Kontrakt Petteriego Forsella z Koroną Kielce wygasa wraz z końcem sezonu 2019/20. Sami się zastanawiamy, co na temat Fina myśleć. Z jednej strony – oferuje on sporo piłkarskich fajerwerków. Pokazał to choćby we wczorajszym starciu z Zagłębiem Lubin. Fenomenalnie przymierzył z rzutu wolnego, jego gol z pewnością będzie kandydował do miana najpiękniejszego trafienia sezonu. Z drugiej zaś strony, Forsell kpi sobie z takich pojęć jak profesjonalizm i jest wyraźnie wyznawcą zasady, że „najpierw masa, potem masa”.
Stawiamy zatem pytanie, po części sobie samym, a po części również wam. Czy fajnie byłoby oglądać Forsella w kolejnym sezonie Ekstraklasy? Czy zatęsknimy za Finem, gdy go w lidze zabraknie?
Tak, bo Forsell naprawdę „potrafi kropnąć”
Nie ma piłkarza, któremu wchodzą jak w masło wszystkie strzały z rzutu wolnego. Przy uderzeniach z dalszej odległości notorycznie myli się choćby Cristiano Ronaldo, niezliczone pudła zanotowali też tacy mistrzowie w tej dziedzinie jak Juninho Pernambucano, Zico czy Pierre van Hooijdonk. Tym bardziej od pucołowatego Forsella nie wypada więc wymagać, by każdy jego strzał kończył się golem. Skuteczność fińskiego zawodnika i tak musi budzić uznanie. Czy może nawet nie sama skuteczność, ale powtarzalność. Piłkarz Korony Kielce ma świetnie ustawioną stopę i kopnięciami ze stojącej piłki sieje w tym sezonie prawdzie spustoszenie. Zdobył dotychczas trzy bramki, a przy paru innych okazjach napędził golkiperom niezłego stracha, bo do gola niewiele brakowało.
Najświeższy przykład, wczorajszy mecz Korony z Zagłębiem Lubin.
Zagłębie Lubin 2:1 Korona Kielce (33. kolejka Ekstraklasy 2019/20).
Fakt, że w sezonie 2018/19 – jeszcze w barwach Miedzi Legnica – Forsell ani razu nie trafił do siatki z rzutu wolnego. Ale, po pierwsze, i tak zanotował kilka bramek przedniej urody, co widać na filmiku.
Wszystkie gole Forsella w sezonie 2018/19. Jest kilka perełek.
Po drugie zaś – gole bezpośrednio z rzutów wolnych Fin zarezerwował przede wszystkim na Puchar Polski, gdzie podopieczni Dominika Nowaka zawędrowali aż do półfinału. Forsell strzelił wówczas bramkę Sandecji Nowy Sącz, Puszczy Niepołomice i Jagiellonii Białystok. Ta pierwsza to akurat babol Pawła Kapsy, Miłosz Mleczko z Puszczy też mógł spisać się lepiej. Ale już gol wbity białostoczanom to naprawdę znakomite uderzenie i wielki kunszt strzelającego. Z tak dalekiej odległości trudno jest posłać taki pocisk.
Forsell od początku pobytu na polskich boiskach dowodzi zresztą, że z rzutów wolnych uderzać potrafi jak mało kto. Cofnijmy się na przykład do 2016 roku i starcia Miedzi Legnica z Rozwojem Katowice.
Miedź Legnica 4:0 Rozwój Katowice (32. kolejka 1. ligi 2015/16). Gol Forsella – 1:38.
Fin zapracował na to, by strzały z rzutów wolnych stały się jego znakiem rozpoznawczym. A w sumie niewielu mamy w Polsce piłkarzy, których możemy aż tak pozytywnie kojarzyć z konkretnym elementem gry. Chyba że w prześmiewczym toni, tak jak to jest z wślizgami Mariusza Pawelca. Zazwyczaj status speców od uderzeń z dalszej odległości uzyskują gracze, którym wyszedł jeden czy dwa strzały na dystansie całej kariery. Forsell tymczasem ma na koncie kilkanaście goli z rzutów wolnych, biorąc pod uwagę wyłącznie jego występy na polskich boiskach.
Nie, bo Forsell jest grubasem
Po prostu. Dość mocno uderza to w i tak wątpliwy wizerunek Ekstraklasy, że facet z zauważalną – czasem minimalną, czasem naprawdę okazałą – nadwagą błyszczy tutaj swoimi możliwościami technicznymi. I na przestrzeni paru lat pokazał większe możliwości niż kilku „solidnych ligowców” zademonstrowało przez lat kilkanaście.
