Marcin Kamiński i jego VfB Stuttgart awansował do Bundesligi. Dzisiaj były obrońca Lecha Poznań był gościem Misji Futbol, w której omówił finisz sezonu oraz sposób, w jaki pandemia pomogła mu w szybszym powrocie na boisko i do formy. Banicja na zapleczu niemieckiej elity trwała rok, zresztą podobnie jak przy ostatnim spadku VfB. Ważniejsze z perspektywy samego Kamińskiego są jednak kwestie zdrowotne – po zerwaniu więzadeł nie ma już śladu, a końcówce sezonu stoper bez problemu znosił 90 minut obciążeń.
Zacznijmy może od tego, że Marcin Kamiński miał wyjątkowego pecha. W ubiegłym sezonie Stuttgart wypożyczył go do teoretycznie słabszej Fortuny Dusseldorf. Przewrotny los (tzw. fortuna) zadecydował, że Fortuna Kamińskiego się utrzymała, a Stuttgart Kamińskiego spadł. Latem zastanawialiśmy się, podobnie jak niemieccy dziennikarze, czy „Kamykowi” powierzona zostanie misja trzymania defensywy VfB w 2. Bundeslidze, czy może on sam zostanie w którymś z klubów elity. Zanim jednak wytypowaliśmy listę drużyn, do których Kamiński mógłby dołączyć, piłkarz zerwał więzadło krzyżowe.
6 miesięcy przerwy zamykało dyskusję na temat ewentualnego transferu. W marcu Kamiński ponownie znalazł się w kadrze meczowej, ale wówczas rozgrywki zawieszono. Po przerwie pandemicznej Polak odzyskał miejsce w składzie – od deski do deski zagrał w siedmiu meczach, dołożył jeszcze 30 minut w ósmym, tylko raz oglądał spotkanie z perspektywy ławki rezerwowych. W ten weekend? 90 minut i feta po awansie.
Tomasz Smokowski, Łukasz Olkowicz i Adam Kotleszka przemaglowali Marcina pod kątem jego sytuacji, ale i jego ocen. Co zrobiłby na miejscu Dawida Kownackiego? Czy ma już patent na Roberta Lewandowskiego? Jak wspomina trenera Dariusza Żurawia?
Całą rozmowę z Kamińskim możecie odsłuchać na Kanale Sportowym Extra, w programie Misja Futbol Dogrywka:
Poniżej zapisy tej rozmowy.
Duże świętowanie na mieście czy na spokojnie, jak Liverpool?
Trochę kibiców po meczu przyszło pod stadion, było trochę radości, ale mieliśmy wszystko wynajęte w klubie. To było spotkanie typowo w gronie ludzi związanych z klubem. Niestety nie można było sobie pozwolić na takie huczne świętowanie jak trzy lata temu.
Jeśli można w ogóle tak to określić – tobie przerwa ze względu na epidemię chyba pomogła płynniej wrócić do gry.
Na pewno ta przerwa ułatwiła mi powrót, miałem więcej czasu, by popracować nad powrotem do pełnej formy. Chociaż już gdy znalazłem się w meczu z Bielefield na ławce, jeszcze przed zawieszeniem ligi, rozmawiałem z trenerem. Wiedziałem, że chce mi dać w kolejnych meczach szansę, jakieś pół godziny, żeby już przyzwyczajać się do obciążenia meczowego. Byłem gotowy już wtedy, ale też wiedziałem, że zwłaszcza po tych 4 tygodniach przerwy od treningów, ta noga jest nadal trochę luźniejsza. Ten odpoczynek po tych siedmiu miesiącach ciężkiej pracy też chyba dobrze mi zrobił.
Jesteście lepiej przygotowani na Bundesligę niż trzy lata temu?
Ciężko powiedzieć. Wszyscy zdają sobie sprawę, że ten rok był bardzo dziwny. Podczas przerwy musieliśmy podtrzymywać dyspozycję fizyczną, to było coś nienaturalnego, bo jednak w okresie kwietniowym te obciążenia są zazwyczaj nieco mniejsze. Wtedy podtrzymujesz tylko to, co wypracowałeś w okresie przygotowawczego okresu zimowego. Teraz? Mamy chyba już podkład pod nowy sezon. Czeka nas parę tygodni przerwy i pod koniec lipca wracamy do treningów. Znów będziemy mieli wiele czasu, żeby optymalnie przygotować się do startu rozgrywek.
A jak zareagowaliście, gdy po zejściu do szatni zobaczyliście wynik Hamburga? 1:5 z Sandhausen na swoim stadionie, HSV znowu traci awans.
Każdy był w szoku, że doprowadzili do takiej sytuacji. Mecze były rozgrywane jednocześnie, oni na pewno zdawali sobie sprawę, że Bielefield prowadzi, więc tak naprawdę HSV miałoby miejsce barażowe nawet przy remisie. Gdy słyszeliśmy pod koniec meczu, że przegrywają 1:3, potem że skończyło się 1:5, byliśmy naprawdę w szoku. W ubiegłym roku zresztą było tak samo, drugi sezon z rzędu w ten sam sposób zaprzepaścili awans. Wtedy kilka kolejek przed końcem byli na miejscu gwarantującym bezpośredni awans, zaczęli remisować, przegrywać, no i punktów zabrakło. Nie spodziewałem się, że w tym sezonie zrobią to samo, ale na nasze szczęście – tak właśnie się wydarzyło.
