Arka Gdynia – inaczej niż ŁKS, który sprzedał Ramireza już zimą – nie chciała składać broni i walczyła o utrzymanie. Zmienił się właściciel, zatrudniono Mamrota, czyli trenera z dość wysokiej polskiej półki. Po pierwsze – spadek to oczywiście żadna dobra wiadomość, ale po drugie – chyba mają w Gdyni świadomość, że powrót do Ekstraklasy to wcale nie jest prosta sprawa. Zarówno na swoim przykładzie, jak i na przykładzie innych klubów.
Najświeższy? Podbeskidzie. Pamiętamy przecież, w jak kuriozalnych okolicznościach Górale lecieli na zaplecze. Wydawało się, że zagrają w górnej ósemce, ale zostali wykolegowani i popłynęli do grupy spadkowej. Tam zaliczyli serię porażek i jako że wówczas dzieliliśmy punkty, przyniosło to Bielsku-Białej zmianę otoczenia na mniej ekskluzywne.
Ale mogłoby się wydawać – zaraz, zaraz, skoro zaliczyli tak przykrą serię, to pewnie jednak się otrząsną i szybko wrócą do elity. Nic bardziej mylnego. Górale potrzebowali aż czterech sezonów, by zameldować się w Ekstraklasie, a wcześniej trudno powiedzieć, że byli tego awansu blisko. Zajmowali ósme, dziewiąte i szóste miejsce, więc jednak dość daleko od upragnionej promocji. Trzech trenerów próbowało i nic, dopiero ten czwarty, Krzysztof Brede przyniósł bilety uprawniające do wstępu piętro wyżej. A i to w drugim sezonie swojej pracy.
PRZYKŁADÓW JEST WIĘCEJ
Inny świeży przykład? Miedź Legnica. Czy jest to klub poukładany? Tak. Czy ma ogarniętego właściciela? Tak, cenimy spojrzenie Andrzeja Dadełły na piłkę. Czy startował do tego sezonu z porządnym trenerem? Tak, Dominik Nowak nie urwał się z choinki. A jednak bezpośredniego awansu nie będzie, strata jest dwucyfrowa. Owszem, może się udać po barażach, ale na pewno nie na to w Legnicy liczono. Inaczej w klubie wciąż pracowałby Nowak, tymczasem go już nie ma, został – w kulturalnych okolicznościach, prawda – zwolniony. A była przecież Miedź Legnica faworytem do awansu.
Dalej – Bruk-Bet Termalica. Klub z prowincji, tak można powiedzieć, bez urazy, ale jednak. Natomiast taki, który na tle pierwszej ligi wygląda dobrze zarówno organizacyjnie, jak i finansowo. Jeden z trenerów kiedyś zdziwił się, dlaczego ma nagle tyle na koncie, no i właściciele ze spokojem wytłumaczyli mu, że zapłacili część pieniędzy od razu, bo czemu nie. W każdym razie Bruk-Bet też do Ekstraklasy wrócić nie może. Trzynaste, ósme, piętnaste miejsce. Teraz szansa na baraże, ale bez żadnej pewności, że niecieczanie rzeczywiście się w nich znajdą.
Jak to wygląda szerzej, statystycznie? Od sezonu 10/11 z Ekstraklasą pożegnało się 20 drużyn i tylko czterem udało się wrócić w pierwszym sezonie do elity: Cracovii, GKS-owi Bełchatów, Zagłębiu Lubin i Górnikowi Zabrze. Rachunek jest więc prosty: to mniej niż 25%, czyli ta średnia nie jest za wysoka.
GDZIE LEŻĄ PRZYCZYNY?
Ano można znaleźć parę. Zacząć wypada chyba po prostu od rachunku prawdopodobieństwa – żeby się utrzymać, wystarczy wyprzedzić dwie drużyny (no, teraz trzy). Żeby awansować, trzeba być lepszy od kilkunastu zespołów. Owszem, poziom pierwszej ligi jest niższy niż w Ekstraklasie, to jasne, ale znów nie na tyle, by spadkowicz mógł się czuć bardzo pewnie.
Po drugie bywa tak, że zespoły, które po jesieni już mocno czują, że widmo spadku zagląda im w oczy, w trakcie przerwy między rundami ruszają na zakupy. Tak było z Zagłębiem Sosnowiec, które kupowało dużo i bez sensu, więc siłą rzeczy spadło. Potem w pierwszej lidze trzeba było budować właściwie od nowa i nie pykło.
Po trzecie najlepsi piłkarze i tak czy siak odchodzą. Albo klubu nie stać na pensje, więc trzeba z facetem się rozstać, albo ci najlepsi chcą zostać w Ekstraklasie. Zespół musi sobie radzić w nowej rzeczywistości z innymi twarzami i kłopot gotowy.
Są oczywiście jeszcze przypadki, gdy klub potrzebuje Ekstraklasy, bo bez pieniędzy z praw telewizyjnych leży. Ale wtedy już trudno mu walczyć o awans, tylko po prostu leci w dół. Najbardziej oczywisty przykład to Ruch Chorzów.
ARKA NIE DOSTANIE NIC ZA DARMO
Scenariusz, że Arka nie wróci od razu do Ekstraklasy, musi być więc brany pod uwagę. Gdynian też czeka sporo zmian, część piłkarzy opuści drużynę, a niektórzy byli przecież istotni – Steinbors to znakomity fachowiec, zapewne znajdzie się kupiec na Młyńskiego, Vejinoviciowi można zapisać słaby sezon, ale pierwszą ligę raczej by zjadł. Zresztą Arka na awans już w tej dekadzie czekała, gdy po spadku – choć miała kłopoty finansowe – co roku była zaliczana do grona faworytów, a jednak nic z tego nie wychodziło.
Naturalnie nie wieszczymy czarnego scenariusza, Gdynia niekoniecznie musi czekać kilka lat na powrót do elity. Ale klub musi spiąć poślady, nie myśleć, że cokolwiek mu się należy. Bo pierwsza liga, cokolwiek o niej mówić, takich pewniaków już rozliczała.