– Jeśli sportowo wszystko pójdzie dobrze, wygramy ciężką grupę, będziemy gospodarzem Final Four. Gościlibyśmy cztery najlepsze zespoły na stadionie Legii i na PGE Narodowym we wrześniu lub październiku 2021 roku. Taki turniej byłby jak mini Euro, zainteresowanie byłoby ogromne – mówił w poranku Weszło FM Maciej Sawicki, sekretarz generalny Polskiego Związku Piłki Nożnej. Skomentował też między innymi wczorajsze decyzje UEFA w kwestii piłki klubowej i reprezentacyjnej.
Jakie są najważniejsze punkty wczorajszych decyzji UEFA z polskiego punktu widzenia?
– Najbardziej istotnym jest, że finał Ligi Europy w Gdańsku, który miał się odbyć w lipcu lub sierpniu, dzięki wysiłkom naszym, naszego prezesa, został przeniesiony na przyszły rok. Najprawdopodobniej będziemy go gościć z publicznością. O taki finał nam chodziło. Przy okazji którego kibice przyjadą do Gdańska, zobaczą nasze piękne miasto, tradycję. To świetna okazja promocji nas wszystkich, piłki nożnej w naszym kraju. Cieszę się, że takie decyzje zapadły. Było też kilka innych, bardzo istotnych. Przede wszystkim ta, w jaki sposób zamierzamy dograć tę edycję europejskich pucharów. Jak również potwierdzenie kalendarza reprezentacyjnego jesienią oraz tego, że dwunastu gospodarzy mistrzostw Europy pozostaje bez zmian za rok.
Trudno było wszystkie te koncepcje wypracować?
– Wczorajszy dzień był kulminacją wykonanej przez wiele tygodni, miesięcy pracy. Przygotowywaliśmy się bardzo skrupulatnie do finału w Gdańsku. Współpracowaliśmy z miastem, z operatorem stadionu. Mamy specjalną komórkę w PZPN-ie, która się tym zajmuje. Ta praca nie pójdzie na marne. Wielkie święto piłki będzie za rok. Aby ono mogło się odbyć, trzeba było odbyć wiele konsultacji, przekonać kilku ludzi. Chyba udowodniliśmy już, że w tym jesteśmy dobrzy.
Odnośnie do planów związanych z europejskimi pucharami – mają się one odbyć w sierpniu, w formule Final Eight. UEFA ma zapewnienia od władz poszczególnych krajów, że obostrzenia dotyczące kwarantanny – wciąż gdzieniegdzie obowiązujące – zostaną zniesione?
– Żyjemy w takich czasach, że każdego dnia dochodzą do nas nowe informacje. Pozytywne, mniej pozytywne. Nie da się przewidzieć tego, co będzie przed nami tak, jak nie mogliśmy przewidzieć przyjścia tej pandemii. Chyba nie jesteśmy w stanie również przewidzieć, kiedy ona odejdzie. Miejmy nadzieję, że szybko i na zawsze. Natomiast UEFA zdecydowała o jednej rzeczy. Pierwsze decyzje zostały podjęte już kilka miesięcy temu. Konkret – przesuwamy mistrzostwa Europy, dajemy czerwiec i lipiec, by każdy z krajów mógł dokończyć swoje rozgrywki. Jak wiemy, 69% federacji w Europie wznowiło swoje rozgrywki, 24% kompletnie je zakończyło. Takimi krajami jest Holandia czy Francja. Polska była jednym z pierwszych krajów, który na poziomie centralnym zaczął grać. Będziemy też jednym z pierwszych krajów, który w sposób uporządkowany, zorganizowany wprowadzi 25% widowni na stadiony.
UEFA powiedziała, że w sierpniu chce kończyć europejskie puchary. Biorąc pod uwagę, że sezon w Europie trzeba szybko kończyć, bo za chwilę zaczyna się kolejny – 2020/21 – trzeba było znaleźć optymalny kalendarz. By rozpocząć jedną edycję, zacząć kolejną, by to się za bardzo nie pokrywało. Decyzje są takie, że oba te puchary – LM i LE – zostaną dokończone w formule Final Eight. Liga Europy w Niemczech, z finałem w Kolonii, Liga Mistrzów w Portugalii, z finałem w Lizbonie. Dużą zmianą jest też to, że ćwierćfinały i półfinały będą rozegrane na zasadzie jednego meczu. Formuła jest prosta, konkretna.
Patrzę na mecze reprezentacji wyznaczone na wrzesień. Gdyby nie udało się w jakimś kraju rozegrać takiego spotkania, wtedy w grę wchodzi teren neutralny?
