– Poziom całej drużyny był niezadowalający, spodziewaliśmy się więcej – zarówno po Polakach jak i obcokrajowcach. Natomiast inne drużyny mają więcej obcokrajowców w swoich składach. Ja chętnie bym zatrudniał Polaków, ale ciężko jest utrzymać takiego piłkarza w klubie. Gdy zawodnik zaczyna być kreatywny, szybko dostaje ofertę i wyjeżdża. Tymczasem nie zawsze uda się znaleźć odpowiedniego następcę w skali jeden do jednego – mówi prezes Jagiellonii Białystok, Cezary Kulesza. Rozmawiamy o poprzednim sezonie, transferach, Petewie i młodzieży, która nie przebija się do pierwszego zespołu. Zapraszamy.
Pewnie inaczej wyobrażał pan sobie stulecie Jagiellonii.
Zepsuł je COVID. Sam sezon nie był w naszym wykonaniu udany, ale też wiemy, jak to wszystko wyglądało przez tę przerwę.
Mimo wirusa można było jednak osiągać lepsze wyniki.
Przyczyn było wiele. Na całokształt złożyły się kontuzje, niemoc strzelecka, indywidualne błędy w defensywie. Straciliśmy przez to sporo punktów. Tak to wyglądało. Summa summarum tych oczek można było zrobić więcej, a przecież niewiele straciliśmy do czwartego albo piątego miejsca. Mogliśmy o nie powalczyć, ale nie wyszło.
Jednak przed poprzednim sezonem pewnie myślał pan co najmniej o podium, a nie o czwartym czy piątym miejscu.
Wydaje się, że prawie każda drużyna w tych rozgrywkach myśli o podium.
Czy zatrudnienie Petewa było błędem?
Nie uważam tak. W chwili, w której go zatrudnialiśmy, na polskim rynku nie było zbyt dużego wyboru wśród trenerów. Ci, którzy byli, mieli pracę i ważne kontrakty.
Mamrot miał pracę.
Zawsze można tak gdybać, czy ktoś powinien pracować dłużej, czy krócej. A co, gdyby Mamrot został i osiągnął gorszy wynik? Wtedy zapewne odwróciłby pan pytanie – dlaczego nie zwolniono Mamrota? Najfajniej się mówi po przegranym meczu. Że trzeba było zrobić to i to. Jest nowy trener. Jeśli – odpukać – on nie będzie punktował, to ktoś spyta: a może trzeba było zostawić Petewa? Trener Mamrot osiągnął z nami wiele, ale decyzja o rozstaniu była wspólna, podjęta przez obie strony.
Ja się po prostu zastanawiam, czy trzeba szukać trenera w Bułgarii, żeby grać tak jak Jagiellonia na wiosnę?
Mamrot też miał słabe chwile w Jagiellonii, kiedy uciekały punkty. Poza tym Petew miał trochę pecha. Tylko w meczach grupy mistrzowskiej przy lepszej skuteczności mogliśmy wygrać w Szczecinie i Białymstoku z Legią. Gdyby do naszego dorobku dodać cztery oczka zakończylibyśmy zmagania na czwartej, piątej pozycji. Wtedy wszyscy mówiliby: jest lepiej. Mówimy o niuansach, które decydowały o liczbie punktów i naszej pozycji.
Ale jednak zwolnił pan Petewa.
Tak.
Zwraca pan uwagę na niuanse, a Petew został zwolniony, więc dopytuję.
Mówię tylko, że niuanse decydowały o wynikach. Nie było winą trenera to, że jeden lub drugi zawodnik nie wykorzystał znakomitych okazji. Trudno winić za to szkoleniowca.
Czyli musiał pan znaleźć winę trenera gdzie indziej?
Został wydany komunikat i do niego pana odsyłam. Nie mam zamiaru udzielać dodatkowego komentarza. Po prostu nie ma to sensu.
Trener był zaskoczony tym zwolnieniem?
Tak, był zaskoczony, ale wszystko sobie wyjaśniliśmy.
Zraził się pan do trenerów z zagranicy?
Nie zraziłem się. Może też czas, który Petew dostał, był krótkim okresem i COVID dodatkowo go skomplikował.
Podejrzewam, że jakby pana czymś ujął, to by go pan nie zwolnił.
Przed nowym sezonem zależało nam na szkoleniowcu, który zna dobrze polską ligę i polskich piłkarzy, chcemy pójść w innym kierunku.
Skąd wziął się pomysł na Bogdana Zająca? To mini-Nawałka, którego miał pan chcieć wcześniej?
