„Po moim odejściu Wisła nie zrobiła żadnego progresu, podziękowano mi przedwcześnie”, „niektórych zawodników nazywam tłukami piłkarskimi”, „Wisła Płock nie ma swojego DNA”, „mam żal, że nie dano mi dłużej popracować w Płocku”. To pierwszy wywiad Dariusza Dźwigały na temat odejścia z Wisły Płock. Ale nie tylko, bo rozmawiamy o filozofii gry, wyszkoleniu technicznym ekstraklasowiczów, powtarzalności w klubach z elity. Jest ciekawie, więc nie przedłużając: zapraszamy.
Gdzie byłeś, jak cię nie było? W październiku miną dwa lata, odkąd nie prowadzisz zespołu.
Tak już wyszło, że szybko zwolniono mnie z pełnienia obowiązków trenera Wisły Płock. Do dzisiaj nie wiem dlaczego. Po moim odejściu Wisła nie zrobiła żadnego progresu, podziękowano mi przedwcześnie, nie przegrałem ani razu dwóch meczów z rzędu. Może zabrzmi to próżnie, ale uważam się za dobrego trenera. Zwątpiono we mnie za szybko, zwłaszcza, że przyszedłem cztery dni przed pierwszym meczem i nie miałem wpływu na przygotowania drużyny do preferowanego przeze mnie modelu gry. Oczywiście wiedziałem czego się podejmuję, ale coś nie zagrało, nie zdążyłem rozwinąć skrzydeł i tyle.
Dwa zwycięstwa, cztery remisy, pięć porażek. 0,91 punktu na mecz. Ostatnie spotkanie 0:4. Nie wyglądało to najlepiej.
Nie, ale Runjaić czy Probierz też mieli swoje problemy i pracują do dzisiaj. To nie jest gra w cymbergaja, potrzeba trochę czasu. Ja proponuję trudne rozwiązania dla naszej piłki ekstraklasowej. Chcę grać. Nie chcę kopać. Nigdy się na to nie zgodzę, by w naszej lidze się kopało, a nie grało. Owszem, idzie to powoli w dobrą stronę, ale nadal jest mało powtarzalnych zespołów. Szkoląc młodzież, nie tolerowałem wybijania piłki. Jak za dzieciaka nie nauczymy się grać, to są potem takie efekty, że nie ma nas w europejskich pucharach. Jesteśmy daleko za najlepszymi, jeśli chodzi o atak pozycyjny. Ja czerpię wzorce od najlepszych. W Europie zespoły potrafią się utrzymać przy piłce i kreować grę. Na to trzeba czasu, którego nie dostałem.
Może to za trudna piłka? Nie skończysz jak Stawowy, którego nie było pięć lat?
To nie jest trudne, tylko trzeba być konsekwentnym w założeniach. Przyczyna leży w szkoleniu młodzieży. Tam jest największy problem. Wiem o czym mówię, pracowałem indywidualnie z dziećmi, byłem na wielu stażach w Europie, widziałem akademie i wiem, czego tam się uczy. Niektórzy piłkarze ekstraklasowi mają podstawowe problemy z przyjęciem piłki, a to komuś odskoczy, ktoś podejmie złą decyzję, bo są braki wyuczenia dobrych nawyków od dziecka.
Dlatego trener Stawowy ma trudności z osiągnięciem celów. Gdyby pracował z lepszymi zawodnikami, to jego filozofia by się sprawdziła. Zostałaby doceniona.
Może trzeba było poczekać do zimy, zamiast z marszu grać trudny futbol?
Miałem bardzo dobrą pracę w PZPN-ie, gdzie się spełniałem. Dostałem telefon z Płocka, nigdy nie prowadziłem samodzielnie zespołu w Ekstraklasie, wahałem się do ostatniej godziny, czy się podjąć. Spróbowałem. Nie wyszło, jeśli chodzi o wynik sportowy, ale nie żałuję. Jeżeli byłoby mi dane dłużej popracować, to Wisła grałaby dobrze w piłkę.
