Mamy za sobą iście szalony rok. Idealny przykład efektu motyla. Na drugim końcu Euroazji ktoś wpieprzył niedogotowanego nietoperza, rozpoczęła się epidemii i ruszyła lawina, która obróciła świat do góry nogami. Również świat polskiej piłki. Sezon trwał cały kalendarzowy rok. Zaczynaliśmy z myślami o normalnym sezonie i Euro 2020, kończyliśmy z przełożonym czempionatem, pandemiczną przerwą w rozgrywkach, z powrotem na boiska bez kibiców lub z kibicami w ograniczonym zakresie i z ciągłym poczuciem niepewności. Ale udało się dobrnąć do końca i trzeba było zacząć od nowa. Wszystko unormować. PZPN właśnie zatwierdził plan na kolejny sezon: Ekstraklasa wróci w formacie 30 kolejek i z możliwością przeprowadzania pięciu zmian podczas meczów.
Nowe rozdanie
Czeka nas inny sezon. Choć koronawirus już nie zamraża gospodarki i życia publicznego tak, jak zamrażał wiosną, to jego reperkusje jeszcze trochę będą towarzyszyć światu. Kalendarzowa wyrwa z tego sezonu siłą rzeczy musiała wpłynąć na rozgrywki 2020/21. Czeka nas intensywny rok – dogranie zaległych meczów europejskich pucharów, rozpoczęcie eliminacji do kolejnych i przeprowadzenie właściwych rozgrywek, upchnięcie wszystkich ligowych i pucharowych kolejek we wszystkich krajach, zorganizowanie zaległych i zaplanowanych meczów reprezentacyjnych, a latem zwieńczenie wszystkiego udanym Euro. Uff, sporo tego będzie.
Nic więc dziwnego, że władze polskiej piłki szukały optymalnego rozwiązania na racjonalne przeprowadzenie grania w Polsce. Na dotychczasową formułę ESA37, z fazą zasadniczą i podziałem na grupę mistrzowską i spadkową, zwyczajnie mogłoby zabraknąć terminów. I tak ten rok miał być przejściowy – jedna drużyna będzie spadać do I ligi, a w przyszłym roku będziemy grali w systemie 18-drużynowym. Dlatego też władze Ekstraklasa SA do spółki z zarządem PZPN zdecydowały się na rozgrywanie 30 kolejek. Liga ma ruszyć 21-23 sierpnia, jeszcze wcześniej odbędą się pierwsze spotkania Pucharu Polski (pierwszy i drugi tydzień sierpnia). I i II liga wystartują w kolejny weekend po starcie Ekstraklasy.
Racjonalny format
Czy zmiana formatu była konieczna? Wydaje się, że była. Przy tak wielu terminach na mecze międzynarodowe i pucharowe, przy skróconym letnim okresie przygotowawczym, przy awansie tegorocznego barażowego beniaminka z I ligi dopiero 31 lipca, przy konieczności zamknięcia sezonu do 15 maja 2021 roku, to decyzja racjonalna i unikająca niepotrzebnej ekwilibrystyki terminarzowej, której i tak w jakimś stopniu na pewno nas czeka. Czy zmiana formatu wpłynie na poziom ligi? Bez jaj. Czy zmiana formatu zmniejszy albo zwiększy emocje na finiszu ligi? Może tak, może nie, nie zależy to od formatu, a od wyników – jasna sprawa. Poza tym mamy tylko jednego spadkowicza, więc siłą rzeczy na dole ciśnienia będzie trochę mniej niż zwykle, a ESA30 będzie trochę przedsmakiem ESA34, która wejdzie w życie od sezonu 2021/22.
Ale to nie wszystko. PZPN i Ekstraklasa SA zabezpieczyły się też na wypadek sytuacji niespodziewanej, jakie mogłoby być ponowne przerwanie rozgrywek przez wypadek losowy, czytaj: pandemię. Gdyby historia zatoczyła koła i wydarzyła się w kolejnym sezonie, to są dwa rozwiązania:
-
W przypadku rozegrania przynajmniej piętnastu spotkań ligowych – uznajemy rozstrzygnięcia i zamykamy sezon jako odbyty
-
W przypadku rozegrania mniej niż piętnaście spotkań ligowych – nie uznajemy rozstrzygnięć i zamykamy sezon jako nieodbyty
Prezes już nie taki uparty
Co więcej? Ano nasza ulubiona kwestia. W przyszłym sezonie trenerzy będą mogli przeprowadzać pięć zmian. Tym samym nie rżniemy już głupa. Nie bawimy się w tani nonkonformizm. Przyjmujemy to, co dużo wcześniej przyjęli piłkarsko lepsi od nas (Hiszpanie, Niemcy, Anglicy, Włosi etc.). Pamiętacie to absurdalne oburzenie prezesa Zbigniewa Bońka o tym, że pięć zmian to populizm, że za jego czasów na hiszpańskim MŚ 82′ grało się w upale na dwie zmiany, że to profanacja świętych zasad futbolu? No my pamiętamy i bardzo się cieszymy, że jednak od tego sezonu nie będziemy już siedzieć w tej średniowiecznej narracji.
Jak tłumaczy się prezes PZPN z tej korekty swojej opinii? Że w tej kampanii to już inna sprawa, bo nie zmieniamy regulaminu w jej trakcie. Ok, ważne, że jednak się zdecydowaliśmy. Nasze zdanie znaliście od początku. Zacytujemy starszy tekst: Pięć zmian nie uratuje piłkarzy przed kontuzjami, ale jeśli choć trochę jest w stanie zminimalizować ryzyko, jeśli choć jeden piłkarz uniknąłby przewlekłego urazu, jesteśmy za.
Wielkiej rewolucji nie ma, ale czekają nas zmiany. Dostosowujemy ligę do nowej rzeczywistości i napakowanego jak co drugi koleś na siłowni miejskiej kalendarza przyszłego sezonu. I dobrze. Zmiana formatu rozgrywek temu służy, choć wiadomo, że poziomu ligi ani nie obniży, ani nie podwyższy. Zabezpieczenie na wypadek przerwania rozgrywek – nawet jeśli nigdy taka sytuacja się nie powtórzy (daj Boże!), jest konieczne dla uniknięcia ponownego chaosu. Pięć zmian? Super. No i tyle. Powoli – wraz ze światem – wracamy do normalności.
Fot. Fotopyk