Różnie toczą się kariery piłkarzy po trzydziestce. Jedni starzeją się pięknie – jak Arkadiusz Malarz czy Marcin Robak, którzy dopiero na finiszu swojej kariery naprawdę rozwijają skrzydła. Inni grają bardzo długo, ale gasną powoli i trzymają przyzwoity poziom – do głowy przychodzi nam tu Arkadiusz Głowacki. W przypadku Macieja Dąbrowskiego oglądamy jednak proces nie spadku formy, a zjazdu. Nie wykluczamy, że – parafrazując hasło reklamowe – „może to kwestia zawodnika, a może to ŁKS”. Ale, do diaska, jeszcze trzy lata temu – co dziś trudno sobie wyobrazić – Dąbrowski był wybierany najlepszym obrońcą ligi.

Lato 2017.
Maciej Dąbrowski dostaje na Gali Ekstraklasy nagrodę dla najlepszego defensora ligi. Ma za sobą świetny sezon, był kluczowym elementem układanki Jacka Magiery. Przebąkuje się o powołaniu do kadry. Akurat wybiła mu trzydziestka, więc to też idealny czas, by ruszyć na jakiś zagraniczny wojaż. Ale po naprawdę udanym roku zostaje w Legii i jeszcze jesienią zbiera minuty.
Zima 2018.
Pół roku później Legia odsuwa swojego piłkarza na ławkę. I to na sam jej skraj. Pozycja Pazdana jest niepodważalna, więcej gra Remy, bliżej składu jest nawet Mauricio. Dąbrowski nie widzi sensu kopania się z Romeo Jozakiem. Nie dostał choćby minuty w sześciu meczach z rzędu. W marcu rozwiązuje kontrakt z Legią.
Sezon 18/19.
Dąbrowski zalicza cały sezon w barwach lubinian. Gra regularnie, ale w żadnym stopniu nie nawiązuje do formy sprzed ponad roku. Lepiej na jego tle wygląda na pewno Lubomir Guldan, w naszych notach wyżej wypada też Damian Oko, Sasa Balić czy Bartosz Kopacz. W końcówce sezonu trafia na ławkę, gra rzadziej.
Jesień 2019.
Z podstawowego stopera staje się ostatnim obrońcą do grania. W lidze 1800 możliwych minut gra tylko 111. Tylko raz znajduje się w wyjściowym składzie. Dostaje klarowny sygnał od władz klubu, że zimą może się pakować i zmieniać klub, bo nikt w Lubinie już w niego nie wierzy.
Wiosna 2020.
Dąbrowski rozwiązuje umowę z Zagłębiem i wiąże się z ŁKS-em. Na papierze ten transfer jest bardzo, ale to bardzo sensowny. Pisaliśmy wówczas tak:
No dobrze, czyli ŁKS bierze wrak piłkarza i żadne to wzmocnienie? Absolutnie tak sprawy stawiać nie można. Dąbrowski najmłodszy nie jest, ale też o lasce nie chodzi, ma 32 lata. Doprowadzony do dobrej formy potrafi być niezwykle użyteczny, co udowadniał wcześniej w Zagłębiu, kiedy był czołowym stoperem ligi, zrobił puchary i zasłużył na transfer do Legii.
(…)
I teraz, po tych wszystkich przygodach, Dąbrowski chce odnaleźć swoją formę w ŁKS-ie. To może wypalić, bo nie mamy wątpliwości, że Maciek będzie w Łodzi podstawowym obrońcą, a więc złapie rytm regularnego grania. Zyskać może więc on i naturalnie ŁKS, bo istnieje szansa, że kogoś doświadczonego obok siebie potrzebuje Sobociński.
No i tu nastąpiło zderzenie z rzeczywistością. Bo oczywiście – na tamten moment ten transfer wydawał się zupełnie sensowny. Problem w tym, że albo to ŁKS zaraził Dąbrowskiego pierdołowatością, albo sam Maciej po prostu nie jest już tym samym zawodnikiem, co dwa-trzy lata temu.
