Reklama

Sytuacja niecodzienna: mistrz porządnie dozbrojony

redakcja

Autor:redakcja

11 sierpnia 2020, 12:45 • 8 min czytania 39 komentarzy

Artur Boruc z AFC Bournemouth. Bartosz Kapustka z Leicester City. Josip Juranović z Hajduka Split. Dwaj solidni ligowcy, Filip Mladenović z Lechii Gdańsk i Rafael Lopes z Cracovii. A to wszystko przy bardzo nieznacznych, może nawet symbolicznych osłabieniach – bo jeśli chodzi o kluczowych piłkarzy, sprzedany został jedynie Radosław Majecki. Legia Warszawa w tym okienku jest królem polowania, nie ma nawet sensu zestawiać jej osiągnięć z ligową konkurencją. Ale co ważniejsze – Legia jest pierwszym mistrzem od lat, który do walki o Europę przystąpi silniejszy, niż w momencie zakończenia poprzedniego sezonu. 

Sytuacja niecodzienna: mistrz porządnie dozbrojony

Wiemy, że Artur Boruc nie jest już najmłodszy, wiemy, że Bartek Kapustka najdelikatniej rzecz ujmując nie zapisał się specjalnie w historii niedawnego mistrza Anglii. Ale kurczę, przecież oba transfery trzymają się kupy. W dodatku nie zostały wykonane jako desperacka próba załatania dziur w składzie, ale jako wzmocnienia mistrzowskiego zespołu. A obudowane jeszcze ruchami mniej efektownymi, ale wcale nie mniej wartościowymi.

CZY KAPUSTKA BĘDZIE HITEM RÓWNIEŻ NA BOISKU? CZYTAJ TEKST

Szczerze: nie przypominamy sobie takiej sytuacji.

GORZKI SMAK SUKCESU

Zacznijmy od dwóch ostatnich mistrzów, którzy nie byli Legią: Lecha Poznań po sezonie 2014/15 oraz Piasta Gliwice po sezonie 2018/19. Co ich łączy? Dali pstryczka w nos faworyzowanej stolicy, zdecydowanie spowolnili odjeżdżanie stołecznego klubu reszcie stawki, nie potrafili w żaden sposób zaistnieć w pucharach.

Reklama
  • Lech ogrywa 6:1 Górnik Zabrze, pieczętując mistrzostwo Polski:

Gostomski – Kędziora, Arajuuri, Kamiński, Douglas – Linetty, Trałka – Kownacki, Hamalainen, Pawłowski – Sadajew

  • Lech wychodzi na Basel:

Burić – Kędziora, Kadar, Kamiński, Douglas – Linetty, Trałka – Formella, Hamalainen, Pawłowski – Thomalla (!)

Co prawda Lecha w większym stopniu wykończyły kontuzje, brak wzmocnień i ogólne rozprężenie, ale wymiana Sadajewa na Thomallę… Hitem transferowym był Maciej Gajos z Jagiellonii, poza tym 32-letni Marcin Robak, wspomniany ananas z Niemiec oraz Dariusz Dudka. Nie wygląda to makabrycznie, ale no nie da się zaatakować skutecznie Ligi Mistrzów z Formellą i Thomallą. A w rewanżu Dudką na stoperze.

Piast Gliwice wprawdzie rozpoczął demontaż już po przegranym dwumeczu z BATE, ale już przed nim wypadł Aleksandar Sedlar, z kolei Valencia czy Dziczek byli już jedną nogą w nowych klubach. Dla spokoju zestawmy jednak dwie jedenastki: tę z finiszu sezonu oraz tę z dwumeczu z Rygą.

  • Finisz mistrzowskiego sezonu:

Szmatuła – Pietrowski, Sedlar, Czerwiński, Kirkeskov – Dziczek, Hateley – Konczkowski, Valencia, Felix – Parzyszek

  • Kompromitacja z Rygą:

Plach – Rymaniak, Korun, Czerwiński, Kirkeskov – Hateley, Dziczek – Konczkowski, Felix, Badia – Parzyszek

Reklama

Sedlar, Valencia. Za moment Dziczek. Demontaż, nie ma co się oszukiwać, że takich kozaków da się zastąpić. Poza Piastem i Lechem, jedynie Legia spotykała się z tym pospolitym problemem: mamy mistrza, ale mamy też osiemnaście ofert na czterech najlepszych piłkarzy pierwszego składu.

TAK ZWANY RYS HISTORYCZNY

Jak sobie z tym radziła? Różnie. Cofnijmy się do sezonu 2016/17, czyli momentu, gdy Legia zaliczyła udaną przygodę z Ligą Mistrzów. Nawet wówczas przed sezonem musiała łatać dziury. Ze składu wypadli m.in. Ondrej Duda (na etapie gry ze Zrinjskim Mostar), Ariel Borysiuk (przed sezonem,), Igor Lewczuk (po Dundalk) czy Artur Jędrzejczyk (przed sezonem skończyło się jego wypożyczenie). Wówczas Legia zaliczyła wprawdzie kapitalne okienko “in” z Vadisem czy Moulinem na czele, ale pamiętajmy – to były wymiany. Odszedł Duda, przyszedł Vadis. Odszedł Borysiuk, przyszedł Moulin. Jasne, zastępcy momentami grali lepiej niż poprzednicy, ale oceniając siłę drużyny na finiszu sezonu 2015/16 i w momencie przystępowania do najważniejszych meczów w Europie w sezonie 2016/17, trudno było prognozować tak spektakularną przygodę w Lidze Mistrzów.

