Napędzane kasą szejków Paris Saint-Germain nie jest najbardziej lubianą ekipą w Europie. Owszem, mają takich grajków, że potrafią zachwycić, ale choćby przy okazji dzisiejszego meczu z Atalantą wydaje nam się, że zdecydowanie więcej osób trzyma kciuki za niespodziankę, za awans dzielnej włoskiej bandy. PSG wypomina się kolejne wpadki i nazywa królami własnego podwórka.
Ale przed czasami petrodolarów PSG było w europejskiej drugiej lidze. Uważano, że mogą doszlusować do europejskiej czołówki, mają na to potencjał. Okazjonalnie potrafili pokazać się też na wielkiej scenie. Ale jednak uchodzili też za jeden z tych klubów, który notorycznie osiąga rezultaty poniżej swoich możliwości. Bywało, że wydawali krocie, a potem bronili się przed spadkiem Ligue 1 albo tracili całe lato na rajd w Intertoto.
Nie da się jednak odmówić: przez ich stadion przewinęło się całe mrowie ekscytujących zawodników. To tu karierę w Europie zaczynał Ronaldinho. W Paryżu bodaj najlepszą piłkę w karierze grał George Weah. Jacy kozacy przewinęli się przez Parc des Princes przed 2011 rokiem, który uczynił ich superpotęgą?
Zastrzegamy sobie: nie, to nie jest ani lista najlepszych piłkarzy w historii PSG, ani lista najbardziej zasłużonych. Te zostawimy historykom francuskiej piłki, my wybiórczo wspominamy szereg kozaków. Zapraszamy!
RAI
PSG to mistrzowie karier z gatunku: był rewelacyjny, ale w innym klubie niż PSG. Tu maksymalnie przebłyski. Albo nie mógł się wpasować do drużyny. Balował. Albo grał dobrze, ale inni nie dawali rady dorównać do tego poziomu.
Nie w przypadku Raia.
Rai kojarzy się przede wszystkim z PSG, co więcej – mocnym PSG.
Chłop po prostu wymiatał, będąc jednym z najlepszych środkowych pomocników Europy lat dziewięćdziesiątych. Inteligencja w grze. Zabójcze umiejętności. Opanowanie. Zawodowy kapitan, dostawał opaskę praktycznie wszędzie, gdzie grał.
Już w 1992 był bohaterem Pucharu Interkontynentalnego, kiedy dowodzone przez niego Sao Paulo pokonało Dream Team Johana Cruyffa. Rai strzelił dwie bramki, a Cruyff powiedział:
– Jeśli już mieliśmy zostać rozjechani, to dobrze, że chociaż przez Ferrari.
Brat TEGO Socratesa wygrał mundial z Canarinhos w 1994, choć nie był pierwszoplanową postacią tej drużyny. Wygrał też mistrza kraju z paryżanami, co przed erą szejków było trudniejsze niż mundial – paryskiemu gigantowi udało się tylko dwukrotnie, w 1986 i 1994. To z Raiem na rozegraniu dotarli do półfinału Ligi Mistrzów, a wreszcie zdobyli jedyne jak do tej pory trofeum w Europie – Puchar Zdobywców Pucharów 95/96.
Problem w tym, że do PSG przechodził jako 29-latek. A jednak zdążył zostać absolutną legendą, mającą wieczny szacunek na Parc des Princes.
GEORGE WEAH
W 1995 George Weah został pierwszym afrykańskim zdobywcą Złotej Piłki.
Również w 1995: George Weah przyjechał do Lubina na stadion 40-lecia Powrotu Ziem Zachodnich i Północnych do Macierzy. Toczył pojedynki z zawsze groźnymi Piotrem Przerywaczem i Krzysztofem Nalepką.
Pijemy do tego, że Milan nie grał jesienią nawet w Lidze Mistrzów, a Weah przez cały 1995 strzelił niewiele bramek. Do dziś dominujące interpretacje przyznania tamtej Złotej Piłki są dwie:
- docenienie rosnącego wkładu Afryki w futbol, w tym roku otwarto nagrodę na inne kontynenty, tym samym wypadało dać ją komuś spoza Europy.
- niemniej nie dasz byle komu, a z tego szeregu Weah, mimo niewielkiej liczby bramek w samym 1995, był firmą dzięki rajdowi PSG w Lidze Mistrzów 94/95.