I przykładów możemy mnożyć, bo ostatnio co łodzianie tracą bramkę, to gdzieś paluch macza w niej Dąbrowski. Weźmy ostatni mecz z Wisłą Płock – Dąbrowski do piłki rusza z zapasem dwóch-trzech kroków nad Sheridanem. A gdy Irlandczyk oddaje strzał, to ełkaesiak jest za nim dobrych kilka metrów. A – umówmy się – wiele możemy o Sheridanie powiedzieć, ale nie to, że szybko biega. Tutaj Dąbrowskiego wyprzedził i rywal, i kolega z zespołu.
Zwinność nie ta, szybkość też nie
Dramat w dwóch aktach, czyli mecz z Górnikiem. Najpierw kręcenie się jak bączek, odwrócenie się tyłem do piłki.
Później spóźniony w ustawieniu wobec rywala, po tej akcji pada gol.
Jeśli chodzi o spóźnienia, to przy wysoko grającej linii obrony ŁKS-u wystarczy często po prostu podać piłkę za plecy Dąbrowskiego czy drugiego stopera (Gracii lub Sobocińskiego). Tak padły dwa gole w Płocku, tak też padła bramka we Wrocławiu. Za moment Płacheta bez włączenia trybu turbo ucieknie obu defensorom łodzian i strzeli gola na 3:0.
Co do meczu ze Śląskiem – pierwsza bramka też spada w dużej mierze na konto zimowego transferu. Dąbrowski wyskakuje do Stigleca ze swojej strefy, spóźnia się i nie przerywa ataku, po zgrabnej klepce ten sam Stiglec wbiega w miejsce, gdzie Dąbrowski powinien stać. No i jest 1:0.
I takich przykładów moglibyśmy mnożyć. Owszem, bywa tak, że Dąbrowski próbuje w akcie desperacji łatać błędy mniej doświadczonych kolegów, ale sam po prostu nie wyrasta ponad tę ełkaesiacką słabość. W oczy rzuca się przede wszystkim mała zwrotność. Przeciwnicy czasem nie muszą nawet być znakomitymi technikami czy szybkościowcami. Dąbrowski daje się też nabierać na banalne zwody.
Trudno winić go za to, że ŁKS spadł, bo przecież już zimą pisaliśmy, że to trochę transfer za zasadzie podłączania trupa pod respirator. Ale spodziewaliśmy się jednak, że jeśli ktoś będzie wybijał się nad tę beznadziejnie słabą linię defensywy, to właśnie on. Tymczasem ex-legionista nie nawiązał nawet w drobnym ułamku do tego, co oglądaliśmy jeszcze jesienią 2017 roku. Bo o sezonie 2016/17 to nawet nie wspominamy – nie ma sensu.
Co dalej?
I zastanawiamy się tylko – czy to już jest moment, w którym Dąbrowski przechodzi na drugą stronę rzeki i odhacza sobie kolejne stadiony w I lidze? Czy jeszcze spróbuje obsadzić gdzieś ławkę w Ekstraklasie i być kimś w stylu doświadczonego strażaka, który w razie kartek czy kontuzji wskoczy do składu? Bo w inne warianty po prostu trudno uwierzyć. Wiemy, że Ekstraklasa zaraz będzie powiększona i że zaraz przywitamy trzech nowych ekstraklasowiczów, ale nawet w składach tych zespołów trudno nam znaleźć miejsce dla będącego w takiej formie Dąbrowskiego. Cóż, co zrobić. Statuetki za obrońcę roku nikt mu nie zabierze. Może przy odrobinie więcej szczęścia mógł starzeć się ładniej. A tak oglądamy jeden z szybszych zjazdów ostatnich lat w lidze.
fot. FotoPyk
Teraz jest już beee? Jeszcze nie tak dawno „mędrcy” z klubowego forum twierdzili, że ŁKS nie spadłby z Dąbrowskim w składzie od pierwszego meczu w Ekstraklasie.
On nie dostosował się do pierdołowatości ŁKSu tylko jest kolejnym zawodnikiem od którego wymaga się gry, której nie potrafi. Z tego samego powodu, Sobociński cyklicznie daje ciała i został w waszym rankingu(Liga minus) najgorszym obrońcą Ekstraklasy. Tiki – taka…
Zauważyłeś, że pierdołowatość Dąbrowskiego wzieła sie po przerwie spowodowanej przez epidemię?
Wcześniej ŁKS przez niego bramek nie tracił.