Po to jestem prezesem, żeby znaleźć odpowiedniego trenera. Robiłem rozeznanie na polskim rynku i uznałem, że to będzie odpowiednia osoba na stanowisko pierwszego szkoleniowca Jagiellonii. Nigdy jednak nie mówiłem, że chcę Nawałkę. Wszystko to było wymysłem mediów. Nie rozmawiałem z panem Nawałką na temat pracy w Jagiellonii. Z Bogdanem Zającem przyszedł za to sztab Nawałki. Dajmy im pracować, żeby móc oceniać. Na razie nie rozegrali żadnego meczu.
Byli inni kandydaci?
Byli, ale wybór padł na Bogdana Zająca. Mieliśmy rozmowę telefoniczną, potem się spotkaliśmy i podjęliśmy decyzję, że to będzie ten trener, który poprowadzi Jagiellonię. Spotkaliśmy się tylko z nim.
Czy ciśnienie na ten sezon będzie duże, po słabym poprzednim?
Każdy klub ma swoje ambicje, my również. Nie jest tak, że tylko w Białymstoku chcielibyśmy być wysoko w tabeli. Ale nie jest łatwo co roku być w czołówce, to jest tylko piłka – sport uzależniony od zawodników, ich formy oraz wielu innych czynników.
Czy Jagiellonia będzie bardziej polska?
Jagiellonia zawsze jest polską drużyną. Dlaczego pan o to pyta?
Jest z Polski, ale mieliście dużo obcokrajowców, którzy nie prezentowali odpowiedniego poziomu.
Ostatnio regularnie grało czterech Polaków. Poziom całej drużyny był niezadowalający, spodziewaliśmy się więcej – zarówno po Polakach jak i obcokrajowcach.
Chodzi mi o kadrę drużyny, nie tylko o boisko.
Inne drużyny mają więcej obcokrajowców w swoich składach. Ja chętnie bym zatrudniał Polaków, ale ciężko jest utrzymać takiego piłkarza w klubie. Gdy zawodnik zaczyna być kreatywny, szybko dostaje ofertę i wyjeżdża. Tymczasem nie zawsze uda się znaleźć odpowiedniego następcę w skali jeden do jednego.
W sezonie 19/20 byliście trzeci pod względem liczby obcokrajowców w kadrze w Ekstraklasie.
A ja mówię o obcokrajowcach na boisku.
Ale reszta obcokrajowców nie jest w kadrze za darmo.
Oni siedzą na ławce nie dlatego, że ja ich nie lubię, ale jest to decyzja sztabu szkoleniowego, który ustala kadrę na mecz i nie widzi ich w niej.
Pan ściąga ich do zespołu.
W porozumieniu ze sztabem szkoleniowym. Nie może pan sobie wyobrażać, że ja ściągam zawodnika i trener nagle się dowiaduje o jego istnieniu. To on musi go zaakceptować. W każdym klubie tak jest – szkoleniowiec zgłasza chęć pozyskania zawodnika na daną pozycję, powstaje lista graczy, którzy mogą być potencjalnie ściągnięci. Trwają analizy i dochodzi do transferu, albo temat upada.
Tyle że obcokrajowcy w Jagiellonii często nie są wzmocnieniem dla zespołu.
Przecież powiedział pan, że grają, to chyba są wzmocnieniem. Nie można generalizować, jakość piłkarza nie zależy od jego paszportu.
Granie nie musi się łączyć ze wzmocnieniem, co widać po tabeli. Ale podam przykład: po co wam byli bramkarze w typie Santiniego i Illiewa? Wchodzi Dziekoński i gra dobry mecz.
Młody chłopak, zagrał dobry mecz, ale to nie jest jeszcze piłkarz, który będzie grał równo przez 30 kolejek. W tym roku skończy 17 lat. Nie wiem, czy pan będąc trenerem albo prezesem, postawiłby na takiego zawodnika. Raczej nie. On potrzebuje czasu. To nie jest tak, że wchodzi 17-latek i broni wszystko. Widzimy duży potencjał w Xavierze ale teraz musimy wszyscy zrobić wszystko, żeby się odpowiednio rozwijał. Wszystko przed nim.
To tylko przykład, ale też fakty są takie, że on wam wybronił jeden mecz, a Santini żadnego.
Santini był wyborem sztabu szkoleniowego. Bardzo o niego zabiegali. Dostali to, czego chcieli. A że nie bronił… Ja składu nie ustalam.
