Raków Częstochowa zdecydował się na zatrudnienie Marcina Cebuli. To jeden z kilku przykładów zawodników ofensywnych, który nie plamią swoich statystyk golami czy asystami, a mimo to przez lata mają pewne miejsce w Ekstraklasie i są cenieni na rynku. Czy dziwi nas, że Cebula znalazł zatrudnienie w lidze? No cóż, będziemy szalenie konkretni – i tak, i nie.
Zacznijmy od tej złej strony.
Suche statystyki DEMOLUJĄ wręcz Marcina Cebulę.
Rzućmy okiem:
- 19/20 – 2 gole, 0 asyst
- 18/19 – 3 gole, 4 asysty
- 17/18 – 2 gole, 2 asysty
- 16/17 – 0 goli, 0 asyst
- 15/16 – 0 goli, 1 asysta
- 14/15 – 0 goli, 0 asyst
Piłkarz potrzebował więc 144 występów, by zdobyć 7 bramek i zanotować 7 asyst. A teraz – dla kontrastu – kilka bilansów tylko z minionego sezonu:
- Filip Starzyński – 8 goli, 11 asyst
- Dani Ramirez – 9 goli, 10 asyst
- Jesus Jimenez – 12 goli, 6 asyst
- Petr Schwarz – 8 goli, 8 asyst
- Paweł Wszołek – 6 goli, 8 asyst
- Sergiu Hanca – 9 goli, 6 asyst
Oni wszyscy wykręcili w jednym sezonie lepsze liczby niż Cebula, który na boiskach Ekstraklasy spędził już 7452 minut. Na pierwszego gola czekał 71 meczów. Delikatnie sprawy ujmując – to nie konkretami przekonał Cebula Raków do swojej kandydatury.
Ale… No właśnie, jest też kilka logicznych argumentów, że to może się udać.
Liczby u Papszuna schodzą na drugi plan
Marek Papszun już nie raz udowadniał, że w przypadku zawodników ofensywnych liczby nie mają dla niego kluczowego znaczenia. Przykład? To przecież ten trener zaufał, jeszcze w pierwszej lidze, Marcinowi Listkowskiemu, który jest identycznym przypadkiem, co Cebula. I choć Listkowski też nie notował powalających liczb (3 gole, 0 asyst), trener chętnie widział go u siebie po awansie do elity. Nie wyszło tylko dlatego, że Raków nie dogadał się z Pogonią.
Sebastian Musiolik otrzymał z kolei w tym sezonie ponad 2600 minut, co przełożyło się na sześć bramek. Jak na napastnika – słabiutki bilans, choć oczywiście – biorąc pod uwagę ligową konkurencję – wciąż daleko mu do patałacha. Papszun bardziej ceni u tego zawodnika czarną robotę – wychodzenie do pressingu, zbieranie górnych piłek, przepychanie się. Szczepański? Mimo że wiosną wyglądał świetnie, jego bilans też nie przekonuje – 3 gole, 1 asysta. To na nim Papszun zamierza jednak budować.
I kto wie, może obudzi uśpiony potencjał. No bo tylko w zeszłym sezonie…
- Petr Schwarz, który w I lidze nie zanotował żadnej asysty i strzelił zaledwie jednego gola, stał się jednym z czołowych asystentów w lidze (8 asyst, do tego 8 bramek),
- Felicio Brown Forbes zanotował swój najlepszy wynik strzelecki w karierze (10 bramek), a do Rakowa przychodził z tylko trzema golami w Koronie.
Kiedyś wielki talent, dziś ligowy dżemik
To przykłady, którymi Cebula może, a wręcz musi się zainspirować. Dla niego nadchodzący sezon będzie czymś w rodzaju „make or break”. Nie mamy wątpliwości, że na dobre wyjdzie mu zmiana otoczenia, bo w Koronie trochę się zasiedział. I nie dlatego, że przerastał ten klub – po prostu było mu tam wygodnie. Zawsze dostawał szansę, zawsze był ceniony, zawsze uważano go za talent sporego kalibru. No właśnie, talent… Wciąż w kontekście Cebuli pada gdzieniegdzie słowo „talent”, ale apelujemy o opamiętanie się – on ma już 25 lat!
Nazywanie Cebuli talentem jest jeszcze bardziej absurdalne niż wiara w to, że kiedyś na poważnie interesowała się nim AS Roma.
Mimo braku liczb, nie jest to piłkarz jednoznacznie zły. Ma momenty. Czy jest z piłką na tak? Bez dwóch zdań. Potrafi przedryblować, nie jest z techniką na bakier, podanie i strzał ma na niezłym poziomie, ale i potrafi podostrzyć. Wielokrotnie słyszeliśmy od ludzi z jego otoczenia – na treningach kocur, po prostu w meczach nie zawsze wychodzi. W Koronie od kilku lat był podstawowym zawodnikiem – z jedną przerwą, gdy Gino Lettieri wypłacił mu gonga i przesunął do drużyny juniorów. I tak jak wielokrotnie Włoch wikłał się w bezsensowne konflikty z piłkarzami, tak ten manewr akurat wypalił, bo otrzeźwiony Cebula grał znacznie lepiej. Co symptomatyczne – piłkarzowi ufali wszyscy trenerzy, którzy go trenowali. I choć u żadnego nie wystrzelił, każdy z nich sądził, że to u niego zawodnik wreszcie odpali.
Tak jak przed laty przylgnęła do Cebuli łatka wielkiego talentu, tak teraz walczy co najwyżej o to, by przestać być ligowym dżemikiem. Liczby, liczby, liczby. Tego wciąż brakuje najbardziej w tej już kilkuletniej przygodzie z Ekstraklasą.
Będzie miał czas poprawić to w Rakowie – podpisał kontrakt aż do czerwca 2023 roku z opcją przedłużenia przez klub.
Fot. FotoPyK