Reklama

Wilusz: „Raków był bardzo konkretny, a poziom Ekstraklasy idzie do góry”

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

06 sierpnia 2020, 09:25 • 8 min czytania 6 komentarzy

W jakich okolicznościach podpisywał kontrakt z Rakowem Częstochowa? Co go przekonało? Jakie wrażenie zrobił na nim klub i trener Marek Papszun? Dlaczego potrzebował stabilizacji? Czy ostatni rok w Rosji uważa za stracony? Dlaczego nie został w Rosji i czy miał możliwość zostania na dłużej w Uralu Jekaterynburg? Czy wraca do lepszej ligi? Skąd u niego tak duży entuzjazm w ocenie Ekstraklasy? Na te i na inne pytania w rozmowie z nami odpowiada nowy nabytek Rakowa Częstochowa, Maciej Wilusz. Zapraszamy. 

Wilusz: „Raków był bardzo konkretny, a poziom Ekstraklasy idzie do góry”
Jak czujesz się poza cywilizacją?

Jesteśmy na obozie w Warce. Jaki to koniec cywilizacji?

Ale nie ma zasięgu. 

Stanąłem przy recepcji, tutaj już jest zasięg!

W Warce dogrywaliście kwestie twojej umowy z Rakowem?

Testy medyczne przechodziłem akurat w Warszawie. Jak już przeszedłem je pozytywnie i wszystko stało się klarowne, to wieczorem się spotkaliśmy i w stolicy podpisaliśmy kontrakt.

Przekonał cię projekt?

Z właścicielem klubu i trenerem Papszunem rozmawiałem już kilkukrotnie. Dostawałem telefony. Mówili mi, jak to ma wyglądać, jaki jest plan, jaki jest pomysł. Stopniowo, pokrótce, ale tworzył się z tego przejrzysty obraz ułożonego klubu. Dostałem parę dni na podjęcie decyzji, bo mi też zależało na tym, żeby w odpowiednim czasie wylądować w zespole, w którym spędzę najbliższy sezon, czy nawet najbliższe sezony. Właściwie to bardzo zależało mi na tym, żeby szybko się zdecydować – Raków był najkonkretniejszy. Chciałem trafić do profesjonalistów i w tym aspekcie też mnie przekonali.

Reklama
Kontrakt na trzy lata. 

Dokładnie.

Dosyć długi. 

Zapowiada się dłuższy projekt i mam nadzieję, że odegram w nim rolę, którą oczekuję sam po sobie.

Zależało ci na stabilizacji? Tym, żeby to nie był krótki kontrakt o charakterze przejściowym?

Jeżeli są jakieś plany budowania czegoś, to trzeba pomyśleć nie tylko o teraźniejszości, ale też o przyszłości. Roczny kontrakt nie gwarantuje żadnej długofalowości i żadnej stabilizacji. Nie ukrywam, że wracając z Rosji, moim priorytetem było pozostanie za granicą, a nie powrót do Polski. Pojawiały się różne kierunki, różne zapytania, różne propozycje i możliwości, ale nie spełniało to moich własnych oczekiwań. Nie na takie coś czekałem. A Raków był bardzo zdeterminowany, bardzo konkretny i tak powstał pomysł powrotu do Polski.

Najwięcej propozycji miałeś z Rosji?

Było kilka klubów z Rosji mocno mną zainteresowanych, przewijały się też inne kraje, ale żaden z kierunków mnie nie przekonywał.

Zmęczyłeś się już Rosją?

Nie byłem znudzony tym krajem. Będę go dobrze wspominał. Uważam, że to świetna liga – intensywna, mocna, wyrównywana. Ale chciałem spróbować czegoś innego. Oczywiście, początkowo myślałem, że spróbuję swoich sił w innym kraju, w innej silnej lidze, ale nic mnie nie przekonywało.

Reklama
To pewnie czujesz się zawiedziony. Ekstraklasę znasz, więc to żadne nowe wyzwanie, a o poziomie tej ligi też można powiedzieć wiele, ale nie to, że jest wysoki. 

Ekstraklasa jest pięknie opakowana. Musi być przy tym dużo pracy. Bardzo medialna, kolorowa liga, a to wielki atut. A poziom? Cokolwiek mówić, uważam, że nasza liga idzie do przodu. I to nie tylko w kwestii poziomu meczów, zawodników, trenerów, ale również organizacji – podejście do piłki jest coraz bardziej profesjonalne, coraz bardziej zachodnie. I okej, wiem, że wiele osób mówi o Ekstraklasie niezbyt pozytywnie, ale uważam, że poziom idzie do góry i systematycznie się rozwijamy.

