Kilka dni temu wróciła Premier League, a w sobotę wraca Championship. Nie wszystkie kluby się ucieszyły, niektórzy nie chcieli grać, ale Bartosz Białkowski i jego Millwall do tego grona nie należą. Z bramkarzem londyńczyków rozmawiamy o dobrej sytuacji w klubie w koronawirusowym okresie, ambicjach sięgających Premier League, sceptycyzmie odnośnie niektórych obostrzeń i… nowych umiejętnościach, do nabycia których zmusiła obecna sytuacja. Zapraszamy.
Championship wraca do gry. Cieszysz się czy jednak masz sporo obaw, które wyraża część klubów?
Cieszę się. Strasznie długa przerwa, trzy miesiące. Wszyscy to odczuliśmy. I ja, i koledzy z drużyny nie możemy się doczekać startu. Idziemy do przodu, staramy się patrzeć optymistycznie.
Jak z formą? Dopiero od 25 maja mogliście odbywać jakiekolwiek treningi, na te w większych grupach pozwolono wam jeszcze później.
Czasu mieliśmy mało, to prawda. W pierwszych dniach nie wyglądało to zbyt dobrze, ale potem z każdym kolejnym dniem następowała poprawa. Chłopaki naprawdę fajnie prezentują się na treningach. Praktycznie od pierwszego dnia siedzenia w domu mieliśmy rozpiski treningowe. Wierz mi, było ich dużo. Śmiałem się, rozmawiając z trenerem przygotowania fizycznego, że nigdy w życiu nie trenowałem tak ciężko jak w okresie koronawirusa. Boisko pokazuje, że nie tylko ja. Koledzy z pola pod względem wydolnościowym i szybkościowym wyglądają świetnie. Musiało jedynie wrócić czucie piłki, tego chyba nikt nie uniknął.
W sobotę rozegraliśmy pierwszy sparing. Wygraliśmy 4:0 z czwartoligowym Colchesterem. Wiadomo, że zbyt daleko idących wniosków wyciągać nie można, ale sposób, w jaki strzelaliśmy gole pozwala się pozytywnie nastawić przed ligą.
Damian Kądzior mówił u nas, że w kwestii szeroko pojętego przygotowania fizycznego piłkarze Dinama Zagrzeb wyniki mieli nawet lepsze niż wcześniej.
Czytałem, czytałem. I powiem ci, że u nas też tak jest. Po każdym treningu dostajemy na telefon wszystkie raporty i statystyki. W sparingu z Colchesterem niektórzy osiągali swoje życiówki pod względem szybkościowym. To pokazuje, że nikt się nie obijał, każdy zrobił swoje.
Jak władze Millwall przyjęły wiadomość o powrocie do gry? Czytałem, że nie wszystkie kluby zareagowały na tę informację z radością.
Nasz klub od początku stał na stanowisku, że jeśli tylko będzie taka możliwość, należy jak najszybciej wznowić rywalizację. Mamy dwa punkty straty do strefy barażowej o Premier League i po cichu liczymy, że uda się znaleźć w pierwszej szóstce. Zostało dziewięć meczów, wszystko w naszych rękach i nogach. Natomiast, faktycznie, były kluby, które kręciły nosem i wolały przedwcześnie zakończyć sezon bez awansów i spadków.
Jednym z powodów niezadowolenia miał być brak konsultacji z klubami w sprawie odmrożenia ligi.
Czytałem, że ludzie z QPR właśnie tak argumentowali swoje stanowisko. Ale z tego, co wiem, przynajmniej raz w tygodniu dochodziło do dyskusji między zarządem ligi a przedstawicielami klubów. Na bieżąco ich informowano, jak wygląda sytuacja. Nasz dyrektor sportowy brał udział w tych konferencjach. Decyzję podjęto dość późno, ale jakąś trzeba było. Jeżeli ktoś od początku nastawił się negatywnie w temacie powrotu do gry, nic dziwnego, że teraz zdania nie zmienia.
Różnych historii jednak nie brakuje. W Charltonie trzech zawodników odmówiło powrotu do treningów, są przypadki zakażeń w Preston i Hull, a podczas ubiegłego weekendu w ostatniej chwili Manchester United odwołał sparing ze Stoke, bo u menedżera tego zespołu wykryto koronawirusa.
Na szczęście u nas nic się nie dzieje. Cisza i spokój, możemy koncentrować się tylko na piłce. Oby tak pozostało.
Wayne Rooney niedawno stwierdził, że angielski futbol za szybko jest zmuszany do powrotu. Patrząc na to, co widzisz wokół siebie, masz przekonanie, że Anglia stała się gotowa na powrót piłki?
