32 strzały na bramkę i cztery gole, w tym jeden bezpośrednio z rzutu wolnego. Takie baraże o grę w Ekstraklasie to my rozumiemy! Za nami pierwsza odsłona meczów półfinałowych w pierwszej lidze, która zapowiadana była jako starcie dwóch mocno ofensywnych drużyn. I rzeczywiście, ani Radomiak, ani Miedź się w tańcu nie… bawiły. Ale jeśli mamy zostać przy tych porównaniach, to w tej parze prowadzącym byli gospodarze. Kibice z Radomia przeżyli dziś przyjemne deja vu. Ich ulubieńcy drugi raz w ostatnich tygodniach zdominowali Miedź i czekają na rywala w najważniejszym meczu w historii klubu.
Damian Nowak – redemption
Jeśli mamy wyliczać bohaterów Radomiaka, to trzeba tę wyliczankę zacząć od autora pierwszego gola. Damian Nowak po restarcie sezonu przeszedł bardzo długą drogę. Mimo że wiosną prezentował się świetnie, w czerwcu siadał na ławce, bo nie chciał przystać na niekorzystne warunki kontraktowe. Sprawa była prosta – Nowak był do odstrzału, a sam zawodnik miał opuścić klub wraz z końcem czerwca. Wtedy jednak interweniował trener Dariusz Banasik, a napastnik podpisał aneks, nie chcąc zostawiać kolegów z zespołu. Efekt? Trzy mecze z rzędu z golem, do tego dwie asysty. Udział przy bramce co 62 minuty. Niedawno typowaliśmy go jako jednego z kandydatów do najlepszych piłkarzy zaplecza Ekstraklasy po restarcie sezonu.
Dziś Nowak tylko potwierdził swoją formę. W pierwszej połowie próbował strzałów z dystansu, próbował i w końcu padł gol. Zresztą gol to za mało powiedziane. To po prostu klasa sama w sobie, a dla napastnika Radomiaka to także drugi gol z rzutu wolnego, bo wcześniej trafił w ten sposób w Bielsku-Białej. Były piłkarz Skry Częstochowa przymierzył w lewy róg bramki Łukasza Załuski i nie dał mu szans na skuteczną interwencję.
Długą drogę przeszedł także Leandro. Po restarcie sezonu szybko złapał kontuzję (i pamiętną żółtą kartkę), która na dłuższy czas wykluczyła go z gry. Na dobre wrócił dopiero w Bielsku, gdzie od razu wywalczył rzut karny. Potem świetnie zagrał z Miedzią, mocno dając jej się we znaki i… powtórzył to w barażu. Brazylijczyk był najczęściej faulowanym piłkarzem na boisku – rywale powalali go czterokrotnie. To on wywalczył rzut wolny, po którym do siatki trafił Nowak. Potem męczył rywali na skrzydle, a w końcu podwyższył wynik meczu, pewnie wykorzystując jedenastkę. Cóż, opaska kapitańska, która w wyniku nagłej choroby Macieja Świdzikowskiego (przed meczem trafił do szpitala, ma problem z wyrostkiem robaczkowym), trafiła w dobre ręce, bo Leo był liderem Radomiaka.
I tylko Świdzikowskiego szkoda, bo i on miał swój fragment historii do napisania. Jeden z niewielu rodowitych radomian w kadrze wrócił do gry wiosną po poważnej kontuzji i stał się pozytywnym zaskoczeniem rozgrywek.
Mecz bramkarzy
Dlatego też brak Świdzikowskiego budził pewne obawy o dyspozycję defensywą Radomiaka. Mimo że zastąpił go Meik Karwot, który na tej pozycji grywał z konieczności i spisywał się nieźle, Cezary Miszta musiał się szykować na przeprawę cięższą niż podczas niedawnej, pierwszej wizyty Miedzi w Radomiu. Wówczas goście oddali zaledwie jeden celny strzał.
Teraz co prawda Radomiak zdominował rywala równie mocno, jednak udziału Miszty w tej wygranej ciężko nie dostrzec. Nawet jeśli nie dostrzegł jej sędzia, który przy pierwszej kapitalnej paradzie nie dopatrzył się udziału młodego bramkarza. A było tak – Kacper Kostorz dostał prostopadłe podanie od Jakuba Łukowskiego, wpadł w pole karne i w sytuacji sam na sam posłał piłkę obok słupka. Dopiero po powtórce okazało się, że futbolówkę lekko trącił Miszta, który uratował drużynę przed stratą bramki.
