– U nas graliśmy w ustawieniu bez skrzydłowych, 4-3-1-2, grał jednego ze środkowych pomocników, czasem dziesiątkę, pod napastnikami. Grywał też jako skrzydłowy, ale ja bym go widział w środku. Ma świetny przegląd pola, bardzo dużo widzi, swobodnie operuje piłką, fajnie się z piłką w tłoku obraca. U trenera Nawałki grał na skrzydle, ale chyba trochę z konieczności, środek był dobrze obsadzony, na skrzydłach było trochę więcej miejsca. Tam też się świetnie sprawdzał. Może poza defensywnym pomocnikiem, może grać na każdej pozycji w linii pomocy – ocenia Bartosza Kapustkę jego trener z młodzieżówki, Czesław Michniewicz. O swoich ustaleniach z trenerem Freiburga, ofertach dla Kapustki z samego szczytu ligi holenderskiej czy wejściu do juniorskiej szatni po grze u trenera Nawałki opowiedział na antenie Weszło FM.
Jak oceniasz transfer Bartosza Kapustki do Legii?
Z mojej perspektywy, patrząc z boku, znając zarówno jego umiejętności oraz poziom sportowy, jak i jego ostatnie problemy: dla niego to może być dobry ruch. Dla Legii również. Chłopak ma olbrzymi potencjał, jeśli zdrowie dopisze, myślę, że ten potencjał pokaże. Oczywiście nie wszystko od razu, na pewno na początku będzie musiał się zaadaptować, wywalczyć miejsce, bo nikt mu tego za darmo nie da. Ale jeśli wywalczy sobie minuty w każdym kolejnym meczu, to na pewno będzie pokazywał swój potencjał. Co do tego myślę wszyscy są zgodni, zwłaszcza ci, którzy z nim grali czy pracowali, jak w moim przypadku.
Jestem spokojny o jego umiejętności. Te umiejętności na pewno wystarczają na Ekstraklasę i myślę, że będzie przewyższał wielu zawodników na swoich pozycjach w innych klubach. Po prostu ma potencjał.
To czemu ten potencjał przez ostatnie lata ukrywał?
Gdyby dzisiaj ktoś z Ekstraklasy dostał propozycję transferu z pierwszej trójki Premier League, na przykład z Liverpoolu, to myślę że nikt by się nie zastanawiał. Mówię tu także o swoich zawodnikach z obecnej i byłej reprezentacji. Każdy by chciał spróbować. Jeśli wyjdzie – jesteś w potężnej drużynie, kariera stoi otworem. Jeśli nie wyjdzie – zawsze możesz pograć w nieco słabszym klubie, zawsze z Liverpoolu czy Leicester możesz odejść do trochę słabszego zespołu. Tutaj mówię o wyborze Bartka, wiele się dyskutuje, że za silna liga, za silny klub, za silni zawodnicy. Ale przypominam, że rok temu w marcu graliśmy z Anglikami, z reprezentacją młodzieżową, zremisowaliśmy 1:1. Grało tam między innymi dwóch kolegów Bartka z Leicester, ale grał też Phil Foden. On nie wygląda jak gladiator. To jest mit, że liga angielska to tylko fizyczność. To nie jest tak, że Bartek nie poradził sobie przez warunki fizyczne.
Trafił do mistrza Anglii, była tam silna konkurencja, na początku się nie odnalazł, inni byli lepsi. To konkurencja wymusiła jego transfer do Belgii. Obserwowałem go tam, grał tylko w drugiej lidze, ale dlatego, że to klub satelicki Leicester. Grał naprawdę bardzo dobrze, pech, że przytrafiła się kontuzja. To się przeradzało w miesiące, lata i w końcu okazało się, że stracił 4 lata ciągłości w graniu. Ale on jest nadal młody, niektórzy w jego wieku marzą o tym, żeby wyjechać za granicę po raz pierwszy, a on już wraca. Ma olbrzymi bagaż doświadczeń i perspektywy przed sobą, nie wierzę, że za 10 lat będzie grał w Ekstraklasie, bo tyle jeszcze go czeka na dobrym poziomie.
A w tej II lidze belgijskiej? Statystyki nie powalają, a i samego poziomu tej klasy rozgrywkowej nie ma za bardzo jak ocenić.
