Świat filmu od lat staje przed dylematem – kręcić sequel hitowej historii, a może odpuścić sobie i spocząć na laurach wspaniałej „jedynki”? Druga część „Nagiego instynktu” to komplety szajs, przy „Batman i Robin” można wydłubać sobie oczy, sequel „Głupiego i głupszego” wywołuje fizyczny ból. Nakręcenie „dwójki” to wyzwanie, wszak twórca musi unieść ciężar oczekiwań po udanym debiucie serii. Patry Tuszyński i Sebastian Milewski stali przed nie lada wyzwaniem – czy można jeszcze lepiej spieprzyć sytuację z cyklu „ich dwóch, bramka jedna”?

Nie wierzyliśmy, a jednak było to możliwe. Najpierw jednak recenzencki rzut oka na debiut tych dwóch zdolnych reżyserów. Na deskach kieleckiego teatru oddali hołd pamiętnej akcji Jacka Kiełba w barwach Śląska. Byliśmy zatem świadkami puszczenia oka do klasyki polskiego futbolu, ale wszystko było przywdziane w nowoczesne barwy. Milewski pilnuje, by koniecznie spalić. Tuszyński czeka, aż Milewski na pewno spali. Podaje idealnie w tempo. Spalony, gola nie ma, Kiełb ociera łezkę nostalgii z kącika oka.
Poprzeczka została zawieszona niezwykle wysoko. Walory artystyczne? Totalna dziesiątka. Wykonanie? Jakby ćwiczyli to całe życie. Timing, role drugoplanowe, stroje – wszystko było dopięte na tip-top. Właściwie można byłoby gifa z tego akcji wysłać do Sevres i uznać za wzorzec „ordynarnego spieprzenia stuprocentowej sytuacji bramkowej”.
Czy potrzebowaliśmy sequela? Tak, choć nawet o tym nie wiedzieliśmy
Na szczęście wydawnictwo „Milewski&Tuszyński Misses” lepiej znało nasze najgłębsze pragnienia. I w niedzielę obudzili nostalgię, rozgrzali oczekiwania, zaspokoili potrzebę ekscytacji.
Ktoś mógłby powiedzieć – trudniej w sytuacji Tuszyńskiego było strzelić w poprzeczkę niż w bramkę. I właśnie w tym cały kunszt. Byle dziad potrafi strzelić z dwóch metrów do pustej bramki. To łatwiejsze niż zabranie lizaka siedmiolatkowi. Ale obić tu aluminium? No, to już pewien wyczyn.
Milewski z kolei miał tu – jak to mówią panowie w telewizjach – feeling i doskonale zdawał sobie sprawę, że musi pójść na akcję w stylu koszykarskiego alley-oopa. Idzie w ciemno. Wie, na którą kępkę trawy spadnie piłka po tym zagraniu Tuszyńskiego na klepkę z poprzeczką. Milewski trafia do siatki. Sędzia po VAR odgwizduje spalonego. Aż wracają wspomnienia z Kielc, widownia wiwatuje, twórcy „La Casa de Papel” patrzą z niedowierzaniem – „dwójka” jednak może być lepsza od „jedynki”.
Cholernie mocno ściskamy teraz kciuki za to, że „T&M Company” dostarczą nam trzecią serię tego komedio-dramatu. Wtedy Peter Jackson z tą swoją trylogią „Władcy Pierścieni” może schować się w kantorku na miotły.
Chuj wam w dupę za kasowanie komentarzy!!!
Mój komentarz zostawili, a zmienili mi nick. To dopiero jaja.
W trojce zrobia spalonego na linii bramkowej.
Musi też pojawić się wątek romansowy, by odświeżyć formułę.
A w czwórce z rożnego
Swoją drogą to Mielcarski ma pojęcie o piłce i ich przepisach jak ja o balecie. 😀
też zauważyłem, że coraz częściej się myli. zaczyna gonić niedościgłego KAzia W.
A na weszło jest lepiej? Ostatnio okazało się, że nie wiedzą, gdzie wedle przepisów kończy się ręka.
Mówisz o tej ręce CzarnegoMarka w meczu z Legią? Ewidentna …
To są właśnie ci zajebiści Polacy o których ciągle pierdoli beżowy jacek.
Uprzedzając kolejne pierdolenie: na 10 ostatnich meczów z Legią piast wygrał dwa… W każdym z ostatnich pięciu ligowych meczów Legia wystawiła w podstawowym składzie więcej Polaków niż piast. W całej swojej historii piast osiągnął mniej niż Legiia w ciągu ostatnich trzech lat.
I na koniec: kto jest pierwszy?
Na 10 ostatnich meczów z Legią, Piast wygrał 3, a jego bilans w tych meczach to 3-3-4, więc równie dobrze można napisać, że na ostatnich 10 meczów z Piastem, Legia wygrała 4 xD
Meczu z rezerwami nie liczymy
Meczu z rezerwami nie liczymy, meczu w którym kontuzję miał XXX nie liczymy, a w tym meczu wtedy to Mioduski i Vuković mieli wzdęcia więc też nie liczymy xD
Ale chyba Kiełb takie zagranie zrobił grając w Śląsku, a nie w Polonii
Smyku, tutaj jeszcze jedna akcja i też Kiełb w roli głównej
https://www.youtube.com/watch?v=JGleO8iEk0g
Flavio piłkę źle sobie przyjął, przez co wstrzymał akcję, a Kiełb pobiegł. Gdyby nie stał na spalonym to obrońca by przejął podanie. Zrąbali obaj koncertowo.
https://najwiekszekursykuponow.blogspot.com/ – Trafili kurs 175 wczoraj i zdjęcie kuponu mają na blogu. Realne zrodlo, ktore trafia
Na Dzis maja juz kolejny kupon dostepny!
Smyku bede mial dzisiaj beke z ciebie jesli heidenheim awansuje do bundesligi
Z niego beke to można mieć i bez powodu
Autentycznie nie wiem o co chodzi tutaj. O ile w pierwszym przypadku (Kiełb) sprawa dla mnie jest oczywista – ostatni obrońca jest minięty i został bramkarz. O tyle w najnowszym przypadku ostatni obrońca jest bliżej bramki. Dlaczego tu był spalony?
Bo musi być dwóch zawodników, przeważnie jest to obrońca i bramkarz, tutaj jest tylko obrońca więc musiałby być drugi obrońca albo bramkarz. Poczytaj przepisy.
To jest właśnie główny problem z potoczną interpretacją przepisu o spalonym. Powszechnie mówi się o ostatnim obrońcy, a przepisy mówią o dwóch zawodnikach, obojętnie z jakiej pozycji.
Czyli w tej pierwszej sytuacji (z Koroną) gdyby Milewski był za linią piłki to też by był spalony, bo nie ma 2 zawodników drużyny przeciwnej?
Gratuluje osobie, która dała „minusa”, a nie dała mi żadnej odpowiedzi. Brawo ty.
Nie, będąc za piłką nigdy nie jest się na spalonym.