Reklama

Państwowa spółka kontra klub. Czy Świt Warszawa upadnie?

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

29 czerwca 2020, 11:53 • 14 min czytania 23 komentarzy

Świt Warszawa stoi u progu stulecia. Raczej nie będzie to jubileusz huczny. Klub funkcjonuje nieco na uboczu. Nawet w stolicy. Od dekady gra w A-klasie, rozwija społeczność, prowadzi grupy młodzieżowe. Ma swoje misje, cele, codzienności. Jak to w światku niższych lig piłkarskich. Ale od jakiegoś czasu Świt ma poważny problem. Może przestać istnieć. Wszystko to dlatego, że o teren, na którym działa klub, upomniało się Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Spółka państwowa najpierw sukcesywnie wycofywała się ze wspomagania klubu, potem wystawiła horrendalnie wysokie faktury za użytkowanie boiska, a ostatnio nawet wystosowała pismo, w którym zobligowało klub do opuszczenia terenu. Co to wszystko oznacza i czy Świt czeka gaszenie światła?

Państwowa spółka kontra klub. Czy Świt Warszawa upadnie?

Krótka lekcja historii.

Bemowo. Czas tuż po wojnie. Przy ulicy Połczyńskiej na warszawskich Jelonkach teren dostaje klub o wdzięcznej nazwie KS Dąb. To miejsce, które wchodzi w skład Glinianek Schneidera. Bogusław Schneider to człowiek, który na początku minionego wieku miał wykupione całe tereny Jelonek. Czerpał glinę, stworzył zakłady ceramiki, cegieł, dachówek. Według oświadczeń i dokumentów w 1947 roku to właśnie Szneider przekazał rzeczony teren na obiekt sportowy KS Dąb.

W 1958 roku wychodzi rozporządzenie ministra przemysłu ciężkiego o patronacie i okazało się, że KS Dąb, podlegający dotąd pod kolejnictwo, nie ma sponsora, więc na początku lat 60. połączył się z istniejącym od lat dwudziestych RKS Świt. Co dalej? Fuzja, przyjęcie jednej nazwy: Świt. Wiązało się to też z tym, że cały majątek KS Dąb przeszedł na rzecz RKS-u Świt. Są na to dokumenty. Tym samym, istniejący wcześniej, założony na Powiślu, Świt, od 1961 roku, będąc następcą prawnym KS Dąb, stał się właścicielem działki na Oświatowej 12.

I tak się zaczęło. Opowiada prezes klubu Zbigniew Michalski. On będzie najlepszym narratorem całej opowieści.

Reklama

Cuda niewidy

Świt za dwa lata będzie miał sto lat.  Na Oświatowej 12 w Warszawie faktycznie jesteśmy od 1961 roku, trochę po rozporządzaniu władzy publicznej, która kazała sport upublicznić i przejmować spółkom państwowym patronat nad każdym klubem. Jako że w tamtym czasie większość działaczy i piłkarzy Świtu to byli pracownicy Gazowni Warszawskiej, to naturalnie patronem klubu stała się Gazownia Warszawska. Sarmata miała Świerczewskiego, Olimpia miała Waryńskiego, a Świt miał Gazownię Warszawską. To były lata 60. Między 1961 a 1990 współpraca się układała. Gazownia patronowała, porobiła remonty, zainwestowała w polepszenie warunków dla pracowników. Była symbioza. Natomiast w okolicach lat 90. powstał PGNiG jako prawny następca Gazowni. I wtedy współpraca się skończyła.

W 2007 roku ówczesny prezes, będący pracownikiem Gazowni, podpisał umowę dzierżawy terenu z miesięczną opłatą około dziewięciu tysięcy złotych. Płacił przez parę miesięcy, potem pieniędzy już nie było. Klub utrzymuje się z dotacji i minimalnych składek członkowskich, ale to niewiele. Poszły sprawy sądowe. Dziwne układy. Przez pięć lat cisza w eterze. PGNiG się nie odzywał – miał wyrok sądowy, klauzulę wykonalności, mógł sięgnąć po komornika, ale nic.

