W ostatnim odcinku programu rozrywkowego Liga Minus przygotowaliśmy rankingi najlepszych i najgorszych piłkarzy sezonu zasadniczego. Zrobiliśmy to, nie ukrywamy, bardziej w formie zabawy – po prostu zsumowaliśmy głosy oddane przez „kapitułę”, co zawsze jakiś pogląd daje, ale prowadzi też do wielu wypaczeń. A że uznaliśmy, iż wybory najlepszych piłkarzy w sezonie zasadnicznym to zbyt poważna sprawa, by traktować je po macoszemu, postanowiliśmy jeszcze raz przegadać sprawę.
Może tak: mamy w tej lidze tak niewielu dobrych piłkarzy, że warto ich doceniać. Dlatego zmieniliśmy też zasady. Po pierwsze – postanowiliśmy osobno potraktować obrońców środkowych i bocznych, a w przypadku pomocników stworzyliśmy trzy osobne kategorie: defensywni/środkowi, skrzydłowi i ofensywni. Po drugie – wyróżniliśmy po pięciu grajków w każdej z nich.
Mamy nadzieję, że będzie to fajny punkt wyjścia do dyskusji, bo nie ukrywajmy – te rankingi to żadna wyrocznia, tylko zaproszenie do rozmowy. Niekoniecznie kulturalnej! Ciekawi jesteśmy też, ile zmieni w tych wyborach sama runda finałowa, bo po ostatnim meczu sezonu przygotujemy rzecz jasna tradycyjne rankingi, lecąc pozycja po pozycji.
Bramkarze
Nie będzie żadnych udziwnień, my jesteśmy normalni, zaczynamy więc od bramki. Bywały sezony, w których ten wyścig stał na dużo wyższym poziomie.
- Dusan Kuciak (Lechia Gdańsk)
- Matus Putnocky (Śląsk Wrocław)
- Marek Kozioł (Korona Kielce)
- Dante Stipica (Pogoń Szczecin)
- Pavels Steinbors (Arka Gdynia)
Nie było kandydata idealnego. Idealnego, czyli jakiego? Ano na przykład takiego Dante Stipicy z jesieni. Wtedy to Chorwat bronił zarówno bardzo skutecznie, jak i efektownie. Spokojnie można założyć, że bez jego interwencji Pogoń miałaby na koncie kilka punktów mniej. Problemem jest to, że z czasem przestał doskakiwać do poprzeczki, którą zawiesił sobie na bardzo wysokim poziomie. Już jesienią zdarzały mu się wpływające na wynik błędy, a wiosną dostosował się do poziomu kolegów. Przy czym nawet nie można powiedzieć, by bronił to, co powinien i puszczał to, co puściłaby większość golkiperów. Całościowo to naszym zdaniem za mało nawet na podium.
Ze „śmierci króla” skorzystał Dusan Kuciak. To nie jest wybór, który broni się, gdy popatrzymy na podstawowe statystyki. Trzy czyste konta to bardzo mało. 35 puszczonych bramek w 24 meczach to z kolei dużo (Putnocky, Stipica, Majecki, van der Hart i Plach mniej puścili w 30 spotkaniach). Jednak gdy wrócimy do przebiegu tych gier, dojdziemy do prostego wniosku – słowacki bramkarz nie zawalił Lechii ani jednej potyczki. To jedyny bramkarz w lidze, któremu nie wystawiliśmy w tym sezonie gorszej noty niż wyjściowa piątka. A meczów, w których ratował Lechii tyłek, było – lekko licząc – sześć. Jeśli ktoś ma się wstydzić za kiepski bilans gdańskiego zespołu, to raczej defensorzy. Choć też nie wszyscy, ale do tego wrócimy.
Putnocky to kazus nieco zbliżony do Stipicy – znacznie lepszy początek niż dalsza część sezonu, ale tu wahnięcie formy jest zdecydowanie mniejsze. Z kolei Kozioł to odkrycie i wyrzut sumienia wielu polskich klubów, bo udowodnił, że naprawdę dobrego fachowca nie trzeba szukać gdzieś po Bałkanach czy w Holandii – wystarczy zerknąć na I ligę. Stawkę uzupełnia Steinbors, najbardziej zapracowany bramkarz w lidze. Łotysz w sezonie zasadniczym obronił 146 strzałów (drugi w tej klasyfikacji Chudy „tylko” 112). Może trochę brakuje mu już tego błysku z poprzednich sezonów, może ma więcej słabszych dni, ale na wyróżnienie i tak zasłużył.
Boczni obrońcy
Jedyna kategoria, w której nie sposób było przewidzieć przed sezonem, kto wygra. Przed startem rozgrywek pewnie większość osób nie wiedziała bowiem, kim w ogóle jest Michał Karbownik.