– Tak, mogę sobie to wyobrazić. Jeśli jeden, dwa, kilka krajów będą mieć problem epidemiologiczny, nie będą się mogły odbywać loty międzynarodowe, to myślę, że mogą się takie spotkania odbyć na terenie neutralnym. Ale wszystko wskazuje na to, że powinna wrócić normalność, powinni wrócić kibice. Na ten moment rozegranie jesienią Ligi Narodów nie jest zagrożone. Kalendarz będzie mocno wypełniony – dwa mecze we wrześniu, trzy w październiku, trzy w listopadzie. W sumie zagramy osiem spotkań reprezentacyjnych, sześć w ramach Ligi Narodów, dwa towarzyskie. Bardzo duża pigułka piłki reprezentacyjnej, ale to nas chyba wszystkich bardzo cieszy. Zdążyliśmy się stęsknić.
Nie zmienia się lokalizacja, jeśli chodzi o Euro 2020 przeniesione na kolejny rok. Polska gra w tych samych miejscach. Tutaj były jakieś wątpliwości, czy od początku było czuć, że tych dwanaście miast da radę?
– Dwa czy trzy miasta miały problemy. Ale nie natury takiej, że nie chcą organizować mistrzostw, tylko wcześniej miały poumawiane duże eventy o sporym zasięgu. W związku z tym trwały prace nad tym, by wszystko poprzekładać. Tak, by dwanaście miast, które miały być gospodarzami Euro w tym roku, było nimi także za rok. Tak też się stało i myślę, że to wielkie wyzwanie, ale i wielki prestiż dla tych miast. Jeśli chodzi o naszą logistykę, organizację – nic się tu nie zmienia. Euro zacznie się o dzień wcześniej, więc nasze mecze będą też o dzień wcześniej względem tego roku. Powtórzymy ten schemat, który wypracowaliśmy przed Euro w tym roku. Zgrupowanie w Opalenicy, baza w Dublinie. Stamtąd będziemy podróżować na mecz do Bilbao, wracać do Dublina. To, że dwa mecze rozgrywamy w stolicy Irlandii zdecydowało, gdzie będziemy przebywać w trakcie Euro.
To, co istotne dla kibiców, to że bilety pozostają ważne. A ci, którzy chcą je zwrócić, mają na to szansę między 18 a 25 czerwca.
– Jak najbardziej, to też jest – tak myślę – bardzo w porządku. Ci, którzy będą chcieli pojechać i mają już bilety, to nie muszą się martwić. A ci, którzy będą woleli bilety zwrócić, mają taką możliwość.
Mecze towarzyskie z Ukrainą, z Finlandią także zostają, tylko w terminach późniejszych, tak?
– Tak. To będą spotkania, które rozegramy odpowiednio: w październiku i w listopadzie. Pierwsze z trzech spotkań na tych dwóch zgrupowaniach, to zawsze będzie mecz towarzyski. Po nim nastąpią dwa starcia w Lidze Narodów. Dostaniemy w przeciągu 10 dni 3 mecze kadry. Czegoś takiego w okienku reprezentacyjnym nie było. Ale wyjątkowe sytuacje wymagają wyjątkowych decyzji. Tak samo będzie w marcu, kiedy po przerwie zimowej będą trzy arcyważne mecze, w ramach eliminacji mundialu. A ukształtują one sytuację w grupie, w jakiej będziemy i rozjaśnią kwestię naszego ewentualnego awansu na MŚ w Katarze.
Na mecze z Ukrainą i Finlandią bilety były już sprzedawane. One zostają, nie zostają?
– Zaczęliśmy sprzedaż biletów, natomiast już je dawno rozliczyliśmy. Każdy kibic miał prawo je zwrócić. Dołożyliśmy wszelkich starań, by mogło się to stać bezproblemowo. Natomiast jeśli chodzi o jesień, to jeszcze nie wiadomo, gdzie w kraju zagramy te spotkania.
Mogą one być bez kibiców lub z ograniczonym wstępem…
– Dlatego też potrzebujemy więcej czasu. By mieć dość informacji, by móc się do tego przygotowywać. Gdyby była sytuacja, że trzeba będzie grać bez publiczności, z jej ograniczoną liczebnością – będzie to determinowało wybór stadionu.
Jeśli chodzi o turniej finałowy Ligi Narodów – kiedy on się odbędzie? Warto powiedzieć, że w Lidze Narodów jest o co grać. Gdyby Polska wygrała swoją grupę z Włochami, Holandią i Bośnią, Warszawa miałaby szansę go zorganizować.
– Będzie go organizować. Tak naprawdę też nad tym pracowaliśmy. Jeśli sportowo wszystko pójdzie dobrze, wygramy ciężką grupę, będziemy gospodarzem Final Four. Gościlibyśmy cztery najlepsze zespoły na stadionie Legii i na PGE Narodowym we wrześniu lub październiku 2021 roku. Taki turniej byłby jak mini Euro, zainteresowanie byłoby ogromne.