Jestem prezesem od trzech lat. Po paru miesiącach mojej kadencji, na koniec roku, dostałem saldo do potwierdzenia – okazuje się, że mamy zadłużenie 65 tysięcy złotych. Nie mamy żadnych dokumentów. Prosiłem o nie, nie dostałem. Sądownie przyszła umowa, jak to miało wyglądać. Na konto wszedł komornik. W 2019 dostaliśmy fakturę za bezumowne korzystanie z terenu przez ostatnie sześć lat, opiewającą na kwotę 4 milionów złotych. Do tego comiesięcznie przychodzi faktura na kwotę 45 tysięcy złotych.

Fakturę wystawia PGNiG, ale to nie takie proste. Jest PGNiG Centrala i spółki: Termika, Dystrybucja, Serwis. To, co kiedyś było jednym, teraz jest podzielone. Faktury wystawia nam PGNiG Serwis. W imieniu PGNiG Centrali. Po konsultacji z adwokatem odsyłamy faktury, nie księgujemy ich, bo się z nimi nie zgadzamy. Sprawa poszła do sądu. Taka przedugodowa. PGNiG stanął na stanowisku, że powinniśmy zapłacić 4 miliony plus miesięczne raty. My się z tym nie zgadzamy.

W zeszłym roku prowadzone były rozmowy na temat zawarcia umowy. Bazowałem na tym, że musi ona być między PGNiG a Świtem, bo oni nie wiedzą na czym stoją i my nie wiemy, na czym stoimy. Dlatego przez rok albo więcej rozmawiałem z dyrektorem Departamentu Nieruchomości PGNiG. Coś tam ustalaliśmy, coś tam dyskutowaliśmy, absolutnie w rachubę nie wchodziła kwota 45 tysięcy złotych. Nasz roczny budżet to jest 80 tysięcy złotych. Roczny! To są dotacje. Więc 45 tysięcy miesięcznie – nie ma o czym mówić. Proponowano, żeby wynajmować nam na godziny. Po pierwszej w rozmowie ustaliliśmy jakieś tam stawki za godzinę. Po pół roku się wycofano. Podwyższono. Brakowało ciągłości rozmów.

Śmiesznie w tym całym układzie jest to, że my opiekujemy się tym terenem, dbamy o niego, kosimy, sprzątamy. Dyrektor PGNiG był zaskoczony moim argumentem, że my się tym wszystkim zajmujemy, a oni chcą tylko za to pieniądze. Niby stanęło na tym, że będą dwie umowy. Pierwsza: wynajem boiska dla Świtu. Druga: administrowanie terenu i wtedy PGNiG miał płacić.

Firma PGNiG jest trudna do rozmowy, bo to firma polityczna. Częste zmiany personalne nie służą planowaniu na zapas. Stanęło na tym, że pod koniec roku sformułowano dla nas umowę do podpisania. Z tym, że prawnicy określili ją jako czysto korporacyjną. Bez żadnego związku ze sportem. Po przeczytaniu tej umowy doszedłem do wniosku, że jeżeli ją podpiszemy, to po tygodniu będą mieli podstawy, żeby nas wyrzucić z terenu. Takie były obostrzenia, warunki do spełnienia, pozwolenia, cuda niewidy. Każde 10-15 minut dłużej treningu to podwójne kary.

Umowa umową. To trzeciorzędna rzecz w tym całym układzie. Najpierw muszę mieć odpuszczone bezumowne korzystanie, te 4 miliony. Druga rzecz: muszę mieć załatwiony temat z komornikiem. Zresztą w zeszłym roku spłaciliśmy 65 tysięcy złotych. Zostały odsetki, z którymi się nie zgadzamy, są bezprawne, źle policzone. Wysyłałem pismo, niejedno, do władz PGNiG o ewentualne umorzenie odsetek. Zero odpowiedzi. Poszło to i do starego zarządu, i do nowego zarządu, całej rady nadzorczej, piętnaście wniosków razem. Zero odpowiedzi. Nikt nie chce tam rozmawiać ze Świtem.