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że gdyby Forsell jednak postanowił doprowadzić swoje ciało do porządku i gdyby zaczął prowadzić się jak profesjonalista, to mógłby grać kilka razy lepiej. Szybciej, intensywniej. Choć statystyki biegowe ma i tak nie najgorsze.
Nie ma jednak przypadku w tym, że przed trzema laty fiński zawodnik w Cracovii nie przeszedł testów i właściwie wyrzucono go z klubu. Pisał o tym Przegląd Sportowy: „170 centymetrów wzrostu, niemal 81 kilogramów wagi, 20% ciała stanowi tkanka tłuszczowa. Nie, tak nie ma prawa wyglądać zawodowy piłkarz. A jednak… Z mocno zapuszczonym Finem – Petterim Forsellem, na początku czerwca, za kadencji poprzedniego trenera – Jacka Zielińskiego Cracovia podpisała trzyletni kontrakt. Następca zwolnionego Zielińskiego, Michał Probierz błyskawicznie dostrzegł, że w przypadku okrąglutkiego pomocnika trudno mówić o wzmocnieniu, chyba, że mowa o wzmocnieniu kasy krakowskich fast–foodów. Ani szkoleniowiec ani nikt inny w klubie nie chciał komentować „afery kilogramowej”. A zresztą, w jaki sposób komentować dziesięć kilogramów niepotrzebnego balastu?”.
PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ:
Erik Janża: „Najlepsi lewi obrońcy w lidze? Mladenović, Karbownik i ja!”
Maciej Domański: „Decyzji trenera Papszuna nie rozumiem do dziś. W Stali odetchnąłem psychicznie”
Michał Probierz stwierdził wtedy, że nie jest jego rolą uczenie dorosłych zawodników, jakie powinno być ich podejście do futbolu. Forsell usprawiedliwiał się na łamach Weszło: – Znam swoją wartość i wciąż myślę, ze to nie była dobra decyzja. Mógłbym rozpaczać i się poddać, ale nie byłoby to zbyt dobrym rozwiązaniem. Kilka dni byłem w gorszym nastroju, ale szybko zacząłem trenować strzały z bliskimi, więc entuzjazm powrócił. Nie każdy musi cenić mój styl, tak jak nie każdemu musi się podobać to, jak wyglądam. Uważał, że nie jestem przygotowany do zawodu, a ja uważam, że byłem. To nic niecodziennego, że trener nie chce danego piłkarza i podchodzę do tego normalnie. Nie wiem, czy zmienił zdanie o mnie, ale u mnie nic się nie zmieniło. Moje ciało jest takie samo, jak było wtedy.
– Nie mam problemów z wagą – dodał wtedy Fin. – Trener widzi mnie w treningu i w meczach dochodzi do wniosku: jeśli ma tak wyglądać, ale też tak grać, wszystko jest OK. Na swoim Instagramie ustawiłem sobie nick pullukka10, co oznacza po fińsku „pulchny”. To moja ksywka od czasów dzieciństwa i niektórzy nazywają mnie tak do tej pory.
Cóż, my pozostaniemy jednak przy zdaniu, że gdyby Forsell dla uczczenia każdego meczu z golem na koncie (i tych bez gola zresztą też) nie pałaszował kebaba z podwójną porcją mięsa, to robiłby w lidze znacznie większą zawieruchę.
Tak, bo Forsell dodaje kolorytu marnym zespołom
Trzeba jednak Finowi oddać, że – mówiąc po smudowemu – „walka o spadek” jest dzięki niemu bardziej widowiskowa.
W poprzednim sezonie w barwach Miedzi Legnica ustrzelił on aż 13 bramek, do tego kilka trafień udało mu się również wypracować. To naprawdę niezłe liczby jak na zawodnika występującego w ekstraklasowym beniaminku, który właściwie przez cały sezon był mniej lub mocniej uwikłany w kotłowaninę na dnie tabeli. Ekipa Dominika Nowaka w pierwszej fazie sezonu prezentowała jeszcze dość miły dla oka styl gry, ale potem tych fajerwerków było już znacznie mniej. Mimo to Forsell, grający przez znaczną część rozgrywek jako fałszywy napastnik, uzbierał zupełnie przyzwoity dorobek w klasyfikacji kanadyjskiej. No i pojawił się na boisku we wszystkich 37 meczach ligowych, zwykle grając od deski do deski.
Kilogramy kilogramami, ale zdrowie do regularnego grania chłop ma. Jego świetne występy zapewniły Miedzi trzy oczka w starciach choćby z Jagiellonią Białystok, Lechem Poznań czy Górnikiem Zabrze.