Skuteczność transferowa Jagiellonii, jeśli chodzi o rynek zagraniczny, była niska.
Czy może pan doprecyzować swoją tezę? Czy chodzi panu o to, że żaden zawodnik, który został ściągnięty z zagranicy, nie został sprzedany za dobre pieniądze, czy też o to, że nie pokazał jakości na boisku?
Nie żaden, ale wielu nie pokazywało odpowiedniej jakości.
Weźmy pod uwagę Imaza. Pokazywał jakość w Wiśle, pokazywał ją u nas, strzelał bramki. Teraz na chwilę przestał i mogłoby się mówić: nieudany transfer. Ja tak nie uważam.
Nikt tak nie uważa.
To konkretnie: o którym piłkarzu chciałby pan porozmawiać?
Na przykład o Ognjenie Mudrinskim.
Nie uważam, żeby to był nieudany transfer. Poszedł do ligi chorwackiej i strzela bramki. Tylko że przychodząc do Jagiellonii, nie dostawał regularnych szans. Gdyby otrzymał ich więcej, to podejrzewam, że jego dorobek byłby większy. Przy każdym wejściu Mudrinskiego – czy to było pół godziny, czy piętnaście minut – zawsze miał sytuację bramkową, umiał odnaleźć się w polu karnym rywala. Tyle, że nie trafiał, zablokował się. Wielu sobie wyobrażało, że przyjdzie i będzie ładował po dwie-trzy bramki na mecz. Nie bronię go, ale presja z pewnością mu nie pomagała. Wyszło, jak wyszło. Być może zabrakło nam cierpliwości, być może wystarczyłoby mu powiedzieć: „Stary, masz sześć-siedem meczów, graj”.
Ściągacie piłkarzy w porozumienie ze sztabem, czyli tutaj tego zabrakło?
Nie. Dlaczego?
Mówi pan o braku zaufania i braku regularnej gry, a zapłaciliście dużo pieniędzy, więc coś się nie zgadza.
Trener był zachwycony tym piłkarzem. Potem na niego nie stawiał. Ja nie mogę powiedzieć: chciałeś go, to wstawiaj. Widocznie szkoleniowiec brał pod uwagę to, jak wyglądał w treningu i szatni. Nie było mnie przy tym, ale tak właśnie to odbieram.
Trener Mamrot po odejściu krytykował nieco skauting w Jagiellonii, mówił, że można by tych piłkarzy lepiej weryfikować.
U nas jest taki system, że każdy trener akceptuje transfery. Nie przypominam sobie sytuacji, aby przychodził zawodnik, a trener o tym nie wiedział. To szkoleniowiec wydaje ostateczną opinię, czy piłkarz jest wart transferu, czy nie. To nie jest moja złośliwość, ale pamiętam pierwsze słowa Irka po ściągnięciu Mudrinskiego. Stwierdził, że „Jagiellonia jeszcze takiego napastnika nie miała”.
Nie żałuje pan niektórych pieniędzy wydanych na rynku?
To nie jest tak, że każdy ściągnięty zawodnik będzie bardzo dobry. Musi być margines błędu, niezależnie od klubu. Ściągając Mudrinskiego, widzieliśmy jego bardzo dobre statystyki. Był najlepszym strzelcem ligi serbskiej. Jednak Mudrinski z Jagiellonii, a Mudrinski z ligi serbskiej bardzo się różnili. Można było wręcz odnieść wrażenie, że przyjechał zupełnie inny zawodnik. U nas się zablokował po kilku nieudanych występach. Zaraz pojawiły się opinie, że to słaby transfer. Ale my przecież robimy wszystko, aby te ruchy były udane.
Ja rozumiem, że zawsze jest procent nieudanych transferów, ale wydaje się, że w ostatnim czasie ten procent nie był za wysoki.
To pana zdanie. Ja nie uważam, ze tak jest.
Było to widać choćby po napastnikach, których ściągaliście z zagranicy.
Jaką mieliśmy inną możliwość?
Teraz ściągnęliście Sobczaka, więc pewnie były takie możliwości.
Próbujemy. Bierzemy z niższych lig, zobaczymy, jak to będzie.
Nie jest pan w Jadze od wczoraj – nie ma pan wrażenia, że macie za mały przepływ wychowanków do kadry pierwszego zespołu?