Reklama

***

Na 28 lutego PGNiG ogłosił przetarg publiczny na sprzedaż terenu. Nikt nie zawiadomił o tym Świtu. Żadnego pisma, żadnej informacji. Ale ludzie związani ze Świtem się o nim dowiedzieli i nie zamierzali pozostawiać sprawy samej sobie. Na miejsce pojechał były prezes Świtu. Czasoprzestrzeń? Jakaś sala, godzina 10. Wpuszczono go, nie ma żywej duszy. Mija dwadzieścia pięć minut. Przychodzi pani, która go wpuściła. Przetarg jest w innym budynku. Przeszedł tam. Na portierni parę osób chciało pytało przetarg, ale portierka nie miała zielonego pojęcia, że cokolwiek takiego ma się tutaj odbywać.

W konsekwencji nie wpuściła nikogo.

Opowiada Zbigniew Michalski.

Od Morawieckiego do Sasina

Czy przetarg się odbył? Trudno jednoznacznie to stwierdzić. Teoretycznie był za to odpowiedzialny jakiś człowiek. Dzwoniłem do niego dwa dni. W końcu odebrał. Spytałem, czy odbył się przetarg. Odpowiedź? Że nie może udzielić mi takich informacji, a PGNiG wyda stosowne oświadczenie. Do dzisiaj oficjalnie nie wiadomo, czy przetarg miał miejsce.

Zrobiłem więc inaczej. Premier Morawiecki w zeszłym roku ogłosił plan dla piłki nożnej. Punkt czwarty zawiera zdanie o większym zaangażowaniu spółek skarbu państwa w rozwój polskiej piłki nożnej. Pięknie to brzmi. A PGNiG jest przecież właśnie spółką skarbu państwa. Napisałem do pana premiera Morawieckiego, żeby trochę pomógł nam w tym temacie, bo będziemy chyba pierwszym klubem po ogłoszeniu tego planu, który upadnie na skutek działań spółki skarbu państwa. Dostałem odpowiedź od ministra Dworczyka, że według kompetencji sprawę przesłano do pana Jacka Sasina.

Dwa-trzy tygodnie cisza.

W końcu, odpowiedź, jest. Co w niej było? Informacja, że PGNiG przez 60 lat był cacy, robił wszystko, starał się, a ten zły Świt nie chce podpisać umowy i tylko czerpie z tego zyski. Że PGNiG ma prawo sprzedać ten teren i że przetarg został przeprowadzany, a co więcej, zakończony sprzedażą. Do tego, dostałem informację, którą byłem zaskoczony: w 2016 roku PGNiG został wpisany jako dzierżawca wieczysty. Poprzednia umowa z 2007 roku obejmowała wynajem całości boiska, a tutaj okazało się, że PGNiG na części terenu był wpisany do księgi wieczystej, a na części nie. I znów pytanie, na jakiej podstawie mógł wynajmować klubowi całość?

Satysfakcjonowałoby nas, gdyby decyzja wojewody z 1995 roku o uwłaszczeniu terenu na Oświatowej 12 na rzecz PGNiG okazała się nieważna, a wtedy według danych wydaje nam się, że właścicielem terenu jest Świt Warszawa. Druga opcja: zostajemy na tych samych zasadach, na których jesteśmy, ale zaczyna nas obowiązywać jakaś rozsądna umowa, na którą nas będzie stać. Jak ktoś sobie wymyśla, że teren ma hektar i komercyjnie można na tym zarabiać tyle i tyle, to to są czyste wyliczenia, a nie realne kwoty.