Oglądałem mecze z InStata, ale też mecze na żywo, np. z Mechelen. Grał bardzo dobrze, ale on praktycznie od razu po tym dwumeczu z Anglikami i Serbami złapał kontuzję, więc nie grał tam za dużo. Przyszedł też w trakcie sezonu, bezustannie gonił czas. Gdy był we Freiburgu, rozmawiałem z Christianem Streichem. Był bardzo zadowolony, że ma w składzie Bartka, ale mówił, że Freiburg nie jest Bayernem, żeby grać pozytywnie, tutaj trzeba biegać i gonić, a Bartek musi być na to gotowy. Problemem Bartka jest to, że cały czas był kilkanaście metrów za odjeżdżającym pociągiem, cały czas musiał go gonić. Jak już doganiał, to okazywało się, że pociąg dalej nie jedzie, bo a to kontuzja, a to inne problemy. Pech. Dzisiaj Bartek zagra 33-35 meczów w Legii łącznie z pucharami i nikt już nie będzie mówił, że 4 lata nie grał w piłkę. To jest najistotniejsze dla Bartka.
Patrząc na te ostatnie lata, to właśnie grania mu brakuje. Zastanawialiśmy się, czy to nie jest zbyt wczesny powrót, patrząc choćby na przykład Mateusza Klicha.
Bartek nie będzie chyba zły, gdy powiem, że w trakcie gry w Belgii, miał oferty z najsilniejszych holenderskich klubów. Gdyby dokończył sezon w Belgii, byłby wypożyczony do któregoś z trzech pierwszych klubów Eredivisie. Wszyscy wiemy, że to liga nastawiona na ofensywę, Bartek by się świetnie w tym odnalazł. Pech sprawił, że tam nie wylądował. Co do Mateusza – kontaktowaliśmy się w 2016 roku, gdy odchodziłem z Pogoni i przychodziłem do Termaliki. Byłem w Tarnowie, Mateusz stamtąd pochodzi, tam mieszkają jego rodzice. Napisałem do niego: Mati, jak masz jakieś problemy z graniem, to spokojnie, mam tutaj dla ciebie zatrudnienie. Napisał mi: trenerze, dziękuję, jeszcze nie teraz. Jakiś czas temu mu wysłałem: Mateusz, dobrze, że się na tamtą propozycję jednak nie skusiłeś, nie byłbyś chyba tu, gdzie jesteś.
Lepsze takie małe kroki, na przykład w stylu Płachety czy jednak skok na głęboką wodę, żeby nie pluć sobie w brodę, że odmówiłem mistrzowi Anglii?
Przemek dobrze obrazuje, jak to wszystko jest skomplikowane. On też przecież wyjechał w bardzo młodym wieku, do Lipska i tam też, jak się kolokwialnie mówi, odbił się od Red Bulla. Byli tam zawodnicy, którzy szybciej przygotowali się do rywalizacji w piłce seniorskiej. Płacheta odchodził jako junior, wrócił do Polski i faktycznie dalej bardzo mądrze to zaplanował. Słabszy klub, minuty, potem drugi klub, już lepszy, zagwarantowane minuty “z urzędu”, bo był jednym z niewielu młodzieżowców w Śląsku. To było bardzo fajne, ale każda kariera jest inna. Mam wielu zawodników obecnie, z którymi jestem w kontakcie, zarówno z poprzedniej reprezentacji, jak i tej obecnej. Pytają mnie często: trenerze, mam taką ofertę, zgłosił się taki klub, co by trener zrobił na moim miejscu. Staram się na chłodno mówić swoje zdanie, ale na końcu decyzja należy do piłkarza i nie ma złotego środka.
W piłce najważniejsze jest, żeby grać. Ale można trafić do słabej ligi i słabego klubu, grać tam do końca życia. Z drugiej strony można przejść do mocnego klubu, przebić się i zdobywać trofea, grać w Lidze Mistrzów czy Lidze Europy. To jest zachęcające dla zawodników, dla ich menedżerów, rodzin. Nie widzę tutaj jednej recepty, uniwersalnej dla wszystkich.
Gdzie widziałbyś Bartka w Legii? Na jakiej pozycji, za kogo mógłby wskoczyć do składu?
