Idzie, idzie Podbeskidzie i wreszcie doszło! Długa to była droga, trwała aż cztery lata, ale dziś w Bielsku w końcu mogą triumfować: “Górale” wracają do Ekstraklasy i nie ma żadnych wątpliwości, że na to zasłużyli. Awans przypieczętowali wygraną po szalonym meczu z Odrą Opole.
Wszyscy pamiętamy, w jakich okolicznościach Podbeskidzie Roberta Podolińskiego spadało w 2016 roku. Przez chwilę cieszyło się z wejścia do pierwszej ósemki kosztem Ruchu Chorzów, by po chwili zostać wykopanym z ogródka, gdy już witało się z gąską. Drużyna tak podupadła mentalnie, że w grupie spadkowej praktycznie od wszystkich dostawała w łeb i niespodziewanie zleciała.
Można było przypuszczać, że bielszczanie szybko się odkują i wrócą do elity po roku. Nie tylko na tym przykładzie przekonaliśmy się jednak, jak trudno jest się dobić do Ekstraklasy. Przerabiali to w Niecieczy, przerabiali w Legnicy i w Bielsku również. Co sezon był to jeden z faworytów i przez trzy sezony zawsze czegoś brakowało. Dopiero teraz wszystko się zgadzało. Są tu i doświadczeni zawodnicy ograni na najwyższym szczeblu, i ciekawa młodzież, i przeważnie podnoszący jakość obcokrajowcy. Przeważnie, bo na przykład Martin Polacek niezmiennie lubi czasem wywinąć jakiś numer, co dziś zresztą pokazał. Do tego jednak wrócimy.
Wczoraj po zawodnikach Stali Mielec było widać, że stawka spotkania ich paraliżuje, nogi mieli spętane. Piłkarze Podbeskidzia natomiast przekuli presję w zdrową motywację, wyszli na boisko napakowani jak kabanosy. Od pierwszego gwizdka sędziego atakowali z rozmachem, choć trzeba stwierdzić jasno, że tego dnia szczęście zdecydowanie było po ich stronie – zarówno w ofensywie, jak i defensywie.
Odra do przerwy zdobyła dwie bramki. Pierwsza słusznie została nieuznana. Strzelający głową Piotr Żemło niczym nie zawinił, bo faulował Arkadiusz Piech, który wyblokował wyskakującego Marko Roginicia. Tutaj arbitrzy podjęli właściwą decyzję.
Pomylili się natomiast w następnej akcji gości. Dawid Błanik nie znajdował się na spalonym, ponieważ Kornel Osyra był minimalnie spóźniony uciekając ze strefy. Błanik dograł później do pustej bramki Krzysztofowi Janusowi i Odra powinna prowadzić.
Pod polem karnym rywala “Górale” też mieli szczęście. Przy pierwszych trzech golach zawsze pomagało im trochę przypadku.
-
1:0 – bilard w polu karnym, piłka spadła pod nogi Bartosza Jarocha, który mocnym strzałem nie dał szans Mateuszowi Kuchcie,
-
2:0 – Jaroch piętą do Karola Danielaka, który niezbyt zgrabnie sobie przyjął, ale dzięki temu piłka przeszła między nogami Janusa i Danielak znalazł się w dobrej sytuacji, której nie zmarnował,
-
3:1 – Żemło, któremu wcześniej anulowano gola, pechowo wystawił nogę próbując zatrzymać Roginicia i zanotował samobója.
Oczywiście bielszczanie temu szczęściu pomagali. Próbowali śmiałych rozwiązań, grali agresywnie i licznie wędrowali w okolice pola karnego Odry, a same wykończenia Jarocha czy Danielaka były już pierwszorzędne.
Gdy młody Mateusz Sopoćko przepuścił podanie Roginicia i Michał Rzuchowski podwyższył na 4:1, mogło się wydawać, że jest pozamiatane i podopieczni Dietmara Brehmera się nie podniosą. A tu psikus, w kilka chwil zrobiło się nerwowo. Najpierw akcja rezerwowych – Tomasa Mikinicia i Szymona Skrzypczaka – dała drugiego gola, potem natomiast nie popisał się Polacek. Niezbyt groźny, zdawało się, strzał Janusa niezgrabnie wybił i Jarosław Czernysz (kolejny rezerwowy) nie mógł spudłować z dobitką. Lekko się zrehabilitował, bo zaraz po golu Skrzypczaka doszedł do bardzo dobrej okazji i nawet nie trafił w bramkę. Podbeskidzie w tyłach chyba zbyt wcześnie zaczęło świętowanie.
Nie można nie wspomnieć o przepięknym golu kontaktowym Patryka Janasika. Piłka z pozycji, z której raczej się dośrodkowuje, wpadła idealnie w dalszy róg. Jeżeli chłopak tak chciał – a sądząc po powtórkach, nie można tego wykluczyć – to chylimy czoła.
Ostatecznie Podbeskidzie wygrało zasłużenie, a mogło jeszcze podwyższyć (Aleksander Komor przyładował w poprzeczkę). Osiem punktów przewagi nad trzecią Wartą Poznań na dwie kolejki przed końcem, zadanie wykonane. Jako pierwsza awansowała drużyna, która razem ze Stalą odniosła najwięcej zwycięstw (19), strzeliła zdecydowanie najwięcej goli (64) i bardzo solidnie grała w obronie (tylko Stal i Warta straciły mniej bramek). Nie ma przypadku.
Nie ukrywamy, że na awans Podbeskidzia patrzymy przychylnie, bo jest on logiczny i spodziewany.
-
ładny stadion,
-
poukładane struktury w klubie, który od dłuższego czasu szykował grunt pod najwyższą ligę,
-
młody i ambitny trener w osobie Krzysztofa Brede,
-
ciekawy zespół, choć rzecz jasna wymagający konkretnych wzmocnień latem, ale to osobna historia.
Każdy element zdaje się tu zgadzać. Istnieje spora szansa, że nie będzie to beniaminek pokroju ŁKS-u czy Zagłębia Sosnowiec, gdzie wszystko w Ekstraklasie było nowe i nieoswojone.
Podbeskidzie Bielsko-Biała – Odra Opole 4:3 (2:1)
1:0 – Jaroch 36′
2:0 – Danielak 40′
2:1 – Janasik 45′
3:1 – Żemło 48′ samobójcza
4:1 – Rzuchowski 63′
4:2 – Skrzypczak 72′
4:3 – Czernysz 81′
Fot. Newspix