Jeszcze dwa lata temu wydawało się, że jeśli Mateusz Klich ma sobie radzić za granicą na przyzwoitym poziomie, to wyłącznie w Holandii. Chyba nikt – może nawet z samym zainteresowanym – nie zakładał wówczas, że latem 2020 awansuje on z Leeds do Premier League. I to jako kluczowy zawodnik u tak renomowanego fachowca jak Marcelo Bielsa, o którym swego czasu Pep Guardiola mówił, że jest najlepszym trenerem na świecie. Historia ta jest naprawdę niesamowita.
Oderwanie łatki
W lutym 2018 apelowaliśmy do Klicha, żeby przestał walczyć z przeznaczeniem i już został w tej Eredivisie. Mieliśmy ku temu solidne podstawy. Po przejściu do Leeds zupełnie nie dogadywał się z menedżerem Thomasem Christiansenem. Nic dziwnego, że po jednej rundzie i raptem pięciu meczach w Championship został wypożyczony do Utrechtu. Tam szybko się odnalazł, podobnie jak wcześniej w PEC Zwolle i Twente Enschede.
Na holenderskiej ziemi zawsze czuł się jak ryba w wodzie. Poza nią bardzo długo notował niepowodzenie za niepowodzeniem.
- dwa nieudane podejścia w Wolfsburgu, nawet nie doczekał debiutu
- przepadnięcie w Kaiserslautern, ograniczył się tam do kilku przebłysków
- nieudane pierwsze podejście do Leeds
Naprawdę trudno było znaleźć jakieś przesłanki pozwalające sądzić, że przyjście Bielsy do Leeds zbuduje go na nowo i trwale wzniesie na wyższy poziom, przy okazji odrywając łatkę gościa za słabego na granie szybsze i intensywniejsze niż w Holandii. A jednak to dopiero u szalonego Argentyńczyka Klich znalazł swoje miejsce na ziemi. Bielsa, owszem, jest szkoleniowcem ekscentrycznym, szalenie wymagającym, mającym fioła na punkcie taktyki, gry bez piłki i tym podobnych spraw. Ale jednocześnie oczekuje on od swoich drużyn dominacji, szybkiego grania po ziemi i dużej kreatywności. Okazało się, że nasz rodak do takiej filozofii pasuje idealnie i wtedy może nawet dać radę z przygotowaniem fizycznym daleko wykraczającym poza wymagania Eredivisie.
Dobre przeczucia
Sam Klich też szybko poczuł, że wreszcie trafił na trenera, który może z niego wykrzesać pełnię możliwości. Dało się to wyczuć już w sierpniu 2018, gdy dłużej porozmawiał z nim Michał Kołkowski.
(…) Cokolwiek się dzieje, musi być idealne. Trener bardzo dużo z nami rozmawia indywidualnie. Zdarza mu się przerywać treningi i wyciągać konkretnego zawodnika na środek, po czym na jego przykładzie wyjaśniać to, co mu się w danym ćwiczeniu podobało, a co nie. Zajęcia są bardzo ciężkie i wymagające – dużo taktyki, dużo biegania, dużo siłowni. Trener Bielsa powtarza, że zawsze to ta drużyna, która więcej kilometrów przebiegnie, ma więcej możliwości, żeby ostatecznie wygrać mecz.
(…) Co mnie się bardzo podoba, to to, że u trenera Bielsy nie ma nigdy wycofywania się do głębokiej defensywy. Mamy bronić z przodu. Pressingiem na połowie przeciwnika, utrzymywanym na wysokim poziomie przez większą część meczu. Przez pełnych dziewięćdziesiąt minut założenia mają być idealnie realizowane. To się udało w spotkaniu ze Stoke i widać od razu, że nasze mecze na pewno kapitalnie będzie się oglądać kibicom.
(…) To fakt – lubię grać do przodu, piłką, po ziemi. Trener Bielsa stara się nam wpoić właśnie taką filozofię – rozgrywania akcji od obrony. Nie możemy się bać gry w piłkę. Wiadomo, że Championship to bardzo fizyczna liga, ale też nie gra się już tutaj ciągle tej stereotypowej, długiej piłki na napastnika. Pokazał to choćby przykład Wolverhampton w poprzednim sezonie. Jest wiele drużyn, które starają się grać fajną, techniczną piłkę i cieszę się, że jesteśmy jedną z nich.
Współpraca idealna
Serio, to musiała być miłość od pierwszego wejrzenia w relacji trener-zawodnik. Polak u Bielsy rozegrał w lidze… 90 meczów na 90 możliwych, a doliczając ubiegłoroczne baraże – 92 na 92! Tak, nie musicie przecierać oczu, dobrze przeczytaliście. Ba, wszystkie występy zaczynał w wyjściowym składzie, z czego 51 zaliczył od deski do deski. A przypomnijmy, że chodzi o Championship, czyli ligę z chyba najbardziej intensywnym terminarzem na świecie.
Liczby też się zgadzają, łącznie 16 goli i 14 asyst. Pozytywny szok.
Tym bardziej cieszy, że ta współpraca wczoraj została wreszcie przekuta w konkretny sukces. „Pawie” pokonały Barnsley i zapewniły sobie przepustkę do Premier League.
Przepustkę upragnioną, bo już w zeszłym sezonie wydawało się, że je uzyskają. Leeds pokpiło jednak sprawę na finiszu, zdobywając punkt w czterech ostatnich meczach, przez co spadło na trzecie miejsce. Później przegrały półfinałowy dwumecz barażowy z Derby County i marzenia o angielskiej ekstraklasie musiały odłożyć na kolejny rok. Na szczęście dłużej już czekać nie muszą.
Awans Klicha do Premier League jest większym wydarzeniem, niż się z pozoru wydaje. To jego olbrzymi sukces i spełnienie marzeń, o których pewnie dwa lata temu myślał z rumieńcem na policzkach. A my możemy mieć nadzieję, że wreszcie nasycimy się meczami Polaka w angielskiej ekstraklasie, który gra na innej pozycji niż bramkarz lub obrońca. Co prawda półroczny epizod przed spadkiem Hull do Championship zaliczył Kamil Grosicki – i to nawet udany, zanotował pięć asyst – ale na pewno nie zaspokoił on naszych apetytów. Wręcz przeciwnie, tylko je rozbudził.
Sam Bielsa również triumfuje podwójnie. Po niepowodzeniach w Marsylii, Lazio i Lille jego renoma podupadła. Zaczął być postrzegany jako trener, który potrafi inspirować innych, ma piękne i ambitne założenia, tyle że koniec końców zawsze szampana piją inni, a on odchodzi pokłócony ze wszystkimi. Zaczęła istnieć obawa, że już do końca jego największym sukcesem będzie finał Ligi Europy z Athletic Bilbao. Dziś zapowiada się, że ostatniego słowa jeszcze nie powiedział, a być może dopiero teraz jego głos stanie się najgłośniejszy.
Fot. Newspix