Potem wypożyczony z Legii piłkarz w równie świetnym stylu wybronił uderzenie Marquitosa z dystansu, zbijając je na słupek. Mecz kończył z czterema udanymi interwencjami na koncie i jedną wpuszczoną bramką, przy której nie zawinił.
Załuska wtórował Miszcie
Ale i po drugiej stronie golkiper spisywał się nieźle. Mimo trzech straconych bramek, Łukasz Załuska stanął na wysokości zadania. Przede wszystkim w końcówce meczu, gdy dwukrotnie bronił trudne strzały głową Mateusza Cichockiego, który trzykrotnie w tym meczu uciekał Adrianowi Purzyckiemu przy okazji stałych fragmentów gry. Na zakończenie Załuska zatrzymał też Mateusza Lewandowskiego, który mógł ustalić wynik spotkania, ale przegrał pojedynek z doświadczonym bramkarzem.
Natomiast – co tu dużo mówić – Załuska wszystkiego wyjąć nie zdołał. Miedź nie wyciągnęła lekcji, w pierwszej połowie starała się jeszcze trzymać Radomiaka z daleka od własnej bramki, agresywnie doskakując do piłkarzy z Radomia, gdy ci zbliżali się do “szesnastki” jednak z czasem zupełnie opuściła gardę. Znamienne, że Radomiak oddał aż 10 celnych strzałów. Znamienne, że potrafił dojść do takich sytuacji, jak ta, gdy Dominik Sokół miał na nodze piłkę meczową, będąc trzy metry od bramki. To, że wtedy nie padł gol, Miedź powinna uznać za cud.
I w końcu – znamienne, że nawet po “wykończeniu” Patryka Mikity, który w pierwszej połowie zszedł z boiska po brzydkim faulu Omara Santany, ofensywny arsenał Radomiaka ani trochę się nie pomniejszył.
Zagrał też i VAR
Drugi gol padł z rzutu karnego, co do którego piłkarze z Legnicy mieli wątpliwości. Sędzia Jarosław Przybył (z Kluczborka) też je miał, dlatego osobiście sprawdził, co zaszło w “szesnastce” klubu z Dolnego Śląska, inaugurując system VAR na pierwszoligowych boiskach. A co zaszło? Rafał Makowski dwukrotnie strzelał na bramkę, dwa razy został też zablokowany. Z tym że przy drugiej próbie piłka ewidentnie odbiła się od ręki Bożo Musy. Piłkarz wykonał wślizg, ryzykował i cóż, stało się.
Niemniej wygranej Radomiaka kwestionować nie zamierzamy. Faktem jest, że nawet gdy Maciej Śliwa wykorzystał chwilę nieuwagi defensorów i strzelił kontaktowego gola, Radomiak szybko odpowiedział. W słupek trafił wówczas Damian Nowak, ale jego strzał dobił Adam Banasiak, żelazny rezerwowy, dla którego było to już 19 wejście z ławki w tym sezonie. Cóż, może i 19, ale zdecydowanie najważniejsze. To on przybił gwóźdź do trumny Miedzi.
Rewolucja w Legnicy?
Nie używamy tego wcale jako przenośni. Nie jest tajemnicą, że Miedzi mocno zależało na awansie. A konkretniej – zależało na tym jej właścicielom. W Legnicy zebrali gwiazdorski skład, rytm grze mieli nadawać Hiszpanie – Marquitos, Omar Santana i Joan Roman. Ale celu spełnić się nie udało, co ma się skończyć sporymi zmianami. Według naszych informacji z Dolnego Śląska wyfrunie cała trójka przybyszów z Półwyspu Iberyjskiego. Pytanie co stanie się z Ireneuszem Kościelniakiem? To dla niego poświęcono Dominika Nowaka, który w Legnicy cieszył się dużym zaufaniem. Kościelniak miał poprawić grę Miedzi w defensywie, tymczasem w najważniejszych meczach Radomiak dwukrotnie zapakował mu trzy gole. Niezbyt dobra recenzja.
Ale tym, co będzie się działo w Legnicy, przejmować się będziemy nieco później. Na dziś najważniejsza informacja jest taka, że to Radomiak przedłużył swój sezon i czeka na rywala w finale barażów o Ekstraklasę.
Radomiak Radom – Miedź Legnica 3:1
Nowak 38′, Leandro 65′ rzut karny, Banasiak 88′ – Śliwa 86′
Fot. Newspix