- Michał Karbownik (Legia Warszawa)
- Marko Vesović (Legia Warszawa)
- Alan Czerwiński (Zagłębie Lubin)
- Dino Stiglec (Śląsk Wrocław)
- Erik Janża (Górnik Zabrze)
Wskoczył do składu w 6. kolejce, bo przed rewanżem z Rangersami trzeba było porotować. W dodatku nie na swoją nominalną pozycję. Błyskawicznie jednak przekonał, że nie warto zaprzątać sobie głowy Obradoviciem czy innym Rochą. I stał się najgorętszym nazwiskiem na naszym rynku spośród piłkarzy urodzonych już w XXI wieku. W Ekstraklasie zagrał 23 razy i trudno wskazać zły występ (może na siłę wyjazdowy mecz z Pogonią?). A jeśli chodzi o bardzo dobre, jedyny kłopot, który mamy, to kłopot bogactwa.
Za nim kolega z drużyny, który opuścił jesienią kilka meczów, ale potem ustabilizował formę na wysokim poziomie. A już po samej pandemii Vesović to wręcz najlepszy piłkarz w lidze. Nie spodziewaliśmy się rzucić takich słów o nim, a jednak. Niewiele gorszy jest Czerwiński, który po zwolnieniu Bena van Daela wrócił ze skrzydła na nominalną pozycję i szybko potwierdził, że powinien na niej zostać. W ofensywie chyba najlepszy z wyróżnionych. Choć niczego nie brakuje tu też zarówno Stiglecowi, jak i Janży, którzy dodatkowo dobrze biją stałe fragmenty. Jeśli obrońcę Górnika mielibyśmy na kogoś wymienić, to chyba na Cornela Rapę z Cracovii, ale jemu, tak jak i całej Cracovii, zdarzył się wiosną dość głęboki dołek.
Środkowi obrońcy
O środku obrony wstępnie możemy powiedzieć to, co o bramce – bywało lepiej. No ale z drugiej strony – dziesięciu dobrych stoperów spokojnie można w tej lidze znaleźć. Potem zostało już tylko wybrać najlepszą piątkę. Oto ona.
- Artur Jędrzejczyk (Legia Warszawa)
- David Jablonsky (Cracovia)
- Lubomir Satka (Lech Poznań)
- Michał Nalepa (Lechia Gdańsk)
- Jakub Czerwiński (Piast Gliwice)
Często przy tym wyborze wpada się w pewną pułapkę. Mamy wrażenie, że w ostatnich latach wiele razy wybierano tu raczej najlepszego napastnika wśród stoperów, a nie najlepszego środkowego obrońcę. Gdybyśmy poszli tym kluczem, w tym sezonie wygrać powinien Tomas Petrasek, a drugie miejsce zająć Adnan Kovacević. Braliśmy ich pod uwagę, ale umówmy się – w defensywie spokojnie znaleźlibyśmy lepszych, szczególnie Czech popełnił sporo bramkowych błędów.
Dlatego postawiliśmy na Jędrzejczyka, który nie wyróżnił się pod bramką rywala (o goli i 0 asyst), ale pod swoją korzysta z wielkiego doświadczenia, które daje choćby gra na wielkiej imprezie. Łatwo jest nie pałać do niego sympatią, szczególnie jeśli kibicuje się innemu klubowi, ale zostawmy to. Najważniejsze, że nie przepadają za nim napastnicy drużyn przeciwnych, bo zawsze mają trudną przeprawę. Podobnie jak z Jablonskym. Fajną rywalizację ma na środku defensywy Cracovia, bo po powrocie Datkovicia walczy tam czterech solidnych stoperów, no ale nie ma wątpliwości, że liderem tej szajki jest Czech.
Dalej mamy Satkę, który jest miłą odmianą. Ma Lech ostatnio duży problem ze sprowadzanymi stoperami, nawet dobry Rogne irytuje swoją kruchością, bo wypada z gry przy każdym mocniejszym podmuchu wiatru. A u Satki wszystko się zgadza, mamy wrażenie, że przy dobrym partnerze może pokazać jeszcze więcej niż do tej pory. Nalepę – cytując klasyka – najmniej winilibyśmy za wspomniane braki w defensywie Lechii. Chłop robi, co może. Stawkę uzupełnia Czerwiński. I tak – jest to wyróżnienie naciągane, trochę symboliczne. Stoper Piasta zagrał tylko w 13 spotkaniach, ale zarówno przed kontuzją, jak i po niej, na poziomie z zeszłego sezonu. Czyli najlepszego defensora w lidze.