Nawet tutaj jednak Weah najbardziej błyszczał jesienią 1994 roku. PSG wygrało wtedy wszystkie mecze w grupie, a Liberyjczyk strzelił sześć bramek – wiosną dla odmiany trafił tylko raz. Paryżanie grali „sexy football”, rozbili Bayern, Spartak, Dynamo Kijów, Barcelonę, szlaban postawił im dopiero Milan w półfinale.
Weah momentami bawił się jak na podwórku. Choć dziś powszechnie kojarzy się z Milanem, tak najlepszy futbol grał we Francji. Ta bramka z Bayernem dobrze to pokazuje.
RONALDINHO
Wszyscy chcieli Ronaldinho.
Jako osiemnastolatek ośmieszał ligę brazylijską. Symboliczna zmiana warty nastąpiła 20 czerwca 1999 w finale Rio Grande de Sul, kiedy sam Dunga nie miał żadnego sposobu na gołowąsa. W 1999 został MVP Pucharu Konfederacji.
Najbliżej zatrudnienia go prosto z Gremio był Arsenal, ale sprawa rozbiła się o kwestie proceduralne. Plotkowało się o Realu. O Barcy. Interze. BVB.
Transfer do PSG nie był więc kwestią oczywistą. Paryżanie wygrali bój z całym szeregiem drużyn, które znaczyły w Europie więcej. Latem, gdy PSG sprowadzało Ronaldinho, szykowało się do batalii… w Pucharze Intertoto.
Po latach Ronnie przyznał, że wybrał ten kierunek bo miał pewność gry w Paryżu – zbliżał się mundial w Azji, który był priorytetem. Ligue 1 i PSG wydawały się też dobrym pierwszym krokiem w Europie, swoistym pomostem. Drugi fakt: jego brat dostał kontrakt w Montpellier, nie byłby we Francji sam.
No i należy podejrzewać też finanse. Trafił do Francji po bitwach prawnych z Gremio, wykorzystując prawo Bosmana – ostatecznie kluby dogadały się, ale była to ugoda zamiast rekordowego transferu. Do dziś w Gremio nie mogą mu tego wybaczyć.
Ronaldinho dołączał do Jay-Jaya Okochy i Anelki w ofensywie, miał wsparcie Artety, za sobą Dehu, Pochettino, Letiziego i Heinze.
PSG oczywiście jednak rozczarowywało. Ronaldinho w pierwszych meczach również, ale został najlepszym strzelcem drużyny w pierwszym sezonie. Chimeryczną grę przeplatał niezwykłymi występami i przebłyskami czystego geniuszu. Choć PSG z Ronaldinho nie osiągnęło nic, z Pucharu UEFA wyrzucali ich Rangersi i Boavista, w lidze w drugim sezonie usadowili się w środku tabeli. Niemniej kibice na Parc de Princes i tak go kochają, bo potrafił zrobić show, dając swoją grą radość.
Sam sobie też sprawiał radość poza boiskiem. Jerome Leroy po latach wspominał: – Ronaldinho nie trenował. Pojawiał się w piątek, żeby grać w sobotę. Taki był. Myślę, że chciał naśladować Romario, który też bawił się każdej nocy. (…) Rano przychodził w okularach przeciwsłonecznych. Przebierał się i szedł od razu na stoły do masażu, żeby spać.
Luis Fernandez nie miał skrupułów, by posłać Ronaldinho nawet na ławkę za brak jakiejkolwiek etyki pracy.
PEDRO PAULETA
Nie tylko Tomasz Hajto przekonał się o talencie Paulety. Portugalczyk w latach 2001-03 dwukrotnie wygrał nagrodę dla najlepszego piłkarza Ligue 1.
Wtedy – klasyka – przeszedł do PSG, choć ci w 02/03 z Ronaldinho, Leroyem, Caną, Pochettino czy obecnym trenerem Olimpii Grudziądz Selimem Benachourem nawet nie weszli do pucharów.
Pauleta miał już trzydziestkę na karku, ale w niczym mu to nie przeszkodziło. Wiele gwiazd w PSG potrafiło się pogubić, stracić formę. On był asem do samego końca. W pięć lat strzelił 109 bramek. Nawet jako 35-latek trafił piętnastokrotnie i spokojnie znalazłby jeszcze zatrudnienie w fajnym klubie, ale widać nie był tym zainteresowany.
A że przełożyło się to tylko na Puchary Francji, w lidze natomiast bywało, że PSG biło się o utrzymanie?
