Nie musimy wam chyba po raz kolejny powtarzać, jak płaska jest tabela pierwszej ligi. Ale jeśli ktoś się w tym nie orientuje, to powiemy, że nawet niemieckie autostrady nie są tak równe, jak środek ligowej stawki na zapleczu Ekstraklasy. Niesie to za sobą pewne konsekwencje. Na przykład takie, że nie wygrywając pięciu kolejnych spotkań, musisz poważnie zacząć martwić się o ligowy byt. Wiedzą o tym w Jastrzębiu, ale jeszcze lepiej wiedzą o tym w Nowym Sączu. Sandecja ma dziś ledwie punkt przewagi nad Odrą Opole. To ten moment, w którym wszystkie kontrolki zaczynają wyć i migać na czerwono jak oszalałe.
Sandecja jednak nie pozostawiła wszystkiego w rękach losu. O ile w GKS-ie Jastrzębie trener zrezygnował sam, bo stwierdził, że drużynie już nie pomoże, tak Tomasz Kafarski miał inne zdanie. Po porażce z Chojniczanką mówił bowiem tak. – Mieliśmy w tym meczu dobre fazy, szkoda, że w tych najlepszych momentach nie udało się zdobyć bramki, a Chojniczance akurat tak. Wynik nie jest satysfakcjonujący, jest parę rzeczy do poprawy, zabrakło nam przysłowiowego szczęścia. Mieliśmy dobre sytuacje, powinny być zamienione na bramki, a tak wracamy do Nowego Sącza bez punktów i przygotowujemy się do ostatnich czterech meczów.
Nie wiemy, o jakie przysłowie ze szczęściem trenerowi chodziło, ale nie w tym rzecz. Widać, że trener Kafarski zwolnienia się nie spodziewał. Zresztą drużyna także, bo jak usłyszeliśmy w klubie, zawodnicy dostali rozpiskę zajęć, którą przygotował poprzedni już szkoleniowiec. Zmiana sternika zaskoczyła więc zespół równie mocno, co samego zainteresowanego. Pozostaje więc zapytać – jaki był w tym cel i czy na pewno „Sączersi” sobie pomogli?
Ani szczęścia, ani możliwości
Na początku ustalmy jedno. Sandecja to klub, który od dłuższego czasu szuka inwestora. Szuka nie dlatego, że chce, a dlatego, że musi. Miasto nie chce finansować drużyny, która od dłuższego czasu generuje straty. To o tyle ważne, że w wyniku tego ekipę z Nowego Sącza przestawiono na tryb funkcjonowania low-cost. Bez wielkich nazwisk, ze sporą liczbą młodzieżowców, którzy mieli przynieść sukces w postaci premii za Pro Junior System. To po części daje skutek, bo Sandecja jest dziś pierwsza w klasyfikacji PJS. Ale właśnie – po części, bo wąska kadra i gra na trzech młodzieżowców na pewno nie pomaga w decydujących momentach. Zwłaszcza że z gry wypadł Maciej Małkowski, który wielokrotnie ciągnął zespół za uszy w tym sezonie. Liczby mówią same za siebie – 5 goli i 5 asyst to blisko 1/4 dorobku całej drużyny w lidze.
W takich okolicznościach Kafarski wielkiego pola manewru nie miał. Na ławce siedzieli weterani pokroju Grzegorza Barana czy Macieja Korzyma. A jak się chce ratować ligę, to trzeba mieć w zanadrzu kogoś więcej niż takiego Korzyma, który wiosną nie wypracował jeszcze żadnego gola. Do tego dochodzi jeszcze wspomniany brak szczęścia. Może nie przysłowiowy, ale jednak.
I robi się poważny problem. Brak szczęścia widać też w liczbach. Weźmy choćby mecz z Zagłębiem Sosnowiec. „Sączersi” oddali 18 strzałów, z czego 10 celnych i zdobyli jednego gola. Rywal? 5 strzałów, wszystkie celne, też jedna bramka. Nie lubimy takich wymówek, że gdyby nie słupek, gdyby nie poprzeczka… Ale spójrzcie sami na statystyki Sandecji z poszczególnych spotkań. Kolejno: strzały, celne, gole.
- GKS Bełchatów – 7 – 5 – 2
- Radomiak – 6 – 2 – 1
- Jastrzębie – 13 – 6 – 2
- Odra – 9 – 5 – 1
- Warta – 4 – 2 – 2
- Chrobry – 8 – 3 – 0
- Zagłębie – 18 – 10 – 1
- Chojniczanka – 8 – 4 – 1
Łącznie 37 celnych prób w ośmiu meczach i 10 goli. Mniej więcej pięć celnych strzałów na mecz, ze średnią nieco ponad gola na 90 minut.
Trudne dwa tygodnie
Czy stwierdzenie, że trener Kafarski, który w Nowym Sączu pracował od dwóch lat i zna klub na wylot, nie podniesie drużyny, jest z całą pewnością trafne? My takiej pewności byśmy nie mieli. Ale stało się, w jego miejsce przyszedł duet Marcin Jałocha – Piotr Świerczewski. Duet tylko na papierze, bo wiadomo, że jeden z nich po prostu „świeci” licencją, a drugi steruje drużyną. Sam Świerczewski nie ukrywa jednak, że w zasadzie ciężko będzie coś zmienić i chodzi raczej o mentalnego kopa. – Zostały cztery spotkania, w tym czasie trudno będzie wykonać z zespołem jakąś wielką pracę szkoleniową. Piłkarzy trzeba pobudzić, zmobilizować i sprawić, by znów zaczęli cieszyć się piłką – przyznał w rozmowie z TVP Sport.