Defensywni/środkowi pomocnicy
Powiedzieliśmy, że trudno było przewidzieć Karbownika, bo niewielu go znało. Zwycięzcę tej kategorii też, ale z innych powodów.
- Domagoj Antolić (Legia Warszawa)
- Pedro Tiba (Lech Poznań)
- Dominik Furman (Wisła Płock)
- Petr Schwarz (Raków Częstochowa)
- Tom Hateley (Piast Gliwice)
No nie ma co kryć – Antolić nigdy nie kojarzył nam się z byciem liderem drugiej linii. Nie sprawdzał się niezależnie od tego, kto zarządzał składem warszawskiego klubu. Dopiero Aleksandar Vuković wydobył z niego to, co najlepsze. Teraz potrafimy uwierzyć, że ten gość siedem razy wygrywał mistrzostwo Chorwacji i grywał w tamtejszej kadrze z Modriciem czy Kovaciciem. Za nim Pedro Tiba, do którego mamy w zasadzie tylko jedno „ale”. Skuteczność. Portugalczyk nie strzelił żadnej bramki. I nie jest to okej, bo jest w dziesiątce piłkarzy w lidze, którzy próbują najczęściej (dokładnie na 7. miejscu; dane ekstrastats.pl). Gdyby to zmienił, pewnie wygrałby ten ranking.
Furman to bodaj najbardziej „wpływowy” piłkarz w lidze. Nikt nie przerasta swojej drużyny tak wyraźnie jak on Wisły Płock. Poza tym ma najwięcej kluczowych podań w całej Ekstraklasie i stworzył kolegom najwięcej dogodnych sytuacji (ekstrastats.pl). Schwarz? Najlepszy asystent w lidze (osiem ostatnich podań, do tego sześć goli!), a przecież mnóstwo jest pomocników bardziej zorientowanych na ofensywę. Długo głowiliśmy się nad piątym miejscem. Janusz Gol, który dopiero wiosną zgubił profesorską togę? Jakub Moder, który chyba ostatecznie uporał się z Muharem i zdobył dla Lecha kilka punktów? Czy może Tom Hateley, który… Któremu trudno coś zarzucić. Postawiliśmy na Anglika właśnie ze względu na stały, wysoki poziom. Tak jak był cichym bohaterem Piasta w drodze po mistrzowski tytuł, tak teraz – w przeciwieństwie do kilku kolegów – nie spuścił z tonu.
Skrzydłowi
Tu mieliśmy chyba najtwardszy orzech do zgryzienia.
- Paweł Wszołek (Legia Warszawa)
- Damjan Bohar (Zagłębie Lubin)
- Kamil Jóźwiak (Lech Poznań)
- Sergiu Hanca (Cracovia)
- Jesus Jimenez (Górnik Zabrze)
Jest dwóch wielkich poszkodowanych, których nazwiska skreśliliśmy z bólem serca. To Sasza Żivec, czyli drugi element słoweńskich skrzydeł Zagłębia, które są najmocniejsze w całej lidze, oraz Jakub Błaszczykowski, który… jest zdrowy. Po prostu. Co do jego piłkarskiej klasy na poziomie Ekstraklasy nie mieliśmy żadnych wątpliwości.
Ale teraz o obecnych. Gdybyśmy kierowali się tylko klasyfikacją kanadyjską, wygrałby Bohar, a Jóźwiak w ogóle wypadłby z piątki. Naszym zdaniem nie tędy droga. Oczywiście 17 wypracowanych przez Słoweńca goli robi ogromne wrażenie, ale chyba każdy, kto śledzi mecze Miedziowych, wie, że ma on wiele takich, w których przechodzi obok lub zaznacza swoją obecność tylko jakąś liczbą. Mamy wrażenie, że Wszołek ma większy wpływ na obraz gry swojego zespołu. Przypomnijmy – najlepszego w lidze. Jóźwiaka z kolei trudno sprowadzać do samych goli i asyst (ma ich łącznie 9). Rzadko trafiają się w naszej lidze goście, którzy tak chętnie wdają się w dryblingi i robią to tak umiejętnie jak skrzydłowy Lecha, co wypada docenić.
Wyróżnienia dla Hanki i Jimeneza to pochwała regularności, zbierania liczb przez cały sezon. W przypadku Rumuna najdłuższa seria „pustych przelotów” to ledwie trzy mecze bez gola czy asysty. Z kolei u Jimeneza licznik wskazuje tylko jedno spotkanie więcej. A zgodzimy się też chyba co do tego, że – nawet abstrahując od statystyk – to bardzo dobrzy piłkarze.