Zresztą, co zadziała mocniej, niż porównanie jedenastek?

  • Legia wygrywa z Lechem w 31. kolejce sezonu 2015/16, bardzo ważny mecz w kontekście mistrzowskiego tytułu:

Malarz – Jędrzejczyk, Rzeźniczak, Lewczuk, Hlousek – Pazdan, Borysiuk – Aleksandrow, Prijović, Duda – Nikolić.

  • Legia gra z Dundalk o Ligę Mistrzów na początku sezonu 2016/17:

Malarz – Broź, Lewczuk, Pazdan, Hlousek – Jodłowiec, Vadis Odjidja-Ofoe – Langil, Moulin, Kucharczyk – Nikolić.

Jak widać – trzeba było rzeźbić, nawet jeśli z perspektywy czasu nie wygląda to tak tragicznie. Pamiętajmy: zmienił się jednocześnie trener. Vadis przychodził do odbudowania, Langil okazał się pianistą. Wzmocnienia wyglądały podobnie do obecnych – mocni piłkarze z ligi, jak Dąbrowski czy Czerwiński. Klubowa legenda, która ma za sobą najlepsze czasy – w tej roli Radović. Trochę poszarpany w ostatnim okresie gość z Anglii (Vadis), do tego w miarę przyzwoici piłkarze pochodzący z w miarę przyzwoitych lig – w tamtym wypadku z Belgii. Różnicę robiły właśnie odejścia. Wtedy – dość bolesne, wraz z wymianą trenerów. Dziś – praktycznie bez znaczenia.

Co działo się dalej – wszyscy pamiętamy.

Tych wszystkich gości, którzy tak czarowali widzów przy Łazienkowskiej 3, bardzo trudno było utrzymać w zespole. Do dwumeczu z Sheriffem rok później Legia przystępowała już bez Vadisa oraz sprzedanych wcześniej Nikolicia i Prijovicia. To też znamienne – często demontaż zaczynał się już zimą, a luk nie udało się załatać aż do meczów w Europie. Tutaj nie ma sensu porównywać specjalnie jedenastek z finiszu sezonu 2016/17 i początku rozgrywek 2017/18. Istotnym ubytkiem było odejście Vadisa. Ale jeszcze istotniejszy był fakt, że w Astanie Legia atakowała Kucharczykiem na dziewiątce, bo przez pół roku poza mózgiem, straciła też obie pięści w postaci wspomnianego duetu -iciów.

Obiecująco wyglądały wzmocnienia latem w sezonie 2018/19, czyli przede wszystkim zakup Carlitosa, ale to sytuacja niemal jeden do jednego z Rafaelem Lopesem. Różnica? Wtedy Carlitos był hitem okienka. Teraz Lopes jest jednym z wielu. Wtedy byliśmy przekonani, że to naprawdę mocna karta w walce o Europę, zwłaszcza, że też nie doszło do większej wyprzedaży. Ale w porównaniu z tym, co mamy dzisiaj?

BEZ OSŁABIEŃ

Przede wszystkim: w stosunku do składu z końca ubiegłego sezonu, Legia ma dwie dziury: wypadł z bramki Radosław Majecki, sprzedany do AS Monaco, wypadł z prawej obrony Marko Vesović, który doznał poważnej kontuzji. I już. To wszystko. Choć przecież wcale nie musiało to pójść tak gładko – gdyby Legia chciała się rzucić na pieniądze, spokojnie znalazłaby kupców na Karbownika, Kante czy Antolicia. Generalnie transfery z naszej ligi potwierdzają: kto chce sprzedać wyróżniającego się zawodnika, bez problemu znajdzie sposób. Legia w to lato najwyraźniej takich okazji nie szukała, a trzeba przyznać, że i z zimy nie zostało jakoś szalenie dużo luk do wypełnienia – ot, nie przekonuje chyba jedynie zastępstwo Niezgody, bo też wiele więcej zawodników zimą legioniści nie stracili.

Trzeba to rozpatrywać na dwóch poziomach. Po pierwsze – Legia jest zgrana, po prostu. Zdaje się, że ludzie, których Vuković układał sobie według własnej wizji od początku ubiegłego sezonu, dziś znają się już jak łyse konie. To jest kapitał, którego nie można rzetelnie wycenić, ale było widać to doskonale w sezonie 2019/20. Zaczynało się od gigantycznych ciężarów, od pamiętnego rozczarowania na Gibraltarze, a skończyło twardą walką przeciw Glasgow Rangers. Gośćmi, którzy z tej właśnie edycji europejskich pucharów odpadli niecały tydzień temu.

