Czas sobie zadać jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie. Czy ŁKS Łódź to najgorszy spadkowicz ostatnich lat?
Punktowo gorsi od Sosnowca
Na początek suche fakty. Na ten moment podopieczni Wojciecha Stawowego mają na swoim koncie ledwie 24 punkty. Jak dobrze pójdzie, dorzucą do dorobku jeszcze trzy oczka. Choć oznaczałoby to w ich przypadku serię dwóch zwycięstw z rzędu, a w taki rozwój wypadków naprawdę trudno uwierzyć. Z prostej przyczyny – ŁKS tak imponującej passy jeszcze w bieżących rozgrywkach nie zanotował. Tak czy owak, na tle tegorocznej konkurencji w walce o utrzymanie te rezultaty wypadają nad wyraz blado. Arka Gdynia i Korona Kielce również spisywały się nędznie, lecz nie aż tak źle jak łodzianie. Nie bez kozery ich degradacja jest już od dawna przesądzona, a tak naprawdę wszystko było w tej kwestii pozamiatane po rundzie jesiennej, gdy zespół opuścił Dani Ramirez.
No dobra, ale jak w takim razie dorobek ŁKS-u prezentuje się w porównaniu do innych drużyn, które w ostatnich latach okupowały dno tabeli? Zrobiliśmy małe podsumowanie. Jedna uwaga. Liczymy punkty wywalczone na boisku za zwycięstwa i remisy. Nie uwzględniamy podziału, ujemnych oczek przyznanych przez organizatora i karnych degradacji.
Statystyki z lat 2010 – 2019:
- 2018/19: Zagłębie Sosnowiec – 29 punktów (0,78 punktu na mecz); Miedź Legnica – 40 (1,08)
- 2017/18: Sandecja Nowy Sącz – 33 (0,89); Bruk-Bet Termalica Nieciecza – 36 (0,97)
- 2016/17: Ruch Chorzów – 38 (1,03); Górnik Łęczna – 37 (1,00)
- 2015/16: Podbeskidzie Bielsko-Biała – 39 (1,05); Górnik Zabrze – 36 (0,97)
- 2014/15: GKS Bełchatów – 36 (0,97); Zawisza Bydgoszcz – 38 (1,03)
- 2013/14: Zagłębie Lubin – 30 (0,81); Widzew Łódź – 33 (0,89)
- 2012/13: GKS Bełchatów – 31 (1,03); Ruch Chorzów – 31 (1,03)
- 2011/12: Cracovia – 22 (0,73); ŁKS Łódź – 24 (0,80)
- 2010/11: Polonia Bytom – 27 (0,90); Arka Gdynia – 28 (0,93)
- 2009/10: Piast Gliwice – 27 (0,90); Odra Wodzisław Śląski – 27 (0,90)
No cóż. Dotychczasowa średnia punktowa łodzian – 0,67 punktu na mecz – wygląda równie fatalnie w szerszym obrazku. Jak widać na podstawie powyższych statystyk. Zdarzało się spadać z ligi zespołom (i to z ostatniego miejsca!) punktującym ze średnią przeszło jednego oczka na spotkanie. Najsłynniejszy przykład to naturalnie Podbeskidzie Bielsko-Biała z sezonu 2015/16. “Górale” otarli się wówczas o górną ósemkę, lecz finalnie pożegnali się z Ekstraklasą. Wszyscy znamy tę specyficzną historię. Jednak ŁKS odstaje nie tylko od Podbeskidzia. Odstaje w zasadzie również od całej reszty. Pociecha dla ekipy Stawowego jest taka, że jeśli dzisiaj uda jej się pokonać Koronę Kielce, pod względem średniej liczby punktów na mecz ŁKS zrówna się z Cracovią z sezonu 2011/12.
Zagłębie Sosnowiec z minionego sezonu jest już poza zasięgiem. Choć przecież jeszcze rok temu wydawało się, że długo do Ekstraklasy nie trafi zespół punktujący jeszcze gorzej od sosnowiczan.
Czy wnieśli więcej niż Zagłębie?