No cóż, to już naprawdę nie jego wina. On był klasą sam dla siebie – bez niego pewnie by spadli.
JAY-JAY OKOCHA
Mawiano o nim: „Jay-Jay Okocha, tak dobry, że nazwali go dwa razy”.
Piłkarz idealnie pasujący do dawnego profilu PSG. Efektowny. Przykuwający uwagę. Potrafiący olśnić na największej scenie. Ale też zarazem trudno powiedzieć, żeby był kolekcjonerem trofeów.
Do Fenerbahce poszedł po spadku Eintrachtu Frankfurt do 2. Bundesligi. Choć stał się z miejsca supergwiazdą tureckiej piłki, gdzie dano mu nawet obywatelstwo – przyjął imię Muhammet Yavuz – tak z Fenerbahce wygrał tylko Puchar Ataturka. Do Paryża przechodził za 24 miliony dolarów, stając się wówczas najdroższym piłkarzem w historii Afryki. Rzecz jasna dostał na Parc des Princes dyszkę na plecy.
I tuż po transferze w pierwszej rundzie Pucharu Zdobywców Pucharów PSG wyeliminuje Maccabi Hajfa.
Trofea Okochy w Paryżu? Szalone. Superpuchar i Puchar Intertoto.
Były dwa udziały w Lidze Mistrzów, ale to podobna historia co z Ronaldinho: Jay-Jaya na Parc des Princes uwielbiają, bo indywidualnie był piłkarzem jednym na milion. Ale jakoś nie potrafił tego przekuć w Paryżu w coś więcej. Inna sprawa czy jego zespoły były budowane z sensem.
NICOLAS ANELKA
Ach, Anelka. Paryski supertalent. Debiutował jako szesnastolatek jeszcze w 1996 roku. Po raptem dwunastu spotkaniach, w lutym 1997, poszedł pod skrzydła Arsene’a Wengera do Arsenalu. Kosztował raptem pół miliona funtów.
W 1999 Real rozbijał już bank, by go sprowadzić. To było historycznie dziwne okienko Królewskich, bo Anelka do spółki z Baljiciem byli najdroższymi zakupami Realu, a pozbyto się za frajer Eto’o. Real w tamtym sezonie potrafił przerżnąć 1:5 u siebie z Realem Saragossa. Między 11 września a 11 grudnia wygrał w lidze tylko jeden mecz. Powetował sobie stratę w Lidze Mistrzów, w czym pomógł Anelka, strzelając ważne gole Bayernowi. Poza tym jednak dał popis krnąbrności, kłócił się i z Sanzem, i z del Bosque.
Po roku poszedł za wielkie pieniądze do PSG, gdzie podpisał SZEŚCIOLETNI KONTRAKT. Rok później wspomniany już Ronaldinho podpisze umowę na pięć lat. Jak nic, był tu potencjał na coś dużego.
Ale tak to właśnie bywa z tym potencjałem.
Anelka pograł w Lidze Mistrzów, Anelce kontrakt wypłacał Nike, Anelka pokłócił się z trenerem Luisem Fernandezem, szybko musiał się zawinąć. Kolejny w galerii wybitnie utalentowanych, mogących podbić świat, a którzy na Parc des Princes dali tylko odrobinę swojego talentu. PSG zrobiło na nim jeden z najgorszych biznesów w dziejach – oddali go za czapkę gruszek. Kupili za krocie. Potem znowu sprzedali za połowę wydanych pieniędzy.
CLAUDE MAKELELE
Wszyscy wiemy, jak istotną rolę odgrywał w Realu Madryt, będąc tam uniwersalnym wymiataczem, dającym samodzielnie balans ofensywnym gwiazdom Galacticos. Jego transfer był niemalże opłakiwany w Madrycie, bo Makelele to samo równie dobrze robił jeszcze przez pięć lat w Chelsea.
Perezowi zawsze będzie się wypominać słowa: – Nie umie grać głową i rzadko podaje dalej niż na trzy metry. Młodsi wejdą w jego buty i wszyscy zapomną Makelele.
Nie zapomnieli. A piłkarze Królewskich znacznie lepiej rozumieli, jaką stratą jest odejście Francuza. Hierro jego transfer nazwał końcem Galacticos, zwracając uwagę, że zarazem jego pojawienie się w Chelsea dało solidnego kopa na rozpęd ekipie ze Stamford Bridge.
