Reklama

7 zwycięstw, które zadecydowały o mistrzostwie Legii

Michał Kołkowski

Autor:Michał Kołkowski

11 lipca 2020, 21:46 • 6 min czytania 4 komentarze

Teoretycznie w rozgrywkach ligowych nie ma meczów mniej ważnych i ważniejszych. Punkty to punkty, zawsze ważą tyle samo. Zdarzają się jednak na całym dystansie zmagań o mistrzowski tytuł takie spotkania, które w końcowym rozrachunku można wskazać jako kluczowe dla losów sezonu. Ze względu na ich kontekst, wyjątkowe okoliczności. Legia Warszawa w tym sezonie również zanotowała kilka zwycięstw, które z dzisiejszej perspektywy trzeba uznać za szczególnie istotne. Bo ratowały reputację trenera, bo napędzały zespół, bo pozwalały zapomnieć o niepowodzeniach.

7 zwycięstw, które zadecydowały o mistrzostwie Legii

Dostrzegliśmy siedem takich arcyważnych zwycięstw ekipy Aleksandara Vukovicia, dzięki którym w tej chwili „Wojskowi” mogą fetować powrót na mistrzowski tron.

(25 sierpnia 2019) ŁKS Łódź 2:3 Legia Warszawa

Z pozoru dziwny wybór, prawda? Z niemałym trudem wywalczone zwycięstwo nad ŁKS-em, który potem zleciał z ligi z ogłuszającym łoskotem, choć trzeba pamiętać, że latem i wczesną jesienią łodzianie potrafili jeszcze napsuć trochę krwi faworytom i prezentowali przyzwoity futbol. Sierpniowy triumf nad ŁKS-em miał jednak dla Legii spore znaczenie. Drużyna koncentrowała się wtedy na eliminacjach do europejskich pucharów, więc trener Vuković dał w starciu z beniaminkiem szansę pokazania się paru młodym zawodnikom. Jeden z nich wycisnął tę szansę jak cytrynę. Michał Karbownik, który tamtego dnia zadebiutował w Ekstraklasie i wyrósł szybko na odkrycie sezonu. Zresztą już w debiucie zapisał na swoim koncie asystę.

To jednak nie wszystko. Przeciwko ŁKS-owi przełomowy dublet ustrzelił Jarosław Niezgoda, który swoje poprzednie ligowe trafienie zanotował wiosną 2018 roku. Pierwszy naprawdę udany występ w sezonie ligowym zaliczył też tamtego dnia Domagoj Antolić. Chorwat na starcie rozgrywek nie wyglądał jeszcze na faceta, który wkrótce weźmie na siebie ciężar dowodzenia środkiem pola w ekipie „Wojskowych”.

Reklama

Mecz niby niepozorny, a jednak dla paru graczy przełomowy. I dla samego trenera też. Legia Warszawa pod wodzą Vukovicia nie słynęła latem poprzedniego roku jako zespół zdolny do odrabiania strat, przeciwko ŁKS-owi udało się to dwukrotnie, bo beniaminek wychodził na prowadzenie 1:0 i 2:1, by finalnie przegrać 2:3.

(19 października 2019) Legia Warszawa 2:1 Lech Poznań

W rundzie jesiennej Legia miała sporo kłopotów w meczach z mocnymi rywalami. Porażka z Pogonią Szczecin, remisy ze Śląskiem Wrocław i Jagiellonią Białystok, porażki z Lechią Gdańsk i Piastem Gliwice. Chluby te wyniki drużynie nie przynosiły. Po jedenastu ligowych kolejkach „Wojskowi” zajmowali ósme miejsce w ligowej tabeli. Strata do lidera naturalnie nie była zbyt duża, niemniej – ewentualna porażka w prestiżowej konfrontacji z Lechem Poznań zepchnęłaby Legię do dolnej połówki tabeli.

Jednak warszawska ekipa nie dała się „Kolejorzowi”. Z kłopotami, ale zdobyła przy Łazienkowskiej komplet punktów. Vukoviciowi wypaliło tamtego dnia kilka zaskakujących rozwiązań. Luquinhas sprawdził się na dyszce i zaczął na tej pozycji robić różnicę, a na pozycji napastnika z dobrej strony pokazał się pomijany wcześniej Jose Kante. Golem błysnął zaś Maciej Rosołek.

Pisaliśmy na Weszło: „Legia w dzisiejszym meczu pokazała charakter. Podkreślamy ten fakt, bo sporo mówiło się o tym, że właśnie tego warszawskiej drużynie po wymianie kadr brakuje. Gdy na początku drugiej połowy dostała gola po tym, jak Jevtić wpakował piłkę do siatki po dość szczęśliwym zgraniu Puchacza, spodziewaliśmy się raczej powtórki z meczu z Piastem Gliwice – bicia głową w mur i drugiego gola rywali, który załatwiłby sprawę. Tymczasem mieliśmy szybkie odrobienie strat, a następnie przechylenie szali na swoją korzyść”.

(27 października 2019) Legia Warszawa 7:0 Wisła Kraków

Nieco ponad tydzień po triumfie nad Lechem, w następnej ligowej kolejce, Legia urządziła prawdziwą demonstrację siły. To był chyba ten moment, gdy pierwszy raz pojawiła się powszechna wiara, że Aleksandar Vuković to właściwy człowiek na właściwym miejscu. Jasne, Wisła Kraków jesienią miała straszliwe problemy kadrowe, drużyna prezentowała się fatalnie. Ale rozgromienie nawet tak marnego przeciwnika to w Ekstraklasie rzadkość. Tymczasem warszawska drużyna jeńców nie brała i zniszczyła Wisłę 7:0.