Skoro zatem ŁKS punktowo prezentuje się gorzej niż Zagłębie Sosnowiec w poprzednich rozgrywkach, to może należy łodzian wyróżnić za jakieś dodatkowe atrakcje i w ten sposób uwolnić ich od statusu najgorszego spadkowicza ostatnich lat? W futbolu not za styl się wprawdzie nie wystawia, ale wiadomo jak to bywa. Niektóre drużyny wspominane są po latach cieplej, inne z mniejszym sentymentem. Właśnie ze względu na wrażenia estetyczne.
Cóż – jeżeli chodzi o emocje, wirtualny punkcik w tej rywalizacji prędzej mógłby jednak powędrować w kierunku Sosnowca. ŁKS nieodwołalnie pożegnał się z Ekstraklasą na pięć kolejek przed końcem bieżącego sezonu. Już wtedy zespół Stawowego stracił nawet matematyczne szanse na utrzymanie się na najwyższym poziomie rozgrywek. Zagłębie wojowało nieco dłużej. Po 32. serii spotkań sosnowiczanie mieli tylko czteropunktową stratę do bezpiecznego miejsca. Wynosiłaby ona pięć oczek, gdyby w poprzednim sezonie – podobnie jak w tym – z ligi spadały trzy zespoły. Tak czy inaczej, w teorii do nadrobienia.
Podopieczni Valdasa Ivanauskasa także odstawali od reszty stawki, lecz nie na tyle, by kompletnie stracić dystans do pozostałych ekip uwikłanych w walkę o utrzymanie. Punktowali – mimo wszystko – nieco regularniej. Raz zdarzyła im się passa pięciu porażek z rzędu, innym razem czterech. Tymczasem ŁKS jesienią przegrał osiem spotkań z kolei, wiosną siedem. Zagłębie definitywnie wypisało się więc z Ekstraklasy po 34. kolejce. Jakkolwiek spojrzeć, spisali się lepiej od ŁKS-u. Niewiele lepiej, ale lepiej.
Przede wszystkim – potrafili chociaż sprawiać wrażenie, że walczą o uniknięcie degradacji. W rundzie wiosennej jeszcze przed podziałem na grupy zdobyli 12 punktów. ŁKS wywalczył ich ledwie siedem. To niemalże walkower. Nie wspominając już przez litość o wyczynach łodzian w grupie spadkowej.
Valdas Ivanauskas
No dobra, skoro zatem nie emocje, to może promocja ciekawych zawodników? Tutaj od razu nasuwa się nazwisko wspomnianego Ramireza. I rzeczywiście, 28-letni Hiszpan to naprawdę przyjemna pamiątka po ŁKS-ie, która jeszcze przez jakiś czas – oby jak najdłuższy – pozostanie w Ekstraklasie. Choć także i Zagłębie wykreowało gwiazdę, jakkolwiek niewiarygodnie to z dzisiejszej perspektywy nie zabrzmi. Żarko Udovicić w sezonie 2018/19 był najlepszym skrzydłowym w lidze. Zdobył dziesięć goli, dorzucił do tego dziewięć asyst oraz dwie asysty drugiego stopnia. Wyrastał zdecydowanie ponad partnerów i zapracował na sportowy awans, jakim było związanie się z Lechią Gdańsk. Jednak nad Bałtykiem mu się nie powiodło, podczas gdy Ramirez znakomicie odnalazł się w Poznaniu.
Jeżeli chodzi o promowanie piłkarzy młodych czy też będących na dorobku, jednym i drugim wyszło to przeciętnie. Wśród dziesięciu zawodników, którzy rozegrali najwięcej minut dla ŁKS-u w sezonie 2019/20, połowa ma mniej niż 25 lat. Nie tak znowu wiele, jeśli wziąć pod uwagę dalekosiężne plany, o których tak często się mówi w kontekście tego klubu. Tych pięciu szczęśliwców to Jan Sobociński, Michał Trąbka, Guima, Maciej Wolski oraz Adrian Klimczak. Dodatkowo sporo minut zanotował także nastoletni Adrian Ratajczyk, a zimą do Legii czmychnął Piotr Pyrdoł, który wcześniej otrzymywał swoje szanse.