Heidenheim czy Werder? Werder znów się chyba utrzyma, mimo tych wielkich problemów.
Zdecydowanie stawiam na Werder. Jeżeli chodzi o jakość piłkarską, ale też o to, co pokazali w ostatnim meczu, Werder jest faworytem. Ten ostatni występ, wysoko wygrana z FC Koeln, to był pokaz siły tego zespołu. Zresztą jeśli spojrzy się na nazwiska, nikt by przed sezonem nie powiedział, że oni będą bić się do ostatniej kolejki, żeby zająć to miejsce barażowe. Myślę że zostaną w lidze.
A co ty byś zrobił na miejscu Dawida Kownackiego? Fortuna została z nim trochę jak Himilsbach z angielskim. Dość drogi zawodnik, nieudany i dla niego, i dla klubu sezon, spadek.
Na pewno ten sezon był dla Dawida trudny, po pierwsze ze względu na liczby, po drugie z uwagi na kontuzję, która też mu mocno przeszkodziła. Dla niego najważniejsze będzie teraz to, żeby po prostu grał. Uważam, że jeśli zostanie w Fortunie, solidnie przepracuje okres przygotowawczy i wywalczy sobie miejsce w składzie, to będzie chyba dla niego dobre wyjście. Ciężko mi sobie wyobrazić, żeby on po takim sezonie, w którym mało grał, szukał sobie jakiegoś nowego zespołu.
Przed tobą nowy sezon, nowe wyzwania. Jest taki jeden napastnik w Monachium… Wiesz już, jak go powstrzymać? On nie robi nic skomplikowanego, a gole strzela!
Na tym polega Roberta siła, robi to wszystko prosto, nie kombinuje. Wie, jak się znaleźć przed bramką, jak strzelić. Ale ja do tej pory grając przeciw Robertowi jeszcze nie widziałem jak się cieszył.
Ale nie dlatego, że się odwracałeś!
Nie, nie! Nawet kiedy przegrywaliśmy z Bayernem, jeszcze Robert mojej drużynie gola nie strzelił. Będę po prostu chciał to podtrzymać!
A skoro już obracamy się w tematach wokół Lecha. Znasz dobrze trenera Żurawia, pracowaliście indywidualnie, jak ty się zapatrujesz na sytuację Lecha?
Myślę że praca, którą trener Żuraw wykonuje może przynieść efekty w przyszłym sezonie. Wiadomo, będą znowu zmiany, jakiś zawodnik odejdzie, przyjdzie ktoś nowy. Ale jeżeli drużyna będzie wierzyła w ten projekt i będzie się trzymała tego, co trener zaplanuje, to mogą osiągnąć sukcesy. Przed sezonem patrząc na tę kadrę, wielu obstawiało, że Lech skończy w środku tabeli. Dużo młodych, klub w przebudowie. A jednak okazało się, że w końcówce chłopaki z akademii pokazali, że mogą śmiało rywalizować z obcokrajowcami z innych polskich klubów. To chyba jest droga, którą Lech powinien podążać. Co do samego trenera – faktycznie mieliśmy okazję pracować i gdy przejmował drużynę jako trener tymczasowy, liczyłem że zostanie na tym stanowisku na dłużej. Znałem go jako człowieka i wiedziałem, że on może do tego zespołu wnieść dużo spokoju. To osoba bardzo opanowana, potrafi rozluźnić atmosferę, ale też przykręcić w odpowiednich momentach. Grał długo w piłkę, wie jak zarządzać drużyną, pokazuje się z dobrej strony. Myślę że wszyscy powinni się tego trzymać i kontynuować tę pracę.
W Lechu miałeś szansę grać z Denisem Thomallą, który dzisiaj może awansować z Heidenheim do Bundesligi. Dlaczego on sobie dobrze radzi w 2. Bundeslidze, a w Polsce skończył bez gola?
Problemem Denisa było chyba zderzenie z presją. Heidenheim to jest małe miasteczko, drużyna, która od kilku lat stabilnie gra w 2. Bundeslidze. Tam nikt niczego nie oczekuje, żadnej walki o awans, raczej komfortowa pierwsza szóstka. Trybuny się nie wypełniają, nikt nie wywiera presji. W Poznaniu presja jest oczywiście dużo większa, a napastnika rozlicza się z goli. Zagrał parę spotkań bez bramki, zaczęły się gwizdy na stadionie, zaczęły się publikacje w mediach i to go mogło przytłoczyć. Nie do końca chyba zdawał sobie sprawę z miejsca, w którym się znajduje, jaka jest presja i jakie są oczekiwania w Poznaniu.
To ostatni z napastników, o którego musimy zapytać. Przegląd Sportowy donosi, że Lech i Legia są zainteresowane Mikaelem Ishakiem, szwedzki napastnik Norymbergi. Opinia?
Miałem okazję przeciw niemu grać kilka razy i powiem szczerze, że nie wyróżnił się niczym szczególnym. Potrafił się utrzymać przy piłce tyłem do bramki, całkiem silny, ale nie był to dla mnie napastnik, który z pół sytuacji potrafi coś strzelić. Nie uważałbym go za wzmocnienie.
Fot. Newspix