– Jesteśmy w takiej sytuacji, że część zawodników miała wypożyczenie, części kończy się kontrakt, część odchodzi. Nie mamy szerokiej kadry i na pewno wiele będzie się u nas działo, a czasu wcale za wiele nie mamy. Mogę powiedzieć tylko jedno: udało się nam stworzyć w Stali rodzinę z krwi i kości. Nie zawsze było świetnie, nie zawsze było ładnie, nie zawsze było tak, jak na końcu, po meczu z Zagłębiem Sosnowiec, w czasie tej wielkiej radości. Było jak w normalnym domu – ciężko, padały gorzkie słowa, ale ostatecznie dominowała wspólnota i optymizm. Jeżeli ktoś odchodzi, komuś kończy się kontrakt, nie będziemy mogli kogoś zatrzymać, to trudno. Życzę wszystkim chłopakom wszystkiego najlepszego, bo to oni przyczynili się do tego awansu – mówił Dariusz Marzec w rozmowie z prowadzącymi Pierwszoligowca na antenie Weszło FM. Spisaliśmy tę rozmowę, bo znalazło się w niej wiele ciekawych wątków odnośnie awansu Stali Mielec i ekstraklasowej przyszłości tego klubu. Zapraszamy.
***
Kiedy rozmawialiśmy z panem tuż po zatrudnieniu, to pytaliśmy pana, skąd pan się w ogóle w Mielcu wziął, bo doświadczenie jako pierwszy trener miał pan trzecioligowe. A okazało się, że pan przyszedł, przebił statystyki Artura Skowronka i awansował do Ekstraklasy.
Cóż mogę powiedzieć – wziąłem się z nieba! Teraz tak można żartobliwie powiedzieć, ale trochę racji w tym jest. Stal sięgnęła tego nieba, awansowała do Ekstraklasy, do której dobijała się przez ostatnie cztery lata. Jak było ciężko, wszyscy wiemy, a jak teraz się udało, to pozostaje się tylko cieszyć.
Po drodze mieliście kilka wpadek.
O naszym awansie zdecydowało kilka czynników. Po pierwsze, ludzie, którzy tym klubem kierują – zarząd i opieka europosła Tomasza Poręby. Nasz obecny prezes, Bartłomiej Jaskot, który jest człowiekiem od wszystkiego. Bodzio Wyparło, który był prezesem przez pewien okres, teraz jest dyrektorem akademii i trenerem bramkarzy. Do tego dochodzi kolejny czynnik – nasz sztab, który wykonał świetną robotę. I przede wszystkim zespół, który był żądny sukcesów, żądny awansu, żądny zwycięstw. Niektórzy znają Ekstraklasę, grali już w niej i bardzo chcieli do niej powrócić. Inni, jak chociażby Michał Żyro, nie wszędzie dostawali taką szansę, jakiej by chcieli, a tutaj taką szansę dostali. Te wszystkie elementy, i na końcu ja, złożyły się na to, że jesteśmy w elicie.
Jeśli miałby pan wybrać sobie jednego zawodnika z Ekstraklasy i mógł ściągnąć go do Stali, to kto to by był?
Wziąłbym swojego wychowanka – Michała Chrapka. Znam jego charakter. Dałby całe swoje serce. Mogąc wybrać tylko jednego, wybrałbym właśnie jego.
Będzie do wzięcia!
Ale najprawdopodobniej wyjedzie poza Polskę, więc raczej do tego nie dojdzie.
Nie boi się pan, że po tym awansie część bohaterów odejdzie z Mielca?
Jesteśmy w takiej sytuacji, że część zawodników miała wypożyczenie, części kończy się kontrakt, część odchodzi. Nie mamy szerokiej kadry i na pewno wiele będzie się u nas działo, a czasu wcale za wiele nie mamy. Mogę powiedzieć tylko jedno: udało się nam stworzyć w Stali rodzinę z krwi i kości. Nie zawsze było świetnie, nie zawsze było ładnie, nie zawsze było tak, jak na końcu, po meczu z Zagłębiem Sosnowiec, w czasie tej wielkiej radości. Było jak w normalnym domu – ciężko, padały gorzkie słowa, ale ostatecznie dominowała wspólnota i optymizm. Jeżeli ktoś odchodzi, komuś kończy się kontrakt, nie będziemy mogli kogoś zatrzymać, to trudno. Życzę wszystkim chłopakom wszystkiego najlepszego, bo to oni przyczynili się do tego awansu.
Obsady jakiej pozycji najbardziej się pan obawia? Trudno mówić o konkretach i konkretnych nazwiskach, ale o pozycjach jak najbardziej można coś tam powiedzieć.
Nie chcę wymieniać konkretnych pozycji. Brakuje nam wielu zawodników. Nie mamy szerokiej kadry i najpierw musimy załatwić sprawy tutaj, na miejscu, wewnątrz drużyny w kwestii tego, kogo uda się nam zatrzymać, a dopiero potem będziemy poszukiwać wzmocnień na konkretne pozycji. Oczywiście, szukamy już, ale w pierwszej kolejności chcemy załatwić sprawy zawodników, którzy grali dla nas w tym sezonie.
Trener Brede mówi, że chce pięciu-sześciu zawodników, tak chyba w waszym przypadku możemy spodziewać się tego samego, prawda?
Nie podam dokładnej liczby, ale jest ona spora.
Środek obrony wydaje się największym problemem.
Były problemy. Nie ma co tego ukrywać. Ale rozmawiałem z moimi współpracownikami i mówiłem im: popatrzcie panowie, nawet pomimo tych problemów w defensywie, straciliśmy najmniej bramek w lidze. Więc mimo to nasza obrona była mocnym punktem.