W pewnym momencie jego pozycję nazywano „rola Makelele w zespole”. Zdefiniował ją. Stał się symbolem. W każdej drużynie, w której grał, był żywym srebrem. To jednoosobowa pochwała wszystkich tych piłkarzy, którzy pracują na innych, oddając im światło. Tym samym chylimy czoła.
Imponująca jest też jego regularność. Makelele – za Wikipedią – rozegrał 802 oficjalne mecze klubowe w karierze, do tego 71 występów dla Tricolores. Ani razu w karierze nie zszedł poniżej trzydziestu meczów w sezonie. Pierwszy rok, sezon 92/93 w Nantes – od razu czterdzieści spotkań. W Nantes, notabene, grał też jeszcze z Romanem Koseckim. Ostatni sezon grania, 10/11 w PSG, czterdzieści dwa mecze.
Miał wtedy 38 lat. Mógł jeszcze spokojnie grać na wysokim poziomie, ale wybrał karierę trenerską.
BERNARD LAMA
Jeden z najlepszych czarnoskórych bramkarzy w historii. W PSG grał od 1992 do 2000 roku. W czasach paryskich zainteresowana nim była Barca. Kluczowa postać mistrzostwa w 1994 roku i Pucharu Zdobywców Pucharów w 1996, a także dwóch Pucharów Francji w 93 i 95 roku. Wymowne, że w 1994, kiedy PSG sięgało po tytuł, został wybrany najlepszym francuskim piłkarzem przez France Football.
Członek złotej drużyny Tricolores 1998-2000, choć wiadomo, że to już były czasy Bartheza – Lama był pierwszym do Euro 1996. W meczu z Polską na Parc de Princes za Apostela był kapitanem kadry Francji.
Dziś jest trenerem reprezentacji Kenii.
DAVID GINOLA
Są trybuny, które najbardziej szanują pracowitych piłkarzy. Tych, co jeżdżą na dupie. Są trybuny, które najbardziej cenią swoich wychowanków, są takie, które najbardziej lubią seryjnych strzelców.
Parc des Princes kocha magików.
Można to pokazać na przykładzie wielu graczy, ale najwyraźniej widać to na przykładzie Ginoli. Otóż Ginola przeszedł do PSG w 1992. W wywiadach potrafił natomiast powiedzieć, że od dziecka jest kibicem Olympique Marsylii, największego rywala PSG, a szczególnie wówczas, kiedy przecież kontrowersji tej rywalizacji dodawał Bernard Tapie. Ginola mówił nawet, że gdyby Tapie się zgłosił, to wolałby iść do niego.
Podczas eliminacji do mundialu w USA Ginola został obwiniony za fiasko Francuzów – jego głupie zagranie uruchomiło zabójczą akcję Bułgarów w doliczonym czasie gry, która to akcja dała awans Bułgarii.
Ale to wszystko nie miało dla Parc des Princes żadnego znaczenia. Bajeczna gra przykrywała wszystko. Był idolem tak czy siak, wybaczono by mu wtedy każdą rzecz.
Mistrz kraju z 1994, piłkarz roku Francji w 1993.
SAFET SUSIĆ
Safet Susić w 2012 został wybrany najlepszym obcokrajowcem w historii Ligue 1, a w 2010 najlepszym piłkarzem w historii PSG. Darko Panczew powiedział o nim: – Dla mnie był niezastąpiony. Najlepszy piłkarz z Jugosławii, prawdopodobnie jeden z najlepszych na świecie. Żartowałem często, że piłkarze powinni płacić za możliwość gry z Safetem. Gra z nim to skarb dla każdego napastnika. Czasem trafiał mnie piłką, nawet nie byłem świadomy, że strzelam gola.
Dziewięć lat w PSG. 343 mecze. 96 bramek. 61 asyst. Ale te liczby nie mówią wszystkiego o grze Bośniaka. Miał elegancki styl gry, którzy narzucał drużynie. Potrafił myśleć nieszablonowo, czarował bezbłędną techniką.
Sięgnął tylko po jedno mistrzostwo Francji, w 1986. Był to pierwszy, historyczny tytuł paryżan.
MIKAEL ARTETA
Mieli Artetę na początku jego drogi. Luis Fernandez był nim zachwycony, znacznie bardziej niż Ronaldinho. To Arteta rozdawał wtedy karty, był playmakerem, dawał radę także na poziomie Ligi Mistrzów. Do PSG był tylko wypożyczony, ale chciano go wykupić.
