o Lopesie w Legii na razie nie sposób wiele powiedzieć, bo piłkarz na swój debiut jeszcze zaczeka. Mówił o tym Vuković na konferencji prasowej przed meczem z Rakowem Częstochowa (cytat: legia.net): – Rafael Lopes cały czas pracuje indywidualnie. Dopiero od poniedziałku spodziewamy się go na boisku, z resztą zespołu. Nie podejmiemy żadnego ryzyka w kontekście Rafy. Wolę, żeby nawet był do naszej dyspozycji po przerwie reprezentacyjnej, która niebawem nastąpi. Niech cały następny tydzień będzie na to, żeby na dobre pozbyć się jakiegokolwiek zagrożenia urazem.  

Ta wypowiedź jasno sygnalizuje, jak komfortowo czuje się trener Legii, jeżeli chodzi o obsadę pozycji numer dziewięć. No bo poza Lopesem, Kante i Pekhartem są jeszcze przy Łazienkowskiej tacy gracze jak wspomniany 18-letni Rosołek, 21-letni Kacper Kostorz i 25-letni, ale niestety ponownie ciężko kontuzjowany Vamara Sanogo. O 17-letnim Szymonie Włodarczyku nie wspominając.

Kłopot bogactwa? Chyba można to tak określić. Tym bardziej niecierpliwie czekamy, aż Legia zacznie ponownie przypominać tę morderczą maszynkę do strzelania goli, jaką była przez jakiś czas jesienią 2019 roku. Zdemolowanie GKS-u Bełchatów to mimo wszystko trochę za mało jak na drużynę z takim potencjałem kadrowym. Czas, by „Wojskowi” znów zaczęli dominować przeciwników również w Ekstraklasie, bo końcową fazę sezonu 2019/20 ewidentnie przejechali już na oparach.

fot. FotoPyk

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

14 komentarzy

Loading...