Prezes Kruszewski mówił jeszcze przed zwolnieniem, że nie patrzy na suche wyniki, tylko też na chemię trenera z zawodnikami. Mogę więc domniemywać, że spojrzał na to drugie i jednak powiedział „dość”.
Pierwsze słyszę o czymś takim. Miałem bardzo dobre relacje z piłkarzami. W każdym klubie tak było. Byłem przecież niedawno po drugiej stronie barykady, wiem czego zawodnicy oczekują, jakiego podejścia. Kontakt był dobry.
Z czego wynika twój optymizm, że jeśli pracowałbyś dłużej, to Wisła wyszłaby na prostą?
Żeby wpoić to, czego chcę, potrzeba czasu. My mieliśmy bardzo dobre mecze przeplatane słabszymi. Moi zawodnicy robiliby indywidualny progres. W każdym klubie tak było, chociażby w Otwocku, Radomiaku i Dolcanie. Otwock? Po awansie do II ligi, przez dwa sezony biliśmy się o awans. W Radomiaku zostawiłem zespół na pierwszym miejscu, gdy odszedłem do Jagiellonii Białystok. Jestem pewny tego, co robię.
Zaraz, ale jakie mecze uważasz za bardzo dobre? Wygrałeś dwa. Z Legią, która była po ciężkim treningu z Sa Pinto i Lechią, kiedy miałeś szczęście, bo oni walili po słupkach i nie wykorzystali karnego.
Na Legii zagraliśmy super, taki zespół chciałbym widzieć w każdym meczu. Z Lechią wygraliśmy faktycznie trochę na farcie. Na pewno zagraliśmy bardzo dobrą drugą połowę z Lechem, kiedy zdominowaliśmy go i wyglądaliśmy dobrze, a bramkę straciliśmy w doliczonym czasie. W meczu z Górnikiem Zabrze zagraliśmy rewelacyjnie, mieliśmy setki. Zagraliśmy dobre spotkanie – mimo porażki – z Arką, kiedy zamknęliśmy ich we własnym polu karnym. Słaby mecz był z Cracovią, bardzo słaby z Pogonią. I to ten mecz przesądził, że straciliśmy pracę.
Na pewno jednak sam nie zwalasz wszystkiego na brak szczęścia, jakieś błędy popełniłeś.
Pewnie tak. Nie zrzucam wszystkiego na karb szczęścia. Natomiast Wisła nie grała tak źle, żeby nie dać mi dłuższej szansy.
Mówiłeś: „może źle robię, że rozpatruję skład pod kątem przeciwnika, a nie skupiam się na tym, co mam w zespole najlepszego. To mój błąd.”
Potwierdzam. Jeżeli kiedykolwiek będzie mi dane pracować dłużej w piłce klubowej, to będę skupiał więcej uwagi na swoich piłkarzach niż na przeciwniku. To jest duży problem większości trenerów. Ja staram się, żeby moje drużyny miały wpływ na mecz. W Wiśle Płock był kłopot z organizacją gry obronnej całego zespołu po stracie piłki. Graliśmy wysoko i jak traciliśmy posiadanie, to odległości między nami były nie takie, jak powinny być. Zwracałem na to uwagę, ale zwracanie uwagi, a realizacja to dwie różne rzeczy. Na pewno nie byliśmy zespołem, który dominował w każdym spotkaniu, ale widać było choćby po meczu z Legią, że potrafimy grać. To była dla mnie baza, że ta drużyna może tak funkcjonować.
Widziałem, że ci zależało. Po meczu z Lechią byłeś szczęśliwy. Pewnie liczyłeś, że to będzie przełom?
Jasne, że tak. Liczyłem, że moja przygoda w Ekstraklasie będzie dłuższa. Mam ogromny niedosyt.
Jestem prezesem, mam trenera, który punktuje jak ty, wiem, że w Podbeskidziu i Arce też nie było dobrze, więc zaczynam mieć wątpliwości.
Patrzyłeś na Otwock, Radomiak i Dolcan?
