Airam Cabrera i Javi Hernandez – ten duet miał swoje mankamenty, ale jak na warunki Ekstraklasy wzbijał się ponad zwykłą solidność. Pierwszy zdobył w zeszłym sezonie czternaście bramek. Drugi – dziesięć. Obaj zmyli się z Krakowa po sezonie, a „Pasy” stanęły przed trudnym zadaniem – jak zastąpić ofensywną dwójkę, która dobrze funkcjonowała?
DUET, KTÓRY GRAŁ Z GŁOWĄ
Zwłaszcza Airam Cabrera dał się nam zapamiętać jako gość, który na boisku potrafi użyć mózgu. Pojedynki powietrzne? Większość przegrywał. Przepychanie się z obrońcami? Nie nadawał się do tego. Sam zresztą mówił o sobie, że raczej unika pojedynków, mając świadomość, że pewnie i tak je przegra. Ale miał coś, co czyniło go piłkarzem jak na nasze warunki szczególnym – świetne poruszanie się po boisku. Przewidywanie. Czytanie gry. Skupianie na sobie uwagi obrońców po to, by kolega znalazł się za chwilę w wolnej strefie. Wykorzystywanie luk.
A przy tym miał całkiem nienaganną technikę. Jego mankamentem była fizyczność i nie ma przypadku w tym, że tak w Cracovii, jak i wcześniej w Koronie, odpalił na dobre dopiero po przepracowaniu zimowego obozu przygotowawczego. Po sezonie wrócił do Extremadury, Cracovia była oczywiście zainteresowana ściągnięciem Hiszpana na dłużej, ale usłyszała zaporowe warunki.
W zupełnie innych okolicznościach żegnał się z „Pasami” Hernandez. Hiszpan dostał ofertę zagraniczną i wymagał od Cracovii, by ta puściła go za darmo. Z perspektywy krakowskiego klubu byłoby to zachowanie bez sensu, a Hernandez wymuszający transfer był na tyle krnąbrny, że wylądował w rezerwach. Po jakimś czasie obie strony porozumiały się w kwestii rozwiązania kontraktu. Jak wiadomo – z niewolnika nie ma pracownika, a Hernandez gra dziś w piłkę w indyjskiej lidze.
LICZBY ZA CABRERĄ I HERNANDEZEM
Latem Michał Probierz miał twardy orzech do zgryzienia. Linię ataku obsadził więc Rubio, bratem Carlitosa, który szybko się wysypał i Rafą Lopesem, a na mózgu ustawił Pelle van Amersfoorta. Dziś, w końcówce sezonu, przyszedł czas na weryfikację. I trzeba przyznać, że wypada ona korzystnie. Nie wiemy, czy duet Pelle – Lopes jest lepszy niż Hernandez – Cabrera, wiemy jednak, że wypada na tyle dobrze, że za hiszpańską dwójką nikt dziś w Krakowie nie wzdycha.
Najpierw rzut oka na suche liczby:
- Javi Hernandez: 10 bramek i 4 asysty w 2501 minutach (konkret na 179 minut)
- Airam Cabrera: 14 bramek i 2 asysty w 2075 minut (konkret na 130 minut)
- Rafa Lopes: 11 bramek i 3 asysty w 2922 minutach (konkret na 209 minut)
- Pelle van Amersfoort: 8 bramek i 3 asysty w 2681 minutach (konkret na 244 minuty)
Nowy duet pod względem statystyk wypada gorzej. Ale pamiętajmy też, że Cabrera sześć razy trafił z karnego, w obecnej Cracovii jedenastki wykonuje Hanca.
RAFA LOPES – WSZECHSTRONNY NAPASTNIK
Czy umieścilibyśmy Rafę Lopesa w gronie najlepszych trzech napastników w lidze? Raczej nie. Christian Gytkjaer, Flavio Paixao, Igor Angulo czy nawet Jose Kante pokazują się w tym sezonie z lepszej strony, nie licząc oczywiście tych, którzy wyjechali. Ale gdy rozszerzylibyśmy tę listę do pięciu nazwisk, wyobrażamy sobie, że Lopes mógłby się na niej znaleźć.
Co nam się w nim podoba? Przede wszystkim jego wszechstronność. To nie jest typowy napastnik-finiszer, a raczej gość do robienia gry. W meczach Cracovii to stały obrazek – mocna piłka z głębi pola na prawe bądź lewe skrzydło, tam jest już Lopes, bierze gościa na plecy, trzyma futbolówkę, czeka aż z akcją dobiegną koledzy. Jest znacznie silniejszy i lepszy w grze bark w bark niż Cabrera. Potrafi dograć koledze, zagrać na klepkę. To pokłosie między innymi decyzji Iwajło Petewa, który przestawił go w Omonii Nikozja na dziesiątkę.
No i – żeby nie zabrzmiało to jak opis defensywnego pomocnika – potrafi wykończyć akcję, znaleźć sobie miejsce w polu karnym. Napastnik bez jednej cechy wiodącej, ale mający każdą, która powinna znaleźć się w snajperskim warsztacie, na solidnym poziomie.
VAN AMERSFOORT – UŁOŻONA NOGA
Mamy wrażenie, że w Cracovii – z racji jej stylu – nie do końca uwypuklone są atuty van Amersfoorta, którego uznajemy za ścisłą ligową czołówkę, jeśli chodzi o prostopadłe piłki z głębi pola. Już po jego pierwszych meczach w Polsce było widać, że jest w stanie regularnie posyłać napastnikom jedno-dwa ciasteczka w meczu. Inną sprawą jest, że po niezłym początku trochę przygasł i późną jesienią, ale i wczesną wiosną wyglądał blado. W końcówce rozgrywek znów prezentuje jednak solidny poziom i nie bez powodu błyszczy akurat w tych meczach, w których Cracovia chce grać szybką piłkę po ziemi. Ma jeszcze jedno firmowa zagranie – mierzony, plasowany, techniczny strzał. Generalnie cechuje go dobrze ułożona noga i chętnie korzysta ze swojego atutu.
Cały ten transfer był… trochę zaskakujący. Van Amersfoort nie jest przypadkowym gościem z przypadkowej ligi, a piłkarzem, który dość regularnie grał i notował liczby w Heerenveen, a więc średniaku ligi holenderskiej. Ma za sobą masę meczów w holenderskich młodzieżówkach, w których grał w jednej drużynie z takimi gośćmi jak de Jong czy Kluivert. Coś w jego karierze poszło nie tak, ale jak na poziom Ekstraklasy wystarczy, by robił różnicę.
***
A więc już jest solidnie i obiecująco, a siłę ognia Cracovii w przyszłym sezonie wzmocni jeszcze Marcos Alvarez, który w strzelił ostatnio 13 goli dla VfL Osnabruck, które występuje w 2. Bundeslidze. Jak na nasze warunki – transfer niespotykany, który ma duże szanse na sukces.
Co wtedy? Chyba można pogodzić wszystkich zainteresowanych i ustawić Alvareza na szpicę, a Lopesa dać na dziesiątkę lub skrzydło (jak już jesienią zdarzało mu się grywać). Van Amersfoort także może grać głębiej, co udowodnił we wczorajszym meczu z Legią, w którym nie tylko posyłał dobre piłki z głębi pola, ale i harował w destrukcji, zaliczył kilka odbiorów. Cracovia pewnie będzie chciała latem się wzmocnić, ale priorytetem nie musi być wcale wzmocnienie siły ognia.
A wy, jak sądzicie, który duet jest lepszy?
Fot. newspix.pl / FotoPyK