Chyba rozgryźliśmy Franciszka Smudę. Duża rzecz, bo to ten rodzaj człowieka, za którym normalnej osobie nadążyć nie jest łatwo. Otóż wydaje nam się, że były – ekhm – selekcjoner prawdopodobnie wymyślił sobie, iż udzieli tylu wybielających jego pracę wywiadów na temat Euro 2012, że ludzie uwierzą, iż naprawdę nie spieprzył nam tej imprezy. Ciekawa strategia, ale nie uwzględnia jednego – zadziałać może tylko w przypadku osób z bardzo krótką pamięcią.
“Franz” jest jak zdarta płyta. Już w zasadzie przestaliśmy reagować na jego dziwne teorie, no ale na litość boską – ile można? Linia obrony Smudy zawsze kręci się wokół jednego tematu – że wtedy Robert Lewandowski nie był tak dobrym piłkarzem, jak jest dzisiaj, i że generalnie teraz kadrowicze grają w lepszych klubach niż za jego czasów. Innymi słowy – winę odsuwa od siebie, a zrzuca ją na pecha, bo źle trafił. Albo inaczej, bo to chyba bliższe prawdy – nie wprost, ale zrzuca ją na piłkarzy, których wybierał i przygotowywał do turnieju.
Łapcie zresztą fragment wywiadu z dzisiejszego Przeglądu.
Zabolały wtedy pana słowa Roberta Lewandowskiego, który obarczył pana winą za niepowodzenie Polski w mistrzostwach?
Ani trochę. Robert był wówczas młodym zawodnikiem, znacznie mniej doświadczonym. Dziś pewnie ważyłby słowa, bo jest liderem kadry. Ale powtarzam – nie mam do niego odrobiny żalu. Może ktoś go podpuścił? Rozmawialiśmy kiedyś telefonicznie. Zadzwonił , tłumaczył, że słowa nie były tak kategoryczne. Lecz ja go rozumiałem. Młodość ma swoje prawa. Każdy coś w emocjach powie, czasami za dużo, komuś przyłoży. Impuls. Chciałbym mieć wtedy dzisiejszego Roberta, wielkiego lidera, na najwyższym, sportowym poziomie, doświadczonym piłkarzem i człowiekiem. Wtedy dysponowałem trójką z Borussii Dortmund, bramkarzem Arsenalu, czyli Wojtkiem Szczęsnym i to wszystko z dużych klubów. Dziś to inna para kaloszy. Wybór piłkarzy grających w klubach i to nie byle jakich jest nieporównywalny. Uważam, że wówczas zrobiłem wszystko, co w mojej mocy, ale jak to mówią, wyżej wiadomo czego nie podskoczysz… Kończąc wątek Roberta – nic do niego nie mam. Fajny chłopak.
Skupmy się na drugiej części wypowiedzi, a konkretniej na tej wyliczance piłkarzy z dużych klubów. Oczywiście pojmowanie “Franza” przerasta fakt, że da się stworzyć dobrą kadrę w oparciu o nieliczne gwiazdy i piłkarzy z ledwie solidnych zespołów. Co rusz znajdujemy przykłady mówiące co innego, ale okej – jego prawo. Mierzi nas natomiast inna kwestia – to, że Smuda zamiast porównywać się do kolejnych selekcjonerów, powinien zestawić swoją kadrę z możliwościami trenerów, którzy w 2012 roku pokazali mu miejsce w szeregu.
To jedyna uczciwa, niebędąca manipulacją droga.
Można oczywiście palić głupa, bo wtedy trochę łatwiej spojrzeć w lustro, ale nie czarujmy się – trafiliśmy do grupy śmiechu. Nawet po rozszerzeniu mistrzostw do 24 drużyn, trudno znaleźć jednoznacznie gorsze zestawienie drużyn. I co? I w tej śmiesznej grupie nie wygraliśmy meczu, zajmując ostatnie miejsce.
Smuda miał “tylko” trójkę z Dortmundu (przypomnijmy – świeżo upieczonych mistrzów Niemiec) i Szczęsnego z Arsenalu? No to zastanówmy się, kogo miał do dyspozycji Fernando Santos, selekcjoner Greków.
W rozumieniu Smudy to przecież skład węgla i papy, żadnego piłkarza z dużego klubu. A mimo to – no cóż za niespodzianka – Santos z tymi lamusami wyszedł z grupy, a nawet do pewnego momentu postraszył Niemców w ćwierćfinale.
Czesi, którzy zajęli pierwsze miejsce, a potem nieznacznie ulegli Portugalii? No, tu jest trochę lepiej, bo mieli Cecha i Rosicky’ego. Oczywiście drugi kadrze zbyt wiele nie pomógł, bo zagrał tylko w wysoko przegranym meczu z Rosją i połówkę z Grecją, a potem się rozsypał, no ale nazwa klubu się zgadza.
No i na dokładkę, tak dla formalności, Rosjanie. Oni również nas wyprzedzili, choć z “dobrych klubów” to mieli tam tylko Arshavina.
Ech. Chciałoby się kiedyś otworzyć gazetę, w której “Franz” powie: “spaprałem”, po czym zacznie wymieniać swoje błędy. Wspomni o zawalonym przygotowaniu fizycznym, straconym czasie na testowanie i budowanie drużyny, chodzeniu na skróty przy budowaniu zespołu, ślepej wierze w farbowane lisy. Nic by to zmieniło, ale pozwoliłoby spojrzeć na Smudę trochę przychylniejszym okiem. Marzenie? Pewnie tak, choć zawsze zostawialiśmy sobie pewien margines, bo przecież na starość u ludzi zazwyczaj pojawia się choćby odrobiona refleksji.
Ale widocznie “Franz” jest wiecznie młody.
Fot. FotoPyK; składy – Wikipedia