Reklama

Powrót duopolu coraz bliższy – zadecydują ostatnie kolejki i najbliższe okienko

redakcja

Autor:redakcja

04 lipca 2020, 02:45 • 8 min czytania 8 komentarzy

Legia Warszawa nad Lechem Poznań. Legia Warszawa nad Lechem Poznań. Lech Poznań nad Legią Warszawa. Tak kończyła się liga w latach 2013-2015, ale co ważniejsze – tak układała się hierarchia siły polskich klubów w tamtym okresie. Była potężna Legia, za jej plecami aspirujący do miana potęgi Lech, dopiero gdzieś dalej peleton, w którym na pierwszy plan wysuwała się Jagiellonia Białystok. Później Legia delikatnie obniżyła loty, przegrywając nawet walkę z Piastem Gliwice, Lech z kolei w ogóle zaliczył pasmo nieprawdopodobnych wtop, po których trudno było go w sumie traktować poważnie. 

Powrót duopolu coraz bliższy – zadecydują ostatnie kolejki i najbliższe okienko

Czy powoli mamy do czynienia z powrotem tego poznańsko-warszawskiego duopolu? Cóż, wiele wskazuje na to, że tak. 

– W futbolu najważniejsza jest tabela – powtarzał Stanisław Czerczesow, a nam pozostaje się pod tym podpisać. O powrocie duopolu możemy mówić właśnie dlatego, że liga układa się według starego scenariusza: mistrzostwo dla Legii, wicemistrzostwo dla Lecha. Ale oczywiście to tylko punkt wyjścia do szerszego spojrzenia, bo tak naprawdę wszystkie trzy filary, na podstawie których można określać siłę klubu, zaczynają wreszcie wyglądać w miarę solidnie. A pamiętajmy – wcale tak nie było w ostatnich sezonach, zwłaszcza w tym poprzednim, gdy Legia skończyła na drugim, a Lech na odległym, ósmym miejscu.

FILAR PIERWSZY: SIŁA PIERWSZEJ DRUŻYNY

Tutaj nie ma nawet jakiegoś pola do dyskusji. Jeśli mielibyśmy klub po klubie analizować jego siłę na papierze, wyjdą nam oczywiste wnioski – najszerszą, najrówniejszą i najmocniejszą kadrę ma Legia Warszawa, za jej plecami jest Lech Poznań. Piast Gliwice i Śląsk Wrocław mają gorszych piłkarzy, mają ich mniej, duża część ich wyników to po prostu zasługa łebskich trenerów, zwłaszcza Waldemara Fornalika. Z Lechem i Legią jest inaczej – tutaj po prostu pion sportowy wreszcie zbudował całkiem rozsądne drużyny.

W Poznaniu brakującymi ogniwami układanki byli chyba Dani Ramirez i Jakub Moder, ale przecież nawet bez nich Kolejorz wyglądał dosyć przyzwoicie. Christian Gytkjaer to jeden z najlepszych napastników ligi, być może nawet po prostu najlepszy napadzior. W topie na swojej pozycji umieścilibyśmy też z pewnością Kamila Jóźwiaka, Pedro Tibę czy Lubomira Satkę. Teraz do tego grona można doliczyć “zimowe wzmocnienia”. Wykupionego z ŁKS-u Łódź Daniego Ramireza, ale też odważniej pokazanych światu Modera czy Kamińskiego.

Reklama
Te słabsze ogniwa?

Kurczę, no może lewa obrona, ale to nadal jest odstawanie od poziomu klubu, a nie od poziomu ligi. Wiele zespołów nawet z górnej połowy tabeli z ucałowaniem ręki wzięłoby duet Kostewycz-Puchacz. Pewien komfort jest też na prawej flance, nawet pod nieobecność Roberta Gumnego. Lech tak naprawdę ma tylko dwie poważne luki – w bramce i na pozycji numer 6, bo przecież Moder typowym przecinakiem nie jest. To doskonały wynik – szczerb w szczękach pozostałych czternastu klubów Ekstraklasy znaleźlibyśmy o wiele więcej.

Legia? Tutaj omawialiśmy już temat na podstawie rezerwowych. Skoro w Warszawie za Vesovicia wskakuje Stolarski, a w przodzie problemów nie ma nawet mimo kontuzji TRZECH napastników – to jest manifestacja siły. Drużyna z Łazienkowskiej ma najlepszego prawego obrońcę ligi, najlepszego lewego obrońcę ligi, jednego z najlepszych defensywnych pomocników, jednego z najlepszych prawych skrzydłowych. Mamy problem jak zaklasyfikować Gwilię i Luquinhasa, ale to też jest absolutna czołówka Ekstraklasy. Co pozycja, to porządny piłkarz, a zazwyczaj jeszcze solidny zmiennik.