Tak.
U nas patrzy się na negatywy. Tak, pracowałem w wymienionych przez ciebie klubach krótko, po trzy miesiące. W Podbeskidziu wiem, dlaczego tak się stało. Nie pozwoliłem sobie na ingerencję w skład głównego sponsora, czyli miasta. Jeśli mam ponosić odpowiedzialność, to za swoje błędy, a nie cudze.
Ale nie było wyników.
Była bardzo podobna sytuacja do Płocka. Mieliśmy bardzo dobre mecze przeplatane słabymi.
A Arka?
Też podobnie. Choć uważam, że w Podbeskidziu graliśmy najlepiej z tych trzech drużyn, czyli z Arki, Wisły i Podbeskidzia. Tam w każdym meczu dominowaliśmy nad przeciwnikiem, ale brakowało wyników.
Postaw się w roli prezesa: widzisz CV Dźwigały. Zatrudniasz go?
Nie patrzyłbym na CV. U nas jest problem z zarządzaniem klubami, bo jest dużo takich, które nie mają swojego stylu. Ja nie mówię, że piłka preferowana przeze mnie, czyli dominacja, jest jedyną słuszną, bo można grać na przykład szybkim atakiem. Chodzi mi o powtarzalność. Kluby skaczą z kwiatka na kwiatek. Brakuje stabilności i stałej tendencji w doborze filozofii gry.
Wisła Płock ma swoje DNA?
Nie.
Czyli prezes Kruszewski zarządza nią źle?
Tego nie powiedziałem. Nie będę oceniał prezesa Kruszewskiego. Każdy ma swoje spojrzenie.
Za DNA powinien odpowiadać prezes czy dyrektor sportowy?
Dyrektor. Prezes nie musi się znać na piłce. Prezes powinien zaufać dyrektorowi sportowemu, który w porozumieniu z pierwszym trenerem powinien obrać kierunek, w jakim chce dążyć. Dyrektor sportowy powinien wybierać trenera pod określoną strategię i dobrać wraz z nim zawodników. Wiadomo, nigdy nie będzie sto procent trafionych transferów. Zawsze będą pomyłki. Ale nie może być tak, że zatrudnia się Dźwigałę, który chce grać w piłkę, a potem innego trenera, który ma inne spojrzenie i ci zawodnicy, których ściągał Dźwigała, są niepotrzebni. Dlatego u nas jest tyle rotacji i traconych pieniędzy, bo kluby nie mają swojej stałej wizji. Chcę jednak podkreślić, że coraz więcej klubów idzie w dobrą stronę i coraz więcej meczów da się oglądać.
Kibu też chciał grać w piłkę.
Wymieniłem swoje nazwisko jako przykład, nie odnosząc tego do konkretnej sytuacji. Trzeba trochę czasu. My mamy piłkarzy… Nie chcę powiedzieć „słabych”.
Topornych.
Niedouczonych od dziecka. Nazywam niektórych tłukami piłkarskimi. Mi wystarczy zobaczyć jedno, drugie przyjęcie, zagranie, pomysł na akcję, żeby ocenić piłkarza i tyle. Dla mnie każdy zawodnik powinien być perfekcyjnie wyszkolony technicznie.
Mówisz, że przyszedłeś do Wisły i musiałeś ją nauczyć grać w piłkę. Trudno mi to odebrać inaczej niż tak, że za Brzęczka nie grała.
Za trenera Brzęczka zespół zazwyczaj grał szybkim atakiem. Jurek do tego sposobu grania miał kapitalnych zawodników – szybkie boki w postaci Michalaka i Recy oraz Kante, który potrafił utrzymać się przy piłce. Nawet jeśli trzeba było zagrać długim podaniem, to Kante tę piłkę utrzymywał. Jak przyszedłem to nie było Michalaka, Kante i Recy. Trzech kluczowych piłkarzy odeszło.
Przyszedł za to Ricardinho, który strzelił sześć bramek w siedmiu pierwszych kolejkach.