Ale jest ciśnięcie na ŁKS. Problemem ligi nie jest ŁKS, w każdej lidze, w prawie każdym sezonie znajdzie się taki ŁKS. Klub, któremu coś w sezonie nie pykło i wyraźnie odstaje od reszty – trudno. Tak samo powinien być klub, który pokaże, że jest mistrzem.
W Polsce nie. W Polsce mamy sytuacje, że między ostatnim, a pierwszym zespołem często niewiele jest różnicy. Do ostatnich chwil 4 zespoły walczą o mistrza Polski, to jest żart – a nie ŁKS, który ma gorszy sezon.
W topowych ligach znajdzie się zawsze jakiś Leganes, Benevento, Huddersfield, Norwich czy inna Tuluza. I tak samo powinna znajdować Barcelona, Real, Liverpool czy Bayern. To jest odpowiedni format ligi. Gdzie odpadają zespoły wyraźnie słabsze i wygrywają wyraźnie lepsze. Tutaj natomiast grilluje się ten ŁKS jakby nie wiadomo jaki zły sezon miało. Ma typowy sezon dla ostatniego zespołu w lidze. Porównajcie sobie ostatnie sezony w Ligue 1, Serie 1, Bundes czy Premier League jeśli nie wierzycie. Zespoły często miały na koniec poniżej 20 pkt.
Ale pierdololo proszę pana. ŁKS ma beznadziejny sezon. Jest zdecydowanie najgorszym zespołem grającym w tej nędznej eklapie od lat.
'Tutaj natomiast grilluje się ten ŁKS jakby nie wiadomo jaki zły sezon miało. ’ Otóż wiadomo. Widać to w każdym meczu. Każdy zespół jest odeń wyraźnie lepszy. Nawet ten, co zajmie miejsce przedostatnie, będzie lepszy od ŁKS o dwie długości. Albo pitolenie o tym co jest w innych ligach. Nie jesteśmy w innych ligach. Jesteśmy w Polsce. W słabej ekstraklasie, w której ŁKS zrobił z siebie pośmiewisko na lata.
Sam sobie rzekomy Pan przeczy.
Byliśmy przyzwyczajeni do tego, że ostatni zespół wyciągał na luzie ponad 30 pkt i miał nawet ponad 10 zwycięstw w sezonie. Tylko to pokazuje miałkość i nijakość ligi. Bo skoro ostatni zespół w tabeli gra na równi z czołówką, to jest to patologia.
Jasne, że ŁKS gra do d… tylko to nie jest nic niezwykłego. Jest beniaminkiem, który nie wszedł z przytupem do ligi. Miał jedną gwiazdę – której już nie ma i nie ma kto ciągnąć wózka lub nawet udawać, że się go toczy. Jeśli ktoś co sezon awansuje o jedną ligę to niestety niesie ze sobą zagrożenie, że w końcu pewna formuła się wyczerpie.
Czy to wina Przytuły? No tak, bo kogo innego. Ale czy to jakieś zaskoczenie? Zaskoczenie to jakby Piast, Lechia albo Lech miały serie 10 porażek i nikt by nie wiedział co się stało. Tutaj mamy normalność.
Brawurowa konstrukcja stylistyczna w pierwszym akapicie miała mnie, rozumiem, obrazić? Średnio wyszło. Ale ćwiczenie czyni mistrza, powodzenia.
Czym sobie przeczę niby? Ekstraklasa jest nędzna, tu się zgadzamy. I jest patologiczna, owszem. Natomiast, jeżeli w tej nędznej i patologicznej ekstraklasie jest zespół, który gra tak beznadziejnie jak ŁKS, to świadczy to o tym, że sobie przeczę, czy raczej o tym, że ekipa z Al. Unii prezentuje poziom mułu bagiennego, co tylko potwierdza, co napisałem post wyżej? Albo ja nie rozumiem Twojej logiki, albo Ty piszesz pierdoły, żeby je pisać.
O ile przed pandemią Dąbrowski grał naprawdę przyzwoicie to po wznowieniu rozgrywek poziom jego gry spadł dramatycznie .
I jakimś trafem trenerem ŁKSu został w tym czasie Wojciech Stawowy , kolega eksperta C+ w rurkach
Dlaczego w Płocku brakuje krzesełek?