FILAR DRUGI: MŁODZIEŻ

Skoro już jesteśmy przy tabeli rozgrywek – tak się składa, że w Ekstraklasie mamy dwie. Pierwszą z punktami ligowymi, drugą z punktami w klasyfikacji Pro Junior System. O zwycięstwo w niej walczą – co za niespodzianka! – Lech Poznań oraz Legia Warszawa.

Zacznijmy może od pozostałych drużyn liczących się w grze o puchary, żeby zaprezentować jaka jest wyrwa pomiędzy Legią i Lechem a resztą Polski. I Piast Gliwice, i Śląsk Wrocław na pozycji młodzieżowca stawiają na zawodnika z rocznika 1998 – czyli w sumie już dorosłego chłopa, który nawet nie punktuje w PJS-ie. Jeśli chodzi o “prawdziwych” młodych, to Piast oferuje piłkarskiej Polsce jedynie Steczyka – bo trudno liczyć te pojedyncze występy Klupsia (wypożyczonego z Lecha) czy Borkały. Śląsk Wrocław nie wygląda wiele lepiej – Łyszczarz, Samiec-Talar i Bergier zagrali łącznie ponad 150 minut. W klasyfikacji PJS Śląsk i Piast zajmują… dwa ostatnie miejsca.

Ładny kontrast, prawda? Cztery najmocniejsze drużyny ligi to dwóch liderów i dwóch outsiderów PJS. Tylko Lech i Legia łączą wyniki na murawie z umiejętnym wprowadzaniem młodych zawodników. I to od razu całą ławą.

Lech ma Puchacza, Marchwińskiego, Modera, Skrzypczaka, Kamińskiego, Szymczaka i Skórasia. Plus naturalnie Klupsia, nie wspominamy też o roczniku 1998 z Jóźwiakiem i Gumnym na czele. Legia ma (no, miała jeszcze przed chwilą) Majeckiego, Karbownika, Rosołka, Slisza, Praszelika i Pyrdoła. Nawet jeśli z tego grona odpadli Majecki i Praszelik, wciąż jest nieźle – do bram drużyny pukają już powoli Mosór, Cielemęcki, Kostorz oraz Włodarczyk, nie zdziwimy się, jeśli będziemy ich w przyszłym sezonie oglądać w barwach Legii w Ekstraklasie.

Reklama

Dodajmy do tego, że i Lech, i Legia już budują swoją markę poza granicami Polski. Kolejorz ma już spore tradycje, od Linettego po Bednarka, ale i Legia wysłała w świat choćby Szymańskiego, teraz dochodzi do tego Majecki. Nieźle wygląda teraźniejszość. Wstydu nie przynosi przeszłość. Spokojnie prezentuje się przyszłość.

FILAR TRZECI: TRANSFERY

I to jest chyba najbardziej istotny element całej układanki. Obie drużyny powróciły do najlepszych praktyk ze starych lat – budując swoją potęgę korzystają z wyróżniających się zawodników rywali ligowych.

Legia Warszawa ma tu już coraz dłuższe tradycje, z ostatnich “przechwytów” można wymienić Novikovasa czy Gwilię, ale też Cholewiaka, Pyrdoła, Slisza, no i oczywiście Filipa Mladenovicia. Lech dopiero z taką stroną transferów romansuje, ale trzeba przyznać, że wyjęcie z ŁKS-u Daniego Ramireza czy przekonanie do bliższego poznania Poznania Alana Czerwińskiego to ruchy bardzo obiecujące. Co równie ważne – obie drużyny znacznie zredukowały liczbę transferowych flopów przy piłkarzach polecanych przez skauting. Być może to kwestia obniżenia poziomu całej ligi, ale jako trafione możemy policzyć duże transfery “zagraniczne” obu klubów w tym sezonie. Legia wzięła Luquinhasa, a poza tym dopięła też powrót Wszołka czy Lewczuka. Przyzwoicie do drużyny wszedł też Pekhart.

Więcej do udowodnienia mieli lechici, którzy w ostatnich latach mylili się właściwie przy każdym transferze, co rusz dostarczając lidze takich kasztanów jak Vujadinović czy Radut. O ile van der Hart czy Muhar swoje na sumieniu mają, o tyle Satka czy Butko to ruchy bardzo rozsądne. A przecież dopiero teraz pełnię możliwości pokazują też Gytkjaer czy Rogne – jednocześnie udowadniając, że skauting Lecha się co do nich nie pomylił.