Widocznie jednak spłukano się na Anelkę i innych efekciarskich graczy, bo zamiast do PSG zawodnik przeszedł do Rangers. Szkoci dali Barcelonie więcej kasy.
Arteta jeszcze kilkanaście lat grał na wysokim poziomie – mógł to robić na Parc des Princes.
YOURI DJORKAEFF
Djorkaeff przyszedł do PSG z Monaco przed sezonem 95/96. Był już wtedy uznaną postacią we Francji, od dwóch lat grał w kadrze, został też królem strzelców Ligue 1.
Rok w PSG jeszcze nadał jego karierze rozpędu. Zdobył tu Puchar Zdobywców Pucharów, po drodze lejąc Molde, Celtic, Parmę i Deportivo. To była ekipa Lamy, Raia, Guerina, Fourniera, N’Gottiego, Le Guena, Roche czy Loko. Po kapitalnym sezonie pojechał na Euro do Anglii, tam trafił do jedenastki turnieju i ściągnął go do siebie śpiący wówczas na forsie Inter.
MAURICIO POCHETTINO
Nie jest to jakimś zaskoczeniem, że niejeden były piłkarz PSG coś osiągnął w karierze trenerskiej – mówimy o klubie z topu, wiadomo, że niektórzy okażą się niezłymi szkoleniowcami.
Le Guen, Fernandez – to klubowe legendy, które poradziły sobie na ławce. Susić także miał swoje fajne osiągnięcia. Ale rzecz jasna najgłośniej w ostatnich latach o Pochettino, który zrobił dym w Lidze Mistrzów z Tottenhamem.
Pochettino trafił do PSG w 2001 roku. Kulisy były dość interesujące – w 2000 wygrał z Espanyolem Copa del Rey, co było pierwszym trofeum tego klubu od 60 lat. Podpisał wtedy też wstępną umowę pozostania w klubie na kolejne sześć lat. Był postacią kluczową, potrafiącą schować do kieszeni nawet Ronaldo w jego złotym sezonie w Barcelonie.
Kasy zaczęło jednak brakować i niemal siłą tego znakomitego obrońcę wypchnięto do Paryża. Tutaj spędził dwa lata, nic wielkiego nie osiągając. Natomiast ten transfer pokazywał, że pamiętano o ściąganiu dobrych graczy defensywnych, tacy też zjawiali się w Paryżu, ale czasem naprawdę z niezrozumiałych przyczyn PSG montując świetną na papierze drużynę, nie potrafiło z niej wycisnąć wiele.
Paryż zbyt wciągał?
LUIS FERNANDEZ
Jeden z symboli PSG. Spędził tu dziesięć lat od 1982 do 1992 roku. W tym czasie rozegrał 60 meczów dla Tricolores. Co jest istotne, Fernandezowi udało się tak osiągać sukcesy indywidualne, z nagrodą piłkarza roku 1985 włącznie, jak reprezentacyjne, z Euro 1984 i brązem na mundialu w Meksyku 1986, ale też wygrać ten przeklęty tytuł.
To on też prowadził zespół już jako trener w sezonie 95/96, kiedy zostali wicemistrzem ligi i wygrali PZP. Paryżan prowadził też w latach 00-03, był klubowym doradcą, słowem: pan PSG.
***
Moglibyśmy powiedzieć jeszcze o Mustaphie Dahlebie. O Valdo. Jean-Marc Pilorget rozegrał najwięcej meczów. Letizi był kozackim bramkarzem. Valdo miał w sobie magię godną Djalminhy. Był Dominique Rocheatau. Igor Yanovski. Vampeta. Ljuboja. Ibisević. Kalou. Dhorasoo. Kezman. Gallardo. Heinze. Yepes. Giuly. Mboma. Dehu. Dely Valdes. M’Pele. Leonardo. Simone. Maurice. Benarbia. Wiecie, moglibyśmy nawet wspominać, jak PSG wysłało Belmondo po Mirosława Okońskiego.
Świetnych graczy przewinęło się przez PSG wiele. Właściwie nie jest tak, że nagle pojawili się szejkowie i pojawiła się kasa – mieli ją już wcześniej, nie taką, ale mieli. Zaskakuje, że tak mało ugrali, choć trzeba przyznać: swoją obecność w Europie zaznaczyć fajnymi rajdami potrafili, a nawet jak szło im średnio, było na kim zawiesić oko.
Fot. NewsPix