Ofensywni pomocnicy
W zeszłym sezonie to właśnie „na kierownicy” grał najlepszy, przynajmniej według oficjalnych plebiscytów, piłkarz ligi. Ciągle nie potrafimy wykluczyć, że w tym roku będzie podobnie.
- Dani Ramirez (ŁKS Łódź/Lech Poznań
- Jorge Felix (Piast Gliwice)
- Luquinhas (Legia Warszawa)
- Filip Starzyński (Zagłębie Lubin)
- Jesus Imaz (Jagiellonia Białystok)
Joel Valencia został godnie zastąpiony przez Jorge Felixa. Podobnie jak Ekwadorczyk został przesunięty za plecy napastnika ze skrzydła i cóż – Waldemar Fornalik znów miał nosa. Nie jest to podmianka jeden do jednego, bo Felix to bardziej egzekutor niż reżyser gry, ale jeśli Piast cokolwiek na takiej zmianie stracił, to niewiele.
Przy czym znaleźliśmy naszym zdaniem jeszcze lepszego ofensywnego pomocnika – Daniego Ramireza. Hiszpan odwalał wielką robotę w słabiutkim ŁKS-ie, co najdobitniej widać właśnie teraz, gdy w jego buty próbują wejść Dominguez czy Pirulo. Okazują się zdecydowanie za duże. A przecież i w Lechu Ramirez błyskawicznie dopasował się do nowego otoczenia i wyższych oczekiwań. Nie wyszedł mu mecz z Legią, ale każdy ma prawo do gorszego dnia. Szybko rozwiał wątpliwości – nie przepadnie.
Na podium znalazło się też miejsce dla Luquinhasa. Jemu też świetnie zrobiła przeprowadzka ze skrzydła do środka. Żywe srebro, choć jednocześnie gość na wagę – jeśli ktoś ma zyskać teren czy zrobić przewagę, to właśnie on. Oczywiście Brazylijczyk dalej grywa na skrzydle, ale tam też przeszedł metamorfozę i daje Legii więcej niż na początku sezonu. I tu szymkowiakowy szacuneczek dla Vukovicia – nie dość, że to on wymyślił takiego Luquinhasa, to jeszcze godzi go z Walerianem Gwilią, którego też mocno braliśmy pod uwagę.
Wybraliśmy jednak Jesusa Imaza. Jasne, Hiszpan wiosną momentami wygląda tak, jakby przeprowadził się do Arabii Saudyjskiej, z której dostał ofertę, a do Białegostoku przysłał bliźniaka, ale trzeba pamiętać, że oceniamy cały sezon zasadniczy, a jesienią wykręcił świetne liczby (11 goli i 3 asysty). Szanse mieli też Darko Jevtić, który wyjechał zimą i Pelle van Amersfoort. Filip Starzyński – wiadomo – robi swoje na wysokim poziomie.
Napastnicy
Ostatnia, ale niekoniecznie najgorzej obsadzona kategoria.
- Christian Gytkjaer (Lech Poznań)
- Flavio Paixao (Lechia Gdańsk)
- Jarosław Niezgoda (Legia Warszawa)
- Jose Kante (Legia Warszawa)
- Igor Angulo (Górnik Zabrze)
Wygrać mógł tylko jeden zawodnik. Gytkjaer pewnie kroczy po drugą koronę króla strzelców w swojej karierze i chyba tylko kataklizm może mu ją odebrać (6 goli przewagi nad Felixem).
Pewnie gdyby Niezgoda poczekał z wyjazdem jeszcze pół roku, potoczyłoby się to inaczej i walka byłaby zażarta, no ale w tym wypadku gdybanie nie ma sensu. Oczywiście rezultat wykręcony jesienią przez piłkarza Legii zasługuje na uznanie. Tak samo jak sposób, w jaki zastąpił do Jose Kante (no, do pewnego momentu). Wyżej postawiliśmy tylko Paixao, który w tym sezonie stał się najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii Ekstraklasy. Nieźle jak na „gorszego z bliźniaków”.
Numer pięć był problematyczny. Klimala i Buksa, którzy wyjechali po jesieni, opuścili ligę jednak z niewielkim dorobkiem bramkowym (strzelili tyle co Niezgoda, ale łącznie). Białek to jedno z odkryć, ale jeszcze pokazał jednak zbyt mało. Lopes czy Parzyszek nie do końca przekonują. Dlatego uznaliśmy, że naturalny jest wybór Angulo. Bask spuścił z tonu, gdy porównany ten sezon do poprzednich, ale ciągle bronią go liczby, nawet jeśli nie robi tego sama gra (12 goli i 4 asysty).
Fot. FotoPyK