Pocięte getry Forsella.
Teraz Forsell dokazuje w Kielcach i znów to o nim jest najgłośniej. W lutym 2019 roku Fin wylądował w Koronie, która – delikatnie rzecz ujmując – nie zasłynęła w tym sezonie z efektownej gry w ataku. No i trochę udało mu się tę skostniałą ofensywę rozruszać. Odegrał bardzo istotną rolę między innymi w efektownym zwycięstwie 4:1 nad Wisłą Płock, a przecież ten triumf wlał w serca podopiecznych Macieja Bartoszka nadzieję, że jeszcze nie wszystko stracone.
Nie, bo Forsell nie gwarantuje wyniku
Inna sprawa, że koniec końców ani Miedź z Forsellem w składzie się nie utrzymała, ani w Koronie się na to nie zanosi. Oczywiście trudno winić za to akurat tego konkretnego zawodnika. Wręcz przeciwnie, można powiedzieć, że on akurat ponosi najmniejszą odpowiedzialność za niepowodzenia swoich drużyn. Ale też chyba nie jest zbiegiem okoliczności, że jeżeli już Petteri zaczyna błyszczeć w Ekstraklasie, to zwykle w zespole zmierzającym w kierunku degradacji. Spójrzmy choćby na Koronę. Sytuacja kielczan jest już w tej chwili do tego stopnia rozpaczliwa, że Forsell i jego uderzenia z rzutów wolnych urosły tam do rangi ostatniej deski ratunku.
W zdrowo funkcjonującym, mierzącym wysoko klubie piłkarz musi jednak zaprezentować cały szereg atutów, a nie tylko grozić spektakularnymi uderzeniami z dalszej odległości. A Forsell – czy to jako dziesiątka, czy fałszywa dziewiątka – aż tak wielu tych atutów nie ma. Dlatego nie podążył tą samą ścieżką, co chociażby Dani Ramirez. Hiszpan pięknie się wypromował w beznadziejnym ŁKS-ie, teraz notuje dobre występy w Lechu Poznań.
Forsella trudno sobie wyobrazić w zespole celującym w coś więcej niż walka o ligowy byt.
Tak, bo Forsell celuje w wyjazd na Euro
– Marzeniem Petteriego jest Euro 2020. Ten cel artykułuje już od ponad pół roku. Chce o niego walczyć na wyższym szczeblu niż I liga, ale choć rozegrał dobry sezon w Ekstraklasie, ma swoje ujemne aspekty, krążą na jego temat różne opinie. Bardzo trudno byłoby doprowadzić do jego odejścia na komercyjnym rynku. Nie udało się to pół roku temu, dlatego został tylko wypożyczony do Helsinek i nie udało się teraz. Zrobiliśmy więc ukłon w jego stronę, żeby mógł zrealizować swoje marzenia. Taką mamy politykę: staramy się pilnować naszych interesów, ale jeśli tylko możemy, idziemy piłkarzom na rękę. Na pewno Forsell przydałby się teraz drużynie. Rozumiemy jednak jego motywacje – mówił nam przed paroma miesiącami Andrzej Dadełło. Właściciel Miedzi Legnica.
Petteri Forsell świętuje gola w Pucharze Polski.
Legniczanie zimą puścili Forsella do Korony za darmo. Można to sobie tłumaczyć szlachetnością, ale można też pragmatyzmem. Forsell wielokrotnie udowodnił, że gdy jego myśli uciekają w kierunku transferu, to po boisku porusza się jeszcze wolniej. Na treningach daje z siebie jeszcze mniej. A na wagę wnosi jeszcze więcej kilogramów. Dadełło uznał zatem, że skoro i tak się na transferze Fina kokosów nie dorobi, to lepiej się go po prostu pozbyć, zanim popsuje atmosferę w drużynie swoimi fochami.
Ostatecznie z wiadomych przyczyn Euro zostało przesunięte o rok. Forsell ma zatem przed sobą cel, który będzie go motywował do ciężkiej pracy nad wszystkimi aspektami swojej sportowej formy. Jeżeli 12-krotny reprezentant Finlandii chce się załapać do kadry na mistrzostwa, lenistwo zwyczajnie nie wchodzi w grę. A to oznacza, że w sezonie 2020/21 moglibyśmy w Ekstraklasie obejrzeć najlepszą wersję Forsella.
***
A wy, co sądzicie? Chcielibyście w przyszłym sezonie oglądać Forsella w Ekstraklasie?
fot. FotoPyk