Nie robimy przecież żadnej blokady. Teraz na obozie było ich dziesięciu. Trener ocenia ich przydatność. Jeżeli wychowanek jest słabszy od zawodnika zagranicznego, to przecież trudno, aby to on grał kosztem kogoś lepszego. Przecież trener nie będzie robił na złość sobie i grał słabszym składem. Zależy mu na wyniku, bo w końcu to z niego jest rozliczany.
Dlatego pytam: czemu przepływ tych zawodników jest tak mały, jeśli chodzi o grupy młodzieżowe?
Być może potencjał, który jest w tych zawodnikach, okazuje się finalnie zbyt mały. Z drugiej strony problemów z adaptacją nie miał Bartek Bida. Wszedł i grał. Natomiast jeżeli trener daje szansę innemu zawodnikowi, a on jej nie wykorzystuje, to przecież nie będzie tego ciągle powtarzać tylko dlatego, ponieważ jest młodym i obiecującym Polakiem. Trenerowi zależy na wyniku. Szkoleniowiec w dniu meczowym wystawia tych zawodników, których uznaje za najlepszych. A my po meczu możemy krytykować – dlaczego ten nie grał, dlaczego ten grał źle, można było innego wpuścić.
Czy wy jako Jagiellonia nie macie problemu ze szkoleniem piłkarzy?
Przecież oni są powoływani do młodzieżowych reprezentacji, niech pan na to zwróci uwagę. Nie jest tak, że nikogo nie biorą. Powołań jest sporo.
Nie przekłada się to na seniorów Jagiellonii.
Czy to moja wina, że młody piłkarz nie może się przebić do składu? Teraz wszedł Dziekoński, fajnie wybronił, nowy trener widział ten mecz i pewnie Xavier będzie dostawał kolejne szanse.
Ale nigdy pana nie zastanowiło, dlaczego przykładowe Zagłębie produkuje więcej piłkarzy niż wy?
Nie wiem, może to zależy od rocznika?
Każdy rocznik macie słabszy niż Zagłębie?
Trzeba spojrzeć na rywalizację w CLJ. My gramy, oni grają. Zobaczymy na koniec sezonu.
Czyli jest pan spokojny o przyszłość jagiellońskiej młodzieży?
Nie powiedziałbym, że mamy słabych piłkarzy. Skoro są powoływani do reprezentacji, to trenerzy widzą potencjał. A że u nas nie mogą się przebić, to zależy też od trenera, jak on będzie ich prowadził. Może obecny da im więcej pograć, może będzie regularniej z nich korzystać? Teraz gramy w czwartek mecz o Puchar Polski z Górnikiem Zabrze, wiemy, że musi grać dwóch młodzieżowców, więc będzie okazja, aby się pokazali. Może skorzysta z trzech-czterech, skoro można dokonać zmiany młodego na młodego?
Pan jest zwolennikiem tego przepisu o młodzieżowcu?
Ten przepis ma swoje plusy i minusy.
Gdyby nie ten przepis, to pewnie nie zarobilibyście na Klimali.
I to jest plus. Z drugiej strony musimy mieć z czterech piłkarzy jak Nawrocki, który siedział cały rok, bo czeka na wejście. Grał Bida, a Nawrocki jeździł na mecze, oglądał je i jadł obiady. To reprezentant Polski, ale jego forma spadła. Ten przepis kosztuje niektórych zawodników. Ja nie będę wypożyczał ich do pierwszej ligi, tylko muszę ich trzymać w klubie. Są rezerwowi, nie dostają czasu i pewnie się cofają w rozwoju. Dlatego mówię o plusach i minusach.
Natomiast wasze transfery z tego okienka wyglądają trochę na zmianę wajchy w kierunku polskich piłkarzy.
Taką mieliśmy potrzebę, więc takie transfery przeprowadziliśmy.
Potrzebę spolszczenia szatni?
Nie, nie patrzymy na to w ten sposób. Jeżeli piłkarz, który może rywalizować i gwarantować określoną jakość, to będziemy go ściągać, bez względu na paszport. Kolejnych ruchów też można się spodziewać. Okienko jest przedłużone. Jeżeli, hipotetycznie, doszłoby do transferu z Jagiellonii, to będzie trzeba uzupełnić braki.
Kończąc: mówił pan w trakcie lockdownu o salary cap. Chyba nic z tego nie będzie.
Powiedziałem w wywiadzie, że dobrze by było coś takiego zrobić. Moglibyśmy o tym pomyśleć, ale to nie jest decyzja Jagiellonii.
Lobbował pan potem za tym pomysłem?
Nie. Po prostu o tym powiedziałem.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. FotoPyk/Newspix