Ostatniego sezonu nie możesz zaliczyć do udanych. Najpierw pół roku na ławce w Rostowie, potem średnio udane pół roku w Uralu. 

Czy średnio udane? Nie powiedziałbym. W Rostowie bardzo szybko wróciłem po ciężkiej kontuzji. Dochodziłem do siebie, do formy, do dyspozycji. Bardzo ciężki i intensywny okres, bo rehabilitację i powrót po zerwaniu więzadeł przeprowadziłem wręcz ekspresowo – to wszystko się odkładało i potrzebowałem trochę czasu, żeby wskoczyć na odpowiednie obroty. Natomiast przejście do Uralu nie było słabe – lepsze mecze przeplatałem słabszymi. Raz zagrałem dobrze, inny razem gorzej. To normalne. Nie czuję się rozczarowany, raczej w drugą stronę.

Czyli byłeś zadowolony. 

Zadowolony tez nie.

Teraz już nie wiem. 

Gdzieś pośrodku, ale ze wskazaniem na pozytywne wrażenie.

Miałeś pewne miejsce w składzie czy bywało z tym różnie?

Większość meczów grałem. Tylko pod koniec, kiedy zapewniliśmy sobie już utrzymanie, i stało się oczywiste, że po sezonie się rozstaniemy, to siłą rzeczy dwa ostatnie mecze – z Khimkami w Pucharze Rosji i z Lokomotiwem w lidze – przesiedziałem na ławce.

I skończył się polski tercet w Jekaterynburgu. 

Tylko Rafał Augustyniak został w Uralu. Ma jeszcze dwa lata kontraktu, jest bardzo ceniony, na pewno będzie grał i zapowiada się nawet, że w bliskiej przyszłości będzie jednym z liderów zespołu.

Nie chciał cię Ural zatrzymać?

Nie było żadnych rozmów. Zresztą też chciałem już zmienić otoczenie. Nigdy nie myślałem, że zostanę w Uralu na dłużej. Chciałem tam przyjść, pomóc klubowi w utrzymaniu, wrócić do regularnej gry, złapać rytm.

Spędziłeś w Jekaterynburgu pół roku pełne przeżyć. Najpierw wypożyczenie, potem powrót do gry, a w międzyczasie jeszcze wybuch pandemii. Rosjanie długo lekceważyli temat.

Graliśmy trochę dłużej niż zachodnie ligi. I też było widać po niektórych zawodnikach, że martwią się o zdrowie swoje i swoich bliskich. Odbijało się to na naszej dyspozycji. Najdobitniej doświadczyliśmy to podczas wyjazdowego meczu z Zenitem.

1:7. 

Głowy mieliśmy gdzieś indziej. Wszyscy zastanawiali się, co nas czeka, co to będzie, co się stanie jutro, pojutrze, za tydzień. Wynik był tylko pochodną. Nie dało się zlekceważyć rozszerzającej się pandemii.

Kolejne trzy miesiące spędziłeś w Rosji z dala od rodziny?

Nie, na szczęście nie. Kiedy dostaliśmy informację, że liga będzie zawieszona, to czekaliśmy na miejscu na dalsze decyzji. Najpierw zostało nam powiedziane, że nikt nie ma prawa nigdzie wyjeżdżać i nic robić, bo i tak wszystko zostanie pozamykane, ale potem i tak, koniec końców, dostaliśmy zielone światło na wyjazd. Oczywiście z zastrzeżeniem, że nie będzie łatwo i że jeśli nam się poszczęści, to może uda nam się złapać jakiś samolot do Polski, a wtedy loty powoli odwoływano.

Dodatkowy stres.

Udało nam się załapać na ostatni lot do domu. Jak zobaczyliśmy, że zdołamy wrócić do domu, to była duża radość – od razu kupiliśmy do domu i czekaliśmy w Polsce na dalsze wieści. Potem powrót był już prostszą kwestią, bo tutaj zaangażował się też klub.

Czyli nie zostaliście zostawieni sami sobie. 

Mieliśmy komfort psychiczny. Było nam o tyle łatwiej, że w tym trudnym czasie byliśmy z naszymi rodzinami w Polsce. To ważne, żeby w tej dziwnej, niestandardowej sytuacji być po prostu z bliskimi. Ale tak jak mówię – przy tym byliśmy cały czas pod telefonem, bo musieliśmy być gotowi na każdą ewentualność.

