Podobno Milan od dawna nie siada przy jednym stole z tymi, którzy rozdają karty w świecie calcio. Podobno, jednak dziś było inaczej. Dziś każdy, kto tak sądził, dostał od Rossonerich pstryczka w nos. Bo całkiem możliwe, że to właśnie Milan wygrywając na Stadio Olimpico z Lazio jako pierwszy zespół w tym sezonie Serie A, rozstrzygnął losy mistrzowskiego tytułu. Jakby się Lazio nie wysilało, siedem punktów to dystans, którego Juventus nie ma prawa roztrwonić.
Rzymianie długo liczyli się w wyścigu o Scudetto. Długo mieli nadzieję, że zdołają zrobić to, co nie wyszło wcześniejszym pretendentom – Romie oraz Napoli. Ale tak naprawdę od dawna przeczuwaliśmy, jak to się skończy. Mimo że z Włoszech słychać było wieści o tym, że Claudio Lotito wysyła swoich piłkarzy na potajemne treningi, żeby przygotować ich do wyczerpującego finiszu. Mimo że Biancocelesti mieli mnóstwo szczęścia przez cały rok, a ostatnio choćby w meczu z Fiorentiną. Wiedzieliśmy, że w końcu przyjdzie moment, w którym wyjdzie krótka kołdra Simone Inzaghiego i fakt, że Lazio w żaden sposób nie jest gotowe na walkę ze Starą Damą.
I taki moment przyszedł dziś. Bo z Milanem równie dobrze mógłby dziś zagrać Patryk Dziczek. Taki skład musiał rzucić do boju Inzaghi.
Kto widział ławkę Lazio, ten się w cyrku nie śmieje
Żebyście nas dobrze zrozumieli. Po pierwsze – nie przesadzamy, to był trochę skład węgla i papy, jak na włoskie warunki. Po drugie – nie jest to żaden przytyk dla Patryka Dziczka. Wręcz przeciwnie, to działacze Lazio mogą żałować, że Polak siedzi w Salernitanie, zamiast pomagać im w walce o tytuł. Jeśli nadal myślicie, że żartujemy, rzut oka na to, kim rzymianie chcieli dziś ratować losy walki o tytuł.
- Patric, Jony czy Stefan Radu mieli stanowić o monolicie defensywy
- Denis Vavro łatał w niej dziury
- Jordan Lukaku i Bobby Adekanye byli nadzieją na błysk w ofensywie
- Na boisku zameldował się nawet Djavan Anderson. Nie, nie jest to żaden młody talent. To 25-latek, którego największym życiowym sukcesem jest właśnie dzisiejszy występ na Olimpico
Nawet byśmy z tego nie szydzili, gdyby to było jakieś Sassuolo. Nazwiska i umiejętności tych zawodników jak najbardziej pasowałyby do ligowego średniaka. Ale do ekipy walczącej o tytuł? Średnio. Zabrakło Ciro Immobile, nie było Felipe Caicedo i nagle rzymianie całkowicie stracili jakość z przodu. Najśmieszniejsze jest to, że taki Adekanye był w zasadzie jednym z najlepszych piłkarzy Lazio, zapoczątkował dwie groźne akcje. Reszta była zaawansowaną wersją Stojanowa.
Właśnie – przy okazji wyszło, że Lazio wcale nie jest tak świetnie przygotowane. Sergej Milinković-Savić, który wręcz błagał o zmianę po przerwie, świetnie to podsumował. Momentami Laziali oddychali rękawami. Byli jak bokser, który wraca po raz piąty na pożegnalną walkę, mimo że nie ma sił nawet na utrzymanie gardy. Bo w sumie kredyt sam się nie spłaci.
200% normy Milanu
Dajmy już temu Lazio spokój, skupmy się na chłopakach, którzy drugi raz w ostatnich tygodniach zdobyli Rzym. Tak, w międzyczasie zremisowali też ze SPAL, ale Milan nie byłby Milanem, gdyby nie pokrzyżował sobie planów na własne życzenie. Tyle że dziś już obejrzeliśmy najlepszą wersję bandy Piolego. Stosunkowo szybko do siatki trafił Hakan Calhanoglu, zresztą w dość ładnym stylu.
GOOOAL HAKAN https://t.co/52USw0tQnT
— Milan Posts (@MilanPosts) July 4, 2020
Mediolańczycy zobaczyli, że rzymianie zachowują się raczej jak w filmach z Gallami w roli głównej niż jak w kronikach historycznych z czasów Juliusza Cezara i poszli za ciosem. Błyskawicznie do siatki trafił Zlatan, jednak tym razem Lazialim udało się Szweda przechytrzyć, łapiąc go w pułapkę ofsajdową. Ale, ale. Co się odwlecze, to nie uciecze. Dosłownie parę minut później Alexis Saelemaekers trochę przypadkowo trafił w rękę rywala w polu karnym przy próbie dośrodkowania, a Ibra wziął odwet i nie pomylił się z 11 metrów. To o tyle ciekawe, że niewiele brakowało, a Thomas Strakosha zostałby bohaterem, bo po strzale napastnika Milanu piłka zatańczyła pod nim i jakimś cudem wturlała się do bramki.
Ale nie byłby to sympatyczny Albańczyk, gdybyśmy mogli powiedzieć kilka miłych słów na jego temat, więc i tym razem się nie udało.
Koniec marzeń
Co dalej? Powiedzmy to sobie szczerze – w zasadzie nuda. Milan kontrolował każdy fragment murawy na Stadio Olimpico, Lazio nie wbiło nawet sztycha. Składna akcja, gol Ante Rebica (9 w 2020 roku) i było po meczu. Tempo zrobiło się wakacyjne, bo Pioli nie urodził się wczoraj – każda minuta, w której nie trzeba ganiać jak zły po boisku, jest teraz na wagę złota. Co prawda upokorzyć Lazio mógł jeszcze Theo Hernandez – i to dwukrotnie – ale chyba się nad rywalem zlitował. Rzymianie i tak już dużo wycierpieli, co dobitnie pokazał realizator, który w pewnym momencie zaserwował nam zbliżenie na Ciro Immobile.
Twarz Ciro mówiła jedno. On już wie, że nie ma co marzyć o strąceniu Juventusu z tronu.
Lazio Rzym – AC Milan 0:3
Hakan 23′, Zlatan 34′, Rebić 59′
Fot. Newspix