Status duopolu gruntuje właśnie takie połączenie – ściąganie z zagranicy piłkarzy, którzy są poza zasięgiem reszty ligi oraz wyciąganie perełek od rywali. Wyobrażacie sobie Wszołka w Piaście? Śląsk Wrocław, który wyciąga Ramireza? No właśnie.

SPRAWDZIAN DOPIERO NADCHODZI

Mocne ustawienie się na tych trzech filarach sprawiło, że Lech i Legia mają szansę wrócić do starych czasów, gdy najpierw rozstrzygali w bezpośrednim boju losy mistrzostwa, a potem ścierali się też o triumf w Pucharze Polski. Czy kogoś zdziwi scenariusz z dubletem Legii oraz srebrem Lecha w lidze oraz w Pucharze? Ewentualnie podzielenie się trofeami po równo? Więcej, to w sumie jest najbardziej prawdopodobny scenariusz, z całym szacunkiem dla pozostałych półfinalistów PP.

Optymizm trzeba jednak dość mocno ostudzić, zanim zaczniemy tutaj się rozpisywać o tym, że doczekaliśmy się swojej Crvenej Zvezdy i swojego Partizana.

Dlaczego mimo tego powolnego powrotu do stanu sprzed piciu lat jesteśmy dalecy od rozpisywania się o “derbach Polski”? Obawy budzi przede wszystkim finansowa strona tego przedsięwzięcia. I z Legii, i z Lecha docierają dość niepokojące głosy o tym, że sprzedaż piłkarzy już nie jest kwestią poszerzania możliwości inwestycyjnych, ale koniecznością. Albo sprzedamy tego i tego, albo pochłonie nas dziura budżetowa. Sama strategia budowy budżetu również w oparciu o zyski z transferów nie jest zła, podobnie działa pół Europy. Wątpliwości zaczynają się pojawiać, gdy dziura rośnie, a liczba piłkarzy, których sprzedaż może ją załatać systematycznie maleje.

Tajemnicą poliszynela jest fakt, że Kolejorz przycina koszty już nawet na najbardziej oczywistych kwestiach, jak choćby lampy do naświetlania murawy. O tym, ile musiał już dosypać do Legii Warszawa Dariusz Mioduski wie tylko on sam. A przecież te problemy zaczynały się w czasach hossy, gdy największe kluby biły rekordy transferowe.

Jak to będzie wyglądało dziś, w świecie post-pandemicznym?

Czy Karbownika faktycznie uda się sprzedać za 10 milionów? Czy Jóźwiak albo Gumny zakręcą się w okolicach rekordu Bednarka? Ile jest wart Marchwiński w lipcu 2020 roku, a ile był wart przed pandemią, w styczniu 2020? Jeśli rynek transferowy się zmniejszy, kasy będzie mniej – ucierpią na tym kluby, które od zysków z transferów uzależniały swoje być albo nie być. Oczywiście, zdaje się, że Lecha i Legii akurat w tej grupie nie ma. Ale być może zamiast sprzedania jednego młodego zawodnika za 9 milionów euro, trzeba będzie sprzedać dwóch młodych i jednego starszego za 3 miliony euro każdy.

A wówczas trzeba będzie znów odpalić skauting i akademię. Tym razem, by jakoś zapełnić luki w składzie. Czy znowu uda się taki manewr jak z zastąpieniem Kędziory Gumnym? Jevticia Ramirezem? Piłkarza formatu Carlitosa piłkarzem formatu Luquinhasa? Zwłaszcza, że zastępowanie to rozpoczynanie od początku procesu zgrywania, budowania poczucia jedności, dołączania nowego elementu do układanki. Czyli: wyzwanie. Wyzwanie akurat, gdy trzeba będzie grać o awans do europejskich pucharów.

***

Czy jest szansa na powrót duopolu? Oczywiście, że jest. Wystarczy “tylko”, że Lech z Legią zagrają świetnie finisz sezonu, a w przerwie między rozgrywkami nie osłabią swoich zespołów. Banał, co? Dlatego właśnie na razie czekamy z ogłoszeniem powrotu do ery poznańsko-warszawskiej. Jeśli lato znów drastycznie przewietrzy szatnie, a puchary skończą się na pierwszych rundach, znów trzeba będzie łatać i rzeźbić.

A w mistrzostwach łatania i rzeźbienia lepszy od Lecha i Legii jest Waldemar Fornalik.

Fot.FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Ekstraklasa

Vuković o meczu z Górnikiem: Najgorszy, odkąd jestem w Piaście

Patryk Stec
0
Vuković o meczu z Górnikiem: Najgorszy, odkąd jestem w Piaście

Komentarze

8 komentarzy

Loading...