Już wtedy zaczęło się zainteresowanie Rakowa?

Pierwszy raz o propozycji Rakowa usłyszałem tuż po wygaśnięciu mojego kontraktu w Rosji.

Świeża sprawa. 

Jestem typem zawodnika, który nie interesuje się luźnymi propozycjami, nie mającymi żadnego pokrycia w rzeczywistych konkretach, i moi menadżerowie doskonale to wiedzą, więc też nie mówią mi, kiedy coś się zaczyna tworzyć, coś się zaczyna pojawiać. Jest konkret – siadamy i się zastanawiamy. Do tego czasu wykonuję swoją pracę w miejscu, w którym jestem i trzymam się tego rytuału.

Uchylmy trochę rąbka tajemnicy. Co cię najbardziej urzekło w planach, które rysuje przed tobą Raków?

Jedna rzecz: profesjonalizm.

Drugi raz to powtarzasz, więc faktycznie musi być coś na rzeczy. Trener Papszun ma opinię bardzo wymagającego pracoholika. 

Po kilku rozmowach z nim i z moimi agentami, po zebraniu wszystkich wskazówek i wiadomości na temat klubu, jestem przekonany, że dobrze wybrałem. Chciałem trafić do klubu z konkretną wizją i ideą profesjonalizmu na każdym poziomie. Teraz mogę iść na całość, poświęcić się dla tego projektu.

Wskakujesz w buty Jarosława Jacha. 

Na to wychodzi.

Grałeś kiedyś w systemie trzema defensorami?

Dwa pierwsze lata w Rostowie. Potem, w Uralu, to już granie w systemie 4-3-3.

Czyli znasz schematy?

Wiem, z czym to się je, ale pamiętajmy, że w każdym klubie gra się inaczej. Są inne założenia, inne zachowania, inne koncepcje taktyczne. Trochę będę się musiał nauczyć. To jasne, bo choć ustawienie może być podobne do tego z czasów Rostowa, to oczekiwania mogą być inne. Tutaj też moja rola, żeby jak najszybciej zrozumieć wszystkie niuanse, przesuwania, schematy.

Znasz kogoś z szatni Rakowa?

Z Cebulą grałem w Koronie Kielce, gdzie swojego czasu trafiłem na wypożyczenie z Lecha, a resztę dopiero poznaję.

Jesteś dużo lepszym piłkarzem niż byłeś kilka lat temu, kiedy po bardzo dobrej rundzie w Poznaniu wyjeżdżałeś do Rostowa?

Wyjeżdżając z Lecha, czułem, że jestem na dobrej drodze – zdrowy, silny fizycznie, w formie. Wkraczałem w nową drużynę, która była budowana właściwie od zera, bo przyszło mnóstwo nowych zawodników, i czułem komfort fizyczny, i psychiczny. Nie musiałem obawiać się wysokich wymagań, intensywności treningów, podołałem temu. W Rosji miałem bardzo stabilne, bardzo dobre sezony. Oczywiście do kontuzji, bo ona zawsze bardzo mocno chwieje zawodnikiem. Poświęciłem sporo siły, zaangażowania i czasu na powrót do formy. W tym wypadku akurat kontuzja bardzo mocno zdestabilizowała sytuację i po raz kolejny musiałem mocno pracować, żeby wrócić do optymalnej dyspozycji. Ostatnie pół roku w Uralu dało mi poczucie, że z meczu na mecz wracam do siebie, ale wiem, że do top formy jeszcze trochę mi brakuje i zamierzam mocno nad tym pracować, żeby osiągnąć ją w Rakowie.

Wracasz jako lepszy piłkarz?

Trudno powiedzieć. Na pewno doświadczyłem bardzo wielu nowych rzeczy, grając w bardzo silnej lidze, do tego z bardzo silnymi przeciwnikami. Zmieniam ligę, zmieniam intensywność, zmieniam otoczenie, zmieniam filozofię taktyczną. Nie da się tego określić. Muszę się przystosować.

Ale polską ligę znasz. 

Znam, znam, trochę czasu w niej spędziłem, ale wracam do niej po trzech latach, a wszystko tutaj bardzo się zmieniło.

Na lepsze?

Na lepsze.

Fot. Fotopyk

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...