Tak, tylko że to inna charakterystyka piłkarza niż Kante. Świetnie wyszkolony, takich chciałbym mieć na każdej pozycji, bo krótko mówiąc, jestem sfiksowany na punkcie techniki. Rewelacyjny piłkarz, ale bardziej dziesiątka niż dziewiątka. Nie powiem o nim złego słowa, ciągnął Wisłę.
Miałeś też świetnego piłkarza do którego nie trafiłeś, choć nie winię cię za to, bo nie byłeś pierwszy ani ostatni. Stilić. Gdzie leżał problem?
Źle się czuję z tym do dzisiaj. To był mój największy błąd, nie mogę się pogodzić z tym, że grał u mnie tak mało. To wynikało z tego o czym rozmawialiśmy: patrzyłem bardziej na przeciwnika niż na nas. Postawiłem na dobieranie zawodników pod względem motoryki, której brakowało Semirowi, ale prawda jest taka, że to jest geniusz piłkarski. Widziałem na treningach jak on szybko myśli. Nigdy nie oddał strzału na siłę, zawsze miał pomysł na grę. Pomyliłem się. Jednak dodam, że on też cierpiał przez przepis o zawodnikach spoza Unii. Stawiałem na Ricardinho i Merebaszwilego.
Ale potem on się nie odbił, więc problem leżał też w nim.
Semir musi mieć piłkę przy nodze i mieć partnerów podobnie wyszkolonych co on. Nie mówię, że tak samo, bo takich piłkarzy jest za mało w Ekstraklasie.
Ogólnie byłeś zadowolony z kadry, którą zastałeś?
Jak nie byłem jeszcze zatrudniony i rozmawiałem z prezesem oraz dyrektorem, to przekazałem swoje spostrzeżenia na temat tego, gdzie drużyna powinna być wzmocniona. Miało to się stać zimą, ale nie doczekałem zimy.
Masz żal?
Tak, że nie dano mi szansy dłużej popracować.
Potraktowano cię bez szacunku?
Uważam, że w późniejszym etapie po zwolnieniu, mogłem odnieść takie wrażenie.
Jak to się objawiało?
Przy rozstaniu uzgodniliśmy, że mogę korzystać z obiektów i jestem mile widziany na stadionie. Później te zapewnienia zderzyły się z rzeczywistością i wolałem już na stadion nie przychodzić. Było mi przykro. Rozczarowałem się, bo uważam, że rozstałem się z prezesem i dyrektorem w dobrych relacjach.
Warto było pozostawać tyle czasu na kontrakcie? Oczywiście finansowo tak, ale nie o to pytam.
Trzykrotnie chciałem się porozumieć z klubem. Ale porozumieć, a nie jednostronnie poddać się jakiejś decyzji. Miałem wrócić do PZPN-u. Byłem dogadany z władzami związku, bardzo fajna praca, ale cóż…
Jako koordynator, jako trener?
Trener. Młodzieżowej reprezentacji. Dziś to nieaktualne, reprezentacje mają swoich szkoleniowców.
Może postawiłeś zbyt duże warunki finansowe Wiśle?
To było z korzyścią dla klubu, który przecież nie miał ze mnie wtedy żadnej pociechy. Trzy razy składałem korzystną dla obu stron ofertę, tak żeby ja ani klub nie był stratny.
I tak jest stratny. Mógł wypłacić ci, strzelam, połowę, a wypłacił całość.
Zawierane umowy trzeba respektować. Ja też nie byłem szczęśliwy, bo nie mogłem zajmować się piłką nożną, a to moja pasja. Czułem się z tym źle, bo jestem stworzony do pracy, ale stało się tak, a nie inaczej.
Prezes Kruszewski zrobił to złośliwie?
Nie sądzę, by było to złośliwie. Widziałem się z prezesem na gali 100-lecia PZPN-u, wydawało mi się, że nasza relacja jest okej.
Nie miałeś ochoty przystać na warunki rozwiązania umowy i po prostu pójść do PZPN-u pracować?