Czy któryś oczarował? Raczej nie, niektórzy zanotowali ewentualnie obiecujące momenty. Zaś ten, po którym spodziewano się najwięcej, czyli Sobociński, zrobił sobie okropną antyreklamę. Oby w jego przypadku zastosowanie znalazło powiedzonko, że “co cię nie zabije, to cię wzmocni”. W przeciwnym wypadku może się okazać, że ekstraklasowy epizod raczej rozwój młodego obrońcy wyhamuje niż przyspieszy.
Zagłębie nie miało jeszcze obowiązku stawiania na co najmniej jednego młodzieżowca w składzie. O sile zespołu generalnie stanowili weterani o mniej (Szymon Pawłowski) lub bardziej (Piotr Polczak) zszarganej reputacji. W dziesiątce najczęściej wystawianych piłkarzy w sezonie 2018/19 figuruje tylko trzech graczy będących wówczas poniżej 25 roku życia. Vamara Sanogo, Konrad Wrzesiński i Sebastian Milewski. Lecz, co ciekawe, akurat ci dwaj ostatni całkiem nieźle rozkwitli. Milewski jest bardzo obecnie mocnym punktem Piasta Gliwice, a Wrzesiński stał się znaczącą postacią Kajratu Ałmaty, gdzie trafił już po rundzie jesiennej spędzonej w Ekstraklasie.
Dani Ramirez
To może w drugą stronę. Czy należy ŁKS docenić za to, że dostarczyli do ligi mniej szrotu niż Zagłębie? Z ciekawości zerknęliśmy w noty z ubiegłego sezonu. Jeśli chodzi o ekipę z Sosnowca, aż trzynastu obcokrajowców z tamtej paki zapracowało u nas na średnią ocenę niższą niż 4, a to już oznacza wyjątkowo paździerzową postawę. Pamiętacie jeszcze takich ananasów jak
, , , , , ,ŁKS też wykombinował paru cudaków.
, , , , Pirulo – o żadnym nie można powiedzieć, by się w Ekstraklasie sprawdził. Ale to wciąż nie ta skala co w przypadku Sosnowca. Zwłaszcza z dzisiejszej perspektywy – Pirulo i Corral w ostatnich meczach wreszcie się przebudzili. Na tyle, że ich średnia not za ostatnie trzy spotkania to kolejno 6,33 i 5,66. Właściwie niewiarygodne, pamiętając jakimi kasztanami byli przez resztę sezonu.Szansa na rehabilitację
Mimo wszystko – niewiele tych wyraźnych przewag łodzian. Można i trzeba oczywiście podkreślać, że ŁKS jest klubem ubogim, lecz dość stabilnym, zbudowanym na zdrowych podstawach. W miarę roztropnie zarządzanym. To ostatnie to jednak teoria, a praktyka? I w ŁKS-ie, i w Zagłębiu doszło do zmiany szkoleniowca w trakcie sezonu. Roszada dokonana w Sosnowcu była zresztą znacznie bardziej zrozumiała, wykonana we właściwszym momencie. No i postawiono na sprawniejszego ratownika, choć efektem jego akcji tak czy owak okazało się utonięcie. Zarówno ŁKS, jak i Zagłębie pozbyły się zimą kluczowego piłkarza. Jedni i drudzy w przerwie między rundami pokusili się także o zatrudnienie paru zawodników, których nawet z dużym przymrużeniem oka nie można nazwać wzmocnieniami. Działacze obu klubów wykazali się też zbyt sentymentalnym podejściem do bohaterów z pierwszoligowych boisk.
Inna sprawa, że w Zagłębiu włodarze mieli znacznie więcej czasu na skonstruowanie kadry na Ekstraklasę. Klub spędził w 1. lidze w sumie trzy sezony, za każdym razem plasując się w czołówce. Tymczasem ŁKS na najwyższy poziom dostał się za sprawą ułańskiej szarży.