To tak naprawdę temat rzeka. Nie ukrywam, że przez pierwsze tygodnie mocno tym żyłem, śledziłem informacje z wielu źródeł. Z czasem jednak starałem się odciąć od tego zamieszania. Inaczej człowiek mógłby zwariować. Gdy już wróciliśmy do treningów, jeszcze bardziej nastawiłem się, żeby mentalnie wracać do normalności. Od dziś [rozmawialiśmy w poniedziałek, PM] w Anglii otwarte są wszystkie sklepy i centra handlowe. Widziałem zdjęcia wielkich kolejek na londyńskich ulicach, pełno ludzi. Restauracje i bary, usługi typu fryzjer czy kosmetyczka mają być dostępne bodajże od 4 lipca. Ze względu na poluźnienie obostrzeń, liczba zachorowań ostatnio chyba nieco wzrosła, ale nie podam ci dokładnych liczb. Tak jak mówiłem, przestałem już żyć tym tematem. Mamy w klubie świetną opiekę, dwa razy w tygodniu jesteśmy poddawani testom. Jak dotąd nie stwierdzono żadnego zakażenia. Jeżeli poza treningami zbytnio się nie narażamy na zewnątrz, możemy być spokojni.
Znasz kogoś, kto był zakażony koronawirusem?
Nie znam. Wszyscy w drużynie zdrowi, rodzina zdrowa, znajomi zdrowi.
Pamiętam, że gdy rozmawialiśmy w połowie marca, wydawałeś się przerażony podejściem Anglików do koronawirusa. Co było dalej? Oswoiłeś się z nową rzeczywistością czy po prostu zobaczyłeś, że to nie jest aż tak duże zagrożenie, jak mogło się wydawać na początku?
Początkowo byłem przerażony. Widziałem, w jakim tempie wirus rozprzestrzenia się w innych krajach. Ale powtórzę: w pewnym momencie odciąłem się. Pogodziłem się z faktami. Jest jak jest, musimy się w tym odnaleźć i wrócić do porządku dziennego. Starałem się patrzeć optymistycznie, wyłapywać pozytywy. Po transferze do Millwall mieszkałem samemu w Londynie, a do domu w Ipswich wpadałem dwa razy w tygodniu na jeden dzień. Teraz mogliśmy spędzić razem znacznie więcej czasu.
A czas chyba pokazał, że strach przed koronawirusem był większy niż powinien być.
No dokładnie. Po czasie podchodzę do tego wszystkiego sceptycznie. Nie chciałbym się jednak zagłębiać w temat. Są od tego mądrzejsi ode mnie. Mam swoje zdanie, trochę inne niż wielu osób, ale wolę je zachować dla siebie – przynajmniej na razie.
Staram się żyć w miarę normalnie, oczywiście trzymając się zaleceń. Nie będę wychodził do restauracji czy spotykał się z kolegami poza klubem. Może mi się coś nie podobać, mogę uważać, że jest to przesadzone, ale robiąc na przekór, nic nie zyskam, a co najwyżej sobie zaszkodzę. Gdyby wykryto u mnie zakażenie, trafiłbym na kwarantannę, wypadłbym z treningów i meczów. Na dłużej mógłbym stracić miejsce w składzie. Po co mi to?
W przypadku zakażonego zawodnika tylko on trafia na kwarantannę?
W Anglii tak. Niedawno rozmawiałem z Rafałem Gikiewiczem i mówił, że w Niemczech jest inaczej. Wystarczy jeden zakażony i cały zespół musi się izolować.
Odnośnie obostrzeń dotyczących samych meczów, coś cię zaskoczyło?
Raczej nie, te same obrazki co w innych ligach. Codziennie mamy mierzoną temperaturę, dwa razy w tygodniu robią nam testy. Podczas sparingu z Colchester nie mogliśmy się przebierać w szatniach, ale mogliśmy w większej sali na stadionie. Każdy miał swoje krzesło, ustawione tak, żeby zachowywać dwumetrowy dystans. Zaraz potem wszyscy biegaliśmy po boisku i nieraz wręcz ocieraliśmy się o siebie. W praktyce czujesz, że to trochę naciągane, ale taki jest protokół i musimy go przestrzegać.
A jak trenujecie?
Przyjeżdżamy przebrani, a po treningu nie możemy się kąpać w klubie. Wracamy do domu w tych spoconych strojach i sami musimy je prać. Nie było to dla mnie problemem. Szybki telefon do żony, co i jak ustawić, gdzie i ile proszku wsypać. Nabyłem nowe umiejętności (śmiech).
Wiele klubów obniżało piłkarzom pensje. Millwall też?
Nie. U nas nawet nie było tematu. Początkowo była tylko rozmowa odnośnie tarczy antykryzysowej. Rząd może jednemu pracownikowi wypłacać do dwóch i pół tysiąca funtów miesięcznie. My właśnie tyle mielibyśmy dostawać, a resztę dopłacałby klub. Ostatecznie nawet w to nie poszliśmy. Właściciel uznał, że nie chce obciążać rządu i nadal będzie wypłacał sto procent – piłkarzom i wszystkim zatrudnionym w Millwall.
Kontrakty wygasające po 30 czerwca są u was poważniejszym problemem?
Kilku chłopaków niedawno przedłużyło umowy. Paru jest też wypożyczonych i już wiadomo, że oni zostają na kolejny miesiąc. Bez przedłużonych kontraktów zostało trzech czy czterech zawodników. Nie oszukujmy się: skoro jeszcze im tego nie zaproponowano, nie odgrywają kluczowej roli w zespole. Podejrzewam, że decyzje dotyczące ich przyszłości zostały podjęte dużo wcześniej.
rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK
Fot. FotoPyK