Reklama

Smutne pożegnanie Gdyni z Ekstraklasą

redakcja

Autor:redakcja

14 lipca 2020, 23:32 • 3 min czytania 8 komentarzy

Jeśli drużyna spada na kilka kolejek przed końcem, wypadałoby pokazać, że owszem, spadek jest, ale też zespół ma jaja i powalczy do ostatniego gwizdka ostatniej kolejki, by kibice mieli choć trochę radości. I by mogli wierzyć, że dany zespół nie jest kompletnie z przypadku, a w przyszłym sezonie powalczy o szybki powrót do elity. Czy Arka w starciu z Górnikiem taką przyzwoitość pokazała? No niezbyt.

Smutne pożegnanie Gdyni z Ekstraklasą

Oczywiście nie ma co wszystkich arkowców wrzucać do jednego worka, bo na przykład Marcus Da Silva znów wyglądał naprawdę dobrze. Przede wszystkim strzelił gola, kiedy wykorzystał wrzutkę Nalepy z rzutu rożnego, ale poza tym po prostu było widać w nim jakość. Akcja z 87. minuty – miód na nasze skołatane meczami o nic serca. Brazylijczyk zaczął rajd gdzieś w okolicach połowy boiska, nie dał rady jeden rywal, potem nie dał rady drugi i gdy było już blisko do pola karnego, władował się w Da Silvę Paluszek. A że miał już żółtą kartkę, to poszedł pod prysznic.

JEDEN MARCUS TO ZA MAŁO

Tak, Marcus starał się być wszędzie, brać na siebie odpowiedzialność, ale wracając do początku: jeden on z tylko pojedynczymi przebłyskami innych zawodników, to zdecydowanie za mało. Nawet jeśli rozmawiamy o ułomnej Ekstraklasie.

Arka jako całość zagrała przecież w pierwszej połowie wręcz kompromitująco. Nie było tam agresji, pasji, zaangażowania, pomysłu, jakości. Nie było niczego, spełniało się marzenie Kononowicza. Gdynianie pokusili się o jeden strzał, kiedy Danch spróbował głową, ale obroniłby to każdy z was i nas, więc tym bardziej zrobił to Chudy.

Koszmar. Kompletnie nie wypaliło ustawienie Wawszczyka na skrzydle – gdy na przykład była szansa na dobrą kontrę, młodzieżowiec w sposób pacyfistyczny podał wprost do rywala. Markiewicz? Statysta. Jankowski? Nieobecny. I tak dalej.

Reklama

Okej, pierwszy kwadrans po przerwie Arce już wyszedł, bo strzeliła wspomnianego gola, w garść wziął się Nalepa, który parokrotnie nieźle wrzucił w pole karne ze stałych fragmentów gry. Natomiast wciąż mówimy ledwie o kwadransie solidnej Arki, potem znów widzieliśmy zespół albo przeciętny, albo słaby. Wystarczył nieuznany gol dla Górnika, by tę drużynę załamać. Chyba pomyśleli: oho, zabrzanie jednak potrafią się odgryźć, wracamy do tyłu.

Ale po co, czego tutaj bronić w sytuacji, gdy i tak się leci do pierwszej ligi? Oczywiście, Arka na przestrzeni całego sezonu jest po prostu bezradna, ale te 15 minut pokazało, że coś tam się w tej ekipie tli i można to wykorzystać. Najwyraźniej jednak nie w sezonie 19/20.

GÓRNIK ZROBIŁ SWOJE, GÓRNIK MOŻE ODJECHAĆ

Z kolei Górnik wcale nie grał jakiegoś wielkiego meczu, ale jednak było widać, że po prostu ma w swojej kadrze poważniejszych piłkarzy. Znów podobać mógł się na przykład Manneh. Mówiliśmy o nieuznanej bramce dla Górnika, to właśnie wtedy świetnie wrzucał Gambijczyk z rzutu wolnego, ale Giakoumakis o centymetry złamał linię spalonego. Konkret środkowemu pomocnikowi jednak nie uciekł, ba, chłopak zapisał bramkę, kiedy ślicznym uderzeniem z dystansu po długim rogu zaskoczył Steinborsa.

Choć oczywiście konkursu na bramkę meczu Manneh nie wygra. To trofeum należy do Michała Koja, który bez zastanowienia sieknął po widłach w pierwszej połowie. Pewnie Koj takiego strzału nie powtórzy przez najbliższe pięć lat, ale dzisiaj siadło.

Może to zasługa względnego luzu, który mieli zabrzanie, a Arka nie? W pierwszej połowie gości zjedli przeciwnika, prowadzili grę. Po przerwie było już gorzej, jako się rzekło – Arka doszła do głosu, ale na koniec Górnik i tak postawił kropkę nad i. W utrzymaniu prowadzenia nie przeszkodziła mu nawet wspomniana czerwona kartka, Arka nie miała już pary i wiary, że może ten mecz choćby zremisować.

11 punktów – z taką stratą do bezpiecznego miejsca mogą skończyć gdynianie sezon, jeśli przegrają w Krakowie. Rzeczywiście nie pasują do tego i tak niezbyt elitarnego towarzystwa.

Reklama

 

Fot. FotoPyk

Najnowsze

Komentarze

8 komentarzy

Loading...