Wróćmy na krajowe poletko. Jak to w najbliższej kolejce będzie wyglądało, jeśli chodzi o kibiców na stadionach? Ujrzymy na każdym obiekcie 25%, włącznie z Górnikiem Zabrze i Piastem Gliwice?
– Sytuacja jest bardzo dynamiczna. Jesteśmy non stop w kontakcie ze wszystkimi klubami poziomu centralnego. Każdy z nich uzgadnia z nami plan rozmieszczenia kibiców na stadionie. Plan wejścia kibiców na obiekt. Kiedy jest “okej” z naszej strony, kluby mogą się ubiegać o imprezę masową. Decyzje będą wydawane lada chwila. W niektórych rejonach Polski – jest to napisane w rozporządzeniu – wojewoda może nie zezwolić na imprezę masową, gdy widzi, że zagrożenie epidemiologiczne ma miejsce. W najbliższym czasie możemy się spodziewać wielu decyzji w kwestii konkretnych stadionów.
Prezes Górnika Zabrze już przekazywał, że kibiców będzie nieco mniej. Nie 6 000, a 4 600. Ale pisze też o tym, że nie wie, czy kibice w ogóle nie będą mogli wejść na stadion, ponieważ krzyżują się drogi między strefami.
– Nikt nie mógł przewidzieć, że będziemy w takiej sytuacji. Stadiony są zbudowane jak są, gdzieniegdzie mogą być problemy, o których słyszymy. Są to problemy dotyczące konkretnej lokalizacji, konkretnego obiektu. Trzeba się z tym zmierzyć, nie ma innego wyjścia. Należy pamiętać jedno: jeśli my, kibice, chcemy pomóc klubom, to należy się stosować do wszystkich zasad. Zaakceptować pewne niedogodności. Wchodzenie i wychodzenie ze stadionu w maseczkach…
Żeby tę ligę dograć, na tym powinno każdemu zależeć.
– No i na tym, by wspierać swój klub. Będziemy musieli być rozsadzeni na trybunach, gdzie trzeba będzie zachować około dwóch metrów odległości. Co czwarte krzesełko, co drugi rząd. Jest to jakaś niedogodność, ale żyjemy w otoczeniu, w jakim żyjemy. Trzeba sobie pomału z tym radzić i stawić temu czoła.
Głowicie się mocno nad sprawą Sokoła Ostróda i Legii II Warszawa? Czy to już musztarda po obiedzie i nic już się w tym temacie nie zmieni?
– Trudno mi coś w tym temacie powiedzieć. Organem decyzyjnym jest lokalny związek, który wydał taką, a nie inną decyzję. Mowa o Warmińsko-Mazurskim Związku Piłki Nożnej. To on prowadzi rozgrywki, jest jednostką autonomiczną. Ciężko ingerować w decyzję, jaka została podjęta.
Według pana wiedzy, ile stadionów wypełni się już w najbliższej kolejce? 80%? 90%?
– Mam nadzieję, że tak będzie, ale nie wiem, czy już w ten weekend. Tam, gdzie będzie to powyżej tysiąca osób, w ramach imprezy masowej, uzgodnienia mogą trwać nieco dłużej. Spodziewam się, że będą kluby, które jeszcze w ten weekend nie będą w stanie wszystkiego zorganizować.
Na koniec zapytamy o aspekt finansowy. Jak związek odczuł pandemię i jak wygląda w tym momencie pomoc dla klubów? Nie tak dawno ogłaszano pakiet pomocowy. Mówiono o dużych sumach, jeden z największych tego typu pakietów w Europie. Skąd znalazły się na to pieniądze, jak to wygląda?
– Gdy pojawiła się pandemia w Polsce, PZPN szybko wyszedł z inicjatywą. Przygotował kompleksowy plan pomocowy dla całego środowiska piłkarskiego. 116 milionów złotych w formie jakiejkolwiek pomocy. Dotacji, przeznaczenia pieniędzy na konkretne rzeczy, a nie w formie pożyczek. Nasz plan jest największym planem pomocowym w Europie, odbił się szerokim echem. Wiele federacji do nas dzwoniło, kontaktowało się, by spróbować coś zaimplementować u siebie. Pieniądze do poszczególnych grup już popłynęły, ale największa pula zostanie rozdysponowana na początku kolejnego sezonu. Gdzieś w połowie sierpnia przekażemy ją klubom.
Rozmawiali WOJCIECH PIELA i MAJA STRZELCZYK
fot. FotoPyK