Ile znaczyło to mozolne zgrywanie klocków, ile znaczyło dogrywanie poszczególnych elementów – było widać w momentach, gdy Vuković grał “docelowym” składem wiosną 2020. Momentami były to występy olśniewające. Rok temu eliminacje do Europy zastały Legię na pierwszym etapie głębokiej przebudowy. Dziś to już zupełnie inne warunki.

PUNKTOWE WZMOCNIENIA

Pamiętamy doskonale, jak “jaraliśmy” się ubiegłorocznym okienkiem Lechii Gdańsk. Gdańszczanie trochę wbrew logice i wbrew zwyczajom polskich klubów, nie tylko nie sprzedali żadnego ze swoich najcenniejszych zawodników (Haraslin! Mladenović!), ale jeszcze bardzo logicznie się wzmocnili, ściągając m.in. Udovicicia czy Malocę. Legia tamto okienko Lechii przebiła dzisiaj o kilkaset procent.

Możemy oczywiście na siłę się czepiać wieku Boruca czy liczby rozegranych minut Kapustki, ale to byłoby naprawdę nie fair w stosunku do mistrza Polski. Nieprzypadkowo przywołujemy: mistrza Polski. Już miesiąc temu najsilniejszej drużyny w kraju, która teraz jest… jeszcze silniejsza. Juranović na papierze wygląda na godne zastępstwo dla Vesovicia. Mladenović wreszcie daje możliwość przesunięcia Karbownika w regiony boiska, gdzie powinien być jeszcze groźniejszy. Rafael Lopes daje nadzieję, że z przodu nie będzie już problemów ze strzelaniem goli. Do tego dwie wisienki na torcie, Kapustka i Boruc. Czego chcieć więcej?

PORÓWNANIA? WSZYSTKIE NA PLUS

Legia Warszawa na mecz z Glasgow Rangers: Majecki – Stolarski, Lewczuk, Jędrzejczyk, Rocha – Martins, Cafu – Vesović, Gwilia, Luquinhas – Kulenović

Legia Warszawa na mecz z Lechem w Poznaniu w 27. kolejce, kluczowy dla losów mistrzostwa: Majecki – Jędrzejczyk, Lewczuk, Wieteska, Karbownik – Antolić, Martins – Vesović, Gwilia, Luquinhas – Pekhart

Jak widać, wszyscy najważniejsi zawodnicy, którzy brali udział w dwóch najważniejszych meczach ubiegłego sezonu są nadal w klubie. Co więcej, widać jak rosła jakość Legii, jak Stolarski wypadł ze składu, jak Rochę zastąpił Karbownik, jak w miejsce Cafu wjechał Antolić. Dziś Legia jest jeszcze silniejsza – do tego stopnia, że właściwie trudno będzie upchnąć na boisku wszystkie potencjalne gwiazdy ligi. No bo jak tu zestawić atak, gdy do zdrowia wróci Kante? Vuković będzie miał do dyspozycji cztery miejsca, dziewiątkę i trzech ofensywnych pomocników. A do grania? Lopes, Kante, Luquinhas, Wszołek, Novikovas, Gwilia, Pekhart, Kapustka, Cholewiak…

Podobnie jest właściwie na każdej pozycji, może poza bramką. A już zwłaszcza, gdy uwzględnimy elastyczność takich piłkarzy jak Karbownik czy Jędrzejczyk. Pamiętamy jeszcze, że w odwodzie jest choćby Slisz?

TERAZ ALBO NIGDY

Trudno nie zauważyć, że poza mądrymi ruchami Legii Warszawa, to także “zasługa” dość wyjątkowego sezonu z dość wyjątkowym oknem transferowym. Ci najmocniejsi nadal grają Ligę Mistrzów 2019/20. Za moment rozjadą się na urlopy, a piony sportowe po świecie, w poszukiwaniu wzmocnień. Bayerny i Juventusy zaczną rozgrabiać Schalke i Romy, Schalke i Romy odegrają się na Genkach, Feyenoordach i Sampdoriach. Dopiero wtedy Genki, Sampdorie i Feyenoordy zaczną wyciągać piłkarzy z trzeciego świata – w tym z Polski.

Nawet jeśli Legia nie utrzyma obecnego składu do zimy, jest duża szansa, że zdąży zagrać najważniejsze pucharowe mecze. Losowania na razie zdaje się szczęśliwe, a piłkarze też nie mają żadnego interesu w tym, by opuszczać Warszawę wcześniej. Na korzyść Legii przemawia dosłownie wszystko. Utrzymanie fundamentów. Ciągłość pracy trenera i kluczowych ogniw zespołu. Utalentowana młodzież. Ekscytujące wzmocnienia, nie tylko dla drużyny i szatni, ale też dla kibiców.

Przed nami czas weryfikacji. Legia zrobiła wszystko, co mogła, by wreszcie powrócić do fazy grupowej europejskich pucharów. Tym większe jednak obawy o najbliższe tygodnie. Można szumnie określić, że stołeczny klub osiągnął swój sufit, bo chyba nawet najbardziej optymistyczni kibice nie spodziewali się takiego przebiegu okienka. Teraz sprawdzimy, czy nasz polski sufit, nie jest czasem europejską podłogą.

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Komentarze

39 komentarzy

Loading...