I tu dochodzimy do sedna. Czy Sandecji faktycznie potrzeba było takiej zmiany? Patrzymy w terminarz i… ryzyko jest ogromne. Przed drużyną z południa Polski mecze z:
- Stalą Mielec, która walczy o awans,
- Wigrami Suwałki, już zdegradowanymi, ale to blisko to 1400 km do przejechania między dwoma ciężkimi meczami,
- Podbeskidziem, które walczy o awans,
- Olimpią Grudziądz, która podobnie jak Sandecja bije się o życie.
Za plecami „Sączersów” czai się Odra Opole, która notuje serię sześciu meczów bez porażki. Przed nimi są ekipy silniejsze kadrowo, którym równie mocno zależy na utrzymaniu. Słowem – ciężko powiedzieć, czy to w ogóle jest nadzieja na efekt nowej miotły, czy też liczenie na cud i przejście przez pole minowe bez szwanku. Zapytaliśmy więc o to osobę, która była za ten ruch odpowiedzialna, czyli prezesa Artura Kapelkę.
***
– Nigdy nie ma dobrego momentu na takie zmiany. Nie szło nam, a przeszliśmy już razem kilka kryzysów. Uznaliśmy, że taka zmiana będzie dobra. Trenera Kafarskiego wyeksploatowaliśmy maksymalnie, dał z siebie naprawdę dużo i wszyscy to doceniają. Natomiast jest takie powiedzenie, że jesteś tak dobry jak twój ostatni mecz, a te kilka ostatnich meczów nam zwyczajnie nie wyszło – mówi nam prezes Sandecji.
Dobrego momentu na takie zmiany nie ma, ale ten jest wybitnie ryzykowny. Nie wiem, czy „strażacy” to jest to, czego Sandecji potrzeba i widziałem, że to nie tylko moja opinia, ale też kibiców.
Tylko wyniki mogą wątpliwości rozwiać, ale co do kibiców… Powiem szczerze, że jeszcze dziś miałem rozmowę, że zrobiliśmy to trzy mecze za późno. Co kibic, to zdanie. Ja to rozumiem, szanuję, ale wszystko weryfikuje boisko. Jak będziemy dywagować, czego zabrakło, a co było okej, to nie posuniemy się do przodu.
Wydaje mi się po prostu, że inny byłby wydźwięk tej decyzji, gdyby ktoś został trenerem „na stałe”. Zatrudnienie trenerów tymczasowych nie pokazuje, miał jakiś pan plan zastępczy na uratowanie ligi dla Sandecji.
Piotr Świerczewski zna bardzo dobrze ten klub i piłkarzy, więc możemy mówić o straży pożarnej, ale celem są wyniki. Po zakończeniu rozgrywek będziemy zastanawiać się, co dalej. Ja nie formułowałem takiego zdania, że to jest rozwiązanie tymczasowe.
A czy potwierdzi pan doniesienia 2×45.info, że były rozmowy z trenerem Jurijem Szatałowem, odnośnie przejęcia klubu?
Nie, to jest jakaś bzdura. To w ogóle nie jest informacja medialna, znam trenera Szatałowa i nie było takich spraw. To, że ktoś wymyśli sobie tego typu historie… Równie dobrze miałem rozmowy z innymi osobami, choćby z Bogusławem Baniakiem, rozmawialiśmy o lidze, o piłkarzach, ale nie w kontekście zostania nowym trenerem.
Rozstając się z trenerem Kafarskim, podziękowaliście mu za stawianie na młodzież i pierwsze miejsce w PJS. Zastanawiam się, czy tej młodzieży nie było zbyt wiele, co mogło zaważyć na tym, że dzisiaj Sandecja walczy o utrzymanie.
Wiemy, że walka na kilku frontach jest bardzo wymagająca, to trzeba otwarcie powiedzieć. Graliśmy czasami na trzech, czterech młodzieżowców i wiadomo, że wtedy zawodnicy muszą włożyć więcej wysiłku. Zawsze możemy szukać usprawiedliwienia. Chcemy dawać szansę młodzieży z Nowego Sącza.
A jak wyglądają sprawy właścicielskie? Czy jest zagrożenie, że w przypadku spadku potencjalne przejęcie klubu się nie powiedzie?
Byli – czy dalej są – chętni inwestorzy, którzy nadal są zainteresowani przejęciem odpowiedzialności finansowej, biznesowej i społecznej za klub. A czy się porozumieją z miastem, które prawnie jest właścicielem klubu? Nie wiem. Jest kilka podmiotów i trudno mi się wypowiadać za wszystkie. Rozmawiałem z jednym z nich, który był zdeterminowany, żeby przejąć klub, za innych nie chcę się wypowiadać. Rozmawialiśmy w kontekście przejęcia klubu pierwszoligowego.
Jakie pan ma wrażenia przed ostatnimi meczami? Misja nie będzie łatwa.
Sytuacja jest tak dynamiczna, że trudno coś wróżyć i nie chcę się w to bawić. Mecz meczowi nierówny, każdy może wygrać z każdym. Puszcza wygrywa u jednego z pretentendów więc… nie znamy dnia ani godziny.
Czyli są obawy, czy ich nie ma?
Nie! W sporcie, jak pan ma obawy, to nie trzeba nawet wychodzić.
***
Jak widzicie w Nowym Sączu panuje optymizm. Mówiąc szczerze – trochę go władzom i nowym trenerom zazdrościmy. Bo gdy patrzymy na sytuację Sandecji w tabeli, to ciężko nie mieć wrażenia, że mecz ostatniej kolejki, w którym „Sączersi” zagrają z Olimpią Grudziądz, zadecyduje o tym, która z tych drużyn pożegna się z zapleczem Estraklasy.
SZYMON JANCZYK
Fot. FotoPyK