Jest coś takiego jak szanowanie umów. Ja nigdy nie będę patrzył przez pryzmat pieniędzy, one nie są najważniejsze w życiu. Nie miałem wcześniej problemu z rozwiązywaniem kontraktu, tak było w Podbeskidziu i Arce.
Ale pewnie zdawałeś sobie sprawę, że przez tak długi czas na umownym bezrobociu wypadniesz z karuzeli.
Tak, ale nie ukrywam, że trochę się zraziłem do pracy w klubach. Przez to, że dostawałem tak mało czasu. Brak cierpliwości i presja wyniku jest tak duża, że piękno futbolu schodzi na daleki plan.
Były inne oferty z klubów?
Tak. Nie było żadnej oferty z Ekstraklasy, była jedna z pierwszej ligi i niższych lig. Ja nie mówię, że nie jestem zainteresowany pracą, ale musi przyjść oferta z klubu, który ma wizję.
A nie jest tak, że praca w młodzieżowych reprezentacjach jest łatwiejsza, bo masz mniejszą odpowiedzialność za wynik?
Ta odpowiedzialność jest wszędzie, ale faktycznie, przy pracy z młodzieżą nie powinno być tak wielkiej presji wyniku, bo rezultat na takim etapie nie może przewyższać korzyści z rozwoju zawodników. W każdym klubie, w którym byłem, stawiałem na zawodników młodych, nieznanych, i wielu z nich są silnymi punktami w swoich zespołach.
Przykład z Wisły Płock?
Za moją namową zostali sprowadzeni młodzieżowi reprezentanci Polski Hubert Adamczyk i Ricardo Grym. W innych klubach mogę się pochwalić Kądziorem, Sapałą, Nalepą z Arki, Mikołajewskim, Makuszewskim. Maciek spodobał mi się już jak grał w Wigrach Suwałki, chciałem go sprowadzić do Otwocka, lecz nie było to możliwe. Potem spotkałem go w Jagiellonii i nie pozwoliłem, żeby odszedł. To była bardzo dobra decyzja.
Ale wracając do odpowiedzialności za wynik – w juniorskiej reprezentacji wygrałeś osiem meczów na 23, a sam mówiłeś, że chwalił cię Boniek i nie chciał puścić do Płocka. Dlatego mówię: jest łatwiej.
Do ostatniego meczu biliśmy się o awans na mistrzostwa Europy. Prowadziliśmy 1:0 z Portugalią, skończyło się na 1:3 i gdybym mógł skorzystać z Bielika i Gumnego, to byłoby inaczej. Oczywiście to jest gdybanie. Krystian przyszedł do nas do pokoju na trzy dni przed meczem, powiedział, że nie jest w stanie grać, miał kłopoty z nogą. A to był nasz kluczowy zawodnik. W kolejnym roku graliśmy z Włochami, kapitalny mecz w naszym wykonaniu, przegrany 3:4, ale prezes Koźmiński powiedział, że dawno nie widział tak grającej reprezentacji. Będę to powtarzał ciągle: jest problem ze szkoleniem. W kluczowych momentach nam czegoś brakuje. Piłka odskoczy, złe podanie. Te błędy wynikają z niedouczenia.
Są trenerzy, którzy to niwelują i wygrywają mecze.
Na końcu trzeba sobie zadać pytanie: czy my, wygrywając mecz, ale zabijając rozwój zawodnika, idziemy w dobrą stronę? Kto pamięta o zwycięstwach w grupach młodzieżowych sprzed paru lat? Trzeba pamiętać o progresie i o tym, kto gdzie poszedł z reprezentacji młodzieżowej. Naszych zawodników jest za mało w poważnej piłce. Choć przykłady niektórych akademii pokazują, że warto stawiać na młodzież.
Ja też chcę, żeby polskie zespoły grały w piłkę, nie wiem jak ty uważasz, ale przykładowej Cracovii nie da się oglądać.