Reklama

Pierwszy naprawdę znakomity występ w zespole „Wojskowych” zanotował tamtego dnia Paweł Wszołek. Potem skrzydłowy szybko wyrósł na jednego z liderów drużyny i w ogóle na jednego z najlepszych piłkarzy w lidze. Legii przed przerwą zimową przytrafiły się wprawdzie jeszcze dwie porażki, lecz w pozostałych spotkaniach podopieczni Vukovicia zwyciężali i to zwykle w bardzo efektownym stylu. Przezimowali na pozycji lidera Ekstraklasy. No i już z najwyższego stopnia podium nie spadli.

(22 lutego 2020) Legia Warszawa 4:0 Jagiellonia Białystok

Początek rundy wiosennej był dla liderów średnio udany. Zwycięstwo nad ŁKS-em znów nie przyszło Legii łatwo, a remis z kolejnym z beniaminków – Rakowem Częstochowa – należało odebrać jako pewne rozczarowanie. 22 lutego „Wojskowi” przekreślili jednak kiepską passę grubym markerem. Zdemolowali Jagiellonię Białystok i powrócili na szlak efektownych, wysokich zwycięstw. Pisaliśmy na Weszło: „Kibice stołecznej drużyny po raz kolejny zobaczyli popis swojej ekipy na własnym boisku”.

Jak widać na załączonym obrazku, już w swoim debiucie na ekstraklasowych boiskach do siatki trafił Tomas Pekhart. Czeski wieżowiec może nie był wiosną liderem ofensywy Legii, ale okazał się naprawdę przydatnym zawodnikiem. Bramka w premierowym spotkaniu ligowym na pewno mu pomogła, ostatecznie Pekhart to klasyczny król szesnastego metra, który karmi się podaniami, a napędza kolejnymi bramkami. Na następne ligowe trafienie przyszło mu wprawdzie długo zaczekać, ale było ono na tyle istotne, że jeszcze tu o nim wspomnimy.

(29 lutego 2020) Legia Warszawa 2:1 Cracovia

Aż trudno uwierzyć, że jeszcze na 29 lutego Cracovia mogła uchodzić za poważnego kandydata do mistrzostwa Polski. Przed meczem na szczycie z Legią podopieczni Michała Probierza mieli na swoim koncie 42 punkty. „Wojskowi” tylko o trzy oczka więcej. Gdyby więc „Pasy” zwyciężyły przy Łazienkowskiej, ich szanse na tytuł poważnie by wzrosły. Ale gospodarze nie pozostawili rywalom złudzeń. Właściwie już w przerwie mieli zwycięstwo w kieszeni, do tego stopnia zdominowali oponentów. W drugiej połowie pozwolili krakowskiej ekipie na nieco zbyt wiele, jednak to niczego już nie zmieniło.

Trzy punkty pozostały w stolicy, Legia jeszcze wygodniej usadziła tyłek na fotelu lidera.

(30 maja 2020) Lech Poznań 0:1 Legia Warszawa

Nie sposób pominąć kolejnego zwycięstw Legii w konfrontacji z Lechem.

Spotkanie rozstrzygnięte zostało właśnie trafieniem Pekharta, choć decydującą rolę przy tym golu odegrał raczej golkiper „Kolejorza”. Legia w wersji post-pandemicznej nie zachwyciła już efektownym stylem gry. Widać było, że Vuković do starcia z poznaniakami podszedł bardzo ostrożnie. No ale trzy punkty udało się przy Bułgarskiej wyszarpać, co właściwie ustawiło całą końcówkę sezonu.

Gdyby Legia wtedy przegrała, miałaby tylko pięć punktów przewagi nad wiceliderem, którym był wówczas Piast Gliwice. To wciąż spory zapas, ale jednak nie gwarantujący stuprocentowego poczucia bezpieczeństwa. Z ośmioma punktami nad obrońcami tytułu Legia mogła natomiast z dużym spokojem podejść do kolejnych spotkań.

(11 lipca 2020) Legia Warszawa 2:0 Cracovia

No i wreszcie dzisiejsze zwycięstwo. Definitywnie pieczętujące sukces.

Niby tytuł zaklepany był już przez „Wojskowych” od dawna, ale w ostatnim czasie legioniści zaczęli dość regularnie gubić punkty i moment ich koronacji znacząco odwlekał się w czasie. Do tego doszedł szereg kontuzji, które nie ominęły kluczowych zawodników w układance Vukovicia. Krótko mówiąc – Legia wyglądała na zespół, który bardzo by chciał, żeby ten sezon wreszcie się zakończył. No i w dzisiejszym starciu z Cracovią udało się postawić długo wyczekiwaną kropkę nad „i”.

fot. FotoPyk

Za cel obrał sobie sportretowanie wszystkich kultowych zawodników przełomu XX i XXI wieku i z każdym tygodniem jest coraz bliżej wykonania tej monumentalnej misji. Jego twórczość przypadnie do gustu szczególnie tym, którzy preferują obszerniejsze, kompleksowe lektury i nie odstraszają ich liczne dygresje. Wiele materiałów poświęconych angielskiemu i włoskiemu futbolowi, kilka gigantycznych rankingów, a okazjonalnie także opowieści ze świata NBA. Najchętniej snuje te opowiastki, w ramach których wątki czysto sportowe nieustannie plączą się z rozważaniami na temat historii czy rozmaitych kwestii społeczno-politycznych.

Rozwiń

Najnowsze

EURO 2024

Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu

Antoni Figlewicz
0
Boniek: Jechanie z nastawieniem, że niczego nie zdziałamy, to strata czasu
Piłka nożna

Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Szymon Piórek
12
Boruc odpowiada TVP, ale nie wiemy co. „Kot bijący się echem w zupełnej dupie”

Komentarze

4 komentarze

Loading...