***

Świt żyje z dotacji z urzędu miasta i z urzędu dzielnicy. Dotacje celowe. Co roku albo co dwa lata składa wnioski o finansowanie, przedstawiając gruntowany raport finansowy. Wnioski są rozpatrywane, przyznawane lub nieprzyzwane, z reguły przynoszące mniej pieniędzy niż faktycznie trzeba. Przykład z poprzedniego roku. Na trzy drużyny dziecięce i młodzieżowe Świt dostał 50 tysięcy, rozłożone na raty. Z tego prezes miał kupić sprzęt, kupić piłki, obsłużyć sędziów podczas meczów, zapłacić pensje trenerom.

To nie jest bogaty klub. Absolutnie.

Tyle, ile Lech

Kiedyś na spotkaniu w PGNiG pokazałem im, że kwotę 45 tysięcy złotych miesięcznie Lech Poznań za swój stadion płaci włodarzom Poznania. To znamienne. Takie to kwoty. Przy naszym budżecie, wynikającym z miejskich dotacji lub minimalnych składek, absolutnie nie stać nas na takie opłaty. To klub non-profit. Tutaj nikt na tym nie zarabia. Jedyne osoby, które dostają jakieś gratyfikacje, to trenerzy. Nikt z członków zarządu nie pobiera żadnych pensji. Pracujemy społecznie. W klubie dzieci i młodzieży jest sto. Stwarzamy klimat i warunki, żeby dzieciaki miały się, czym zajmować. Nawet do tego dokładam.

Faktury są od 2019 roku. Szesnaście miesięcy po 45 tysięcy i 3,7 miliona za poprzednie sześć lat bezumowne korzystania z obiektu. To nie ma sensu. Nie zgadzamy się na to. Równie dobrze i wyłącznie mogą sobie wystawić fakturę na 10 milionów złotych i to nie znaczy, że zalegamy im 10 milionów. Formalnie to nieprawda.

I to w ogóle jest zabawne. Dostaliśmy fakturę VAT. A my jako stowarzyszenie jesteśmy zwolnieni z VAT-u. To normalne. Poza tym jest orzeczenie sądu administracyjnego i naczelnika którejś izby skarbowej, że czynność taka, jak bezumowne korzystanie z obiektu nie jest usługą, a jako, że nie jest usługą, to nie może być objęta podatkiem VAT.

Istniejmy cały czas. Nikt nas nie wyrzucał. Nic się nie działo. Działamy jako właściciel. Gazownia, wiadomo, pomagała nam, ale tak to sobie tłumaczę, że przecież robiła to dla swoich pracowników, bo to oni grali w tej drużynie, to oni byli działaczami. A poza tym, jak się sięgnie do rozporządzenia ministra przemysłu ciężkiego o patronacie, to tam było takie zalecenie, żeby wszystkie fundusze, jakie państwowa spółka patronacka będzie przeznaczała na patronat, były z funduszów socjalnych. Zabezpieczenie dla pracowników. Robiono u nas modernizację nie mogę powiedzieć, żeby Gazownia Warszawska nie wywiązywała się z patronatu. Absolutnie nie, wprost przeciwnie, wywiązywała się bardzo dobrze.

Tylko ludzie się zmieniają. Albo nie tyle co ludzie się zmieniają, co stanowiska są płynne, rotacyjne. Raz jest jeden człowiek, za rok inny. Przychodzi taki nowy, nie wie nic o sporcie, nie ma pojęcia o Warszawie.

W 2010 roku poproszono nas na rozmowę, że skoro PGNiG jest nieformalnym patronem Świtu, to chce to sformalizować i być członkiem wspierającym. Nowa nomenklatura. Trzeba było przerobić statut. Robiłem to osobiście przez dwa lata. Uzgadniałem wszystkie dane z działem prawnym PGNiG, działem prawnym urzędu miasta z biurem sportu i Krajowym Rejestrem Sądowym. Mnóstwo pracy, mnóstwo starania i mnóstwo czasu, żeby wszyscy to zaakceptowali. Po dwóch latach mieliśmy gotowy statut i odpis. Pojechałem do dyrektora, z którym umawialiśmy się na zmianę statutu i wpisanie PGNiG jako członka wspierającego, była też już określona kwota, jaką mieliśmy dostawać co miesiąc od PGNiG, wchodzę i okazuje się, że nie ma już pana dyrektora, bo został zwolniony. Nowy dyrektor patrzy na mnie, jak na idiotę, nie wie, kim jestem, po co mu ja do szczęścia?