Jest kilka zespołów, których gry nie da się oglądać. Ale z drugiej strony: mamy dobrze grające drużyny z tego sezonu jak Lech, który zdeklasował ostatnio Pogoń. Kapitalny mecz i nie chodzi o sam wynik. O sposób grania. Pod taką piłką ja się podpiszę obiema rękami. To jest wizytówka piłki, którą ja chcę. Legia też pokazuje, że warto stawiać na młodych Polaków. Musimy się zbliżać do Europy, a nie oddalać.
Ale może ty zachwiałeś ten balans? Jeśli po prawej jest ładna gra, po lewej wynik, to jesteś skrajną prawicą?
Dlatego nie pracuję w Ekstraklasie. Paweł, jest tyle patologi w polskiej piłce… Prowadziłem zawodników z bardzo dobrych akademii, te dzieci są słabo wyszkolone. One stoją źle nogą postawną względem piłki. Te niedociągnięcia wcześniej czy później wyjdą. Są piłkarze, którzy grają w Ekstraklasie, a jeśli dasz ich na poziom czwartej ligi, to w życiu byś nie powiedział, że oni grali w Ekstraklasie. Takich piłkarzy jest dużo. Już nie chcę mówić o obcokrajowcach, których jest za dużo. Jest zbyt wiele przeciętniactwa. W życiu bym niektórych zawodników do swojego zespołu nie wziął.
Sam świata nie zbawisz.
No nie. Dlatego, najprawdopodobniej, ukierunkuję się na pracę indywidualną z dziećmi. Pieniądze nie są najważniejsze. Ja się spełniam, gdy moi wychowankowie grają na wysokim poziomie. Mam satysfakcję, jak dzwonią do mnie i mówią „piłkarski tata”. Ostatnio tak rozmawiałem z Igorem Sapałą. Gdyby nie ja, byłby modelem na wybiegu, a nie kapitanem w Rakowie. Jak podtrzyma taką dyspozycję, to będzie grał w reprezentacji. Jestem o tym przekonany. Trenerzy będą widzieli, że Sapała myśli po europejsku. To jest teraz kwestia dobrego poprowadzenia, żeby Igor trafił na dobry grunt i dobrego trenera.
Papszun takim nie jest?
Jest. Dlatego Igor wygląda dobrze. Papszun ma swoją wizję, trafił na bardzo dobrego właściciela, który widzi w Marku „to coś”. Wieszczę mu dużą karierę.
Czyli nie spodziewać się ciebie w piłce seniorskiej?
Jeśli jakiś prezes będzie wierzył w moją wizję, to czemu nie? Piłka to moja pasja, chcę pracować. Ale żeby pracować z taką wizją o jakiej rozmawiamy. Odważnie stawiać na zdolnych, młodych Polaków, którzy nie są gorsi od obcokrajowców.
Ile potrzebowałbyś czasu, żeby zbudować zespół?
Tego tak nie określisz. Potrzebujesz dobrych piłkarzy. Wrócę do przykładu z Dolcanu: miałem dobrych piłkarzy jak na poziom pierwszoligowy, to był zespół przygotowany motorycznie, dołożyłem indywidualności takie jak Kądzior, Calderon i Sapała, to zafunkcjonowało. To jest przykład tego, że moja praca przynosi efekty.
Prezesi chcą wygrywać, trzeba ich zrozumieć.
Czasami potrzebujesz rok, czasami pół, czasami może i dwa lata.
Czasami przychodzi Fornalik i robi mistrzostwo w drugim sezonie.
Ale też się słyszało, że może odejść. Zastanawiano się, czy przedłużyć umowę. Ale został i są efekty.
Czyli dać ci dwa lata i mamy dobrze grający zespół.
Dać mi możliwość sprowadzenia zdolnych piłkarzy z Polski, postawienia na młodych chłopaków, którzy szybko przyswoją założenia taktyczno – techniczne. Widziałbym się w klubie z wizją. Który jest stabilny i poukładany.
Rozmawiał PAWEŁ PACZUL
Fot. FotoPyk