
weszlo.com / Anglia
Opublikowane 19.07.2020 21:26 przez
redakcja
Zaczęło się niemrawo, ale ostatecznie nie był to taki zły mecz. Chelsea pokonała 3:1 Manchester United i zameldowała się w finale Pucharu Anglii. Wynik otworzył w jedenastej (!!!) minucie doliczonego czasu pierwszej połowy Olivier Giroud, a dziewięć minut „wcześniej” trafienie zanotował Mason Mount. Później już strzelali tylko piłkarze z Old Trafford, lecz nie zawsze do właściwej bramki.
„Czerwone Diabły” przez lata były najlepszą drużyną na Wyspach, regularnie zgarniali wszelkie trofea, ale jakoś w FA Cup nie szło im najlepiej. W historii tych rozgrywek triumfowali aż 12 razy, ale ostatnie trzy wygrane, to sezony:
1998/1999, 2003/2004 oraz 2015/2016.
Ekipa z Manchesteru chciała się zrewanżować dzisiejszym rywalom za finał sprzed dwóch lat, gdy ulegli 0:1. Dużo o ich aktualnej dyspozycji mówi fakt, że nie przegrali 19 meczów z rzędu! Podopieczni Franka Lamparda tylko w zeszłym tygodniu potrafili dostać trójkę od Sheffield United. Tyle się mówi o ofensywnym stylu gry 20-krotnych mistrzów Anglii, że w końcu ładnie grają, że dużo strzelają, że trójka Greenwood- Martial-Rashford jest piękna, a Bruno Fernandes to już w ogóle jest najpiękniejszy. I zamiast znów zagrać ofensywnie, wystawić wszystkie gwiazdy w pierwszym składzie, to nie – pięciu obrońców, 18-latek i Francuz na ławce oraz Daniel James w ataku, który w ostatnich siedmiu ligowch meczach uzbierał całe 59 minut.
Można próbować usprawiedliwiać Solskjaera, że chciał oszczędzić najlepszych piłkarzy na końcówkę sezonu w Premier League, gdzie
Manchester walczy o awans do Ligi Mistrzów, ale jest to dosyć słaba wymówka – z Chelsea nie grali przecież o pietruszkę. Mike Dean rozpoczął spotkanie na pustym Wembley i ruszyli. Leniwie, bez pośpiechu, żeby nie stracić szybko bramki. Oglądaliśmy dosyć nudny początek meczu, ale za to idealny, żeby przejść się do kuchni i zrobić sobie kanapkę. Albo ze dwie, bo pierwsza połowa trwała… 58 minut.
Chelsea od samego początku wyglądała lepiej.
Dużo szumu w ataku robili Reece James z Masonem Mountem, jednak to Alonso był najbliżej zdobycia bramki, gdy jego strzał głową z 15. minuty przeleciał nieznacznie nad poprzeczką rywali. Gracze z Manchesteru w ogóle nie stwarzali zagrożenia pod bramką Willy’ego Caballero, który pierwszą interwencją zanotował dopiero po półgodzinie gry, gdy bez większych problemów sparował na rzut rożny uderzenie Fernandesa ze stałego fragmentu gry.
Co się działo w Londynie, że arbiter doliczył aż trzynaście minut do pierwszej połowy? Co chwilę ktoś zderzał się głowami. Najpoważniej ucierpiał Eric Bailly, który przez kilka minut nie podnosił się z murawy. Iworyjczyk jeszcze w trakcie spotkania został przetransportowany do szpitala. Bailly’ego zmienił Martial i kilkadziesiąt sekund po wejściu na plac gry został kopnięty w okolicach pola karnego przez Zoumę, który
chciał wybić futbolówkę. Zdaniem niektórych należała się w tym momencie jedenastka dla podopiecznych Lamparda, ale VAR nie zareagował w tej sytuacji. Chwilę później, w jedenastej minucie doliczonego czasu gry, Chelsea wyszła na prowadzenie za sprawą Oliviera Giroud, który wręcz wturlał piłkę do bramki.
Dobra, teraz nie pogubcie się, o której połowie mówimy. W 47. minucie Mount podwyższył na 2:0. Już było po zmianie stron i Anglik zdobył swojego gola niby wcześniej, ale jednak później. W trafieniu pomógł mu:
1. Brandon Williams, który będąc na własnej połowie,
bezsensownie oddał piłkę przeciwnikom
2. David De Gea, który chciał obronić ten strzał, tylko że mu
nie wyszło
Oj, nie zaliczy Hiszpan tego spotkania do udanych. Obie bramki idą na jego konto. Właściwie w tamtym momencie było już po wszystkim, bo Manchester nie był zbyt skory do odrabiania strat. Norweski szkoleniowiec obudził się, że wypadałoby trochę „zaszaleć” i wpuścić na boisko kilku bardziej ofensywnych piłkarzy. ale nie zmieniło to obrazu gry. Londyńczycy dalej atakowali i na kwadrans przed końcem zrobiło się 3:0. Dośrodkowanie z lewej strony boiska i Maguire ładuje piłkę do własnej bramki. Ciekawi nas, czy De Gea ucieszył się w głębi duszy, że jednak nie zawinił przy wszystkich straconych golach. Chyba nie do końca.
