Czy można czasem było mieć jakieś “ale” do Igora Angulo? Oczywiście. Ale nie można mu odmówić: to w polskich warunkach Pan Piłkarz, który ma rzadką umiejętność: potrafi uprawiać dyscyplinę zwaną piłkę nożną.
Hiszpan właśnie zanotował trzeci kolejny sezon ESA, w którym strzelił ponad piętnaście bramek. Dzisiaj miał bezpośredni udział przy CZTERECH golach Górnika Zabrze.
MIŁE ZŁEGO POCZĄTKI DLA RAKOWA
Jak wymownie zauważono, Górnik podarował Rakowowi karnego w CZWARTYM kontakcie z piłką. Tak szybko Wiśniewski wyskoczył w szesnastce do blokowania strzału, zapomniał pomyśleć, dotknął ręką i nie było dyskusji: jedenastka. Co istotne, sam Wiśniewski w przerwie nie szukał sobie wymówek, nie kombinował, tylko przyznał, że należało się wapno i koniec pieśni. Niby to powinna być oczywistość, ale nią nie jest.
Karniaka na gola zamienił powracający do składu Schwarz, bez którego Raków wyglądał z Zagłębiem jak trafiony w skroń bokser. Owszem, dziś Schwarzowi najmniej można zarzucić, na tle kolegów grał dobrze, zagrał choćby piękną podcinką na głowę Musiolika – niemniej ktoś jeszcze w Rakowie kopać musi, żeby robić punkty.
A Raków dzisiaj był mistrzem świata i okolic w marnowaniu sytuacji. Chciałoby się powiedzieć: znowu. Bo przecież to ich firmowe zagranie – wyglądać nieźle, tworzyć okazje, a wyjechać na tarczy.
Forbes chyba był tak zszokowany tym, że Babenko zagrał mu dobrze podczas niezłej kontry, że aż to spartaczył. Później został zablokowany z bliska, miał też tendencje do nieporozumień z Musiolikiem. Musiolik z kolei najbardziej w tym meczu cieszył się wtedy, gdy miał woleja z paru metrów, musiał go trafić, oczywiście tego nie zrobił, ale arbiter odgwizdał wcześniej faul.
A jednak obu “snajperów” pogodził Jach, który był nieobstawiony, miał po kornerze piłkę na drugim metrze, a mimo to dał radę przestrzelić.
O, tutaj stopklatka. Piłka trochę skozłuje, ale Jach będzie miał to na nodze.
Natomiast chcemy zaznaczyć jedną rzecz: nawet, gdyby Raków wykorzystywał swoje okazje, to i tak Górnik miał ich więcej.
ANGULO SHOW
To był mecz kilku faz. W pierwszej dość wyrównane spotkanie, gdzie gdyby Raków był skuteczniejszy, mogło być różnie. Ale remis jest sprawiedliwym rezultatem za pierwszą połowę. Pierwsza bramka zabrzan: który już raz zaimponowała w Górniku współpraca Jimeneza z Angulo? Ten pierwszy nakręcił akcję, zdobył cenne metry, dobrze dograł. Drugi sfinalizował wcale nie taką łatwą okazję.
Druga bramka przyszła w momencie, gdy mecz bardziej przypominał MMA niż piłkę nożną. Lała się krew, dużo fauli – z boiska wiało ostrym sparingiem, tylko z dziwną tendencją do brutalności. Raków w tym etapie był sparaliżowany kompletnie, Górnik szybciej wyszedł z marazmu: wrzutka Janży, obrona Rakowa kryje w cały świat, pomiędzy nimi Angulo. Uderza, dobijają do spółki niczym bracia Tashibana Krawczyk z Jachem, udaje im się to trafić – bramka finalnie zapisana grającemu fenomenalne inaczej spotkanie Jachowi.
3:1 to znowu defensywna parodia ze strony Rakowa. Manneh oddaje petardę sprzed szesnastki – Jach odbija. Zasadniczo po takim odbiciu mógł liczyć, że jednak koledzy mu pomogą. Nie pomogli ani za pierwszym razem, ani za drugim – Angulo na raty do siatki.
I w końcu 4:1, gdzie nie było czego zbierać, pięknie rozegrana akcja, którą spokojnie finalizuje Jimenez. Na tym etapie już Raków próbował się coś odwijać, mógł Jach wspomnianą sytuacją dać kontakt na 3:2, ale Górnik – jak to Górnik u siebie – był za mocny. Ta moc charakteryzowała się głównie przez to, że na przestrzeni całego meczu był o wiele bardziej regularny, nie opierał się na zrywach.
I CO Z TEGO WYNIKU WYNIKA?
Zasadniczo niewiele. Jasne, że lepiej mieć dziewiąte miejsce niż jakieś dalsze, bo to zawsze trochę kasy więcej. Tym zwycięstwem Górnik wspiął się na szczyt tabeli grupy spadkowej, podcinając skrzydła Rakowowi i pewnie jest jakiś również splendor w tym, żeby tą pozycję zająć. Patrzymy na tę ósemkę i chyba uznamy Górników za faworytów do dziewiątego miejsca.
Widzieliśmy natomiast taką tabelę kilka kolejek temu w Canal+, według której gdyby liczyć słupki i poprzeczki, Górnik byłby spokojnie w górnej połowie, w dodatku bijąc się o puchary. Nie żeby to miało wielkie znaczenie – to wciąż strzały niecelne. Ale statystyka ciekawa, pokazująca jednak, że zabrzanie, przy mocniejszej jesiennej kadrze, kto wie – może mogliby powalczyć o coś więcej.