Mickey van der Hart z powodu kontuzji barku może nie być zdolny do gry nawet do końca roku, ale rywalizacja na tej pozycji zostanie zachowana. “Kolejorz” już na początku czerwca sięgnął po Filipa Bednarka, a teraz sprowadził 26-letniego Marko Malenicę. Został on wypożyczony z chorwackiego NK Osijek z opcją transferu definitywnego.
Przy Bułgarskiej prowadzili intensywne działania zmierzające do pozyskania jeszcze jednego bramkarza. Padały w tym kontekście bardziej atrakcyjne nazwiska, jak Żivko Żivković (20 meczów w ostatnim sezonie dla PAOK-u Saloniki). W porównaniu do niego Malenica pozornie swoją historią nie zachęca. Dlaczego? Za nim całkowicie stracony sezon. Między słupkami Osijeku stał 25-letni Ivica Ivusić, który po koronawirusowej przerwie nie wpuścił gola przez 448 minut, bijąc klubowy rekord.
Pachnie trochę zupą ogórkową, przyznacie.
No dobrze, idźmy dalej. Malenica w dwóch wcześniejszych sezonach był jedną z kluczowych postaci w Osijeku, który regularnie kręci się w okolicach podium 1.HNL. W samej tylko lidze rozegrał przez ten okres 67 meczów, zachowując 17 czystych kont. Rywalizację z nim przegrywali m.in. Marijan Antolović (dekadę temu niewypał w Legii Warszawa) oraz Luka Kukić i Krsevan Santini, którzy w minionym sezonie udawali bramkarzy odpowiednio w Koronie Kielce i Jagiellonii Białystok. To wciąż średnia rekomendacja, bo posadzić tych gości na rezerwie mógłby również plażowy ręcznik.
Spójrzmy zatem jeszcze szerzej. Malenica i koledzy jesienią 2017 pobrykali trochę w eliminacjach Ligi Europy. Po wyeliminowaniu Santy Colomy (Andora) i szwajcarskiego Luzern, skromny chorwacki klub sprawił olbrzymią niespodziankę, wyrzucając za burtę PSV Eindhoven. Malenica w obu spotkaniach nie dał się pokonać, kończyło się po 1:0. Do grupy LE nie udało się wejść, bo nie przeskoczono pozornie łatwiejszej przeszkody jaką miała być Austria Wiedeń (1:2 u siebie, 1:0 na wyjeździe). Rok później Osijek powalczył trochę z Rangersami (0:1 w domu, 1:1 w delegacji). Nowy lechita ma więc jakieś przetarcie pucharowe, które może okazać się przydatne.
Malenica miał swój naprawdę dobry czas. Doszło do tego, że w marcu 2019 angielskie media (a konkretnie bulwarówka “Daily Star”) donosiły, że znajduje się on w kręgu zainteresowań kilku klubów Premier League, na czele z Tottenhamem… Gdzie miałby być opcją do rywalizacji z Paulem Gazzanigą, gdyby doszło do sprzedaży Hugo Llorisa… Dziennikarze w Chorwacji pisali, że jego wartość rynkowa waha się między 1,5 a 2 milionami euro. Nam to pachnie pospolitą plotką, na wzniecenie dymu wokół piłkarza. Niemniej całkowitego ogórasa tak promować się nie da, trzeba coś pokazywać.
Dlaczego sprawy tak źle się później potoczyły?
Portal jutarnji.hr pisał o “nieco dziwnych okolicznościach”, ale chyba nie ma tu bardziej podejrzanego drugiego dna. Osijek rok temu był nastawiony na sprzedaż Malenicy. Trener Dino Skender wiedząc, że lada dzień może stracić Marko, w najważniejszym przedsezonowym sparingu z FC Kopenhaga dał szansę Ivusiciowi, którego sprowadzono rok wcześniej w założeniu, że prędzej czy później przejmie pałeczkę. Ten szansę wykorzystał i na stałe przebił się do składu. Malenica ostatecznie nigdzie nie odszedł, ale hierarchia w bramce zdążyła się już zmienić. Ot, splot kilku niesprzyjających zdarzeń i brak pójścia wyżej w najbardziej odpowiednim momencie.
Kto wie, może okaże się, że Lechowi trafiła się okazja na pozyskanie bramkarza, który w normalnej sytuacji byłby już poza zasięgiem. Nie chcemy bronić transferu z ławki, ale “Kolejorz” wiele tym ruchem nie ryzykuje. Jak nie wypali, wielkiej straty nie będzie, dziury budżetowej też. NO, CHYBA ŻE Chorwat zawali coś w pucharach, a okaże się, że Bednarek nie lepszy.
Fot. lechpoznan.pl/Przemysław Szyszka/Accredito