Manchester „mamy karnego prawie w każdym meczu” United i tym razem dostał (słusznie) swoją szansę z linii jedenastego metra. Do piłki podszedł niezawodny Bruno Fernandes, po drodze zdążył jeszcze podskoczyć niczym jelonek i uderzył w lewą część bramki, myląc Caballero, który rzucił się w drugą stronę.
Nic godnego uwagi już się w tym meczu nie wydarzyło i Chelsea po rocznej przerwie znów zagra w finale Pucharu Anglii. Półfinały okazały się szczęśliwe dla drużyn ze stolicy i to trochę niespodziewanie, bo jeżeli ktoś liczył na derby w meczu o główne trofeum, to raczej pomiędzy zespołami z Manchesteru niż Londynu. Nie zmienia to faktu, że 1 sierpnia czeka nas ciekawe starcie.
CHELSEA 3:1 MANCHESTER UNITED
(O.Giroud 45+11’, M.Mount 46’, H. Maguire 74’ – B. Fernandes 85’)
Fot. Newspix
Opublikowane 19.07.2020 21:26 przez
De Gea często się myli, ale właściwie pewno mało go to interesuje skoro zarabia najwięcej w lidze i ma nowy kontrakt, ustawiający go do końca życia. Manchester United od odejścia Fergusona pokazuje, że nie umie w managerkę przepłacając na piłkarzy i co roku bijąc kolejne absurdalne rekordowe kwoty . Maguire gdyby nie był Anglikiem to nikt by nawet na niego nie zwrócił uwagi. Pogba nie potrafi grać jak drużynie nie idzie, sam od siebie niczego nie daje, częste krytyczne straty piłki. Bailly, pan szkiełko, wieczne zderzenia i kontuzje. Na ławce trenerskiej niedoświadczony i wyraźnie zagubiony Norweg. Najgorszy sezon United od ponad dwóch dekad i brak top4 czy LE będzie raczej gwoździem do trumny obecnego szkoleniowca, a sama drużyna? Cóż, tak zarządzana nigdy nie osiągnie sukcesu, wiecznie przepłacając na przereklamowanych kopaczy. W tym sezonie w końcu wyszły dwa transfery – AWB i Bruno, ale to ciągle za mało jak nie ma bramkarza, obrońców, skrzydłowych, klasycznej 9 (młody Greenwood z potencjałem) i przede wszystkim silnej ławki. Przez kontrakt United jest skazany na wiecznie zawodzącego bramkarza i to chyba się prędko nie zmieni, pobroni fajnie 3-4 spotkania, a potem znowu odpali w ważnym spotkaniu babola. W tym sezonie poza City i Liverpoolem dołował ostro każdy, ale to chyba Chelsea może czuć się zwycięzcą. Młody skład z inteligentnym managerem, który mimo blokady transferowej i odejścia Hazarda oraz kontuzji Kante, wciąż potrafił znaleźć się w pierwszej trójce i dojść do finału krajowych pucharów.
W większości się zgodzę. Natomiast ostatnio zauważam pewne światełko w tunelu na lepszą przyszłość. Solskjaer już trochę okrzepł. Nie jest takim żółtodziobem jak rok temu, aczkolwiek drużyna ma ciągle przestoje.
Podpisuje się natomiast obiema rękami pod tym marnotrastwem kasy transferowej (zaczęło się 4 lata temu od Pogby). W ostatnich latach z klubów z topu to chyba tylko Barcelona bardziej bezsensownie pali transferową kasą w piecu 🙂
„Najgorszy sezon United od ponad dwóch dekad” – co?! toc oni sa w grze o lige mistrzow! najgorszy sezon to byl chyba 13/14 gdy odszedl Ferguson. Teraz graja niezle i punktuja z leszczami, wczesniej tracili punkty z druzynami z dolnej czesci tabeli, teraz regularnie punktuja po przerwie.
Pod względem punktowym! Hipotetycznie na poziomie indywidualnym drużyna by mogła grać najgorzej, a i tak zdobyć mistrza przy fatalnej formie całej ligi, ale no tu zapomniałem dopisać aby rozwiać wątpliwości. W sezonie 90/91 60 punktów przy 22 drużynach! Potem, w erze Premier League najgorzej było już tylko we wspomnianym przez ciebie sezonie 13/14 – 64, a obecnie mają 62, więc na razie ciągle może być najgorszy. Dogonienie Leicester byłoby wielkim wyczynem zmazującym plamę na tym beznadziejnym sezonie (kilka meczów po wznowieniu rozgrywek niczego nie zmieni jak nie skończą z celem minimum na sezon): 14 punktów do Lisów i 21 bramek do odrobienia po 25 kolejkach. Wydawało się że nie ma szans, a jednak.
Jose Mourinho dla porównania miał 81, ale wiadomo że kolejny sezon, styl, skłócona drużyna i brak perspektyw musiały skutkować jego zwolnieniem. Nie mniej ten jeden sezon mu wyszedł, a Solskjaer musiałby naprawić defensywę aby zaistnieć w czołówce. Sezon ligowy jest długi i wiadomo, że przytrafią się słabsze mecze, w których drużyna gra piach, ale jest w stanie wygrać 1:0 z solidną obroną – tak się zdobywa mistrzostwa, w tych pojedynczych spotkaniach, gdy nie idzie. A United niestety nie radzi sobie z takimi, często gubiąc się gdy rywal gra pressingiem.
Przecież De Gea to jest(był?) świetny bramkarz, co się z nim dzieje ostatnio, od mistrzostw świata się chyba nie ogarnął?