Nie boi się pan powtórzenia casusu ŁKS-u, który podszedł do Ekstraklasy z dużą wiarą w ludzi, którzy wywalczyli awans, zabierając wszystkich chętnych na pokład. To nie wypaliło. W przypadku Stali też takie niebezpieczeństwo istnieje, a ci, którym się udało, mówią wprost: tu nie może być sentymentów, trzeba zawodników wymieniać.
Zgodzę się z drugą teorią, ale już wcześniej powiedziałem, że u nas kadra raz, że była okrojona, dwa, że kończą się wypożyczenia, trzy, że części zawodnikom kończą się kontrakty, czyli już wiemy, że nie będzie tego samego, co w ŁKS-ie. Patrząc na kluby, które awansowały lub jeszcze awansują, to ich kadry, na dzień dzisiejszy, liczbowo wygląda lepiej niż u nas. Dlatego u nas ruchów będzie sporo.
Z jakich powodów formalnych Kacper Sadłocha nie mógł grać wiosną?
W tej chwili będzie to rozwiązane, bo tam były problemy na linii PZPN-UEFA. Okienko zostało zamknięte, więc nie mógł być zgłoszony. Teraz okienko znów się otwiera i Kacper będzie mógł być zgłoszony. Liczę na niego. Będzie wartościowym zawodnikiem.
Obawia się pan obsady pozycji młodzieżowca w kontekście Ekstraklasy?
Obawiam się każdej pozycji, bo nie wiem, kim będę dysponował.
A propos. Bartłomiej Kiełbasa. Nie ma go już w Stali, a dobrze wypadł w meczu z Miedzią.
Mam wrażenie, że dobrze, że wypadł ze Stali, bo to, że już go z nami nie ma, to tylko i wyłącznie wina jego, i osoby, która nim kieruje. Dlatego nie jest już zawodnikiem Stali. Kiedy wrócimy pewnie do tego tematu. Nie teraz. Mógł się tutaj rozwijać, miał wybór – wybrał inaczej. Miał do tego prawo – on i jego doradcy.
Nie chodziło o ekwiwalent.
W Wiśle Kraków, jak jeszcze pracowałem, to czego się obawiał właściciel i dlaczego nie rozwijał akademii tak, jak w tej chwili rozwijają Lech czy Legia? Obawiał się, że zawodnikowi, w którego inwestujemy dużo pieniędzy, przyjdzie osiemnastka, ktoś przyjdzie i weźmie go bez niczego. Ot, z dnia na dzień, był zawodnik – nie ma zawodnika. I tutaj była podobna sytuacja. Nie wiem, jak będzie rozwijał się dalej, nie wiem, czy to dla niego jest dobre. Ponoć ma setki, tysiące ofert. Tutaj miał szansę się rozwijać, nie zdecydował się na to. Jego wybór.
Jaką przyszłość wiąże pan z Bodziochem i Bielakiem?
Najpierw spotkamy się z zarządem i sztabem szkoleniowym, żeby wszystko na spokojnie przedyskutować i dopiero wtedy będziemy podejmowali jakieś decyzje.
A jak wyglądała kwestia Paluchowskiego? Już go w klubie nie ma.
Adrian Paluchowski zrobił wiele w kierunku awansu. Przeszedł Michał Żyro i to był pierwszy wybór. Lepiej wyglądał. Nawet w ostatnich sparingach na obozie. Wygrał rywalizację. Przyszła pandemia, przerwa i przedłużanie kontraktów. Byłem pewny, że awansujemy. Nie wiem, jak to możliwe, skąd ta pewność, ale czasami tak bywa. Siedzi taka myśl w człowieku i nie chce wyjść. Wiedziałem, że awansujemy. Po prostu. I myśleliśmy, że w przypadku tego awansu będziemy szukali napastników. Włączyła się kwestia przedłużania kontraktów. Klub nie chciał prolongować umowy z Paluchowskim i w związku z tym się rozstaliśmy. Ale, tak jak mówię, Adrian był ważną częścią tego awansu.
Mówimy o kwestiach personalnych, drużynowych, przyszłościowych. Wiadomo, że na razie nie ma konkretów, ale konkrety mogą być w kwestii świętowania. Działo się?
Była radość. Jechał wesoły autobus. Wszyscy byli zadowoleni. Wracaliśmy z Sosnowca. Kibice nas pięknie przywitali w Mielcu. Niby przedbieg fety, ale ja bym to określił jako feta, bo działo się. Świętowaliśmy przed stadionem. To są chwile, dla których warto żyć i warto tę ciężką pracę wykonywać. Trzeba wiedzieć, ile wyrzeczeń kosztuje taki sukces, który na dzień dzisiejszy osiągnęliśmy. Jednakże patrząc dalej, z perspektywy, na naszą fetę, to skończyła się ona dla mnie w niedzielę, kiedy pojechałem do domu rano, obudziłem się o 3 rano i zacząłem notować, czego potrzebujemy na przyszłość. Jakich zawodników, jakich zmian, jakich wzmocnień. Sezon się nie skończył, a ja jestem pod napięciem z innych powodów.
W kim pan upatruje faworyta do awansu z baraży? Kto będzie trzecim beniaminkiem przyszłorocznego sezonu Ekstraklasy?
Dobre pytanie. Kibicowałem Warcie, ale mocno spuściła z tonu i nie wiem, czy podoła. Nieźle wygląda Radomiak, ale jeżeli w barażach znajdzie się Termalica i Miedź, to doszukiwałbym się faworytów w tej ostatniej dwójce. Ale kibicuję, tak jak powiedziałem, Warcie.
Fot. Newspix