Nie będę tutaj wchodził w kompetencje Aco Vukovicia, on doskonale będzie wiedział, gdzie Bartek najlepiej się sprawdzi. Natomiast mogę powiedzieć, jak grał u mnie. Graliśmy w ustawieniu bez skrzydłowych, 4-3-1-2, grał jednego ze środkowych pomocników, czasem dziesiątkę, pod napastnikami. Grywał też jako skrzydłowy, ale ja bym go widział w środku. Ma świetny przegląd pola, bardzo dużo widzi, swobodnie operuje piłką, fajnie się z piłką w tłoku obraca. U trenera Nawałki grał na skrzydle, ale chyba trochę z konieczności, środek był dobrze obsadzony, na skrzydłach było trochę więcej miejsca. Tam też się świetnie sprawdzał. Może poza defensywnym pomocnikiem, może grać na każdej pozycji w linii pomocy.
To chyba kolejny atut, daje sporo możliwości Vukoviciowi.
Tak, przypominam sobie go w dwumeczu z Portugalią. Początek był trudny, grał u Marcina Dorny, przyjechał do nas po kontuzji, z zaległościami treningowymi. Ustaliłem z trenerem Freiburga, że jeśli on uzna, że fizycznie jest już gotowy, to się zdzwonimy dzień przed powołaniami i podejmiemy decyzję. Zapytałem go wtedy: jaka jest jego decyzja? Trener odpowiedział, że jak najbardziej, przyda mu się oddech na reprezentacji, to będzie dobre dla reprezentacji i dla klubu, a także dla Bartka, który bardzo ciężko pracuje. Był w zupełnie innej dyspozycji, niż ze wspomnianą Portugalią czy Anglią.
Powiem więcej: gdy graliśmy z Anglią, w Leicester City był już Brendan Rodgers, przedstawiciele Lisów byli na meczu. Sztab był z niego zadowolony, Rodgers zapowiadał, że w lipcu Bartek na pewno dostanie szansę. No ale niestety, potem przytrafiła się znowu kontuzja.
Jak Kapustka mentalnie radził sobie z tą całą sytuacją, z kierunkiem, w jakim idzie jego kariera? Niektórzy już go skreślali, teraz po transferze na pewno każdy jego ruch będzie wnikliwie obserwowany.
Na pewno wszyscy będą uważnie go śledzić, nie tylko kibice Legii. Czas jednak będzie grał na jego korzyść, jestem przekonany, że za rok o tej porze, będziemy mówić o nim jako o zawodniku, który może się liczyć w walce o wyjazd na Mistrzostwa Europy z trenerem Brzęczkiem. O ile oczywiście zdrowie dopisze.
Mentalnie… Nagrał fajny teledysk, przyjechali do niego Polkoś i Wiśnia, tam były takie słowa: “Bartek nie, Bartek źle, Bartek do Holandii wynieś się”. Na pewno brał do siebie to, co się o nim mówiło, to wrażliwy chłopak. Poczciwy, fajny. Bardzo to przeżywał, trafił do naszej reprezentacji, nie grał tak, jakby sobie tego życzył, a przecież rok wcześniej był u trenera Nawałki. Na początku zresztą się zastanawialiśmy, czy zaakceptuje drużynę, bo to jednak powrót do juniorów. Nie znałem go dobrze osobiście, jedynie z występów na boisku. Fajnie się odnalazł, na końcu, gdy Dawid Kownacki był już często powoływany przez trenera Nawałkę, to Kapustka przejął rolę takiego wodza. Nie mówił dużo, ale drużyna go słuchała, jego słowo miało swój ciężar. Bardzo lubiany, w Legii nie będzie miał problemów, z Polakami się dogada, po angielsku też świetnie mówi. Nie wychodzi przed szereg, nie jest to mistrz od budowania atmosfery, ale zawsze powie coś mądrego. Ma też dystans do siebie. Każdy trener będzie miał dużą satysfakcję z pracy z bardzo dobrym piłkarzem i fajnym człowiekiem.
Na koniec prywatne pytanie: jak ty się odnajdujesz w tak zatłoczonej Gdyni jak obecnie?!
Mam ten problem, że praktycznie codziennie gram w tenisa, tam jest parking… Właściwie parkingu nie ma! Zastawione wszystko, wszystkie chodniki. Ale to dobrze, ja się cieszę, że ludzie przyjeżdżają, zwiedzają Gdynię, nieprzypadkowo na rogatkach jest napis: “uśmiechnij się, jesteś w Gdyni”. To naprawdę świetne miejsce. Ludzi jest dużo, to się czuje, ja się tylko obawiam, co się stanie, gdy już wyjadą, ile tutaj zostanie tego nieszczęsnego koronawirusa. Obym się mylił, żeby tego było jak najmniej, bo przy takim skupisku ludzi, to naprawdę, wszystko jest możliwe.
Fot. FotoPyK