Osiem meczów – tyle wynosiła jeszcze niedawno passa GKS-u Tychy bez wygranej. Tyszanie byli w rozsypce, od marca prowadził ich dyrektor sportowy, który otwarcie przyznawał, że nie ma na to zajęcie ochoty. Teraz jego rolę przejęli tymczasowi szkoleniowcy, więc na dobrą sprawę GKS od czterech miesięcy nie mają pierwszego trenera. I co? I właśnie dostali się do strefy barażowej.
Sytuacja jest o tyle kuriozalna, że tyski klub zaczął wygrywać dopiero po odejściu Ryszarda Komornickiego. Od tego momentu drużyna ze Śląska zaliczyła już trzy zwycięstwa i remis. To właśnie wygrana numer trzy – z Bruk-Betem Termaliką Nieciecza – dała GKS-owi awans na szóstą pozycję w tabeli. I pomyśleć, że kilka tygodni temu tyszanie zastanawiali się, czy przypadkiem nie zaplątają się w smudową walkę o spadek.
Pustki w baku
Będąc zupełnie szczerym, trzeba przyznać, że tyska ekipa wybrała sobie dobry moment na zmartwychwstanie. Bo gołym okiem widać, że pierwszoligowcy jadą już na oparach. Większość meczów jest już wolniejsza, zdarzają się obcinki, braki koncentracji, widać, że im dalej w las, tym bardziej drużyny wyczekują chwili oddechu. W takim krajobrazie stałe fragmenty gry są na wagę złota.
A jeśli ma się w drużynie Łukasza Grzeszczyka, to faktycznie można zatańczyć na garnku złota niczym leprechaun.
Doświadczony pomocnik też odżył po słabszych meczach na restarcie, gdy po raz pierwszy od epoki lodowcowej usiadł na ławce rezerwowych. Dziś zaprezentował się już klasycznie – to on jako pierwszy poszukał szansy na gola, uderzając pod murem na bramkę Bruk-Betu. Tyle że tym razem do precyzji nie dołożył siły.
Połap w roli „Beresia”
Natomiast nie można zarzucić „Słonikom”, że gdy do stojącej piłki podchodził jeden z piłkarzy w pomarańczowej koszulce, zagrożenia nie było. Groźny w polu karnym był Patrik Misak, jednak jeśli chodzi o ofensywne atuty dumy gminy Żabno, to byłoby na tyle. Ok, dobra – był jeszcze Feiz Shamshin, który dwukrotnie wjechał w pole karne, szukając szansy na zaskoczenie Konrada Jałochy przy krótszym słupku. Obydwie próby okazały się jednak równie skuteczne, co próba wyprzedzenia 20-letniego BMW na autostradzie.
Zapora nie do przejścia.
Być może Termalica miałaby więcej szans, ale dziury w defensywie GKS-u świetnie załapał Dominik Połap. Młodzieżowiec zasługuje na wyróżnienie, bo nie jest to jego pierwszy więcej niż solidny występ. Po przesunięciu na bok obrony mamy do czynienia z casusem Bereszyńskiego – boczny pomocnik Połap błysku nie dawał, natomiast boczny defensor Połap to pirania, której lepiej nie stawać na drodze.
Tyskie bombardowanie
I przede wszystkim – Połap ma łatwiej o miejsce w składzie, bo przy dobrej dyspozycji Łukasza Monety i Sebastiana Stebleckiego, na skrzydle ciężko byłoby urwać jakieś minuty. Dziś i jeden i drugi powinni zapisać na koncie jakieś liczby.
- Steblecki, gdy po zejściu w stylu Robbena zmusił Budziłka do sporego wysiłku
- Moneta, gdy z rogu dograł piłkę na głowę Sołowieja
- Albo gdy wystawił futbolówkę Szymonowi Lewickiemu w polu karnym
- Albo gdy Kamavuaka trzasnął głową obok słupka po wrzutce z narożnika boiska
Koniec końców jednak bombardowanie przyniosło skutek – ale na raty. Lewicki po kornerze ustrzelił poprzeczkę (swoją drogą strasznie nieskuteczny dziś był snajper z Tychów), a po sporym zamieszaniu w polu karnym piłka spadła pod nogi Kamavuaki. Ten pokazał, że w Bundeslidze miał kogo podpatrzeć na treningu, bo wykończył akcję niczym rasowa „dziewiątka”.
I tak – po godzinie gry – gospodarze objęli prowadzenie.
Lewandowski znów punktuje w kratkę
Czy „Słoniki” zorientowały się, że tyski klub właśnie wpada do czołowej szóstki i wypadałoby coś z tym zrobić? No, nie do końca. W zasadzie to GKS mógł jeszcze objąć prowadzenie. I o ile Grzeszczyk przy stałych fragmentach gry „ma tę moc”, tak nad wykończeniem musi trochę popracować. Co tu dużo mówić – świetnie grający Połap powinien kończyć mecz z asystą, gdy po kontrze, w przewadze, dobrze dograł w pole karne do kapitana drużyny. Tyle że ten najpierw nieudanie przyjął futbolówkę, a potem uderzył tak, że Budziłek mógł co najwyżej ziewnąć.
Niemniej drużyna Mariusza Lewandowskiego pokazuje rękę trenera. Problem w tym, że dokładnie taką samą, jaką było widać w Zagłębiu Lubin. Czyli kompletny brak stabilizacji i punktowanie w kratkę. W grze o awans Bruk-Betowi na pewno to nie pomoże.
GKS Tychy – Bruk-Bet Termalica Nieciecza 1:0
Kamavuaka 59′
Fot. Newspix