Ciężkie są rozmowy, gdy wszystko się zmienia i nie ma ciągłości. Na tym cierpi klub, cierpią dzieci, cierpi młodzież.

***

Zero odpowiedzi

Inna sprawa, że ostatnio PGNiG w ogóle nie chce z nami rozmawiać. Osoby, z którymi toczyliśmy batalie, już nawet nie pracują w spółce. Zmiany nastąpiły na wielu stanowiskach. Zmienił się dyrektor departamentu nieruchomości, zastępca dyrektora departamentu nieruchomości, jedynie, kto został, to z poprzedniego zarządu, wiceprezes ds. operacyjnych. To swoją drogą były burmistrz Ząbek. Z nim spotkaliśmy się dwa-trzy razy, chciał pomóc, chciał problem rozwiązać, jest pozytywnie nastawiony do piłki nożnej, wcześniej wspierał Dolcan, ale nawet po przetargu wysłaliśmy maila z pytaniem, co dalej, czy sprzedany teren, czy niesprzedany teren i zero odpowiedzi.

Powinienem zrobić rozpiskę, ile pism wysłaliśmy, na które nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi. Kompletnie się nas ignoruje. Rozumiem, może jesteśmy wrzodem na dupie dla PGNiG. Oni mają piłkę ręczną, mają inne rzeczy, ale nie po to dostaje się Złoty Laur Sponsoringu, żeby cicho, pokątnie sprzedawać teren i pogrążać klub, który za chwilę będzie miał sto lat.

***

Nie jestem w stanie załatwić płynności finansowej klubu, jeśli komornik będzie siedział na koncie. I o to prosiłem PGNiG: żeby załatwić sprawę komornika.

Cisza w eterze.

Sprawy na nowo zaczęły kręcić się 12 maja. Do Świtu przyszło pismo.

Obojętni

Co w nim było? Informacja, że mamy pozabierać swoje zabawki i wynieść się z terenu. I że mamy na to tydzień czasu. Podpisane przez zastępcę dyrektora departamentu nieruchomości. Nowa pani. Dwa tygodnie później, mniej więcej, dostaję telefon od kierowniczki działu administracyjnego, czy już się wyprowadziłem. Rozmowa prowadzona na trzy telefony, bo jeszcze brał w niej udział dodatkowo gość odpowiedzialny za przetarg. I na zasadzie, czy już opuściłem teren, dlaczego nie opuściłem i że działam przeciwko sobie, bo trzeba porozmawiać z pełnomocnikiem i tak być nie może. Odpowiedziałem, że ponieważ toczy się postępowanie administracyjne, przed różnymi organami ministerstwa, to według zarządu klubu żadna ze stron nie powinna podejmować żadnych radykalnych działań. I że nie zgadzam się z tą decyzją, nie będziemy zabierać zabawek i opuszczać terenu. Poczekamy na wynik.

Rozmawiałem z prawnikami. To nie jest tak do końca, że ktoś sobie napisze pismo i my mamy obowiązek wszystko opróżniać, uciekając z terenu. Też mamy swoje prawa. Jesteśmy na tym terenie od początku. Czujemy się właścicielami tego terenu. Przykre to jest. Zacząłem grać w tym klubie w latach 70. Mój ojciec grał w tym klubie w latach 50. Mój starszy brat grał w latach 60. i 70. Robię to z sentymentu dla klubu. Z sentymentu dla historii. Ludzie potrzebują sportu. A tu na raz się okazuje, że dla niektórych ludzi obojętne jest to, czy istniejemy, czy nie istniejmy.