Znacznie wcześniej niż sobie wewnątrz klubu zakładano. Pisaliśmy na Weszło: “Miał powstać cały stadion. Skład miał zostać na przestrzeni kilku okienek znacząco przebudowany, by chłopaki, którzy wydźwignęli klub z III ligi, awans do Ekstraklasy świętowali już raczej jako rezerwowi, a nie gwiazdy zespołu. Nadwyżki budżetowe inwestowano w akademię, by dołączając do Ekstraklasy nie mieć żadnych kompleksów również w tym obszarze działania. Ba, pesymiści wyliczali, że pewnie powrót do Ekstraklasy może zbiec się z wychodzeniem ze szkółki pierwszych roczników szkolonych już w zreformowany sposób”
Czy to oznacza, że trzeba teraz kompletnie przekreślić ludzi dowodzących ŁKS-em, a Krzysztofa Przytułę wysadzić w powietrze i zamienić na Łukasza Madeja? Pewnie, że nie. Ale trudno też łodzian wciąż chwalić na kredyt. Na razie Ekstraklasa zweryfikowała ich na wszystkich płaszczyznach, nie tylko tej piłkarskiej. Choć przede wszystkim na tej.
ŁKS Łódź 0:1 Śląsk Wrocław
Pozostaje jeszcze kwestia stylu gry.
Tego wymagającego, ambitnego stylu, który z tak niezadowalającym skutkiem starali się w tym sezonie stosować Kazimierz Moskal i Wojciech Stawowy. Który tak dotkliwie obnaża niedostatki w technice u Sobocińskiego, Dąbrowskiego i reszty ferajny. ŁKS notuje średnio 54% posiadania piłki. To drugi wynik w całej Ekstraklasie. Zagłębie Sosnowiec w sezonie 2018/19 było natomiast pod tym względem najgorsze w całej lidze (46%). Sosnowiczanie stawiali na proste środki i szaleńczą, otwartą grę. “Wy nam wsadzicie cztery sztuki? No to my wam przynajmniej dwie, honorowo”. Dzięki temu zwariowanemu podejściu zdobywali aż 1,32 gola na mecz, podczas gdy ŁKS notuje ledwie 0,92 bramki na ligowe spotkanie. Ale w defensywie łodzianie, przy wszystkich swoich felerach, są nieco lepsi, choć i tak najgorsi w sezonie 2019/20. Zagłębie traciło 2,16 gola na spotkanie, ŁKS traci 1,83 bramki.
Czy uparte przywiązanie łodzian do tej pokracznej wersji tiki-taki zaowocuje sukcesami w przyszłości? Na razie się na to nie zanosi. Już sama próba opierania swojej gry na atakach pozycyjnych jest w polskich realiach w pewnym sensie chwalebna, lecz łódzka drużyna raczej cofa się w rozwoju niż niweluje mankamenty. Zresztą trudno oczekiwać, że z 40-letniego Arkadiusza Malarza stanie się nagle rewelacyjny sweeper-keeper, a Maciej Dąbrowski zacznie rozrzucać piłeczki jak Leonardo Bonucci. No ale plony tego rodzaju strategii mają przyjść nie dziś, ani nawet nie jutro, tylko po latach, gdy do pierwszego zespołu zaczną szeroką falą wpływać wychowankowie.
I chyba tylko stabilny rozwój może sprawić, iż ŁKS z sezonu 2019/20 nie zostanie zapamiętany jako jeden z najnędzniejszych spadkowiczów z Ekstraklasy w XXI wieku. Jeżeli dla klubu ten gorzki rok spędzony na najwyższym poziomie rozgrywek rzeczywiście okaże się doświadczeniem, które zaowocuje rychłym powrotem do ligi w znacznie mocniejszym składzie i ze znacznie większymi aspiracjami, to będzie można przymknąć oko na wszystkie obcinki Sobocińskiego i spółki. Potraktować je jako bolesne, lecz niezbędne przetarcie dla całego klubu i poszczególnych zawodników. Ale jeśli ŁKS ugrzęźnie w pierwszoligowej przeciętności na lata, to naprawdę nie ma wielu powodów, by wspominać tę ekipę cieplej niż Zagłębie Sosnowiec 18/19.
fot. FotoPyk