W ciągu jednej doby dobitnie przekonaliśmy się, że mecze zakończone wynikiem 1:0 można odbierać w skrajnie różny sposób. W niedzielę Piast stworzył świetne widowisko ze Śląskiem i choć padła tylko jedna bramka, ani przez moment nie mogliśmy narzekać na poziom i emocje. Niestety dzień później w Płocku mogliśmy już narzekać na wszystko. Nagrodą za te męki była możliwość obejrzenia pięknego gola Huberta Adamczyka. Wisła wygrała z Górnikiem Zabrze i przypieczętowała spadek Arki Gdynia. Na dole tabeli wszystko stało się jasne.
Trener gości Marcin Brosz postanowił poeksperymentować z ustawieniem, wystawił trzech stoperów. Dało to sposobność, by szansę otrzymał Aleksander Paluszek. 19-latek zaliczył obiecujący debiut, choć oczywiście bez przesady z tymi pochwałami. Raczej nie musiał się ścigać z rywalami – zresztą z Cillianem Sheridanem ścigać muszą się jedynie obrońcy ŁKS-u, reszta od razu go wyprzedza. Nie miał też jakichś bardziej wymagających akcji jeden na jeden. Ale jeśli chodzi o doskok, grę głową, ustawianie się i poprawne rozegranie, było w porządku.
Do tego Paluszek raz uratował swój zespół.
Sheridan zaliczył jedyne udane zagranie w meczu, wycofał do Adamczyka, a jego strzał wybił stojący przed linią bramkową młody stoper zabrzan. Martin Chudy miał mu za co dziękować.
O ile więc nowe ustawienie sprawdzało się Broszowi w defensywie, o tyle nie miało sensu w ofensywie. Będący fałszywą “dziewiątką” Jesus Jimenez był jakoś zdekoncentrowany, chyba analizował, czy nie zostawił zupy na włączonym palniku. Będący bliżej środka Erik Jirka kompletnie nie mógł się odnaleźć, a mający dużo chęci Giorgos Giakoumakis nie za bardzo mógł liczyć na czyjekolwiek wsparcie. A już na pewno nie na środek pola. Daniel Ściślak i Roman Prochazka byli dziś bardziej drętwi w swoich poczynaniach niż Erling Haaland w wywiadach.
Ściślak na dodatek w absolutnie juniorski sposób sprokurował rzut karny. Najpierw odskoczyła mu piłka, a później sfaulował Mateusza Szwocha. Sędzia początkowo odgwizdał rzut wolny, ale po podpowiedzi z wozu zmienił decyzję i wskazał na wapno. Wszystko bowiem działo się jeszcze na linii szesnastki.
I tutaj dochodzimy do najbardziej memowego momentu dnia. Do piłki podszedł Dominik Furman, który akurat 6 lipca ma urodziny. Najwyraźniej chciał dać czadu, żeby wieczorne winko jeszcze lepiej smakowało i… przesadził. Próbował zaskoczyć Chudego nieudolną Panenką i mocno się przeliczył. Od początku było widać, że coś kombinuje, na dodatek nie patrzył, co robi słowacki bramkarz. A ten niemal od razu się zatrzymał i spokojnie złapał prezencik w ręce.
Panie Dominiku…
Jak padł gol? Wszystko jest zasługą misternie ćwiczonej sztuczki Torgila Gjertsena. Norweg niby chciał wycofać piłkę piętą, a tak naprawdę to była zmyłka. Zamiast tego nabił futbolówkę o swoją drugą nogę, sprawiając, że defensywa Górnika zgłupiała. Gjertsen w międzyczasie wypatrzył Szwocha, będący jeszcze w lekkim szoku Chudy wybijał na piętnasty metr, a tam wolny jak ptak Adamczyk pięknie przymierzył pod poprzeczkę. Nawet bez tego gola byłby jednym z nielicznych kandydatów do miana zawodnika meczu. Z golem wszelkie wątpliwości zniknęły.
Gdyby ktoś nie zajarzył: Gjertsenowi po prostu nie wyszło, ale przy piłce się utrzymał.
Górnik w drugiej połowie coś tam wypracował, co nie znaczy, że jest mocniej poszkodowany wynikiem. Na dobrą sprawę tak na poważnie groźnie zrobiło się tylko wtedy, gdy Jimenez po podaniu Jirki zmylił Marcjanika i trafił w wychodzącego Kamińskiego. Później Hiszpan dwukrotnie próbował zawijać w dalszy róg (Kamiński na posterunku), a w końcówce po sprytnie rozegranym kornerze niepilnowany Giakoumakis posłał piłkę nad bramką. I tyle.
Słaby mecz, obserwujący z boku poczynania kolegów Jarosław Fojut i Jakub Rzeźniczak mieli czas na żarty.
Mecz byłby zupełnie do zapomnienia, gdyby nie fakt zrzucenia Arki do I ligi, memowy karny Furmana i gol Adamczyka poprzedzony kunsztownym trikiem Gjertsena. Wisła Płock wyprzedziła Wisłę Kraków, Górnik dalej jest dziesiąty.
Fot. FotoPyK