***

Zwycięstwo biurokracji

Prezes Zbigniew Michalski jest wyraźnie przejęty sprawą. Trudno, żeby nie był. W końcu chodzi o miliony, których Świt nie ma i w końcu chodzi o przyszłość klubu, która znalazła się pod dużym znakiem zapytania. Próbujemy skontaktować się z ludźmi z PGNiG, ale to wielka spółka i trudno czegokolwiek dociec. W telefonie rzecznika od tygodnia odzywa się głos automatycznej sekretarki. Centrala informuje, żeby w sprawach medialnych kontaktować się na numer rzecznik prasowego. Mail pozostaje bez odpowiedzi.

Pytanie, co z tym przetargiem, który odbył się lub się nie odbył, tego nie wiemy, tego nikt nie wie.

Michalski ma swoje przypuszczenia.

Z tego, co nieoficjalnie się dowiedziałem, to teren został sprzedany jakiemuś funduszowi inwestycyjnemu. A jeżeli funduszowi inwestycyjnemu, to oznacza to, że chodzi o deweloperkę. Na każdym terenie można postawić budynki. Czy to teren sportowy, czy nie. Problem jest taki, że nie ma tu zatwierdzonego planu zagospodarowania. On jest dopiero robiony. A to już cztery lata po ogłoszeniu. Pan wiceprezydent Olszewski, odpowiedzialny w Warszawie za nieruchomości, obiecywał, że do końca 2019 roku plan zagospodarowania dla Bemowa zostanie zatwierdzony. Nie wiem, może nie słyszałem, może coś mi umknęło, ale chyba nie jest jeszcze zatwierdzony. A tam jasno jest napisane, że teren na Oświatowej 12 służy celom rekreacyjno-sportowym. Czy można to zmienić na budynki mieszkalne? W dzisiejszych czasach chyba wszystko można zmienić.

To fajny teren. Między budynkami jednorodzinnymi. W ciągu lat powstało tutaj osiedle, chałupki dwu-trzypiętrowe, małe bloki, jakby tego nie nazwać. Niezły kąsek do zdobycia. Tym bardziej, że PGNiG cały hektar tego gruntu wycenił na 4 miliony 300 tysięcy. Olbrzymia suma dla nas, ale dla dewelopera to śmieszna kwota.

***

Czy tu jest jeszcze możliwa jakaś ugoda, jakiś kompromis?

Poszliśmy na całkowitą wojnę. Wysłaliśmy pismo do ministrów. Poszło pismo o zasiedzenie do sądu. Jeśli walczymy z PGNiG, to raczej nie będzie tutaj ugody, jakkolwiek, albo jedna strona wygra, albo druga strona wygra. Zawsze mówiłem, żebyśmy się dogadali, ale nie działało. My jako klub chcemy szkolić dzieci, a oni? Przy rozsądnym podejściu koszty byłyby dużo mniejsze. Klub, który jest organizacją pożytku publicznego jest zwolniony z opłat gruntowych, więc tutaj jakieś koszty by odpadały. Oczywiście są jakieś koszty eksploatacyjne – woda, gaz, prąd. Do tej pory, do zeszłego roku, za prąd płaciliśmy my, za wodę PGNiG, za gaz były jakieś układy, których nie rozumiałem, bo ani my, ani PGNiG za to nie płaciliśmy.

Musi zapaść rozstrzygnięcie. Albo w tę, albo w tamtą stronę. Jak przegramy, to koniec, wynosimy się, likwidujemy klub. Nic innego nie jestem w stanie wymyślić. Tym bardziej, jeśli zażądaliby spłaty pieniędzy, których nie mamy. Ja mam problemy. Rodzice pytają się, co dalej, co robić, czy klub będzie ciągnął. Nie jestem w stanie odpowiedzieć. Człowiek jest bezradny.

***

Dalej czekamy na odpowiedź od Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo S.A.

JAN MAZUREK

FOT. PZPN

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

23 komentarzy

Loading...